Współpraca z Bogiem jest wspaniała!

Chciałabym podzielić się z Wami moim doświadczeniem. Otóż zaraz po zawarciu sakramentu małżeństwa bardzo pragnęliśmy z mężem mieć dzieci, tym bardziej że nie byliśmy „najmłodszą” parą przy ołtarzu. Mąż miał 33 lata, ja niewiele mniej.

Czułam, że moim powołaniem jest małżeństwo i macierzyństwo. Razem z mężem zaplanowaliśmy poczęcie dziecka od razu po ślubie. Bez większych kłopotów byliśmy w stanie wyznaczyć dni płodne, a co za tym idzie – ustalić prawdopodobny czas poczęcia. Bóg jednak chciał inaczej. Minął miesiąc, minął drugi, trzeci, czwarty, piąty i kolejne…

Wpadłam w panikę. Odrzuciłam całkowicie obserwację mojego organizmu twierdząc, że jest to metoda, na którą szkoda czasu. W rozpaczy zaczęłam tak samo doradzać moim koleżankom.

Byłam pełna buntu wobec Boga. Przecież zgodnie z metodą objawowo – termiczną powinnam już dawno być w stanie błogosławionym! Sytuację pogarszały jeszcze rozmowy ze znajomymi (wszystkie były matkami), które mówiły:

Pewnie nie możesz zajść w ciążę, bo mąż jest tak zestresowany; Nie możesz, bo tego chcesz; Gdybyś nie chciała, to byś zaszła w ciążę; Mnie się udało od razu itd.

Po prostu mnie to dobijało… Mama pragnąca doczekać choć jednego wnuka, była już pewna, że będziemy małżeństwem bezdzietnym. Pytałam Boga:

Dlaczego?! Boże, czemu nas tak doświadczasz?! Dochowaliśmy czystości przedmałżeńskiej i nam nie błogosławisz?

Była to paskudna pułapka szatana, który wpajał nam pychę i bunt przeciw Bogu. Sprytna strategia: zobaczcie, dochowaliście czystości, jesteście tacy wspaniali, bezgrzeszni, a On nie chce dać wam dziecka, nie błogosławi wam, opuścił was!

Otrzymałam od Redakcji piękny obraz Jezusa Miłosiernego (za który z całego serca dziękuję). Powiesiliśmy obraz w naszej sypialni i codziennie przed nim się modliliśmy. Zawierzyłam sprawę dziecka Jezusowi Miłosiernemu.

Głębokie pragnienie posiadania dziecka pozostawało ciągle w sprzeczności z wydarzeniami, które wskazywały, że raczej nie będziemy mieć szybko potomka. W moim sercu zaczęły się rodzić myśli o adopcji. Prosiłam jednak usilnie Jezusa Miłosiernego, aby – jeśli tego chce – obdarzył nas łaską rodzicielstwa.

Wkrótce potem odwiedziłam ginekologa i pierwszym jego pytaniem było, czy prowadzę obserwacje. Odpowiedziałam, że przerwałam ze względu na nieskuteczność metody. Lekarz poprosił, żebym wróciła do codziennych obserwacji. Jakoś dziwnie w sercu poczułam, że jest to głos samego Boga.

Podczas Mszy św. dreszcze wywołały u mnie słowa Ewangelii, gdzie apostołowie po całonocnym trudzie nic nie złowili, a Jezus każe jeszcze raz zarzucić sieci… Wróciłam do obserwacji, przewidzieliśmy czas owulacji…

Jestem w stanie błogosławionym! Pod moim sercem rozkwita nowe życie! Bez leczenia hormonalnego, bez chodzenia do specjalistów. Przepraszam Cię, Panie, za mój bunt, za niecierpliwość. Przez to oczekiwanie dużo nas nauczyłeś.

W okresie dorastania zmagałam się z obsesyjnymi myślami, że jestem dzieckiem niechcianym przez Boga, bo poczęłam się przez grzech rodziców. Nie mieli ślubu i dlatego myślałam, że Bóg mnie nie chciał.

Moje wątpliwości wyjaśnił mi duchowy kierownik na rekolekcjach ignacjańskich – nie ma nowego życia, którego Bóg by nie chciał. Wyjaśnił mi to teoretycznie, a teraz Bóg pokazał mi to w praktyce. Para stwarza tylko Bogu okazję do tego, aby stworzył człowieka, ale Bóg wcale nie musi z tej okazji skorzystać.

Nie każde współżycie w czasie owulacji musi zaowocować powstaniem nowego życia. Jeśli Bóg nie chce, to człowieka nie stwarza. Chciał mi pokazać tak namacalnie, że ja sama też byłam przez Niego chciana.

To niesamowite: jak wspaniała jest współpraca Boga z parą małżeńską w dziele przekazywania życia! Jak Bóg jest miłosierny! Ofiarowałam dzieciątko Bogu i proszę dla niego o świętość, i jeśli Bóg zechce, o powołanie do stanu duchownego. Pragnę, aby przynajmniej jeden mój syn był kapłanem i pojechał na misje. Myślę, że Bóg takich próśb wysłuchuje.

Mama księdza Jerzego Popiełuszki, będąc w stanie błogosławionym, też modliła się za niego. Prosiła, aby był święty. Nie wykluczamy też z mężem adopcji, po „nabyciu wprawy” rodzicielskiej. Jeśli tylko Pan Bóg tak zechce. Chwała Panu i szczęść Wam Boże!

Maria