Odkryłam sekret cierpienia

Kiedy przesunięto o rok jej śluby wieczyste, s. Cecylia Maria od Świętego Oblicza była rozgoryczona. Lubiła, gdy wszystko szło zgodnie z jej planami i gdy do niej należało ostatnie zdanie. Kilkanaście lat później to właśnie ona stała się dla całej wspólnoty wzorem poddania się woli Bożej i heroicznego przeżywania cierpienia.

Cecylia Maria urodziła się 5 grudnia 1973 r. w rodzinie wielodzietnej w San Martin de los Andes w Argentynie. W wyborze jej drogi życiowej znaczącą rolę odegrał szkolny katecheta. To on zaszczepił w nastoletniej uczennicy pragnienie nieba i sprawił, że dziewczyna zaczęła codziennie uczestniczyć we Mszy św. i się modlić.

Lekcja religii poświęcona życiu i myśli św. Teresy z Ávili otworzyła jej drzwi do rozumienia relacji z Bogiem. Dziewczyna zafascynowała się definicją modlitwy Teresy Wielkiej („Poufne i przyjacielskie z Bogiem obcowanie i wylana, po wiele razy powtarzana rozmowa na samotności z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje”) i zaczęła traktować Jezusa jak bliskiego przyjaciela. Jednocześnie zapragnęła nawiedzić Ávilę. W miejscu kultu św. Teresy Cecylia poczuła powołanie do życia zakonnego.

Kilka lat później, mając za sobą doświadczenie krótkiego pobytu w zakonie w Buenos Aires oraz trzyletnie studia pielęgniarskie, Cecylia Maria przekroczyła próg klasztoru Karmelitanek Bosych w Santa Fe. 8 grudnia 1997 r. 24-letnia dziewczyna odnalazła tam swój prawdziwy dom i dopełniła dzieła zapoczątkowanego w Ávili.

Czas dojrzewania

Postulantka z entuzjazmem rozpoczęła formację zakonną. Jako osoba otwarta i bezpośrednia szybko zaaklimatyzowała się we wspólnocie. W okazywaniu miłości siostrzanej była prosta i szczera. Ujmowała okazywaną serdecznością. Jednocześnie niepokojono się jej gadulstwem, niedyskrecją, niedbalstwem, nieumiejętnością słuchania innych oraz koncentrowaniem uwagi na sobie. Cecylia Maria była niedojrzała w wielu wymiarach i dlatego, kiedy zbliżał się termin poślubienia Oblubieńca i złożenia profesji wieczystej, wspólnota zdecydowała o przełożeniu tej uroczystości o rok. Ten krok był bardzo bolesny dla juniorystki i głęboko go przeżyła. Przyjęła go jednak do wiadomości, nie doprowadzając do podziału wśród sióstr.

W kolejnych latach, współpracując z łaską Bożą, młoda zakonnica pomału akceptowała swoje słabości, brała odpowiedzialność za swoje czyny i wzrastała w cnotach. Jej przełożona, matka Maria Magdalena, tak opisuje drogę dojrzewania siostry Cecylii: „Aby ją opisać, użyłabym słów naszego świętego ojca, św. Jana od Krzyża: »Dusza rozpalona miłością jest łagodna, cicha, pokorna i cierpliwa«. Dzieło, które wykonał w niej Jezus, było zwieńczeniem długiej drogi oczyszczenia i przemiany, w której czuła silny napór »starego człowieka« (o którym mówi św. Paweł) z jego dumą, egoizmem i niecierpliwością. […] Ta ścieżka kosztowała ją łzy, ponieważ na naturalnym poziomie była skłonna wykonywać własną wolę. Po kilku latach życia zakonnego zdecydowała się z determinacją obrać ten kurs [na »słodkie  posłuszeństwo« – przyp. red.] i od tego czasu zaczęła czynić postępy w przyjmowaniu coraz bardziej prostoty i radości, co osiągnęło pełnię w jej chorobie”.

„Pan wybrał to dla mnie”

Był 11 grudnia 2015 r. 42-letnia siostra Cecylia, która od dłuższego czasu odczuwała ból w ustach, udała się do dentysty. Po badaniu stomatolog, zaniepokojony jej ranami, odesłał ją do specjalisty chorób głowy i szyi. Jeszcze tego samego dnia zakonnica zobaczyła na skierowaniu na tomografię diagnozę: podejrzenie nowotworu języka…

Kiedy s. Cecylia wróciła do klasztoru, jej współsiostry nie mogły uwierzyć w tę wiadomość. Dodatkowo uderzyła je kontrastująca z dramatyczną informacją twarz chorej, promieniejąca głębokim pokojem i akceptacją, oraz wypowiedziane przez nią słowa: „Pan wybrał to dla mnie i powiedziałam Mu »fiat«. Nie mogę zrobić nic więcej”.

Wyniki tomografii oraz kolejnych szczegółowych badań potwierdziły wstępną diagnozę. Guz znajdował się u nasady języka, miał 10 cm średnicy i zagrażał zdolności mówienia, połykania, a także oddziaływał na nerw trójdzielny i inne nerwy w głowie. Lekarze w Buenos Aires – do których skierowano siostrę – uważali, że konieczna jest natychmiastowa radio- i chemioterapia. Następne dwa miesiące karmelitanka spędziła w stolicy, poddając się kolejnym zabiegom medycznym: założenia gastrostomii, pozwalającej na odżywianie poza tradycyjną drogą, oraz przyjęciu dawek naświetlań.

W tym okresie chora cierpiała także z powodu zapalenia płuc, owrzodzenia jamy ustnej oraz zbierającej się flegmy czy wymiotów. Siostra Cecylia przeżywała trudne chwile, gdy nie mogła już normalnie jeść, a także kiedy dowiedziała się o śmierci kilku osób ze swojej rodziny. Po spontanicznej reakcji przygnębienia i żalu przychodziło jednak uspokojenie i przyjęcie wszystkiego w duchu głębokiej wiary. Swój wzrok siostra kierowała ku cierpiącemu Jezusowi, który przyjął mękę i śmierć krzyżową dla zbawienia świata.

Z podłączoną kroplówką i gastrostomią s. Cecylia chodziła po pokojach pacjentów i rozdawała obrazki Jezusa Miłosiernego, opowiadając o wielkim miłosierdziu Bożym. Tłumaczyła innym chorym: „Jezus bierze na siebie twoją udrękę. Kiedy przychodzi do ciebie cierpienie, nie bój się, nie musisz pragnąć się z niego wydostać. Musisz tam zostać, mówiąc: »Jezu, ufam Tobie«. Diabeł też wie, jak wykorzystać takie chwile i sprawić, że ​​wierzymy, że to cierpienie nigdy nie przeminie”. Stąd też radziła: „Najważniejsza jest Msza św., spowiedź, różaniec”. Sama w chwilach niepokoju i gdy z powodu ogromnego bólu nie mogła „ani myśleć, ani modlić się”, całowała krzyż.

Dar z wysoka

W czasie krótkiego pobytu siostry w klasztorze odbyła się uroczystość poświęcenia ołtarza i złożenia przez całą wspólnotę aktu oddania życia Chrystusowi. Tekst do niego napisała s. Cecylia i to ona grą na skrzypcach uświetniła tę uroczystość. Siostry zauważyły wówczas, że stawiająca niegdyś na własną wolę zakonnica utożsamiła się w chorobie z Jezusem Barankiem posłusznym aż do śmierci. Nie tylko się nie buntowała, ale i dziękowała Oblubieńcowi za to, że może ofiarować Mu to, czego sama nigdy by nie wybrała: niemożność jedzenia, picia, kłopoty z mową.

Siostra Cecylia wiedziała, skąd bierze siłę do takiej ofiary. Wyznała: „Kiedy odprawiałam drogę krzyżową, przy stacji trzeciego upadku Pana Jezusa prosiłam o łaskę, abym była silna w swojej słabości. Wierzę, że Bóg udzielił mi tej łaski, pokazał mi moje ograniczenia, nauczył mnie je kochać i poprowadził drogą poprzez słodkie posłuszeństwo. Teraz mogę przyjąć i ponownie ofiarować Mu te nowe ograniczenia, ponieważ Jezus prosi mnie o nie: nie jeść, nie mówić… Łaską, o którą Go proszę, jest radość, głęboka radość”.

Łaskę radości chora otrzymała w obfitości. Zarówno w szpitalu w Santa Fe, jak i w Buenos Aires s. Cecylia świadczyła o Bożej miłości nie tylko słowem, ale i ujmującym uśmiechem. Wiedziała, że do cierpienia i bólu nie należy ostatnie słowo w chrześcijaństwie. Pacjenci, personel medyczny, rodzina i znajomi – wszyscy pozostawali pod wielkim wrażeniem umiejętności przeżywania przez s. Cecylię radości pomimo bólu.

Ona sama tak tłumaczyła tę łaskę swemu bratu: „Radość jest darem Ducha Świętego. […] Aby Bóg wykonał w tobie swoje dzieło, musisz zacząć Go słuchać i być Mu posłusznym: słyszeć i być posłusznym to to samo. Radość jest darem, który przychodzi do nas z wysoka. Posłuszeństwo czyni nas delikatniejszymi, pokorniejszymi, przejrzystymi. Wszystko, co jest dobre, pochodzi z wysoka”.

Pielęgniarce, która zanosiła się płaczem, widząc różnicę między pokojem, jaki emanował od s. Cecylii, a własnym smutkiem, spowodowanym ciężką sytuacją rodzinną, karmelitanka, z ustami przepełnionymi bólem fizycznym, wyznała: „Bóg nie chce, żebyśmy byli smutni. […] Aby mieć pokój, radość i szczęście, trzeba być zjednoczonym z Jezusem. Wiem, że pokój, który mam, nie jest moim pokojem, ale raczej pokojem Jezusa”. Po tych słowach pocieszenia zakonnica zachęciła szlochającą kobietę do oddania wszystkich spraw Chrystusowi i wręczyła jej różaniec. Ta, choć wcześniej była daleko od Kościoła, zaczęła odtąd codziennie się na nim modlić.

„Jezus błogosławi mnie w tej chorobie”

Tymczasem wykonana pod koniec maja w szpitalu w Buenos Aires biopsja wykazała dramatyczny postęp choroby s. Cecylii. Kolejne guzy, narastający ból oraz zapalenie płuc – to wszystko przyspieszyło decyzję o konieczności przeprowadzenia tracheotomii. Operacja miała ratować życie chorej, lecz wiązała się z utratą głosu. Na tę ofiarę też godziła się pokorna karmelitanka: „Jezus w szczególny sposób błogosławi mnie w tej chorobie i nie będzie prosić mnie o rzeczy, które przekraczają moje siły” – pisała.

Kiedy nadszedł dzień operacji, przełożona zapytała s. Cecylię, jakie będą jej ostatnie słowa. Ta odpowiedziała: „Ojcze, oddaję się w Twoje ręce. Jezu, ufam Tobie”. „Tej nocy – wspominała przeorysza – [s. Cecylia – przyp. red.] pozostała nieruchoma, ponieważ najmniejszy ruch powodował, że kaszlała. Jej oczy były utkwione w wiszący przed nią obraz Chrystusa. Jej spokojne spojrzenie i uśmiech wyrażały wielki pokój, który poruszył nas wszystkich. Jej twarz była odprężona, ale widzieliśmy, że cierpi”.

Nie była to jednak ostatnia interwencja chirurgiczna u s. Cecylii. Dwa tygodnie później chora poddała się operacji płuc, która przyniosła jej tylko kilkudniową ulgę. Założono jej wtedy dwa drenaże, z których wypływała krew i woda, sprawiając, że karmelitanka do końca odczuwała palące, nienasycone pragnienie. Utożsamiała się z Jezusowym „pragnę” na krzyżu. Jej uśmiech pozostał jednak niezmienny, pomimo bólu i słabości. Swoje cierpienia ofiarowała za jedność Karmelu, Kościoła i chrześcijan. Kilkakrotnie przesłuchiwała nagrania, które papież Franciszek skierował do niej, umacniając ją w cierpieniu.

Godzina odejścia s. Cecylii z tego świata zbliżała się nieubłagalnie. Gdy kapłan wręczył jej obrazek ze św. Teresą na łożu śmierci, napisała: „Utożsamiam się ze słowami z obrazka: »Odkryłam sekret cierpienia w pokoju: pragnę wszystkiego, czego chce Jezus«”.

Stopniowo zakonnica traciła równowagę. Ostatniego dnia nie mogła już wstać. Tego dnia uśmiechała się tak długo, jak tylko mogła. O godz. 20.00 przyszedł do niej ksiądz z kroplą Krwi Chrystusa. Następnie, łącząc się online ze wspólnotą w Santa Fe, chora wraz z opiekującymi się nią siostrami w szpitalu odmówiła kompletę z podziałem na chóry. Jezus przyszedł po swoją oblubienicę 23 czerwca 2016 r. o godz. 3.45.

Za przesłanie s. Cecylii Marii można uznać zdanie wypowiedziane przez nią do przełożonej, w chwili gdy dowiedziała się o chorobie i bolesnym leczeniu, jakie ją czeka: „Nie rezygnuj z radowania się każdą z tych chwil. Czy nie widzisz w tym wszystkim dzieła Bożego? Moja Matko, tu jest miejsce tylko na dziękczynienie”.

Źródło: archiwum Karmelitanek Bosych w Santa Fe.

Modlitwa ofiarowania cierpienia:

Panie Jezu, dziękuję Ci, że wziąłeś na siebie wszystkie moje cierpienia, że na krzyżu zostałeś przebity za moje grzechy, zdruzgotany za moje winy, że w swojej męce, śmierci i zmartwychwstaniu przebaczyłeś mi wszystkie grzechy, otworzyłeś mi drogę do nieba i sprawiłeś, że każde ludzkie cierpienie stało się drogą zbawienia. Ofiarowuję Ci swoje cierpienie i łączę się z Twoim cierpieniem za zbawienie wszystkich grzeszników. Wyrzekam się wszystkiego, co prowadzi do zła, oraz wszelkiego grzechu, aby żyć w wolności dziecka Bożego. Wyrzekam się szatana, który jest głównym sprawcą grzechu. Panie Jezu, proszę Cię o łaskę bezwarunkowego przebaczenia tym wszystkim, którzy mnie skrzywdzili i zadali mi cierpienie. Cały swój ból fizyczny i udrękę duchową składam w Twoich ranach. Dziękuję Ci za to doświadczenie. Proszę, uwolnij mnie od wszelkiego lęku, buntu i zniechęcenia. Jednoczę się z Twoją męką i wszystkie swoje cierpienia ofiarowuję Ojcu Niebieskiemu za nawrócenie pogan, ateistów, za papieża, biskupów i kapłanów oraz w intencji nowych powołań kapłańskich i zakonnych (można też wymienić inne intencje). Poprzez Niepokalane Serce Maryi cały(-a) jestem Twój (Twoja). Amen.