Świadectwa wielu świętych potwierdzają, iż niebo, piekło i czyściec nie są wytworami ludzkiej wyobraźni lub hipotetycznymi rzeczywistościami, lecz realnymi stanami – bardziej pewnymi niż otaczający nas świat. Po sądzie w chwili śmierci dusza każdego z nas trafi do jednego z tych miejsc. Życie i świat przemija, ale życie po śmierci jest wieczne…
W jednej ze swych wizji św. Faustyna ujrzała dwie drogi: „Jedna [była] szeroka, wysypana piaskiem i kwiatami, pełna radości i muzyki i różnych przyjemności. Ludzie szli tą drogą, tańcząc i bawiąc się – dochodzili do końca, nie spostrzegając się, że już koniec. A na końcu tej drogi była straszna przepaść, czyli otchłań piekielna. Dusze te na oślep wpadały w tę przepaść, jak szły, tak i wpadały. A była ich wielka liczba, że nie można było ich zliczyć.
I widziałam drugą drogę, a raczej ścieżkę, bo była wąska i zasłana cierniami i kamieniami, a ludzie, którzy nią szli – ze łzami w oczach i różne boleści były ich udziałem. Jedni padali na te kamienie, ale zaraz powstawali i szli dalej. A w końcu drogi był wspaniały ogród przepełniony wszelkim rodzajem szczęścia i wchodziły tam te wszystkie dusze. Zaraz w pierwszym momencie zapominały o swych cierpieniach” (Dz. 153).
Pierwsza z opisywanych dróg to droga do piekła, druga zaś – do nieba. Wybór każdej z nich zależy wyłącznie od nas samych…
„Nie znacie dnia ani godziny” (Mt 25,13)
Święta Faustyna bardzo współczuła osobom niewierzącym w życie wieczne. „O mój Boże – pisała – jak mi żal ludzi, którzy nie wierzą w życie wieczne, jak się modlę za nich, aby ich promień miłosierdzia ogarnął i przytulił ich Bóg do łona ojcowskiego” (Dz. 780-781).
Mistyczka przestrzegała też, by nie odkładać na później spowiedzi świętej. Żaden człowiek nie zna ani czasu, ani okoliczności swego odejścia z tego świata. „Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny” – mówi Pan Jezus (Mt 25,13).
Śmierć może nadejść nagle, w najmniej przez nas oczekiwanym momencie. Może to być śmierć na przykład w wyniku tragicznego zdarzenia, które przerwie naszą młodość. Może ona też stanowić kres długoletniej choroby wieńczącej naszą starość. W tym wypadku człowiek ma więcej czasu, żeby się przygotować na odejście. Śmierć może więc nastąpić nagle lub też przebiegać w formie powolnej agonii. Dlatego też tak ważne jest, by często i regularnie korzystać z sakramentów świętych i na spowiedzi świętej natychmiast powstawać z każdego śmiertelnego grzechu.
Niektórzy święci radzą wręcz, by co miesiąc wyznaczyć sobie jeden dzień, w którym uporządkowalibyśmy wszystkie nasze sprawy oraz wyspowiadalibyśmy się tak, jakbyśmy się mieli przygotować na dobrą śmierć.
W Katechizmie Kościoła katolickiego czytamy: „Tajemnica losu ludzkiego ujawnia się najbardziej w obliczu śmierci. W pewnym sensie śmierć cielesna jest naturalna, ale dzięki wierze wiemy, że jest ona »zapłatą za grzech« (Rz 6,23). Dla tych, którzy umierają w łasce Chrystusa, jest ona uczestniczeniem w Śmierci Pana, by móc także uczestniczyć w Jego Zmartwychwstaniu” (KKK 1006).
Święta Faustyna tak opisała wizję swoich przedśmiertnych cierpień: „Nagłe osłabnięcie – cierpienie przedśmiertne. Nie była to śmierć, czyli przejście do życia prawdziwego, ale skosztowanie jej cierpień. […] Przychodzi lęk dziwny pomimo ufności. Pragnęłam przyjąć ostatnie sakramenty święte, jednak spowiedź święta przychodzi bardzo trudno, pomimo pragnienia spowiadania się. Człowiek nie wie, co mówi; jedno zacznie, drugiego nie kończy.
O, niech Bóg zachowa każdą duszę od tego odkładania spowiedzi na ostatnią godzinę. Poznałam wielką moc słów kapłana, jaka spływa na duszę chorego. Kiedy się zapytałam ojca duchownego – czy jestem gotowa stanąć przed Bogiem i czy mogę być spokojna, otrzymałam odpowiedź: możesz być zupełnie spokojna, nie tylko teraz, ale po każdej spowiedzi tygodniowej. – Łaska Boża, jaka towarzyszy tym słowom kapłańskim, jest wielka. Dusza odczuwa moc i odwagę do walki” (Dz. 321).
„O godzino straszna, w której widzieć trzeba wszystkie czyny swoje w całej nagości i [nędzy]; nie ginie z nich ani jeden, wiernie towarzyszyć nam będą na sąd Boży. Nie mam wyrazów, ani porównań na wypowiedzenie rzeczy tak strasznych, a chociaż zdaje się, że dusza ta nie jest potępiona, to jednak męki jej nie różnią się niczym od mąk piekielnych, tylko jest ta różnica, [że] się kiedyś skończą” (Dz. 426).
Moment śmierci będzie straszny dla ludzi, którzy w ciągu ziemskiego życia świadomie i dobrowolnie pogrążyli się w niewoli grzechów. Natomiast dla ludzi czystego serca śmierć będzie przejściem do pełni życia w Chrystusie.
„Śmierć została przemieniona przez Chrystusa. Także Jezus, Syn Boży, przeszedł przez cierpienie śmierci, właściwej dla kondycji ludzkiej. Mimo swojej trwogi przed śmiercią przyjął ją aktem całkowitego i dobrowolnego poddania się woli Ojca. Posłuszeństwo Jezusa przemieniło przekleństwo śmierci w błogosławieństwo” (KKK 1009).
„W śmierci Bóg powołuje człowieka do siebie. Dlatego chrześcijanin może przeżywać wobec śmierci pragnienie podobne do pragnienia św. Pawła: »Pragnę odejść, a być z Chrystusem« (Flp 1,23); może przemienić własną śmierć w akt posłuszeństwa i miłości wobec Ojca, na wzór Chrystusa” (KKK 1011).
Piekło naprawdę istnieje!
Podczas sądu w chwili śmierci „tak” powiedziane Chrystusowi stanie się niebem lub czyśćcem, natomiast odrzucenie Jego miłości stanie się piekłem.
Jeden z najbardziej znanych egzorcystów świata, ks. Gabriele Amorth, powiedział, że „największym podstępem diabła jest wmówienie ludziom, że go nie ma”.
W czasach, w których znaczna część społeczeństwa nie wierzy w istnienie piekła i szatana, zachodzi nagląca potrzeba przypominania, iż jest to prawdziwa rzeczywistość, której istnienie potwierdzają liczne świadectwa świętych, mistyków czy osób, które przeżyły tzw. śmierć kliniczną.
Niezwykle przejmującą wizję piekła przekazała nam św. Faustyna: „Dziś byłam w przepaściach piekła […]. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki. Rodzaje mąk, które widziałam: pierwszą męką […] jest utrata Boga; drugie – ustawiczny wyrzut sumienia; trzecie – nigdy się już ten los nie zmieni; czwarta męka – jest ogień, który będzie przenikał duszę, ale nie zniszczy jej, jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym; piąta męka – jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność, widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje; szósta męka – jest ustawiczne towarzystwo szatana; siódma męka – jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa.
Są to męki, które wszyscy potępieni cierpią razem, ale to jest nie koniec mąk, są męki dla dusz poszczególne, które są mękami zmysłów, każda dusza czym grzeszyła, tym jest dręczona w straszny i nie do opisania sposób. Są straszne lochy, otchłanie kaźni, gdzie jedna męka odróżnia się od drugiej […].
Niech grzesznik wie, jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez wieczność całą; piszę o tym z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie, jako tam jest. Ja, siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. […]
To, com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam, że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło. Kiedy przyszłam do siebie, nie mogłam ochłonąć z przerażenia, jak strasznie tam cierpią dusze, toteż jeszcze się goręcej modlę o nawrócenie grzeszników, ustawicznie wzywam miłosierdzia Bożego dla nich. O mój Jezu, wolę do końca świata konać w największych katuszach, aniżelibym miała Cię obrazić najmniejszym grzechem” (Dz. 741).
Matka Boża w Fatimie objawiła dzieciom trzy tajemnice. W pierwszej tajemnicy przekazała prawdę o istnieniu piekła. Maryja przypomniała nam, że ostateczną konsekwencją odrzucenia Boga przez człowieka jest piekło. 13 lipca 1917 r. dzieci fatimskie doświadczyły wizji piekła, którą na polecenie biskupa opisała s. Łucja:
„Zobaczyliśmy jakby morze ognia. Zanurzeni w tym ogniu byli diabli i dusze w ludzkich postaciach podobne do przezroczystych, rozżarzonych węgli. Postacie były wyrzucane z wielką siłą wysoko wewnątrz płomieni i spadały ze wszystkich stron, jak iskry podczas wielkiego pożaru, lekkie jak puch, bez ciężaru i równowagi wśród przeraźliwych krzyków, wycia i bólu rozpaczy wywołujących dreszcz zgrozy. Diabli odróżniali się od ludzi swą okropną i wstrętną postacią, podobną do wzbudzających strach nieznanych jakichś zwierząt, jednocześnie przezroczystych jak rozżarzone węgle.
Przerażeni, podnieśliśmy oczy do naszej Pani, szukając u Niej pomocy. A Ona pełna dobroci i smutku rzekła do nas: »Widzieliście piekło, do którego idą dusze biednych grzeszników. Bóg chce je ratować, Bóg chce rozpowszechnić na świecie nabożeństwo mego Niepokalanego Serca. Jeżeli się zrobi to, co wam powiem, zostanie wielu przed piekłem uratowanych i nastanie pokój na świecie«”.
Siostra Łucja wspominała, iż wizja piekła do tego stopnia przeraziła siedmioletnią Hiacyntę, „że często siadała ona na ziemi lub na jakimś kamieniu i zadumana zaczynała mówić: »Piekło, piekło, jak mi żal tych dusz, które idą do piekła, i tych ludzi, którzy tam żywcem płoną, jak drzewo w ogniu«. Drżąc, klękała z rękami złożonymi, aby powtarzać modlitwę, której Pani nasza nas nauczyła: »O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba, a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia«”.
Potężna moc modlitwy i ofiarowanego cierpienia
Orędzie fatimskie, będąc ostrzeżeniem i naglącym wezwaniem Matki Bożej do nawrócenia, „nie jest jednorazowe. Jej apel musi być podejmowany z pokolenia na pokolenie, zgodnie z nowymi »znakami czasu«. Trzeba nieustannie do niego powracać. Trzeba go podejmować wciąż na nowo” – mówił św. Jan Paweł II.
Matka Boża prosiła w Fatimie o modlitwę, pokutę oraz o ofiarowanie Jezusowi cierpienia w intencji nawrócenia grzeszników, ponieważ największym zagrożeniem dla człowieka i ludzkości jest ateizm, trwanie w grzechu i brak nawrócenia, czyli życie takie, jakby Boga nie było.
Wszyscy jesteśmy wezwani do modlitwy i ofiarowywania każdego cierpienia w intencji nawrócenia grzeszników, którzy idą drogą prowadzącą do wiecznego potępienia.
„Rozumiem wartość najmniejszych ofiar – pisała służebnica Boża s. Maria Józefa Menéndez – Jezus je zbiera i posługuje się nimi dla zbawienia dusz. Wielkim zaślepieniem jest unikanie cierpienia, choćby w najdrobniejszych rzeczach, skoro ono ma ogromną wartość nie tylko dla nas, ale służy także do ocalenia wielu dusz” (Wezwanie do miłości. Zapiski objawień Pana Jezusa siostrze Józefie Menéndez, s. 244).
Jak potężna jest moc modlitwy za konających, opisywała św. Faustyna. Pan Jezus ją prosił: „Odmawiaj nieustannie tę koronkę, której cię nauczyłem. Ktokolwiek będzie ją odmawiał, dostąpi wielkiego miłosierdzia w godzinę śmierci. Kapłani będą podawać grzesznikom, jako ostatnią deskę ratunku; chociażby był grzesznik najzatwardzialszy, jeżeli raz tylko zmówi tę koronkę, dostąpi łask z nieskończonego miłosierdzia Mojego” (Dz. 687).
Innym razem Pan Jezus powiedział do niej: „»Córko Moja, pomóż Mi zbawić pewnego grzesznika konającego; odmów za niego tę koronkę, której cię nauczyłem«. Kiedy zaczęłam odmawiać tę koronkę, ujrzałam tego konającego w strasznych mękach i walkach. Bronił go Anioł Stróż, ale był jakby bezsilny wobec wielkości nędzy tej duszy; całe mnóstwo szatanów czekało na tę duszę. Jednak podczas odmawiania tej koronki ujrzałam Jezusa w takiej postaci, jak jest namalowany na tym obrazie.
Te promienie, które wyszły z Serca Jezusa, ogarnęły chorego, a moce ciemności uciekły w popłochu. Chory oddał ostatnie tchnienie spokojnie. Kiedy przyszłam do siebie, zrozumiałam, jak ta koronka ważna jest przy konających, ona uśmierza gniew Boży” (Dz. 1565).
Święta Teresa od Dzieciątka Jezus również modliła się o nawrócenie grzeszników. Świadectwo jej dowodzi, iż modlitwa ma wielką moc i może doprowadzić do nawrócenia nawet największego grzesznika, i to dosłownie w ostatniej chwili przed śmiercią.
„Słyszałam kiedyś – pisała św. Teresa – jak rozmawiano o wielkim zbrodniarzu, który miał być skazany na śmierć za straszne morderstwa; wszystko wskazywało na to, że umrze, nie okazując żalu. Chciałam za wszelką cenę nie dopuścić do tego, by poszedł do piekła, i wykorzystałam w tym celu wszystkie dostępne mi środki. […]
Ofiarowałam Dobremu Bogu wszelkie nieskończone zasługi Naszego Pana, skarby Kościoła Świętego, wreszcie poprosiłam Celinę [siostra świętej – przyp. J. G.], by zamówiła Mszę św. w moich intencjach […]. Chciałam, by wszystkie stworzenia zjednoczyły się ze mną w celu uzyskania łaski dla winnego.
W głębi serca czułam pewność, że moje pragnienia będą zaspokojone, niemniej, chcąc na przyszłość dodać sobie odwagi do modlitwy za grzeszników, mówiłam Dobremu Bogu, że ufając niezłomnie nieskończonemu miłosierdziu Jezusa, jestem najzupełniej pewna, iż przebaczy biednemu nieszczęśnikowi Pranziniemu, i wierzyć w to będę nawet wtedy, gdyby nie wyspowiadał się i nie okazał żadnego znaku skruchy, jednak o ten znak proszę. […]
Moja modlitwa została wysłuchana dosłownie! […] Nazajutrz po jego egzekucji wpadł mi w ręce dziennik: »La Croix«. Otworzyłam go pośpiesznie i co zobaczyłam? […] Pranzini bez spowiedzi wstąpił na gilotynę i gotował się do włożenia głowy w ponury otwór, gdy nagle, poruszony niespodziewanym natchnieniem, obrócił się, chwycił krucyfiks podany mu przez kapłana i trzykroć ucałował jego święte rany! Potem jego dusza poszła przyjąć miłosierny wyrok” (św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Dzieje duszy).
Święta Faustyna pisała, jak zachowują się ludzie w agonii w różnych stanach grzeszności: „Często towarzyszę duszom konającym i wypraszam im ufność w miłosierdzie Boże, i błagam Boga o wielkość łaski Bożej, która zawsze zwycięża. Miłosierdzie Boże dosięga nieraz grzesznika w ostatniej chwili, w sposób dziwny i tajemniczy.
Na zewnątrz widzimy, jakoby było wszystko stracone, lecz nie tak jest; dusza oświecona promieniem silnej łaski Bożej ostatecznej zwraca się do Boga w ostatnim momencie z taką siłą miłości, że w jednej chwili otrzymuje od Boga [przebaczenie] i win, i kar, a na zewnątrz nie daje nam żadnego znaku, ani żalu, ani skruchy, ponieważ już na zewnętrzne rzeczy oni nie reagują. O, jak niezbadane jest miłosierdzie Boże.
Ale o zgrozo – są też dusze, które dobrowolnie i świadomie tę łaskę odrzucają i nią gardzą. Chociaż już w samym skonaniu, Bóg miłosierny daje duszy ten moment jasny wewnętrzny, że jeżeli dusza chce, ma możność wrócić do Boga. Lecz nieraz u dusz jest zatwardziałość tak wielka, że świadomie wybierają piekło; udaremnią wszystkie modlitwy, jakie inne dusze za nimi do Boga zanoszą, i nawet same wysiłki Boże” (Dz. 1698).
Sąd w chwili śmierci
Święty Jan od Krzyża pisał, że „pod wieczór naszego życia będziemy sądzeni z miłości”. Całe nasze ziemskie życie powinno być dojrzewaniem do miłości i przygotowywaniem się na godzinę śmierci. Jest to najważniejszy moment naszego życia na ziemi, bo wtedy zadecyduje się nasza wieczność: zbawienie albo potępienie.
Wtedy będzie liczyła się tylko miłość. Kościół katolicki w swoim nauczaniu uświadamia nam, że „śmierć kończy życie człowieka jako czas otwarty na przyjęcie lub odrzucenie łaski Bożej ukazanej w Chrystusie. Nowy Testament mówi o sądzie przede wszystkim w perspektywie ostatecznego spotkania z Chrystusem w Jego drugim przyjściu, ale także wielokrotnie potwierdza, że zaraz po śmierci każdego nastąpi zapłata stosownie do jego czynów i wiary.
Przypowieść o ubogim Łazarzu i słowa Chrystusa wypowiedziane na krzyżu do dobrego łotra, a także inne teksty Nowego Testamentu mówią o ostatecznym przeznaczeniu duszy, które może być odmienne dla różnych ludzi” (KKK 1021).
„Każdy człowiek w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym, który polega na odniesieniu jego życia do Chrystusa, i albo dokonuje się przez oczyszczenie, albo otwiera bezpośrednio wejście do szczęścia nieba, albo stanowi bezpośrednio potępienie na wieki” (KKK 1022).
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!