Zawierz, a będzie dobrze

Koronkę do miłosierdzia Bożego poznałam w trzeciej klasie gimnazjum, ale odkryłam jej sens dopiero na spotkaniu lednickim, kiedy to o północy zaczęliśmy ją odmawiać. Później ksiądz dał mi do przeczytania Dzienniczek siostry Faustyny. Dzięki tej lekturze koronka zakorzeniła się w moim sercu; często ją odmawiałam.

Nadchodził czas wielkanocny. Czuwania, drogi krzyżowe… Wielkie porządki, prace domowe… W Niedzielę Wielkanocną usiedliśmy całą rodziną do śniadania, po którym poszłam na Mszę Świętą. Sama, bo w moim domu do dziś tylko ja chodzę do kościoła.

Wróciłam około południa. O pierwszej zaczął się koszmar – zasłabła mama. Pogotowie, lęk… Poczułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie obuchem w głowę…

W drodze do szpitala mijałam duży krzyż z napisem „Jezu, ufam Tobie”. Przed wyjściem z domu wzięłam mały różaniec, zaczęłam więc odmawiać koronkę.

W izbie przyjęć usiadłam na krześle i się modliłam. Wszyscy biegali, kręcili się, a ja siedziałam spokojnie. Czułam jakiś dziwny spokój w sercu, coś mi mówiło: „Zawierz, a będzie dobrze”…

I było dobrze! Okazało się, że to niewielki zawał. Dziś wiem, że gdyby nie Boże miłosierdzie, nie byłoby mamy… Dzięki temu wewnętrznemu spokojowi mogłam także niemal normalnie funkcjonować przez okres jej rehabilitacji.

Codziennie, jadąc do szkoły, mijam krzyż i zawsze powtarzam te trzy słowa: „Jezu, ufam Tobie”.

Zawierzam Jezusowi cały dzień i wierzę, że On jest ze mną, że czuwa nade mną i opiekuje się mną oraz osobami, które Mu polecam.

Często nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, kiedy zaczynam odmawiać koronkę. Dzięki niej żyję w pełni spokoju i radości, ta modlitwa daje mi moc i siłę, by podnosić się po każdym upadku, żeby przezwyciężać każdy problem. Wystarczy tylko zawierzyć. Tak niewiele…

Hanka