Ruchy poparcia bezbożnictwa cz. 3

Profesor Marian Zdziechowski – zmarły w przededniu II wojny światowej polski filozof – nazywał komunizm „bestializmem wyrozumowanym”. Odnajdywał w nim – zarówno na poziomie założeń ideologicznych, jak i w politycznej praktyce Związku Sowieckiego – wszystkie symptomy „bezpośredniego wtrącania się ciemnych potęg z państwa ciemności”. W 1934 roku pisał nawet, że „religia, ku której zmierza bolszewizm, będzie kultem szatana w krwawej osobie Lenina”.

Komunizm, Marks i satanizm

Polski uczony z pewnością nie przesadzał, a jego słów o sowieckim komunizmie nie należy traktować li tylko jako metafory mającej wstrząsnąć czytelnikami. Trzeba bowiem pamiętać, że w ideologii komunistycznej, od samych jej początków, nie tylko wyraźnie artykułowano wrogi stosunek do samej religii, w tym przede wszystkim do chrześcijaństwa. Wyraźna była również fascynacja złem. Od satanizmu swoją pisarską działalność zaczynał Karol Marks, autor podchwytywanego przez wszystkich komunistów we wszystkich krajach sloganu o „religii jako opium dla ludu”.

W wierszu Rozpaczliwa modlitwa młody Marks pisał m.in.: „Tak więc Bóg wydarł mi moje wszystko/ w nieszczęściach, ciosach losu./ Te wszystkie jego światy/ rozwiały się bez nadziei powrotu./ I nie zostaje mi nic od tej pory, jak tylko zemsta./ Chce sobie zbudować tron na wysokościach”. Szczególnym wyrazem satanistycznych skłonności przyszłego twórcy marksizmu był jego poemat Oulanem. Tytuł jest anagramem wyrazu Emanuel, nazwy przysługującej Zbawicielowi; typowy dla satanistów zabieg odwrócenia i wykrzywienia pierwotnego kultu chrześcijańskiego. Tekst poematu jest wprost zaproszeniem do satanistycznych rytuałów („On uderza pałeczką i daje mi znak/ a ja, z coraz większą pewnością/ tańczę taniec śmierci”).

„Wojujący bezbożnicy” w Związku Sowieckim

Zanim Magisterium Kościoła – w encyklice Divini Redemptoris z 1937 r. – oficjalnie ogłosiło komunizm bezbożnym, sami komuniści obnosili się z nazywaniem siebie bezbożnikami, traktując to jako zaszczytne określenia dla bojowników o Rosję, a w następnej kolejności o świat, bez Boga. W roku 1925 członek bolszewickiego kierownictwa Jemielian Jarosławski (Miniej Izrailewicz Gubelman) założył ogólnosowiecki Związek Bezbożników (od 1929 r. funkcjonujący pod nazwą Związku Wojujących Bezbożników). Już wcześniej, od 1922 r., ukazywało się pismo „Bezbożnik”, które stało się organem prasowym Związku (zresztą nie był to jedyny tytuł prasy bezbożnej ukazującej się w Rosji po 1917 r.; wysoki nakład miał na przykład tygodnik „Antireligioznik”, a „Bezbożnik” ukazywał się w różnych specjalnych wydaniach adresowanych do różnych narodów zamieszkujących w Sowietach, w tym także były mutacje polskojęzyczne).

Pierwsza bolszewicka konstytucja z 1918 r. gwarantowała „swobodę propagandy religijnej, jak i propagandy antyreligijnej”. W zrewidowanej konstytucji z roku 1929 zapowiadano jednak, że „w celu zabezpieczenia pracującym rzeczywistej wolności wyznania (…) wolność wykonywania obrzędów religijnych i antyreligijnej propagandy gwarantuje się wszystkim obywatelom”. W Sowietach, co oficjalnie stwierdzano, odtąd było miejsce tylko dla propagandy bezbożników.

W 1932 r. – na wzór pierwszego stalinowskiego planu pięcioletniego – została ogłoszona „pięciolatka antyreligijna”, która w swoich deklaracjach zapowiadała, że „do dnia 1 maja 1937 roku na całym terytorium ZSRR nie powinno pozostać ani jednego domu modlitwy i samo pojęcie boga winno zostać przekreślone jako przeżytek średniowiecza, jako instrument ucisku mas robotniczych”. Odwoływanie się przez bezbożników wprost do stalinowskiej frazeologii (pięciolatka) było najzupełniej na miejscu. Józef Dżugaszwili na początku swojej kariery rewolucjonisty podpisywał swoje prace jako „Józef Demonoszwili” vel „Józef Biesoszwili”.

Wychować młodych bezbożników

Szczególną cechą uprawianej w Sowietach bezbożnej propagandy (w czym powtarzano wzorce funkcjonujące już od czasu rewolucji francuskiej i wszystkich późniejszych „wojen o kulturę”) było to, że jej głównego adresata stanowiła młodzież. Nie tylko zresztą adresata, ale i wykonawcę, jej głównymi animatorami bowiem – zgodnie z kolejnymi wytycznymi bolszewickiej partii – miały być komunistyczne organizacje młodzieżowe: „pionierzy” i „komsomolcy”. W 1929 r. „Prawda Komsomołu” zagrzewała do boju swoich czytelników, podkreślając, iż „jest rzeczą konieczną uzbroić się w dynamit nienawiści klasowej i walczyć wszystkimi środkami przeciwko dobroduszności w walce antyreligijnej”.

„Komsomolcy” i „pionierzy” byli głównymi aktorami organizowanych pod patronatem Związku Wojujących Bezbożników „karnawałów antyreligijnych”, zwyczajowo organizowanych w okresie najważniejszych świąt chrześcijańskich. Stałym elementem owych „karnawałów” było na przykład zbiorowe plucie na krzyż oraz palenie chrześcijańskich symboli religijnych (niszczono zresztą symbole religijne należące do innych wyznań).

Jak już zaznaczono, pierwszym etapem bezbożnej propagandy miały być – i były – sowieckie szkoły. W szkołach organizowano kółka „wojujących bezbożników”, a w maju 1930 r. obradował nawet ogólnosowiecki kongres Bezbożnych Dzieci. Zwyczajowym zajęciem „pionierów” było chodzenie pod cerkwie, gdzie następnie notowali nazwiska osób uczęszczających na nabożeństwa. W 1923 r. podczas zainscenizowanego procesu wytoczonego Bogu dzieci szkolne głosowały za skazaniem Boga na śmierć. W sowieckich szkołach organizowano również w latach 20. i 30. konkursy na najbardziej wyszukane bluźnierstwa. Dzieci, przede wszystkim te zrzeszone w „pionierach” (a od pewnego czasu przynależność do tej organizacji była obowiązkowa), były zobowiązane do składania ateistycznych przyrzeczeń. Związek Wojujących Bezbożników, za pośrednictwem swoich wyspecjalizowanych agend – tj. Komsomołu i „pionierów” – upowszechniał wśród młodzieży nowy typ pozdrowienia: „Boga niet” („Boga nie ma”), na które należało odpowiadać: „I nie nada” („I nie trzeba”) lub „I nie budiet” („I nie będzie”).

Wyeliminować chrześcijańskie święta

Stałym motywem bezbożnej indoktrynacji były systematycznie przeprowadzane w Sowietach tzw. kampanie antyświąteczne. Jak pisano pod koniec lat 20. w polskojęzycznej prasie komunistycznej: „Do tak zwanego »bożego narodzenia« pozostaje niespełna miesiąc czasu. Kler szykuje się, organiści przygotowują opłatki i już zawczasu obliczają, ile mogą zarobić na tym interesie. (…) Kampanię należy poprowadzić nie tylko pod kątem obalania wszelkich bzdurstw religijnych, jako »niepokalane poczęcie«, »narodziny Chrystusa« itd., ale właśnie pod znakiem wyjaśnienia szkodliwej, kontrrewolucyjnej istoty religii i działalności duchowieństwa, pod hasłem powiązania walki z religią z urzeczywistnieniem pięciolatki, uprzemysłowienia kraju, z socjalistyczną przebudową gospodarki rolnej”. W związku z tym proponowano gotowe „hasła antyświąteczne”, w rodzaju: „Wytężoną pracą antyreligijną oczyścimy drogę do kolektywizacji”, „Precz z »bożym narodzeniem«; niech żyje ciągły tydzień roboczy!” czy „Zamiast »bożego narodzenia« – dzień industrializacji i kolektywizacji”.

Pod względem systematycznej walki z chrześcijańską rachubą czasu bolszewicy okazali się godnymi kontynuatorami francuskich rewolucjonistów. Pod koniec lat 20. wprowadzano w Związku Sowieckim tzw. nieprierywkę – ciągłą pracę w kołchozach, fabrykach i urzędach. Zabroniono używać słów „niedziela” (woskriesienije; nazwa tym bardziej „niepoprawna”, że w języku rosyjskim oznacza ona zmartwychwstanie) i „sobota” (subbota). Dzień wolny miał się odtąd nazywać „wychadnoj”. W 1930 r. dzień 25 grudnia ogłoszono „Dniem Industrializacji”, a w roku 1931 zakazano obchodzenia Wielkanocy. Już w 1927 r. wydano zakaz stawiania krzyży na cmentarzach.

W rozwijanie bezbożnej propagandy zaangażowane były sowieckie media i instytucje „ludowej kultury”. Wymieńmy w tym kontekście tylko dwa przykłady z tysięcy: Związek Bezbożników miał własne audycje radiowe, które na przełomie lat 20. i 30. transmitowano w 14 językach. Z kolei w Leningradzie od roku 1928 działał Teatr Ateist. Pierwsza sztuka, wystawiona w Wielki Piątek, naigrawała się z Chrystusa. Tylko w latach 1929-1931 podobnych spektakli było ponad 300.

Jakże w tym kontekście nie przyznać racji cytowanemu na początku niniejszego artykułu prof. M. Zdziechowskiemu, który w czasie, gdy w Sowietach trwała owa brutalna ateistyczna kampania, pisał o państwie Lenina i Stalina: „tam satanizmowi nadano charakter dogmatu nakazującego zabicie idei Boga, myśli o Bogu, wytrzebienie z duszy człowieka wszystkiego, co podnosi ją ponad materię. I to stanowi najgłębszą podstawę bolszewizmu jako kierunku oraz bolszewictwa jako stanu duszy. (…) Jest to stan, w którym zanika zmysł moralny, religijny, estetyczny i wszystko, co stanowi duszę człowieka, jej godność i wartość”.

Jak trwoga, to do Boga

Szczególnie intensywną kampanię bezbożniczą wygaszono w 1941 r., po agresji niemieckiej na Sowiety, kiedy kolejna „mądrość etapu” kazała zwracać się do mieszkańców Kraju Rad już nie per „towarzysze i towarzyszki”, ale „bracia i siostry”, a resztki Cerkwi (co prawda pod ścisłą kontrolą NKWD) były reanimowane, ażeby przekonać naród rosyjski, że wojna jest rzeczywiście ojczyźniana. Gdy przyszło rzeczywiste zagrożenie i trzeba było wykrzesać z obywateli największe poświęcenia, wtedy okazało się, że religia przestała być opium dla ludu, ale przykładem zachęcającym do największej ofiarności. Podobnie jak w 1914 r. w obliczu starcia z Niemcami w okresie I wojny światowej władze laickiej III Republiki Francuskiej z dnia na dzień zrewidowały swoje laickie ustawodawstwo zakazujące obecności kapelanów w armii francuskiej, tak w roku 1941 w Sowietach z dnia na dzień zakończyła się hałaśliwa propaganda ateistyczna. Z bezbożnikami – o czym wiedział nawet Stalin – trudno osiągnąć zwycięstwo.