Nabożeństwo do Bożego miłosierdzia jest mi bardzo drogie, jestem z nim od dawna związany. Pierwszą książką, która mi wpadła w ręce po moim gwałtownym nawróceniu, był Dzienniczek św. Faustyny. Z zapałem neofity pochłaniałem go każdego dnia. Codziennie odmawiałem Koronkę i Litanię do miłosierdzia Bożego. Z narzeczoną postanowiliśmy wziąć ślub w sobotę, w wigilię święta Bożego Miłosierdzia. Na ołtarzu widniał napis: „Miłość Boża jest kwiatem, a miłosierdzie owocem” (por. Dzienniczek, 949)
Kilkakrotnie w ważnych chwilach naszego życia (np. w rocznice ślubu) widzieliśmy tęczę na niebie. Pierwszą taką wymowną tęczę, która jest przecież symbolem Bożego miłosierdzia (Ap 4,3), ujrzeliśmy w pochmurny, deszczowy dzień pod szczytem Mnicha w Tatrach. Była to niedziela zesłania Ducha Świętego, wtedy też pierwszy raz powiedzieliśmy sobie, że pragniemy żyć razem.
Później było 10 wspaniałych lat, w czasie których urodziło nam się dwoje dzieci. Michałek był dla mnie prezentem na Dzień Ojca, gdyż przyszedł na świat 22 czerwca, a 3 lata po nim urodziła nam się Martusia. W tych latach doświadczyliśmy od Pana Boga tyle łask, że można by napisać o tym książkę. Między innymi Jezus pomógł mi założyć firmę opierającą się na chrześcijańskich zasadach, w której wszyscy czujemy się jak w rodzinie; nikt nie jest wyzyskiwany, praca odbywa się od ósmej do szesnastej i nigdy dłużej, a zaczynamy ją wspólną modlitwą. Notabene prosperujemy znakomicie.
Przez te wszystkie wydarzenia Pan Jezus przygotował mnie i moją małżonkę do jednego z najważniejszych momentów w naszym życiu. Pewnego dnia, pod wpływem lektury Wiedzy Krzyża św. Edyty Stein oraz Dziejów duszy św. Tereski od Dzieciątka Jezus, ofiarowaliśmy się uroczyście miłości miłosiernej Boga według aktu oddania siebie na ofiarę całopalną św. Tereski. Wtedy usłyszeliśmy wewnętrzny głos mówiący, że jest to jeden z najpiękniejszych dni naszego życia – głos nakazujący, by zachęcać innych do uczynienia tego aktu.
Początkowo, choć nie zdawałem sobie do końca sprawy ze znaczenia tego wydarzenia, wydawało mi się, że dokonałem czegoś szczególnego. Dopiero wyjaśnienie kierownika duchowego sprowadziło mnie na ziemię. Oznajmił mi on, że ofiarowanie się Bogu za dusze, czyli za braci i siostry, jest wymogiem miłości, a zatem obowiązkiem każdego chrześcijanina.
Odtąd każdego ranka odmawiam tzw. akt ofiarowania dnia według św. Tereski i wzrastam powoli w zrozumieniu, że każdy, nawet najmniejszy, czyn dokonany z miłości dla Jezusa ma ogromne znaczenie. Łatwiej przychodzi mi pokonywanie trudności i znoszenie cierpień dnia powszedniego, gdyż przeżywanie ich w atmosferze dobrowolnie podjętej ofiary ogromnie ułatwia niesienie codziennego krzyża.
Zanim podjąłem decyzję o ofiarowaniu się miłości miłosiernej Boga, nachodziły mnie wątpliwości i lęki, czy ofiarowanie się nie pociągnie za sobą jakiejś nagłej, strasznej choroby czy innego wielkiego nieszczęścia. Pokonałem jednak z pomocą Bożą te pokusy i zrozumiałem, że Pan Bóg nie zmieni przecież swoich planów względem mojego życia i nie zniszczy go, ale sprawi, że każda chwila mojej egzystencji: praca, wypoczynek, zabawa z dziećmi i wszystkie drobne czynności, nabierze nowego, nieskończonego wymiaru w oczach Bożych.
Zachęcam gorąco wszystkich czcicieli miłosierdzia Bożego i wszystkich kochających Jezusa do ofiarowania się miłości miłosiernej Boga i pocieszenie tym Najświętszego Serca naszego ukochanego Zbawiciela.
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!