Bóg dał mi jeszcze jedną szansę

Latem w moim życiu wydarzyła się tragedia. Po dwóch latach szalonej miłości, snucia życiowych planów o rodzinie, wspólnym mieszkaniu, wychowaniu owocu tej miłości, w ciągu kilku dni wszystko się rozpadło jak domek budowany na niepewnych fundamentach.

Cierpienie było nie do zniesienia. Wzajemnie zadawaliśmy sobie rany i traciliśmy siły z wycieńczenia. To wszystko przy świadomości, że jesteśmy sobie przeznaczeni… Popadłem w systematyczne picie alkoholu, aż do pijaństwa i burd.

W drugą rocznicę, kiedy mieliśmy wprowadzić się do nowego, upragnionego mieszkania, wszystko w nas zatrzęsło się i eksplodowało z taką siłą, że niemal nie przypłaciliśmy tego życiem. Rozstaliśmy się w bólu i cierpieniu. Tego roku postanowiłem jak najlepiej duchowo przygotować się do spędzenia świąt Bożego Narodzenia. Zmobilizowałem się, opamiętałem i uklęknąłem przed Panem Bogiem w kościele. Gorąco modliłem się o złagodzenie cierpienia, dzień po dniu. Codzienna Msza św., łzy. Ale dzięki temu każdego dnia czułem wielką ulgę. Skorzystałem z broszurki księdza Bonifacego Knapika „Rachunek sumienia”. Przystąpiłem do sakramentu spowiedzi. Była to najrzetelniejsza jak do tej pory spowiedź. Zwieńczeniem miała być Komunia św. w wigilię Bożego Narodzenia. Wówczas nie miałem pojęcia, z kim, po tej życiowej zawierusze, zasiądę do wieczerzy wigilijnej.

W kościele zobaczyłem swoją ukochaną. Jedno spojrzenie starczyło, aby zrozumieć, o co będziemy wzajemnie się modlić. Podczas Eucharystii wsłuchiwałem się w każde słowo kapłana. Była to cudowna Msza św. Chciałem, by trwała jak najdłużej. Po niej zostałem zaproszony przez Bellę i jej syna na wieczerzę. Radości nie było końca, a na usta cisnęły się tysiące dziękczynnych słów. Pan Bóg wysłuchał mnie i to, co pozostawało w sferze marzeń, stało się możliwe. Wcześniej, na każdej Mszy św. modliłem się o Wigilię w takim towarzystwie. Te święta były pierwszymi w moim życiu, w czasie których wspólnie czytaliśmy Słowo Boże, śpiewaliśmy kolędy. Coś podobnie pięknego nie miało wcześniej miejsca. Czułem, jak łapię wiatr w żagle, jak bardzo pragnę wyznawać wiarę Kościoła, do którego należę.

Byliśmy tak zajęci obrzędami wigilijnymi, że trzeba było już szykować się na pasterkę. Po 20 latach przerwy – niesamowicie ją przeżyłem. Nie mogłem doczekać się następnego dnia, aby stawić się przed ołtarzem na kolejnej Mszy św. Pragnąłem tego tak bardzo, jak spragniony w słońcu pragnie kropli wody. Zafascynowany celebrowaniem Mszy św. czułem się tak, jakbym był sam na sam z Panem Bogiem, choć kościół był wypełniony. Dziękowałem za tak upragnione doznania. Targało mną wiele pokus, „coś” chciało mi przeszkodzić w przybliżeniu się do Pana Boga.

Wychodząc z kościoła, zabrałem Wasze pismo. Tematy zawarte w tym czasopiśmie poruszyły mnie. Artykuły wyciskały moje łzy. Wstydziłem się kruchości mojej dotychczasowej wiary. Czytając artykuły, zdałem sobie sprawę z tego, co wtargnęło do mojego życia, a w efekcie doprowadziło do opisanej tragedii.

Dziś myślę, że nasza miłość musiała się załamać wcześnie czy później, bo była to miłość egoistyczna, pełna pychy, marzeń o dobrach materialnych, zazdrosna i niebywale zaborcza. Była przesycona cechami, których Pan Bóg nigdy nie aprobował. Zapomnieliśmy o istnieniu Pana. Mimo, że nie było to zamierzone, to każde z nas najbardziej było zapatrzone w samego siebie. A przecież prawdziwa miłość do drugiego człowieka polega na składaniu daru z siebie, jednocześnie, w imię Boga. Bez miłości do Boga nie może być mowy o miłości do drugiego człowieka. To On udziela nam wielu łask do zwalczania pychy i egoizmu. W chwilach trudnych dla związku trzeba zapalić świecę i modlić się, zamiast sięgać po obraźliwe słowa lub czyny.

Tuż po świętach, z całym bagażem smutnych doświadczeń, udaliśmy się z Bellą do proboszcza. Ten wspaniały duszpasterz wręczył mi Pismo Święte z prośbą, by przeczytać Ewangelię wg św. Jana 15, 12 o przykazaniu miłości. Wiele razy je czytałem. Chciałbym umieć tak kochać, aby życie swoje oddać za moją ukochaną. Takiej mądrej miłości chcę się uczyć.

Jestem wdzięczny Bogu, że ostrzegł mnie, dał szansę zawrócić z drogi szatana, kusiciela czekającego na słabych. Kto jest z Bogiem, temu wystarczy sił, aby odeprzeć pokusy. Dzięki miłości Pana Boga potrafimy z Bellą ciepło rozmawiać i przekonywać się, że miłość to cierpliwość, wrażliwość na ludzką krzywdę, uważne wsłuchiwanie się w drugiego człowieka, wychodzenie na przeciw jego potrzebom, trwanie jedno przy drugim. Prawdziwa miłość to pragnienie dobra każdego żyjącego człowieka, ale jest to możliwe tylko z Panem Bogiem.

Jestem zadowolony z takiego życia, jakie teraz prowadzę, bo jest w nim miejsce na modlitwę, czytanie Biblii lub innych źródeł wiary, a przede wszystkim mam czas na uczestnictwo we Mszy św., przyjmuję Komunię św. jak tylko to możliwe. Już nie schodzę z tej drogi; polecam ją każdemu, bo nigdy nie jest za późno. Życie dla mnie nabrało sensu, jestem optymistą, wierzę głęboko i pozostanę wierny Panu Bogu. Jezu, ufam Tobie.

Edward