Chcę się podzielić z Wami historią mojego życia. Obecnie mam 29 lat i jestem szczęśliwą mężatką. Kiedy poznałam mojego męża, miałam nieodparte wrażenie, że to Pan Bóg postawił go na mojej drodze.
Bardzo długo szukałam tej jedynej miłości, często traciłam nadzieję, że mogę być jeszcze szczęśliwa, że mogę mieć kogoś, kogo będę kochać całym sercem i kto mnie pokocha. Od wczesnych lat, czyli od 16. roku życia, szukałam swojej „połówki”. Wałęsałam się po dyskotekach i zabawach i poznawałam różnych chłopaków – ale zawsze wiedziałam, że to nie ten. Tak biegły lata, a moje marzenie założenia szczęśliwej rodziny przesuwało się w nieskończoność.
Postanowiłam wyjechać na studia do wielkiego miasta, aby tam zdobyć wykształcenie i poszukać swojego księcia. Lata studiów mijały jednak bardzo szybko, a moje życie nie przynosiło spełniania marzeń i – o dziwo – wcale nie stawało się lepsze. W gwarze miejskiego życia zaczęłam oddalać się od Boga, zapomniałam o modlitwie, coraz rzadziej chodziłam do kościoła na niedzielną Mszę św., tłumacząc sobie, że i tak nic mi to nie daje, że jest sztuczne.
Po pewnym czasie wpadły mi w ręce filmy i zdjęcia pornograficzne, które szybko zaczęły mnie coraz bardziej zaciekawiać. Nawet się nie zastanawiałam, czy jest to dobre – tłumaczyłam sobie, że skoro wszyscy oglądają takie sceny, to dlaczego ja nie miałam tego robić. Najgorsze było to, że gorszące filmy służyły mi głównie do jednego celu – samogwałtu.
Dwanaście lat tkwiłam w tym uzależnieniu. Zaczęło się, kiedy w wieku 15 lat przypadkowo odkryłam, że mogę sama pobudzać swoje ciało i osiągać dzięki temu uczucie przyjemności. Na początku nie wiedziałam, że jest to grzech, ale wewnętrznie czułam, że nie jest to normalne – dlatego robiłam „to” zawsze w ukryciu.
Było tak, że coraz częściej poddawałam się samogwałtowi i coraz silniej odczuwałam, że robię źle; zamiast uczucia przyjemności odczuwałam smutek i coraz większe przygnębienie, rozdarcie wewnętrzne i jeszcze większy niedosyt. Nie rozumiałam, dlaczego zamiast odprężenia i spełnienia czułam się rozbita, zrezygnowana, dlaczego chciało mi się płakać – teraz wiem, że to moje serce wołało nie o cielesną przyjemność, lecz o prawdziwą miłość. Pragnęło miłości opartej na Bogu i skierowanej do drugiego człowieka, któremu jako żona mogłabym ufnie powierzyć całą siebie – z duszą i ciałem.
Pogrążałam się coraz bardziej. Coraz częściej szukałam przyjemności fizycznych i coraz bardziej oddalałam się od Boga. Ponieważ w tym okresie nie zakochałam się w żadnym chłopaku (za co teraz dziękuję Bogu), udało mi się zachować dziewictwo. Jakoś nie mogłam iść do łóżka z chłopakiem, którego nie kochałam, choć muszę powiedzieć, że na dyskotekach w wielkim mieście takich propozycji „seksu dla sportu” nie brakowało.
Przełom nastąpił, kiedy miałam 27 lat i poznałam mojego męża. To on mi przypomniał, że zapomniałam o najważniejszym. Pamiętam jego słowa: „Uważam, że choćbym nie wiem jak wysoko zaszedł, choćbym zdobył w życiu wszystko i spełnił wszystkie swoje marzenia, to – jeśli nie będę żył w zgodzie z własnym sumieniem i z Bogiem – zginę bez nadziei, ze świadomością zmarnowanego życia”.
Swoim zachowaniem, przekonaniami i wiarą obudził we mnie chęć poszukiwania prawdy. Co najdziwniejsze, chciał poczekać z seksem do ślubu; to mnie zaszokowało. Facet miał 27 lat i nigdy nie współżył z kobietą. Czekał na tę jedyną. Byłam pełna podziwu. Do tej pory mężczyźni, których poznawałam, mieli zupełnie inne zdanie na ten temat.
Zaczęłam szukać w Piśmie św., w Internecie, w książkach informacji na temat czystości przedmałżeńskiej. Uważałam, że owszem, seks z mężczyzną, którego nie kocham, jest zły, ale z kimś, kogo kocham i z kim chcę przeżyć życie, chyba nie może być zły. Nie rozumiałam, dlaczego mam czekać do ślubu, co jest złego w seksie przed ślubem – skoro się kochamy i będziemy już razem. Szukałam wszędzie, ale nie mogłam nic znaleźć: Pisma św. nie rozumiałam, w Internecie same bzdury, a na dobre książki z tą tematyką nie udało mi się natrafić. I wtedy – chyba z pomocą ręki Boskiej – mój chłopak przyniósł mi gazetę „Miłujcie się!”.Zaczęłam czytać – to było to! Moje serce zabiło mocniej, w końcu znalazłam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Zamówiłam kilka numerów archiwalnych i płacząc, pochłaniałam w każdej wolnej chwili kolejne egzemplarze. Powoli zaczynałam wszystko rozumieć – co jest dobre, a co złe i dlaczego.
Te wiadomości były pokarmem dla mojej duszy, która zaczynała się oczyszczać, moje sumienie zaczęło się kształtować na nowo. Okazało się, że żyłam w grzechu ciężkim przez 12 lat, że dokonywałam samogwałtu, nie wiedząc, że jest to grzech ciężki, że dopuszczałam się świętokradztwa, gdyż po samogwałcie szłam do kościoła i przyjmowałam Komunię św. Byłam przerażona swoją głupotą, omamieniem przez TV i młodzieżowe czasopisma typu „Dziewczyna” i „Bravo”. Uwierzyłam w treści artykułów opowiadających o tym, jak to seks przedmałżeński i samogwałt jest pouczający, wspaniały i jak przygotowuje do współżycia w przyszłości z mężem czy kimkolwiek itp.
Lektura czasopisma „Miłujcie się!” pozwoliła mi zrozumieć, dlaczego współżycie przed ślubem niszczy miłość i człowieka, wpływa na większe prawdopodobieństwo późniejszej zdrady w małżeństwie, wzmacnia egoizm i zaspokajanie głównie swoich potrzeb, zamyka na życie i tak naprawdę poprzez to wszystko nie pozwala poznać siebie, własnych pragnień, marzeń i rozwinąć się prawdziwej miłości.
W dwa miesiące po przeczytaniu pierwszego „Miłujcie się!” poszłam do spowiedzi, przystąpiłam do Komunii św. i wstąpiłam do Ruchu Czystych Serc. Od tej pory towarzyszyła mi codzienna modlitwa, w której prosiłam Jezusa Miłosiernego o pomoc w wytrwaniu w czystości w myślach, mowie i czynach. Co miesiąc obowiązkowo szłam do spowiedzi, aby przez cały czas być w łasce uświęcającej, która pomagała mi być bliżej Boga, czytałam Pismo św. oraz książki i czasopisma katolickie. Czułam się coraz lepiej, w moim sercu zagościły pokój i miłość, przestałam mieć wyrzuty sumienia, czułam blisko siebie Boga i Jego namacalną pomoc. Chwilami było mi bardzo ciężko wytrwać, ale przez cały czas wierzyłam, że z Bogiem wszystko mi się uda, że to On jest moją siłą i działa we mnie, że ja mam tylko pozwolić na przenikanie Jego mocy, a wszystko będzie dobrze. Tym sposobem trwałam w czystości.
Od chwili złożenia przyrzeczenia czystości zaniechaliśmy też z moim chłopakiem wszystkich pieszczot i namiętnych pocałunków, które są zarezerwowane dla małżeństwa. I co się stało? Udało się nam wytrwać w czystości przez cały okres narzeczeństwa – 10 miesięcy. Jeśli ktoś nie wierzy, że jest to możliwe, to się myli. To prawda, że chwilami było bardzo ciężko, ale dzięki modlitwie i łasce uświęcającej mieliśmy siłę wytrwać. Co najważniejsze, tych 10 miesięcy wspólnej czystości do tej pory wspominam najchętniej.
Trwanie w czystości oczyściło nas ze wszystkich złych nawyków i myśli. Pozwoliło na to, byśmy poznali siebie, a nie tylko swoje ciała. Okres wzajemnego czekania utrwalił w nas takie cechy, jak cierpliwość, umiejętność wyrzekania się własnych zachcianek, otwarcie na drugą osobę, nauczył okazywać uczucia poprzez czułość, dobre słowo, wzajemną pomoc. Nasza miłość została pogłębiona i umocniona miłością Bożą, która zawsze pragnie dobra bliźniego, a nie swego. Do końca życia będę dziękowała Panu Bogu za ten czas.
Dzięki modlitwie i pomocy Jezusa Chrystusa udało mi się wyzbyć grzechu nieczyści i stworzyć szczęśliwy związek małżeński, czego wszystkim życzę.
Nie dajcie się zwieść poglądami wygłaszanymi w czasopismach, TV, Internecie, które głoszą, że seks, samogwałt jest OK – to są tylko puste slogany reklamowe, które mają na celu wyciągnięcie od nas pieniędzy na antykoncepcję i pornografię, na której firmy zarabiają miliony dolarów. Nasze zdrowie i szczęście nie jest dla nich ważne. Wszystkim osobom borykającym się z problemem nieczystości życzę ufności w Bożą pomoc i wytrwałości!
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!