Przez Maryję wszystko dla Boga cz. 2

Tylko wiara daje najgłębszy sens życiu człowieka. Maria Okońska czerpała z niej wiele radości i siły do działalności apostolskiej. Z młodzieńczym zapałem przekonywała innych, by zawierzali się Jezusowi przez Maryję – ten entuzjazm pomimo upływu lat wciąż jest u niej widoczny.

W ogniu walki

Kiedy 1 września 1939 r. wybuchła II wojna światowa, Maria nie porzuciła swego powołania. Przeciwnie – szła do Powstania Warszawskiego z zamiarem duchowej walki o wyzwolenie Warszawy i Polski spod zbrodniczej okupacji niemieckiej. Teraz jej wiara oraz ufność Bogu i Maryi miały przejść chrzest w powstańczym ogniu i krwi.

Powstanie Warszawskie przeciwko niemieckim okupantom wybuchło 1 sierpnia 1944 r. o godzinie 17. Maria wraz z dwiema towarzyszkami: Lilką Wantowską i Janką Michalską, rozpoczęła akcję modlitwy w kaplicy klasztoru Sióstr Zmartwychwstanek na Woli.

„Czujemy, że wzajemnie jesteśmy sobie bardzo bliscy, bo między nimi – tam na ulicach – a nami, tu w kaplicy, stoi tylko jedna Sprawa: »Wolną, katolicką Polskę racz nam dać, Panie«”.

Pomimo strachu z powodu bombardowania dziewczęta nie opuściły swojego „posterunku” przed tabernakulum. Modliły się o to, ażeby powstanie było zgodne z wolą Bożą, aby Bóg wyprowadził z niego jak największe dobro.

Po kilkudniowych rekolekcjach dziewczęta rozpoczęły swoją działalność wśród ludzi. Prowadziły w piwnicach i schronach modlitwy, rozmawiały o Bogu, podnosiły na duchu załamanych, organizowały Msze św., rozdawały obrazki i różańce. Cały program apostolskiej, powstańczej pracy spisała Maria w Nowej mobilizacji walczącej Warszawy. Jego celem było zachęcenie ludności do „walki o wewnętrzne przemienienie Narodu w duchu Bożej i braterskiej miłości, do szturmu już nie tylko o wolną, ale i świętą Polskę, (…) bo wszyscy jesteśmy żołnierzami wielkiej i świętej sprawy wolności, powołani do duchowego przemienienia świata”.

W Mobilizacji dziewczęta zachęcały, by od 15 do 26 sierpnia jak najwięcej osób podjęło narodowe rekolekcje, z codzienną, w miarę możliwości, Komunią św., z różańcem oraz z odmawianiem przed wizerunkami Madonny Jasnogórskiej – Królowej Polski modlitwy walczącej Warszawy: „Matko nasza Jasnogórska, Królowo Narodu polskiego, daj nam Jezusa, oddaj nas Jezusowi i racz sprawić, byśmy przez Ciebie całej Ojczyźnie, a przez wolną Ojczyznę – całemu światu wywalczyli Jezusa”.

Po tych rekolekcjach, 26 sierpnia, w święto Matki Boskiej Jasnogórskiej, cała Warszawa miała spotkać się na dziękczynnej Mszy św. za zwycięstwo.

Oddział specjalny

Dziewczęta postanowiły uzyskać w komendzie AK pozwolenie na wydanie Mobilizacji, ale nie wiedziały, jak się tam dostać. Spotkały młodego księdza z AK, który wbrew wszelkim zasadom konspiracji, narażając się na karę śmierci, przeprowadził je przez strzeżone posterunki i doprowadził do naczelnego kapelana AK.

Dowództwo wojskowe doceniło działalność dziewcząt oraz ich plan duchowej walki, orzekając, że są ważniejsze od żołnierzy. Przyjęto je w szeregi armii i posyłano na najcięższe odcinki walk, tam gdzie ludzie się załamywali i tracili nadzieję.

Dziewczęta wiele razy miały szansę się przekonać, jak ważna jest wiara dla ludzi w tych trudnych dniach Powstania. Generał Tadeusz Bór-Komorowski – naczelny wódz AK – zarządził organizację spowiedzi dla całej Warszawy.

Odbyła się akcja na szeroką skalę. Księża spowiadali indywidualnie oraz udzielali zbiorowych absolucji. Wielu ludzi w tym czasie skorzystało z sakramentu pojednania. Dziewczęta spotkały kobietę, która chciała się wyspowiadać po 30 latach. Powiedziała: „Dla Ojczyzny, za Polskę, na rozkaz generała – pójdę!”.

Pewnego razu dziewczęta nie miały hasła, które umożliwiłoby im przejście przez punkt kontrolny. Wartownik nie chciał ich przepuścić. Maria podała mu różaniec, mówiąc, że to jest ich hasło. Żołnierz stanął na baczność i pozwolił im przejść.

„W powstaniu niezwykle gorąca wiara i żar religijny zaznaczał się w sposób wyjątkowy. Religijność młodzieży była tak żywa, iż tego rodzaju argumenty przemawiały” – tak skomentowała to wydarzenie w swej książce Maria Okońska. Nigdy też się im nie zdarzyło, by ktoś nie chciał przyjąć od nich świętego obrazka.

Wiele młodych par w czasie powstania się pobierało. Często byli to powstańcy, którzy niemal od razu po zejściu z linii frontu udzielali sobie w pośpiechu ślubu w obecności księdza, żeby zaraz powrócić na posterunek. Walka była ciężka i co chwilę ktoś ginął – chcieli uświęcić swój związek, żeby w razie śmierci umierać jako małżeństwo.

Zaufać do końca

Pierwsze dni walk przyniosły wielką radość z tak upragnionej wolności. Śpiewano zakazane od lat pieśni patriotyczne, wywieszano polskie flagi. Niestety, później szala zwycięstwa zaczęła się coraz wyraźniej przechylać na stronę wrogów.

Nieustanne zagrożenie od bomb burzących i zapalających, od kul karabinów, konieczność chowania się w dusznych i przepełnionych piwnicach, brak żywności i wody, ciągłe napięcie w dzień i w nocy – wszystko to powodowało, że ludzie zaczynali się załamywać.

Dziewczęta miały bardzo trudną pracę; same wyczerpane do granic możliwości próbowały zrozumieć, w warunkach po ludzku beznadziejnych, Boży plan oraz sens wydarzeń. Nieustannie doznawały opieki Bożej. To dodatkowo umacniało je w przekonaniu, że ciągle mają do wykonania ważną misję.

Szósty dzień sierpnia był tragicznym dniem rzezi Woli. Niemcy systematycznie, dom za domem, wyciągali ludzi na ulicę i mordowali ich. W ten sposób zginęło kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców dzielnicy. Maria wraz z dwiema towarzyszkami, kilkunastoma siostrami zakonnymi oraz około trzydziestoma ich wychowankami znajdowały się w ocalałym pomieszczeniu domu zakonnego.

Po dzielnicy grasowały bandy własowców – jeńców sowieckich, którzy pod wodzą generała A. Własowa przeszli na stronę hitlerowców. Byli oni wyjątkowo okrutni. Walcząc przy boku Niemców, znęcali się nad ludźmi, gwałcili i mordowali.

Ludność uciekała przed nimi w popłochu, a grupa bezbronnych kobiet z Marią, Lilką i Janką trwała na miejscu, modląc się przed tabernakulum z Najświętszym Sakramentem i prosząc Maryję o pomoc. I gdy banda pijanych, przeraźliwie wrzeszczących żołnierzy przebiegała pod ich oknami, nie zauważyła chroniącej się wewnątrz grupy kobiet. Ich ocalenie, tak jak i w wielu innych sytuacjach w czasie Powstania, można przypisać tylko wyjątkowej opiece Bożej.

Kiedy dziewczyny uciekały z zagrożonego obszaru przez ruiny i pogorzeliska, Maria zrozumiała, że teraz zaczyna się ich pielgrzymka na Jasną Górę. Razem z Janką i Lilką wtedy właśnie rozpoczęły swój zespołowy nowicjat (kontynuowany tuż po powstaniu, jeszcze przed zakończeniem wojny).

Dziewczęta, będąc stale zagrożone śmiercią, ofiarowały swoje życie za księdza Wyszyńskiego – Ojca ich Zespołu i ich duchowego przewodnika. Przez całe powstanie trzynaście razy wychodziły cało z zawalonych domów. Ludzie obok nich ginęli, a one żyły, nawet nie draśnięte. Zdały sobie wtedy sprawę, że „życie nasze ma być lepsze i świętsze od najbardziej bohaterskiej, młodzieńczej śmierci w Powstaniu”.

Najcięższą próbę wiary oraz zaufania Bogu i Maryi przeżyły jednak 26 sierpnia. Dotąd nieustannie zapowiadały i wierzyły, że właśnie wtedy, w święto Matki Boskiej Jasnogórskiej, nastąpi zwycięstwo. Jednak ku przerażeniu wszystkich właśnie w tym dniu rozpoczęło się najgorsze od początku powstania bombardowanie.

Wokół waliły się domy, zapadały się piwnice, ludzie masowo ginęli… Wydawało się, że nadeszła zagłada miasta. Dziewczętom trudno było zrozumieć Boży zamysł. Przecież widziały, jak ludzie tysiącami się spowiadali, przystępowali do Komunii św., jak zawierzali swój los Matce Bożej. A teraz zamiast zapowiadanego zwycięstwa – taka klęska!

Maria, Lilka i Janka modliły się o zrozumienie Bożego planu, gdyż po ludzku ich ufność została zawiedziona: „Myślałyśmy o uratowaniu murów i ziemskiego życia ludzi. Odpowiedź przyszła inna. Matce Bożej chodziło o uratowanie duszy mieszkańców Stolicy, duszy walczącej Warszawy, po prostu o zbawienie naszego miasta”.

Bardzo wielu ludzi umarło wtedy w stanie łaski uświęcającej, odeszli wprost w ramiona Maryi. Dziewczęta nabrały pewności, że pomimo militarnej przegranej „Powstanie wyda owoc stokrotny, nie jest stracone”.

Formowanie zespołu

Po kapitulacji Warszawy okazało się, że pomimo ogromnego zniszczenia miasta w ruinach przeżyło bardzo wielu mieszkańców stolicy. Wszyscy, wychodząc z miasta, znaleźli się w niewoli niemieckiej.

Dziewczętom udało się uciec poza kordon. Były wolne. Po jakimś czasie dotarły do Lasek i spotkały się z Ojcem. Były to dla nich wzruszające chwile, gdy się okazało, że żyją.

Ojciec chciał od razu rozpocząć prowadzenie ich nowicjatu, ale one, chociaż żal im było znów się rozstawać, wiedziały, że muszą iść na Jasną Górę. Tak obiecały Matce Bożej.

Kiedy nadszedł upragniony moment, gdy znalazły się przed Obrazem Matki Bożej, ogarnęła je pustka. Dotarły tu przez ogień, cierpienie, strach, oddanie własnego życia, a nie zaznały radości podczas spotkania z Maryją. Cudowny Obraz był nieoświetlony, Madonna miała czarną twarz, nie było widać Jej rysów…

To była dla dziewcząt kolejna próba. Nie wiedziały także, co mają robić dalej. Nie miały pieniędzy ani mieszkania. Myślały, że zostaną przez jakiś czas w Częstochowie, a potem wrócą do Ojca i rozpoczną nowicjat.

Maria zrozumiała jednak, że mają go przebyć przy Matce Bożej. Dla Marii, Lilki, Janki i innych dziewcząt z „Ósemki” [„Ósemka” – założony przez Marię Okońską Instytut Prymasa Wyszyńskiego (życia konsekrowanego, na prawie papieskim), którego wojenne początki ukazują przytoczone wspomnienia – przyp. mój: M.S.] rozpoczął się trudny materialnie, ale duchowo bardzo bogaty czas.

Zamieszkały w izbie, w której wcześniej trzymano świnie; pomimo że chorowały, wyniszczone wojną, zarabiały na swoje utrzymanie pracą w stołówce. Centrum ich każdego dnia było codzienne spotkanie z Panem Bogiem i Matką Bożą. Miały ustalony plan dnia, który rozpoczynał się Mszą św. przed Cudownym Obrazem Maryi – to dawało im siłę oraz radość do znoszenia codziennych trudności.

W tych niepewnych czasach wojny to właśnie codzienna Komunia św. oraz ufność w opiekę Matki Bożej pozwalała im wierzyć, że z każdego, nawet najcięższego, doświadczenia Pan Bóg wyciąga dobro.

Maria z „Ósemką” starały się o to, aby każda ich decyzja zgadzała się z planem Bożym. Było to tym trudniejsze, że trwała wojna, a ponadto zmienił się front i przyszedł „wyzwoliciel” – armia sowiecka. Wprawdzie hitlerowcy uciekli, ale zamiast nich zjawili się żołnierze sowieccy – często pijani i agresywni.

Nastał czas ateistycznego reżimu komunistycznego, czas prześladowań Kościoła katolickiego, a także bohaterskich żołnierzy AK oraz innych formacji niepodległościowych. Nie za taką „wolność” przelewali krew i modlili się Polacy…

Dziewczęta z „Ósemki”, na polecenie Ojca, wróciły do Warszawy. Formowanie ich Zespołu trwało. Ksiądz Wyszyński został mianowany biskupem, a w późniejszym czasie także prymasem. Nie było pewności co do tego, czy w takich okolicznościach będzie on mógł się zajmować Instytutem.

W każdej sytuacji i Ojciec, i „Ósemka” pozostawali posłuszni woli Bożej. Przezwyciężając obawy przed niepewną przyszłością, przed ogromem zadań i odpowiedzialności, z pomocą Matki Bożej realizowały dzieło służące dobru Narodu i Kościoła. Ojciec nie zaprzestał opieki nad „Ósemką”, a ona pomagała mu w jego służbie Kościołowi.

Zło dobrem zwyciężać

Instytut, pomimo komunistycznych prześladowań, prowadził bardzo aktywną działalność ewangelizacyjną oraz społeczną. „Ósemka” organizowała obozy dla dziewcząt, dni skupienia, prowadziła wykłady, a także akcje charytatywno-apostolskie.

Przed świętami Wielkiej Nocy 1948 r. dziewczęta chciały dotrzeć z pomocą do ludzi dotkniętych nędzą materialną – w najbardziej ubogich dzielnicach miasta oraz do miejsc największej nędzy moralnej – czyli do prostytutek.

Maria Okońska otrzymała wówczas natchnienie, że ktoś powinien pójść ewangelizować do Urzędu Bezpieczeństwa. „Przemyśliwałam, jak by tam dotrzeć. Nie wiedziałam, że Bóg mnie weźmie pod rękę i poprowadzi do tych najbiedniejszych ludzi” – wspomina.

W Wielką Środę Maria została podstępem aresztowana i zamknięta w więzieniu.

Urząd Bezpieczeństwa był organem terroru. Aresztowanych traktowano tam nieludzko, torturując ich w czasie przesłuchań. Bardzo wiele osób zginęło bez sądu z rąk funkcjonariuszy UB. Mimo tego Maria się nie załamała i nadal wierzyła w opiekę Matki Bożej.

„Od razu zrobiłam sobie postanowienie, że będę kochać ich wszystkich, że nie dopuszczę do serca cienia nienawiści czy żalu do tych biednych ludzi, że będę apostołować, starając się powiedzieć im jak najwięcej o Bogu” – pisze.

Maria zaniosła słowa Dobrej Nowiny do „ośrodka zła”. Ewangelizowała swoje współwięźniarki – przestrzegała planu dnia, w którym były stałe punkty poświęcone modlitwie, opowiadała o Bogu. Jej towarzyszki z celi nie pozostawały obojętne, powtarzały nieraz: „Mów, Marysieńko, mów nam jak najwięcej. Chyba po to siedzimy w więzieniu, żeby się tego dowiedzieć”.

Pomimo gróźb strażników śpiewały razem nabożeństwa, litanie, modlitwy… Obiecywały, że po wyjściu z więzienia zaczną żyć wiarą i będą przystępować do sakramentów świętych.

Maria nie poprzestała tylko na apostołowaniu wśród współwięźniarek.

„Miałam zasadę szukania okazji, aby mówić moim sędziom śledczym o Bogu i Kościele Chrystusowym. Zdarzały się całe godziny takich rozmów. Moi panowie nieraz się tak zagubili, że właściwie to ja »prowadziłam« śledztwo z ich życia religijnego i osobistego, a nie oni” – wspomina.

Pomimo że później się denerwowali, ona nie rezygnowała ze swoich działań. Najgroźniejszego strażnika Maria przemieniła, dostrzegając w nim ziarno dobra. Od tej pory zamiast nękać więźniarki, był dla nich wręcz życzliwy.

Pod koniec swojego pobytu w więzieniu Maria została wezwana na rozmowę do Julii Brystygierowej (czołowej polskiej komunistki, żydowskiego pochodzenia). Odpowiadała ona bezpośrednio za prowadzenie walki z Kościołem. Była dyrektorem departamentu, osobą bardzo wpływową w strukturach aparatu bezpieczeństwa.

Wśród więźniów miała przezwisko „Krwawa Luna”, gdyż słynęła z sadystycznych praktyk w czasie śledztw, szczególnie tych dotyczących żołnierzy AK. Wielu z nich skazała na śmierć. Maria Okońska postanowiła także ją zdobyć dla Pana Boga.

Podczas długiej rozmowy tak zaskoczyła swoją rozmówczynię swą odwagą i żarliwością wiary oraz ewangeliczną życzliwością, że nieoczekiwanie Brystygierowa zwolniła Marię z więzienia, pomimo jej nieugiętej patriotycznej postawy. Podała jej także swój zastrzeżony numer telefonu. Maria zapewniła ją na pożegnanie, że codziennie będzie się za nią modlić.

W późniejszych latach Maria kilkakrotnie kontaktowała się z Brystygierową. Za jej pośrednictwem załatwiła m.in. przepustki do Komańczy – ostatniego miejsca trzyletniego internowania prymasa Wyszyńskiego.

Umożliwiło to pracę nad przygotowaniami do wielkiej uroczystości – Jasnogórskich Ślubów Narodu w 1956 r., w 300. rocznicę ukoronowania Matki Bożej na Królową Polski przez polskiego króla Jana Kazimierza, oraz przekazanie teksu ślubów na Jasną Górę. Prymas zawarł w nim olbrzymi program odnowy moralno-społecznej narodu.

W dniu uroczystości, 26 sierpnia, na Jasnej Górze zgromadziło się ok. miliona ludzi. Na pustym fotelu więzionego prymasa leżała wiązanka biało-czerwonych kwiatów.

Tak to Julia Brystygierowa stała się, bezwiednie, narzędziem Matki Bożej. Została ona niejako włączona w dzieło, jakie Maryja realizowała przez ręce oddanych jej sług.

W trudnych czasach ateistycznego systemu komunistycznego w Polsce prymas Wyszyński oraz współpracujący z nim ludzie walczyli nieustannie o odnowę moralności i wiary w Narodzie, o bezgraniczne zawierzenie Matce Bożej Jasnogórskiej oraz o umacnianie dobra w człowieku.

Ten wielki trud oraz oddanie sprawie Narodu i Kościoła przyczyniły się m.in. do przetrwania i umocnienia Kościoła w Polsce, jak również do wybrania papieża Polaka – Jana Pawła II na Stolicę Piotrową (o czym Ojciec Święty sam dał świadectwo).

Oprócz tych znaczących i szeroko znanych faktów warto przytoczyć jeszcze jeden – o wiele mniej rozpowszechniony. Otóż Julia Brystygierowa ostatnie lata swojego życia spędziła w podwarszawskich Laskach, przy zakładzie dla niewidomych dzieci prowadzonym przez Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. Nawróciła się, przyjęła chrzest święty i przystępowała do Komunii św. Umarła całkowicie pojednana z Bogiem.

Świadectwo nawrócenia „Krwawej Luny”, do czego przyczyniła się m.in. Maria Okońska, ukazuje wielkie Miłosierdzie Boga oraz miłość Jego Matki do wszystkich ludzi. Bóg Ojciec pragnie zbawić każdego, nawet najbardziej grzesznego, człowieka.

Maryja stale oręduje za nami u Boga i pokazuje błądzącym drogę do Niego. Pewność co do takiej opieki Matki Bożej nie opuszczała Marii Okońskiej; bardzo ją ona umacniała i radowała. Starała się nią także dzielić z innymi.

Maria Okońska zmarła 6 maja 2013 r. Wzór jej życia wciąż pociąga życzliwością oraz radosną, ufną wiarą i jest potwierdzeniem jej życiowego motta: „Czymże się możemy bardziej wywdzięczyć Bogu za całą Jego miłość – jeśli nie radością?”

Źródła:
Maria Okońska, Przez Maryję wszystko dla Boga. Wspomnienia 1920-1948, Warszawa 2008
Maria Okońska, Z misją do Komańczy, Warszawa 2006
Jan Grzegorczyk, Wielki Piątek Anno Domini 1949, [w:] „W drodze”, nr 9 (337)/2001