Na podstawie mojego doświadczenia sądzę, że najtrudniej jest Bogu dotrzeć do serc tych, którzy nie doznali miłości w dzieciństwie, którym nikt nigdy nie powiedział „kocham”, i których nie nauczono dostrzegać dobra w sobie.
Nie chcę w ten sposób nikogo oskarżać, prawdą jednak jest, że te bardzo głębokie rany w konsekwencji powodują, że człowiek ucieka od miłości, ciepła, życzliwości, zupełnie nie będąc tego świadomy. W takiej sytuacji szatan ma wielkie pole do popisu i korzysta z tego w pełni.
Moje dzieciństwo naznaczone było lękiem, nauczyłam się wypierać swoje potrzeby, uczucia, często się chowałam i z nikim nie rozmawiałam o tym, co działo się w moim sercu. Nasza rodzina miała problem alkoholowy i w związku z tym cierpiała na odwieczne kłótnie, spokój był rzadkością. Apeluję tutaj do rodziców: nigdy nie mówcie swoim dzieciom, że są karą Bożą. Jest to podłe kłamstwo, które może podsunąć tylko szatan, aby przysłonić prawdziwy obraz Boga Ojca. Nigdy nie straszcie dzieci Bogiem. Pomimo zapracowania, zabiegania, znajdujcie czas dla swoich dzieci, mówcie otwarcie o miłości, nie traktujcie dzieci obojętnie; nawet mała chwila poczucia, że się jest akceptowanym, kochanym, znaczy dla dziecka bardzo wiele. Gdy więcej jest sytuacji, kiedy wytyka się błędy, krytykuje, psychicznie poniewiera, to pozbawia się dziecko radości życia i poczucia wartości.
Jeśli nie dość przekonująco piszę, to spróbujcie wczuć się w sytuację dziecka, które czuje autentyczny ból w sercu, gdy ktoś życzliwy je przytuli. Dla mnie, przyzwyczajonej do rodzicielskiego chłodu, był to dramat, nie rozumiałam tego. W takich chwilach myślałam tylko o tym, by uciec gdzieś, gdzie nikogo nie ma i wypłakać się. Teraz wiem, że nie umiałam przyjmować ani nasycać się gestami życzliwości – nikt mnie tego nie nauczył. Wycofywałam się, ja nie byłam ważna, sama siebie źle traktowałam i tak traktowali mnie inni, zwłaszcza mężczyźni. Myliłam doznania zmysłowe z miłością. Upadałam i doznawałam upokorzeń. Nie wiedziałam, gdzie leży tego przyczyna, czułam się oszukiwana i miałam żal do wszystkich. W chwili największego kryzysu modliłam się do Boga o śmierć, bałam się ludzi i czułam się nikomu niepotrzebna, jakbym była „pomyłką”.
Wtedy właśnie Bóg pochwycił mnie mocną ręką i już teraz nie wypuszcza ze swego uścisku. Od tamtej pory minęło już pięć lat, wyjechałam z domu, mam dobrą pracę, studia – uwierzyłam w siebie.
Chrystus jest prawdziwym lekarzem ciała i duszy. Tyle razy upadałam i czułam się niegodna, broniłam się przed miłością. Ale Bóg dał mi tak wielkie jej pragnienie i czekał tylko na moją decyzję podjęcia walki o miłość – miłość do Niego, ludzi, samej siebie. Każde moje „tak” było krokiem ku lepszemu. Bóg uwolnił mnie od wszystkich relacji, które przeszkadzały mi na drodze ku czystości serca. Chociaż upadałam najniżej, jak kobieta może upaść, to jednak dziś po długim czasie zmagań o czystość, mogę o sobie powiedzieć, że odnalazłam swoją godność i wartość dzięki miłości Chrystusa.
Moje życie nabiera sensu, odnalazłam ramiona kochającego Ojca i chociaż mam 27 lat czuję się jak dziecko, które uczy się życia. Dziś wiem, że Bóg nigdy nie zostawia człowieka bez wyjścia. Warto podejmować walkę wewnętrzną, przełamać lęk; miłość przywraca wewnętrzną wolność. Jak cudownie jest odzyskać wolność!
Jestem bardzo wdzięczna Bogu za wszystkie łaski, jakie otrzymałam. Szczególną wdzięczność wyrażam Maryi – od dzieciństwa towarzyszył mi różaniec, jak przyjaciel; jest to modlitwa o ogromnej sile. Czuję, że to właśnie Maryi zawdzięczam drogę do Jej Syna.
Katarzyna
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!