Miałem do wyboru: albo pustkę i samotność zapić piwem, albo całą swoją nędzę duchową oddać Jezusowi Miłosiernemu. Wybrałem to drugie rozwiązanie.
„Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie!” (1 P 5,8)
Od 13. roku życia brnąłem stopniowo w piekło egoizmu i uzależnienia od onanizmu. Zacząłem kupować czasopisma pornograficzne (najpierw dość „lekkie”, a następnie z twardą pornografią), w końcu oglądałem filmy pornograficzne.
Rodzice o niczym nie mieli pojęcia. Wymyślałem coraz to nowe sposoby, żeby ukryć swój podły nałóg. Wieczorami w piątki i soboty oglądałem nawet po dwa obsceniczne filmy. Coraz częściej się onanizowałem (praktycznie codziennie), a po tragicznych dniach z twardą pornografią nawet kilkakrotnie.
Mimo że obiecywałem sobie tego nie robić, nie potrafiłem zerwać z tym nałogiem. Onanizm dawał mi złudne poczucie odprężenia. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak mocne piętno masturbacja wyciśnie na mojej psychice i osobowości. Podczas spowiedzi kapłani zwracali mi uwagę na ten grzech, ale początkowo nie traktowałem tego poważnie.
Nie miałem osobistej relacji z Bogiem. Uczęszczałem na Mszę św. nieraz z przymusu, nie wsłuchiwałem się w Ewangelię, a czasem stałem po prostu godzinę pod kościołem. Obserwowałem z zazdrością nieliczną grupę z mojej klasy licealnej, która szczerze praktykowała wiarę, jednak w domu powracałem do filmów pornograficznych i onanizmu, coraz silniej czując, w jakim bagnie tkwię…
Później dostałem się na studia. Miałem problemy na uczelni i wtedy postanowiłem uczęszczać co niedzielę na Mszę św. oraz w pełni w niej uczestniczyć. Jednak nałóg nadal dominował w moim życiu… Podczas spowiedzi ksiądz powiedział mi, żebym poświęcił wszystko Jezusowi, a On mi pomoże.
„Oczyść mnie z grzechu mojego!” (Ps 51,4)
Trwając w grzechu pornografii i onanizmu, odczuwałem wielką samotność i pustkę. Pewnego dnia płakałem nad swoim stanem. Powróciły wtedy do mnie słowa spowiednika: „Powiedz to Jezusowi”. Zawołałem: „Panie Jezu, błagam, uwolnij mnie! Ja już nie chcę tak dłużej żyć!”.
Niestety, potem upadłem jeszcze kilkakrotnie… Pan jednak mnie nie opuścił. Dotknęły mnie wówczas szczególnie te słowa z Pisma św.: „Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła” (Mk 9,47). Stopniowo zaczynałem rozumieć, co one oznaczają. Miałem do wyboru: albo pustkę i samotność zapić piwem, albo całą swoją nędzę duchową oddać Jezusowi Miłosiernemu. Wybrałem to drugie rozwiązanie.
Na trzecim roku studiów, podczas kolędy, dostałem obrazek Jezusa Miłosiernego. Zastanawiałem się nad sensem słów „Jezu, ufam Tobie!”. Zrozumiałem, że Jezus jest żywą osobą, że On mnie kocha, przebacza mi wszystkie moje grzechy i jest ze mną w każdej chwili. Zapragnąłem Go poznać. Wszystko stało się odtąd dla mnie nowe.
Zacząłem się modlić na różańcu i Koronką do miłosierdzia Bożego. Poznałem, że Jezus jest rzeczywiście obecny w Eucharystii. W trakcie oglądania filmu Faustyna dowiedziałem się, jak bardzo Jezus cierpi z powodu naszej obojętności. Zapragnąłem pocieszać Pana, prowadząc dobre życie, przyjmując jak najczęściej Komunię św. Często przystępowałem do spowiedzi, a miłość Pana Jezusa wyzwoliła mnie od onanizmu. Stałem się wolny i szczęśliwy!
Po lekturze książek o objawieniach fatimskich poświęciłem się Niepokalanemu Sercu Maryi, żeby jeszcze bardziej kochać Pana Jezusa przez Jego Matkę. Postanowiłem odtąd nie pić alkoholu i ofiarowałem to wyrzeczenie Jezusowi.
Teraz żyję z ogromnym pragnieniem świętości. Wszystkie swoje trudności i sprawy powierzam Jezusowi. Czuję ogromną radość z obecności Pana w moim życiu. Staram się bronić Kościoła katolickiego, dyskutuję ze znajomymi na temat słowa Bożego, mam ogromne pragnienie poznania prawdy. Podczas spowiedzi proszę kapłanów o wyjaśnienie mi niektórych moich wątpliwości. Pragnę, żeby Jezus zmieniał moje życie, leczył moje serce i uczył mnie prawdziwej miłości. Wiem, że Pan zna te pragnienia, kocha mnie i chce, abym był szczęśliwy. Dziękuję Mu za to z całego serca!
Rafał