Wielkim błogosławieństwem w moim życiu stała się łaska wielokrotnego pielgrzymowania do Medjugorja. Maryja od samego początku, od mojej pierwszej tam pielgrzymki, „dotknęła mnie” swoją czułą miłością, ofiarowała mi bliskość Boga.
Miałem chęć powracania do Medjugorja, gdyż czułem się tam jak w przedsionku nieba, jak nigdzie indziej na świecie. Maryja w szczególny sposób rodzi tam święte pragnienia, darowuje i odnawia radość życia, zapala Boże marzenia, pomaga nieść codzienny krzyż…
Parę lat temu pracowałem w Szczecinie, oddalonym od mojego rodzinnego Poznania o 250 kilometrów. Raz w miesiącu odwiedzałem swoich rodziców. Rano jechałem do nich samochodem około trzech i pół godziny i potem wracałem wieczorem.
Podczas podróży zazwyczaj trochę się modliłem, a później słuchałem radia. Gdy na kolejnej pielgrzymce do Medjugorja usłyszałem, że Maryja prosi nieustannie o modlitwę, postanowiłem zamienić słuchanie radia na modlitwę różańcową, bo przecież jest tyle intencji.
Te godziny w samochodzie z Maryją na modlitwie rodziły we mnie wiele entuzjazmu. Przywieziona przeze mnie z Medjugorja naklejka z wizerunkiem Maryi i napisem: „Jakbyś wiedział, jak bardzo Cię kocham, płakałbyś z radości”, ciągle mi przypominała o moim postanowieniu.
Któregoś razu, jesienną porą, odmawiałem różaniec, wracając już po ciemku do Szczecina. Pięknie święcący księżyc w pewnej chwili oświetlił twarz Maryi na naklejce. Może na dwie sekundy odwróciłem wzrok od drogi, patrząc na wizerunek Matki Bożej. W tym czasie, mimo że nie wykonałem żadnego ruchu kierownicą, mój samochód zjechał prawie na pobocze.
Kiedy podniosłem wzrok, zdziwiony zobaczyłem, że z naprzeciwka, zza zakrętu, wypada z dużą prędkością i jedzie po moim pasie jakiś samochód, który pewnie nie zdążył wykonać manewru wyprzedzania i dlatego znalazł się naprzeciw mnie. Gdybym jechał po swoim pasie, nastąpiłoby wówczas czołowe zderzenie!
Wierzę, że to właśnie Maryja ściągnęła mój samochód na pobocze, dzięki czemu uratowała mi życie. Obydwa samochody otarły się tylko lekko lusterkami, zostawiając ślad tego zdarzenia, jako potwierdzenie niezwykłej interwencji z nieba.
Długo rozważałem tę sytuację – i tylko cud jest tu dla mnie wytłumaczeniem. Dokładnie w momencie, kiedy odmawiałem różaniec i mówiłem Maryi, że Ją kocham, mój samochód nagle zjechał około półtora metra na bok.
Znajdując się na poboczu, uniknąłem strasznego zderzenia, z którego na pewno nie wyszedłbym żywy, jadąc tak małym samochodem jak daewoo tico. Wierzę głęboko, że to matczyna miłość Maryi stała się przyczyną mojego ocalenia.
W 100-lecie objawień maryjnych w Fatimie dziękowałem Bogu za to miejsce, za Medjugorje, i za wiele innych, w których ukazywała się Matka Boga. Przypomina nam Ona o swojej czułej miłości i trosce.
Wiem, że za miłość nie można tylko dziękować, ale na miłość trzeba odpowiadać miłością. Różaniec jest dla mnie znakiem ocalenia, znakiem tej miłości Boga i Matki Najświętszej, która może zmienić wszystko. Jest on „silniejszy od bomby atomowej”, jak mawiał ojciec Pio. Jest on także szczególnym darem na obecne czasy.
Siostra Łucja, najdłużej żyjąca wizjonerka z Fatimy, przed swoją śmiercią mówiła, że różaniec ma wielką moc i że odmawiając go, można wyprosić wiele łask. Mamy więc tak potężny instrument w rękach, możemy tak wiele dobrego zrobić, tak wiele zła zatrzymać. Bóg zaprasza nas do wielkich rzeczy…
Jerzy
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!