Charlie Rich (1899-1998) jest jedną z najbardziej fascynujących postaci spośród tych Żydów żyjących w XX wieku, którzy znaleźli pełnię Prawdy w Kościele katolickim.
Charlie Rich urodził się w pobożnej rodzinie żydowskiej w małej wiosce na Węgrzech. Jego mama była bardzo pobożną i uduchowioną kobietą; pochodziła z chasydzkiej rodziny, znanej z niesienia pomocy ubogim i potrzebującym.
Kiedy Charlie był jeszcze niemowlęciem, jego ojciec wyjechał do Stanów Zjednoczonych, aby zarabiać na utrzymanie rodziny. Wychowywała go więc matka oraz pobożni Żydzi, którzy żyli w celibacie, aby mieć czas na studiowanie Pisma św. oraz komentarzy różnych szkół rabinackich.
To właśnie oni uczyli Charliego czytać i pisać w jidysz, wykorzystując do tego pierwsze pięć ksiąg Starego Testamentu. Już jako kilkuletni chłopiec Charlie codziennie, wczesnym rankiem, chodził do synagogi na modlitwę.
Po latach wspominał, że ta modlitwa była dla niego źródłem wielkiej radości. Odczuwał wówczas bliskość i miłość Boga. Lubił przebywać w ciszy i samotności na łonie przyrody, w pięknych węgierskich lasach.
W Nowym Jorku
Kiedy Charlie miał 10 lat, jego ojciec uzbierał wystarczającą ilość pieniędzy i sprowadził całą rodzinę do Nowego Jorku. W tym całkowicie nowym środowisku chłopak utracił dziecięcą wiarę i stał się ateistą. Decydujący wpływ na zmianę poglądów Charliego miał jego nauczyciel, który był agnostykiem.
Utrata wiary w istnienie Boga nie zniszczyła jednak w młodzieńcu silnego pragnienia poznania prawdy. Charlie szukał jej wytrwale, czytając godzinami różnego rodzaju książki w miejscowej bibliotece.
Gdy miał trzydzieści trzy lata, przeczytał prawie wszystkie najważniejsze dzieła literackie, a także książki największych autorów chrześcijańskich, takich jak: św. Augustyn, św. Tomasz z Akwinu, św. Bernard, św. Katarzyna ze Sieny, św. Teresa z Ávili i bł. Newman. Był nimi zafascynowany. Trudno mu było jednak uwierzyć w to, że Jezus Chrystus jest Bogiem.
Brak wiary w istnienie Boga sprawił, że w swoim sercu Charlie zaczął odczuwać coraz większą pustkę i nie widział sensu życia. W końcu przyszedł taki dzień, kiedy Charlie popadł w rozpacz. To było dlań straszne duchowe cierpienie. Doszedł wtedy do wniosku, że jedynym rozwiązaniem będzie samobójstwo…
W takim stanie całkowitego załamania Charlie poszedł do Bronx Park, aby się tam powiesić. Już miał zarzucić sznur na konar jednego z drzew, gdy usłyszał za sobą czyjeś kroki. Przestraszył się… Zabrakło mu odwagi, by zrealizować swój plan.
Niedługo potem w gorący letni dzień przechodził obok kościoła katolickiego. Pojawił się w nim lęk, że mogą go stamtąd wyprosić. Charlie wszedł jednak do środka, chciał się ochłodzić i odpocząć.
W kościele panowała cisza; młody mężczyzna był sam; usiadł, poczuł wielki pokój, a uwagę jego przykuł witraż przedstawiający uciszenie burzy przez Jezusa (por. Łk 8,22-25).
Stał się nowym człowiekiem
Patrząc na witraż przedstawiający ewangeliczną scenę uciszenia burzy przez Jezusa, Charlie odczuł wielkie pragnienie, aby uwierzyć z taką samą pewnością i mocą jak ci, którzy tu przychodzą, modlą się i wierzą, że Chrystus rzeczywiście istnieje, że umarł i zmartwychwstał, a Jego słowa zapisane w Ewangelii są prawdziwe.
Przyszła mu wtedy myśl, że gdyby to wszystko było prawdą, wtedy ludzkie życie, cierpienie i śmierć miałyby sens, a prawda o Chrystusie byłaby źródłem niezniszczalnego szczęścia.
To jednak wydawało mu się zbyt cudowne i nierealne, żeby było prawdą. Charlie uznał, że ma do czynienia z ułudą, oszustwem i kłamstwem. Gdy tak rozmyślał, nagle usłyszał bardzo wyraźnie słowa, które wprawiły go w osłupienie: „Oczywiście, że to jest prawda. Chrystus jest Bogiem, który zstąpił na ziemię i stał się prawdziwym człowiekiem. Słowa Ewangelii są prawdą”.
Pod wpływem tych słów Charlie padł na kolana i zaczął żarliwie się modlić i dziękować. Spływała na niego łaska miłosiernej miłości Boga, która leczyła jego poranione wnętrze.
Było to mistyczne doświadczenie obecności Boga, pewności Jego istnienia, czułej opieki oraz nieskończonego miłosierdzia.
Od tego momentu, jak sam napisał, historia jego życia nabrała nowej duchowej jakości, którą trudno opisać ludzkimi słowami, ponieważ dotyczy ona poznania miłości Chrystusa przewyższającej wszelką wiedzę (por. Ef 3,19).
To mistyczne doświadczenie przemieniło cały dotychczasowy system wartości mężczyzny. Charlie klęczał i dziękował za to, że sam Pan przybył mu na ratunek i osobiście powiedział mu, że Chrystus jest Bogiem.
Podczas tej modlitwy Bóg dokonał głębokiej przemiany w jego życiu duchowym i intelektualnym. Charlie stał się nowym człowiekiem. To było powtórne, duchowe narodzenie, o którym mówi Chrystus: „Trzeba wam się powtórnie narodzić” (J 3,7), a św. Paweł pisze: „Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5,17).
Charlie przeżywał nieopisaną duchową radość i wdzięczność za ten niczym nie zasłużony dar nawrócenia. Od tego dnia osoba naszego Pana Jezusa Chrystusa stała się dla niego wszystkim, największym Skarbem, za który był gotów oddać życie.
Po upływie wielu lat Charlie tak pisał: „Słowa »Jezus Chrystus« wydzielały nieopisany aromat, słodycz, której nic nie może się równać. Dźwięk tych słów po dziś dzień napełnia mnie dziwną, niewyrażalną radością, która, czuję, nie pochodzi z tego świata.
Od chwili mojego chrztu i Pierwszej Komunii Świętej posiadłem szczęście, którego nie oddałbym za nic w świecie. Dało mi ono pokój duszy i czystość oglądu, jakiej nie uważałem za możliwą w tym życiu, »pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł« (Flp 4,7)”.
Chrzest św.
Charlie z wielką gorliwością przez sześć miesięcy przygotowywał się do przyjęcia sakramentu chrztu św. Ochrzcił się 18 marca 1933 roku w kościele jezuitów pw. św. Franciszka Ksawerego w Nowym Jorku.
Wspominając to wielkie wydarzenie, Charlie podkreślił, jak wielkim darem i łaską jest chrzest św. Pisał, że przez ten sakrament człowiek „staje się członkiem Mistycznego Ciała Chrystusa, jakim jest Kościół katolicki. Bez Życia, jakim jest Chrystus, nie ma życia wiecznego. Zostaliśmy stworzeni, aby osiągnąć niebo”.
Po nawróceniu najważniejszym celem życia dla Charliego stała się codzienna, wielogodzinna modlitwa kontemplacyjna, której ukoronowaniem była Eucharystia i adoracja Najświętszego Sakramentu. Dzielił się z innymi radością wiary oraz wypełniał wolę Boga.
Pisał: „Stałem się katolikiem, aby iść najprostszą drogą do nieba, być szczęśliwym nie przez marne kilka lat, lecz przez całą wieczność. Aby pewnego dnia uczestniczyć w radości aniołów i świętych w świecie przyszłym. Łaska nawrócenia prowadzi do szczęścia, jakiego tu i teraz nie możemy sobie wyobrazić”.
Po swoim nawróceniu Charlie zamieszkał, jako człowiek świecki, we wspólnocie zakonnej księży jezuitów w Nowym Jorku. Właśnie tam spędził większość swojego długiego życia. Zmarł w wieku 99 lat, w 1998 roku.
Był człowiekiem głębokiej modlitwy, kontemplacji i umartwienia. Spisywał swoje natchnienia, medytacje i przemyślenia.
Kościół katolicki daje nam samego Boga
Charlie uważał, że bycie katolikiem jest szczególną łaską Boga. Jezus Chrystus uzdalnia wszystkich, którzy poprzez chrzest stali się członkami Jego Mistycznego Ciała, aby mieli w sobie Jego życie i miłość.
Pan Jezus nieustannie udziela nam swojego życia i miłości w codziennej modlitwie oraz w sakramentach pokuty i Eucharystii.
Jeżeli katolik przestaje się modlić, sprzeniewierza się swojemu powołaniu. Jeżeli żyje w grzechu i nie chce z nim zerwać, gardząc Bożym miłosierdziem, wtedy zdradza Jezusa i żyje w stanie duchowej śmierci, która może doprowadzić go do utraty życia wiecznego.
Charlie pisał: „Nie stałem się katolikiem, by być szczęśliwym w życiu doczesnym, lecz w życiu przyszłym, moja święta wiara katolicka jest biletem do wiecznej i niekończącej się radości w niebie.
Ci, którzy odchodzą ze świata, w którym się narodziliśmy, wstępują właśnie do tej nieskończoności. Czyż Święty Paweł nie mówi: »Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania« (1 Kor 15,19)?”.
Dla Charliego największą łaską i darem Bożego miłosierdzia było jego nawrócenie i przynależność do Kościoła katolickiego.
Pytał się: „Jakie »miłosierdzie Pana« może przewyższyć miłosierdzie, które pozwala mi wierzyć w to wszystko, czego naucza Kościół katolicki? Czyż miłosierdzie Boga może ujawnić się lepiej niż w łasce, zesłanej nam, byśmy stali się członkami jedynego prawdziwego Kościoła? Świat nie może ofiarować nam niczego tak dobrego i pięknego, jak to, co daje nam katolicyzm.
Kościół katolicki daje nam samego Boga, w całej Jego pełni – większego daru niż Bóg istota ludzka otrzymać nie może. Otrzymujemy Go, kiedy przyjmujemy Komunię Świętą. Czy protestantyzm i judaizm mogą ofiarować duszy coś tak wzniosłego?
To do katolickiego Kościoła musimy się udać, by mieć Boga w pełni, na tyle, na ile możemy Go doświadczyć po tej stronie nieba […]. By doświadczyć Boga w całej Jego pełni, musimy dostąpić łaski członkostwa w Jego Mistycznym Ciele. Kościół wyraża to, o czym powiedział Jezus, gdy oznajmił: »Przyszedłem po to, aby [owce] miały życie, i aby miały je w obfitości« (J 10,10).
W Kościele jest piękno, które zostało nam ujawnione przez pisma ojców i doktorów Kościoła, a także wszystkich świętych, którzy żyli na ziemi.
Chrystus żyje w świętych; oni naśladują Go w codziennym życiu i w owym naśladowaniu można dostrzec piękno, tak jak w aniołach i świętych w niebie. Święci przynoszą to piękno na ziemię, jako że w nich dostrzegamy żyjący przykład piękna Boga-Człowieka.
Czy chcemy stać się piękni pięknem samego Chrystusa? Jeśli tak, musimy iść po to piękno do Kościoła katolickiego, by odnaleźć je we wszystkim, co Kościół głosi poprzez swoją liturgię, śpiewy, rzeźby i malowidła.
To do Kościoła katolickiego musimy się udać, żeby uzyskać żywe doświadczenie piękna istoty Chrystusa, albowiem tam Jego piękno jest czczone i przeplata się ze wszystkim, co Kościół czyni i czym jest. W Kościele katolickim jest piękno niebiańskie, które możemy odnaleźć w doktrynie, jaką głosi.
Można pisać i pisać o tym, czym jest Kościół katolicki, i nigdy nie przestać wysławiać Jego niebiańskich cech. Czyż nie jest On owym niebiańskim Jeruzalem, które zstąpiło na ziemię?”.
Rzeczywista obecność Jezusa w Eucharystii
Charlie odkrył, że największym skarbem w Kościele katolickim jest rzeczywista obecność Jezusa w Eucharystii. Po chrzcie św. Eucharystia stała się dla niego źródłem i szczytem całego jego chrześcijańskiego życia.
Tak pisał o tajemnicy Eucharystii: „Dusza potrzebuje obecności Boga w Jego czystej esencji. I choć niektórzy lubią mówić o »historycznym Jezusie«, to Chrystus na ołtarzu znaczy o wiele więcej dla każdego katolika.
Jak radosne i pełne pokoju były godziny, które spędziłem jako nawrócony Żyd w modlitwie przed Najświętszym Sakramentem! Jak żal mi moich żydowskich współbraci, którzy nie doświadczają Boga w ten sposób w swoich własnych synagogach!
W dawnych czasach Bóg przebywał w Arce Przymierza. Dziś przebywa w tabernakulum na ołtarzu, przed którym płonie światło, by powiedzieć nam, że Pan i Stwórca świata istnieje tam w sakramentalnej obecności swojego Boskiego Syna.
Co może nam ofiarować jakakolwiek religia, w której nie ma Chrystusa w Jego eucharystycznej Obecności? Kiedy idziemy w miejsce, gdzie On jest obecny, byśmy mogli »posmakować i ujrzeć, jak słodki jest Pan« (Ps 34,8), doświadczamy przedsmaku tego, co będziemy doświadczać, kiedy znajdziemy się wraz z Chrystusem w stanie Chwały.
Miłości Chrystusa i Jego nieskończonego miłosierdzia możemy doświadczyć w Kościele katolickim, który On raczył obrać za swe Błogosławione Mieszkanie, tak że wchodząc do kościoła, czujemy, że znajdujemy się w obecności Chrystusa, który kocha nas niewypowiedzianą miłością.
Dla człowieka wierzącego niebo oznacza Chrystusa Pana i tylko Jego. Myślę o tym wszystkim, kiedy modlę się przed Najświętszym Sakramentem. Myślę o tym wszystkim i ta myśl napełnia mnie współczuciem dla ludu żydowskiego, który nie ma Chrystusa na ołtarzu, do którego mógłby się zwrócić w swoich niezliczonych ziemskich potrzebach, by uzyskać pocieszenie, jakiego można dostąpić wyłącznie w Chrystusie, w Jego eucharystycznej Obecności […].
Niebiosa, słuchajcie, ziemio, nadstaw uszu, bo Pan przemawia: »Wykarmiłem i wychowałem synów, lecz oni wystąpili przeciw Mnie. Wół rozpoznaje swego pana i osioł żłób swego właściciela; Izrael na niczym się nie zna, lud mój niczego nie rozumie« (Iz 1,2-3).
Te słowa zostały napisane także o ludzie żydowskim. Czuję przygnębienie za każdym razem, gdy przechodzę obok synagogi, ponieważ wiem, że Chrystus przeprowadził się z tego miejsca tam, gdzie istnieje w sakramentach.
Myślę o tym wszystkim i ogarnia mnie smutek, i modlę się za tych, którzy nie znają Chrystusa w sakramentach. Nie znając Go w tym stanie, nie mają łaski, by kochać Miłość, którą jest Jezus.
»Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię« (Mt 11,28) – słowa te nasz Pan kieruje do wszystkich zagubionych.
Jak bardzo powinniśmy dziękować Bogu za to, że jesteśmy katolikami, że mamy Chrystusa obecnego w Najświętszym Sakramencie!
Jako katolicy nie musimy szukać Go daleko, aby posiąść niebo: wystarczy nam wejść do środka świątyni, uczynić akt wiary w rzeczywistą obecność Jezusa w Eucharystii i wzniesiemy się na wyżyny najbardziej wzniosłej modlitwy, jakiej istota ludzka może doświadczyć. I choć w Starym Testamencie Bóg czynił cuda, to nieskończenie przerasta je cud Eucharystii.
Czym są cuda dokonane przez Mojżesza wobec tych dokonywanych przez kapłana w akcie konsekracji, gdy Chrystus staje się dostępny dla nas w Świętej Eucharystii?”.
Cały dla Jezusa
Charlie był bezkompromisowy i twierdził, że wierzący w Chrystusa nie powinien robić niczego połowicznie, lecz być cały dla Jezusa, służyć Mu i kochać Go miłością niepodzielną. Psalmista mówi o Chrystusie: „Tyś najpiękniejszy z synów ludzkich” (Ps 45,3).
Od pierwszego dnia swojego nawrócenia Charlie zachwycił się pięknem osoby Chrystusa.
Pisał: „Jeśli nie kochamy Chrystusa, jesteśmy największymi nędzarzami. Chrystus bowiem stanowi jedyną nieprzemijającą Rzeczywistość, jaka jest na tym świecie; bez Chrystusa zakorzenionego w najskrytszej głębi naszego wnętrza jesteśmy niczym.
W istocie, bez wiary w Chrystusa nic na tej ziemi nie ma sensu. […] Pan Bóg pragnie, abyśmy szczerze poszukiwali Prawdy, którą, według Jego słów, jest On sam: »Ja jestem drogą i prawdą, i życiem« (J 14,6).
W moim wypadku poszukiwanie Boskiej prawdy zaprowadziło mnie do Kościoła katolickiego, gdzie otrzymałem łaskę stania się członkiem Mistycznego Ciała Chrystusa”.
Życie Charliego po jego nawróceniu stało się pieśnią wdzięczności, tak jak czytamy w psalmie: „Śpiewajcie Panu pieśń nową” (Ps 33,3).
Z całego serca i z wielką radością nieustannie dziękował Bogu za łaskę wiary i bycia członkiem Kościoła katolickiego.
Pisał: „I oto ja, były wyznawca judaizmu, śpiewam tę pieśń z tymi wszystkimi, którzy uzyskali podobną łaskę. Ze Świętym Pawłem wszyscy mówimy: »Dla Prawa umarłem przez Prawo, aby żyć dla Boga: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie. Nie mogę odrzucić łaski danej przez Boga« (Gal 2,19-21)”.
Od pierwszego dnia, kiedy stał się katolikiem, Charlie pragnął, tak jak Święty Paweł, wyzwolić się z ziemskiego życia i być z Chrystusem (por. Flp 1,23). Pisał, że w momencie chrztu otwarły się dla niego bramy nieba. Podczas modlitewnej kontemplacji słyszał niebiańską muzykę i bardzo pragnął, aby jak najszybciej odejść z tego świata i pójść do nieba: „Zbliżam się coraz bardziej do celu pragnienia mojego serca, jakim jest Jezus w swojej chwale: zastanawiam się więc, dlaczego nadal jestem zatrzymywany na tym świecie. Ale zdaję sobie sprawę, że Bóg ma swoje własne powody takiego zatrzymania, więc mówię fiat i z tym słowem przychodzi pokój duszy, którego nie zamieniłbym na wszystkie bogactwa tego świata”.
Źródło: Miód ze skały, Wydawnictwo Agape, 2016 r.
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!