W odróżnieniu od przestępców Jezus został skazany nie za to, co uczynił, tylko za to, kim był. Jego wina polegała na tym, że był Mesjaszem, królem Żydów i Synem Bożym.
Dwa tysiące lat temu w okresie żydowskich świąt paschalnych został stracony przez ukrzyżowanie Jezus z Nazaretu. Był On człowiekiem wyjątkowym pod wieloma względami: Jego przyjście na świat było niezwykłe, zdumiewające było Jego życie, ale najbardziej niesamowita była Jego śmierć i zmartwychwstanie.
„Dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On, dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła” (Dz 10,38); nie popełnił żadnego przestępstwa, a mimo to został skazany na haniebne ukrzyżowanie. Zastanówmy się, dlaczego religijni przywódcy Izraela wydali Jezusa na śmierć i jakie są tego konsekwencje dla nas, żyjących w XXI wieku.
Ukamienowanie bez sądu
W czasach Jezusa Żydzi mieli pewną swobodę osądzania ludzi za różne przestępstwa według własnego prawa Mojżeszowego. Jedyne, na co nie pozwalała im okupacyjna władza Rzymu, to skazywanie na śmierć (zob. J 18,31). Był jednak jeden wyjątek, przy którym Żydzi w ogóle nie przejmowali się zakazem pogańskiego okupanta. Chodzi o grzech bluźnierstwa.
Wśród Żydów panowało przekonanie, że grzech odstępstwa jednego z nich niechybnie ściągnie winę na cały Izrael i doprowadzi do katastrofy narodowej. Dlatego też w każdej sytuacji, kiedy słyszeli oni bluźnierstwo, natychmiast chwytali za kamienie, by zabić bluźniercę zgodnie z nakazem Tory: „Jeśli cię będzie pobudzał skrycie [nawet] twój brat, syn twojej matki, twój syn lub córka albo żona, (…) mówiąc: »Chodźmy, służmy bogom obcym«, (…) winieneś go zabić, pierwszy podniesiesz rękę, aby go zgładzić, a potem cały lud. Ukamienujesz go na śmierć, ponieważ usiłował cię odwieść od Pana, Boga twojego” (Pwt 13,7-11).
Dla Żydów absolutnie nie do przyjęcia był fakt Boskiej tożsamości Jezusa. Pisma prorockie mówiły o tym w sposób ukryty, dlatego nikt w Izraelu nie spodziewał się, że Bóg przyjmie ciało i urodzi się z Matki Dziewicy, stając się w pełni człowiekiem. Stąd, widząc przed sobą człowieka Jezusa, odbierali oni wszystkie Jego słowa o jedności z Bogiem Ojcem jako bluźnierstwo i namawianie do odstępstwa.
Właśnie dlatego dyskusja faryzeuszy z Jezusem na temat Jego tożsamości musiała dokładnie tak się skończyć: „Rzekł do nich Jezus: »Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Zanim Abraham stał się, Ja jestem«. Porwali więc kamienie, aby je rzucić na Niego” (J 8,58-59).
„Rzekł do nich Jezus: (…) »Ja i Ojciec jedno jesteśmy«. I znowu Żydzi porwali kamienie, aby Go ukamienować. Odpowiedział im Jezus: »Ukazałem wam wiele dobrych czynów pochodzących od Ojca. Za który z tych czynów chcecie Mnie ukamienować?«. Odpowiedzieli Mu Żydzi: »Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty, będąc człowiekiem, uważasz siebie za Boga»” (J 10,30-33).
Fakt, że Żydzi gotowi byli natychmiast zabić Jezusa, nie zgłaszając sprawy Piłatowi i nie czekając na jego pozwolenie, dobitnie świadczy o tym, że nic innego tylko Jego tożsamość Syna Bożego była dla nich problemem. Ostatecznie właśnie za to Jezus został ukrzyżowany.
Wymuszone przyznanie się do „winy”
Ewangelia Mateusza, napisana pierwotnie dla Żydów w ich własnym języku, zawiera interesujący szczegół związany z oskarżeniem Jezusa Chrystusa i skazaniem Go na śmierć. Arcykapłani i członkowie Sanhedrynu mieli świadomość, że przed Piłatem muszą wskazać na jakieś poważne przestępstwo, inaczej nie uda im się wymusić na prokuratorze wyroku skazującego. Stawiano więc Jezusowi wiele zarzutów potwierdzanych przez fałszywych świadków, ale On nic nie odpowiadał.
„Wtedy powstał najwyższy kapłan i rzekł do Niego: »Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciwko Tobie?«. Lecz Jezus milczał. A najwyższy kapłan rzekł do Niego: »Poprzysięgam Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?«. Jezus mu odpowiedział: »Tak, Ja Nim jestem«” (Mt 26,62-64).
W realiach żydowskiego życia ten dialog z arcykapłanem jest jednoznacznym potwierdzeniem Boskiej tożsamości Jezusa. Zaprzysiężony przez samego arcykapłana imieniem Boga, Jezus nie mógł milczeć; nie mógł też kłamać.
Wypowiedziane przez Jezusa słowa nie były czymś, co każdy Żyd w takiej sytuacji mógłby o sobie powiedzieć. Świadczy o tym jednoznaczna reakcja arcykapłana i wszystkich obecnych: „Wtedy najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: »Zbluźnił. Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Oto teraz słyszeliście bluźnierstwo. Co wam się zdaje?«. Oni odpowiedzieli: »Winien jest śmierci«” (Mt 26,65-66).
Rzeczywistość religijno-prawna ówczesnego Izraela wymagała od arcykapłana ustosunkowania się do odpowiedzi Jezusa. Teoretycznie mógł on wziąć pod rozwagę taką możliwość, że pod przysięgą Jezus powiedział mu prawdę o swojej Boskiej tożsamości.
Jednak usłyszane wyznanie wstrząsnęło arcykapłanem tak dogłębnie, że natychmiast rozdarł on swoje szaty, jak powinien był uczynić, słysząc najgorsze bluźnierstwo.
Pozostali zgodzili się z nim i postanowili, że Jezus powinien zginąć za to, że jest Mesjaszem, Synem Boga i królem żydowskim… Dokładnie tak zrelacjonowali Piłatowi: „My mamy Prawo, a według Prawa powinien On umrzeć, bo sam siebie uczynił Synem Bożym” (J 19,7).
Korona cierniowa
„Żołnierze zaprowadzili Go na we-wnętrzny dziedziniec, czyli pretorium, i zwołali całą kohortę. Ubrali Go w purpurę i uplótłszy wieniec z ciernia, włożyli Mu na głowę. I zaczęli Go pozdrawiać: »Witaj, Królu żydowski!«. Przy tym bili Go trzciną po głowie, pluli na Niego i, przyklękając, oddawali Mu hołd” (Mk 15,16-19).
W katedrze Notre Dame w Paryżu w każdy pierwszy piątek miesiąca o godzinie 15 (a więc w godzinę śmierci Chrystusa) odbywa się publiczne wystawienie relikwii czczonej od wieków jako Korona Cierniowa Jezusa.
Jak wyglądało owo insygnium, które w intencji jego twórców miało być narzędziem męki i oznaką szyderstwa? Otóż pierwotnie miało ono formę czepca sporządzonego z krzewów cierniowych i przykrywającego całą głowę. Szkielet konstrukcyjny stanowiła obręcz z gładko splecionych gałązek, do której doczepiano kolejne gałęzie cierni, najprawdopodobniej mocując je sznurem.
Botanicy, którzy zbadali paryską relikwię, stwierdzili, że obręcz Korony o średnicy około 21 cm wykonana została z sitowia zwanego Juncus balticus, rosnącego we wschodnich rejonach Morza Śródziemnego. Nie wykluczyli możliwości, że może być ona autentyczną Koroną Cierniową Jezusa z Nazaretu.
Znacznie trudniej przedstawia się natomiast sprawa z identyfikacją cierni. Według obliczeń botaników czepiec musiał mieć od 50 do 60 kolców. Tymczasem w roku 1870 francuski architekt Charles Rohault de Fleury obliczył, że w europejskich kościołach przechowywano 139 cierni czczonych jako elementy Korony Chrystusowej.
Oznacza to, że część z nich jest fałszywa lub stanowi tzw. relikwie wtórne, czyli powstałe przez potarcie o prawdziwe kolce. Tylko w niewielu przypadkach istnieją dokumenty pozwalające dokładnie zrekonstruować dzieje cierni i prześledzić, czy przybyły one z Konstantynopola, czy później z Paryża.
Dzieje tej zdumiewającej relikwii cierpienia Jezusa Chrystusa zostały bardzo szczegółowo opisane w książce Świadkowie tajemnicy.
Torturę koroną z cierni wymyślono tylko dla Jezusa. W żadnym źródle historycznym nie ma wzmianki o koronach cierniowych nakładanych przed ukrzyżowaniem.
Na płótnie Całunu Turyńskiego widać liczne wypływy krwi na czaszce. Zostały one spowodowane przebiciem naczyń krwionośnych na głowie przez kolce korony cierniowej.
Chirurdzy naliczyli 13 ran na czole oraz 20 z tyłu głowy spowodowanych przez kolce cierni, ale przypuszczają, że mogło być ich około 50. Ponieważ pod skórą na głowie znajduje się sieć unerwienia i naczyń krwionośnych, korona cierniowa powodowała rozdzierający ból oraz obfite krwawienie.
„Jeżeli weźmie się pod uwagę, że na skórze głowy na 1 cm² znajduje się ponad 140 punktów wrażliwych na ból, to można sobie wyobrazić ogrom cierpienia Chrystusa w czasie tragicznej koronacji” – tak napisał L. Coppini, dyrektor Instytutu Anatomii Uniwersytetu Bolońskiego.
Badania stwierdziły zgodność miejsc wypływu krwi z anatomią tętniczek i żyłek znajdujących się na głowie. Jest to kolejny dowód przemawiający za autentycznością Całunu, ponieważ obieg krwionośny został opisany i poznany dopiero w 1593 r.
Tytuł winy
Rzymski zwyczaj wymagał, by nad głową ukrzyżowanego widniał napis wyjaśniający, za jakie przestępstwo spotkała go taka straszna kara. W przypadku Jezusa napis ten jedynie potwierdzał, że Jego winą jest Jego tożsamość: „Wypisał też Piłat tytuł winy i kazał go umieścić na krzyżu. A było napisane: »Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski«. Ten napis czytało wielu Żydów, ponieważ miejsce, gdzie ukrzyżowano Jezusa, było blisko miasta. A było napisane w języku hebrajskim, łacińskim i greckim” (J 19,19-20).
W sposób zdumiewający drewniana tabliczka z tytułem winy przetrwała do naszych czasów (zob. książkę Świadkowie tajemnicy). Z przekazów historycznych wiemy, że została odnaleziona przez św. Helenę i podzielona na dwie części. Praktyka ta była zgodna z ówczesnym światopoglądem. Nie przywiązywano wówczas wagi do zachowywania znalezisk w całości, gdyż nie myślano w kategoriach naukowej dokumentacji.
Ważniejsza była tajemnicza, sakralna moc (numinosum) zawarta w każdej, najmniejszej nawet cząstce relikwii. Zgodnie z zasadą, że część reprezentuje całość (pars pro toto), dzielono święte przedmioty na drobne fragmenty, z których każdy obdarzony był tą samą mocą, jaka wcześniej tkwiła w jego nienaruszonej postaci.
Titulus Jezusa podzielony został pionowo na dwie części. Lewa strona pozostała w Jerozolimie, prawą natomiast św. Helena zabrała ze sobą do Rzymu. Fragment jerozolimski uległ zniszczeniu najprawdopodobniej w czasie najazdu perskiego w 614 r., zaś rzymska część tylko raz znalazła się w niebezpieczeństwie.
W 1798 r. do Rzymu wkroczyły wojska francuskie. Doszło wówczas do zniszczenia i splądrowania wielu kościołów. Od ostatniego mnicha, który pozostał w bazylice, okupanci zażądali wydania relikwii pasyjnych.
Na szczęście zakonnicy ukryli je wcześniej, a Francuzom przekazano tylko relikwiarze. Dopiero w 1803 r. wszystkie przedmioty kultu wróciły na miejsce, a nowe relikwiarze dla nich ufundowała hiszpańska księżna Villa-Hermosa.
Zachowana tabliczka zawiera pierwszą część inskrypcji mówiącą, że skazańcem był Iesus Nazarenus. Badania relikwii wykazały, że została ona przełamana wzdłuż lewej krawędzi, przecinając w środku napis.
Długość rzymskiej części titulusa wynosi 25 cm, co sugerowałoby, że jego całość miała pierwotnie 50 cm. Zgadza się to z odkryciami archeologicznymi, dzięki którym wiemy, że tabliczki nad głowami ukrzyżowanych skazańców były zazwyczaj około półmetrowej długości.
Napis na titulusie składa się z trzech linijek. W pierwszej widnieją słowa napisane po hebrajsku, w drugiej po grecku, w trzeciej po łacinie.
Osobliwością jest fakt, że inskrypcje w języku greckim i łacińskim wyryte zostały w lustrzanym odbiciu, z prawa do lewa – jakby naśladując hebrajski sposób pisania.
Michael Hesemann dał do zbadania inskrypcję najwybitniejszym na świecie paleografom, nie mówiąc im jednak, skąd pochodzi napis. Naukowcy stwierdzili, że „żydowski styl pisany” charakterystyczny jest dla „późnego okresu Drugiej Świątyni”, czyli I wieku.
Badanie inskrypcji napisanej po grecku zlecono innym paleografom, specjalizującym się w analizie pisma właśnie w tym języku. Ich uwagę zwrócił zwłaszcza styl litery alfa oraz monogram omikron-ipsylon. W rezultacie profesorowie doszli do wniosku, że napis w języku greckim pochodzi z I wieku.
Wszyscy paleografowie badający titulus wykluczyli, by mógł on pochodzić z czasów św. Heleny bądź z okresu średniowiecza. Jednocześnie uznali, że napisy na tablicy musiały powstać między I a III stuleciem po Chrystusie, choć większość z nich wskazywała zdecydowanie na I wiek.
Opierając się na wynikach tych badań, Hesemann w 1999 r. opublikował pracę Titulus Crucis, w której ogłosił, że relikwia przechowywana w rzymskiej bazylice Świętego Krzyża w Jerozolimie jest autentycznym „tytułem winy” Jezusa Chrystusa.
„Zdruzgotany za nasze winy” (Iz 53,5)
Na upartego można byłoby znaleźć więcej osób okrutnie zamordowanych za przynależność do rodów królewskich. Wyjątkowość Jezusa polega jednak na tym, że przez Niego „wzywa Bóg teraz wszędzie i wszystkich ludzi do nawrócenia, dlatego że wyznaczył dzień, w którym sprawiedliwie będzie sądzić świat przez Człowieka, którego na to przeznaczył, po uwierzytelnieniu Go wobec wszystkich przez wskrzeszenie Go z martwych” (Dz 17,30-31).
Zdradzony przez Judasza i porzucony nawet przez Piotra Jezus otrzymał od Boga najwspanialsze świadectwo potwierdzające, że Jego męka i śmierć miała dla nas moc zbawczą. Nie zwlekajmy więc, tylko wyznajmy swoje grzechy i zaufajmy Jezusowi.
„Albowiem miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro Jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli. A właśnie za wszystkich umarł [Chrystus] po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał” (2 Kor 5,14-15).
Mamy wystarczająco dużo dowodów, że Jezus był dokładnie tym, za kogo się podawał: Synem Bożym, królem Izraela i królem całego świata. Ale mimo tej swojej wielkości On tak bardzo przejął się naszym cierpieniem, że dla naszego zbawienia wziął na siebie wszystkie konsekwencje naszych grzechów: „Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie” (Iz 53,4-5).
Nie pozwólmy więc, by grzech nadal panował nad naszym ciałem i umysłem.
- Zainteresował Cię ten tekst? Zobacz też: Chusta z Manopello – największy cud i relikwia
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!