Bądźcie jak Frassati!

Miał zaledwie 24 lata, ale to wystarczyło, aby został świętym. Jan Paweł II beatyfikował go w 1990 roku, wskazując go jako wzór do naśladowania dla ludzi młodych.

Papież, wspominając Piera Giorgia, powiedział: „Także i ja w młodości doznałem dobroczynnego wpływu jego przykładu i jako student byłem pod wrażeniem mocy jego chrześcijańskiego świadczenia”. Kim był święty, który stanowił inspirację dla młodego Karola Wojtyły?

„A może to Pan Jezus przysłał go do nas?”

Pier Giorgio Frassati urodził się w Turynie 6 kwietnia 1901 roku. Matka jego była uzdolnioną malarką. Ojciec, Alfredo, pochodził z inteligenckiej rodziny; założył czasopismo „La Stampa”, które wkrótce stało się jednym z najpoczytniejszych dzienników we Włoszech.

Już jako dziecko Pier stawał w obronie tych, którym działa się krzywda. Wpadał w złość, gdy jego rówieśnicy lub siostra traktowali kogoś niesprawiedliwie. Kiedy Pier Giorgio miał cztery lata, do drzwi domu Frassatich zadzwoniła żebraczka z bosym dzieckiem na ręku. Widząc to, chłopiec szybko ściągnął swoje buty i skarpetki, podał je kobiecie i pospiesznie zamknął drzwi, aby nikt z domowników nie przeszkodził mu w spełnieniu tego dobrego uczynku.

Innego dnia pojawił się nędzarz ubrany w łachmany. Mówił, że jest głodny, i prosił o parę lirów. Ojciec Piera Giorgia zauważył, że mężczyzna jest pijany, więc nie dał nic biedakowi i jeszcze rzucił w jego stronę parę gorzkich słów. Wtedy młody Frassati, który był świadkiem tej sytuacji, rozpłakał się, i pobiegł do matki, wołając: „Mamusiu, przyszedł człowiek głodny, a tatuś mu nie dał jeść”. I dodał przejęty: „A może to Pan Jezus przysłał go do nas?”. Matka powiedziała swemu synowi: „Biegnij za nim, przyprowadź go, damy mu jeść”.

„On jest Królem Królów”

W czerwcu 1911 roku Pier i jego o rok młodsza siostra Luciana przystąpili do Pierwszej Komunii św. Kapłan, który przygotowywał dzieci do przyjęcia tego sakramentu, wspomina: „Nieraz Pier prosił mnie specjalnie, abym mu coś opowiedział o Panu Jezusie. W trakcie opowiadania promieniał radością, a z ust jego wyrywały się słowa: »Jakież to piękne!«. Albo znowu, w zależności od treści opowiadania, twarz jego pokrywał smutek, a z oczu płynęły wielkie łzy, których się nie krępował, ani się ich nie wstydził”.

Pier przeżył pierwsze spotkanie z Bogiem bardzo uroczyście. Kiedy pewnego dnia przez kaplicę przechodził ksiądz z Najświętszym Sakramentem, a jedna z zakonnic powiedziała: „To nasz Pan przechodzi obok nas, klęknijmy, jak przystoi przed królem”, Pier głośno zawołał: „On jest Królem Królów”.

Szorstkie wychowanie

Ojciec chłopca był przekonany, że kiedyś Pier obejmie po nim prowadzenie „La Stampy”. Gdy się jednak później okazało, że jego syn jest słabo uzdolniony w tej dziedzinie, rozczarowany ojciec zaczął traktować go bardzo oschle i upokarzał go przy każdej sposobności.

Matka również bardzo surowo wychowywała dzieci; brakowało jej czułej, matczynej miłości. Kiedy Pier spóźniał się na obiad, mówiła: „No tak, zawsze taki sam… głowa w obłokach, o mszach zawsze pamięta, ale żeby przyjść na czas do stołu, to nie…”.

Dom rodzinny nie dawał Pierowi nic, co by rozwijało jego wiarę. Kiedy ojciec zobaczył go pewnego wieczoru klęczącego przy łóżku z różańcem w ręku, nie zareagował, ale później wyraził swoje niezadowolenie, mówiąc do proboszcza: »No i cóż wyście zrobili z mojego syna?«”.

Pier jednak był rodzicom nie tylko bezwzględnie posłuszny, ale również kochał ich takimi, jakimi byli. Cierpliwie znosił surowe traktowanie i mimo tego, że był nieustannie krytykowany, przyjmował to pokornie i z wielkim szacunkiem i miłością odnosił się zawsze do swoich rodziców. Bardzo cierpiał z powodu tego, że ojciec jego był niewierzący, więc modlił się wytrwale za niego.

Bóg na pierwszym miejscu

Matka zapisała swego syna do gimnazjum prowadzonego przez ojców jezuitów. Od tego czasu Pier Giorgio przystępował do Komunii św. codziennie. Na terenie szkoły działały stowarzyszenia religijne, w które bardzo się angażował (działał m.in. w Stowarzyszeniu Najświętszego Sakramentu oraz w Stowarzyszeniu Apostolstwa Modlitwy). Zapisywał w specjalnym zeszycie nazwiska osób, które potrzebowały pomocy, zwłaszcza bezrobotnych, i systematycznie im pomagał. Aby ułatwić osobom poszukującym pracy jej znalezienie, poprosił ojca o zamieszczanie w „La Stampie” ogłoszeń w tej sprawie.

Gdy wybuchła I wojna światowa, Pier Giorgio zapisał się na kurs przysposobienia rolniczego, aby w razie potrzeby mógł zastąpić pracowników rolnych, którzy będą powołani do wojska.

W maju 1918 roku, mimo obaw rodziny, zdał maturę z wynikiem bardzo dobrym. Msze św., modlitwa, pomoc biednym i cierpiącym – wszystko to wypełniało teraz dni Piera, ale znajdował również czas na naukę. Od dziecka marzył o tym, aby zostać kapłanem. Rozumiał jednak, że jego wstąpienie do seminarium, wbrew woli rodziców, stanowiłoby dla nich zbyt wielki szok. Postanowił więc zostać inżynierem górnictwa, aby pomagać ludziom ciężko pracującym w tym zawodzie i ewangelizować ich.

Z dumą przyznawał się do swojej wiary. „Jeśli postawisz w swoim życiu Boga na pierwszym miejscu, osiągniesz zwycięstwo” – mawiał do swoich kolegów. Kiedy mijał kościół, z wielkim szacunkiem czynił znak krzyża i często wstępował do niego na modlitwę. Tak mówił o nim ksiądz Marian Frassati, wikariusz parafii Pollone: „Pozdrowienie kościoła z zewnątrz nie wystarczało mu. Gdy tylko miał wolną chwilę, wchodził do środka, klęknąwszy, żarliwie się modlił, a ja musiałem mocno nim potrząsnąć, żeby wreszcie wstał”. Kiedy podczas górskich wędrówek osiągnął cel wyprawy, klękał i śpiewał hymn kościelny albo pieśń religijną; inni chętnie go w tym naśladowali. Jego wiara i miłość do Boga przejawiają się w niemal każdym jego liście.

Do kolegi Almanzo pisze: „Prowadzę życie monotonne, ale z dnia na dzień coraz dokładniej poznaję, jaka to wielka łaska Boża, że jestem katolikiem. O, jak biedni i nieszczęśliwi są ludzie, którzy nie mają wiary. Życie bez wiary, bez posiadania tego dziedzictwa, którego zawsze należy bronić, to nie życie, to wegetacja. Nie wolno nam wegetować. Pomimo otaczających nas ułud powinniśmy zawsze pamiętać, że posiadamy prawdę, wiarę i nadzieję osiągnięcia prawdziwej ojczyzny. Dlatego precz z przygnębieniem, które tylko tam być może, gdzie nie ma prawdziwej wiary”.

Modlitwa

Pier Giorgio był człowiekiem modlitwy. Zasypiał z modlitwą i wstawał wcześnie, żeby mieć czas na rozmowę z Bogiem. W wielu listach prosił o modlitwy za niego i przyrzekał innym modlić się za nich: „Proszę cię, żebyś dużo modlił się za mnie, gdyż koniecznie tego potrzebuję dla uproszenia u Boga łaski, która mi pozwoli doprowadzić do pomyślnego końca moje plany… Tylko modlitwy mogą to sprawić, aby Bóg zesłał upragnioną poprawę”.

Każdy dzień to nieustanny dialog z Bogiem: podczas Mszy św., na adoracji, w trakcie lektury Pisma Świętego czy w trakcie różańca, który był jedną z jego ulubionych modlitw i który był odmawiany przez Piera bardzo często: gdy szedł do sanktuarium maryjnego w Oropie, podczas spaceru, przejażdżki tramwajem lub pociągiem oraz wieczorem, na klęczkach. Pokazywał różaniec, mówiąc: „Swój testament noszę zawsze w kieszeni”. Zachęcał do tej modlitwy innych.

Jego siostra wspomina: „Wybraliśmy się kiedyś na wycieczkę na Mucrone z nocowaniem po drodze w schronisku, dokąd dotarliśmy śmiertelnie zmęczeni. Zaledwie wyciągnęłyśmy się na pryczach: Anna Maria Banzatti i ja, Pier Giorgio upomniał nas: »Teraz odmówimy różaniec«. Próbowałyśmy, choć bez wielkiego zapału, odmawiać różaniec razem z nim, ale bardzo prędko dałyśmy spokój, powierzając swoje modły jedynemu jego głosowi”.

Pier Giorgio należał do sekcji nocnej adoracji, na którą chodził z radością. Wracając do domu, promieniał szczęściem, nucąc sobie pieśń eucharystyczną. Żegnając się z kolegami, zamiast zwykłego „do widzenia” mówił: „Niech żyje Jezus”.

„Żadnego człowieka nie można pozostawiać w potrzebie”

Pier Giorgio od swoich najmłodszych lat był szczególnie wrażliwy na biedę i nędzę. Jako młody chłopak powiedział kiedyś swojemu koledze: „Żadnego człowieka nie można pozostawiać w potrzebie”. I rzeczywiście – jeśli ktoś wymagał pomocy, Pier natychmiast przystępował do działania. Często dawał i pomagał więcej niż oczekiwano. Sam wyszukiwał osoby, którym mógłby pomóc, i aby o nikim nie zapomnieć, robił notatki. Kiedy coś obiecał, to zawsze dotrzymywał słowa.

Gdy był jeszcze w liceum, zapisał się do Konferencji św. Wincentego à Paulo. Stowarzyszenie to zajmowało się organizowaniem akcji miłosierdzia względem biednych. Na pytanie: „Jak możesz do tych nor wchodzić z uśmiechem, gdy niesamowity zaduch bije w nos, zatyka oddech?”, odpowiedział, cytując słowa z Ewangelii: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili”.

Mimo dobrobytu, jakim mógł być otoczony w swym domu rodzinnym, Pier Giorgio wybrał ubóstwo. Zdarzało się, że podczas dużego mrozu wracał bez płaszcza lub bez butów, bo oddał je wcześniej jakiemuś biedakowi. Szukał pracy dla bezrobotnych, wzywał lekarza czy księdza do chorych, starał się umieścić kogoś w szpitalu. Pomagał dzieciom z rozbitych rodzin, ludziom stojącym poza prawem. W klasztorze Sióstr Niepokalanek na jego utrzymaniu było kilka osieroconych dziewczynek. W księgarni kupował mszaliki, ewangelie albo książeczki O naśladowaniu Chrystusa, podając adresy osób, którym należało dostarczyć te pozycje. Ubogich kolegów, którzy z nim studiowali, obdarowywał książkami, płacił za nich czesne, starał się dla niektórych o korepetycje.

Słowa Chrystusa o miłości bliźniego były dla Piera zasadą życia. Hymn o miłości św. Pawła wypisał na kartce, którą przymocował do drzwi swojego pokoju, aby mieć ją zawsze przed oczami. Mówił: „Wokół biedaka lub człowieka dotkniętego nieszczęściem widzę szczególne światło, którego my nie mamy”.

Pier Giorgio nie poprzestawał na materialnym wspieraniu ubogich: wiedział dobrze, że często wystarczy pozostać przy nich i ich wysłuchać; że wystarczy dać im odczuć, że ktoś jest blisko nich, by wydostać ich z tej największej nędzy, na jaką są skazani – z nędzy wywołanej pogardą i opuszczeniem. Zawsze uprzejmy i bezinteresowny potrafił pocieszyć ludzi zrozpaczonych, natchnąć ich nadzieją i dodać im odwagi. W sytuacjach bardzo trudnych niczym się nie gorszył i nie okazywał zdziwienia.

Pier Giorgio ani przez chwilę nie myślał o tym, co inni powiedzą o nim – w całym swoim życiu zawsze stosował jedną tylko regułę: Co Bóg pomyśli o mnie? Gdy wiedział, że pracuje dla Boga, nic go nie było w stanie powstrzymać: ani drwiny, ani zdziwienie kogoś, kto znając go, widział, jak ciągnie wózek z meblami dla ubogich.

Miłość Eucharystii

Eucharystia w życiu Piera stanowiła centrum jego życia duchowego. Od chwili gdy się dowiedział, czym jest Msza św., cenił ją i kochał. „Wiele razy – opowiada jego nauczyciel Antonio Fossati – brałem udział w wycieczkach górskich z Pierem Frassatim. Podczas każdej wycieczki zdumiewał nas wszystkich swoją fizyczną i moralną siłą, bo koniecznie chciał dojść do zamierzonego celu na czczo, aby móc przystąpić do Komunii św. Nie istniały u niego żadne względy: co na to powiedzą ludzie. Jego absolutna szczerość zdumiewała i działała krzepiąco”.

Komunia św. pomagała Pierowi stawić czoło każdemu nowemu dniowi, pokonywać trudności. Prosił innych: „Spożywajcie ten chleb anielski, a znajdziecie w nim siłę do staczania walk wewnętrznych, walki z namiętnościami i wszelkiego rodzaju przeciwnościami, gdyż Jezus Chrystus przyrzekł tym, którzy karmią się Najświętszą Eucharystią, żywot wieczny i łaskę niezbędną do jego dostąpienia. A kiedy ów płomień eucharystyczny zupełnie was pochłonie, będziecie mogli z całą świadomością podziękować Bogu, który powołał was, abyście Mu służyli, i radować się będziecie spokojem, jakiego nigdy nie poznali ci, którzy są szczęśliwi w oczach świata, gdyż prawdziwej szczęśliwości nie stanowią rozrywki światowe ani rzeczy ziemskie, ale spokój sumienia, dany nam tylko wtedy, jeśli czyste są nasze serca i umysły”.

Czystość

Luciana pisze: „Można było nie doceniać miłości bliźniego, pobożności i inteligencji Piera Giorgia, ale jego czystość biła wprost w oczy najbardziej nawet nieuważnego obserwatora. Była to jego cnota najbardziej »widzialna«, cała jego postać była nią nacechowana, nie przesłaniała jej nawet jego skromność, cnota wrodzona, wyższa i lepsza od zwykłej wstydliwości”.

Listy Piera do przyjaciół również świadczą o czystości przenikającej całe jego życie. Spośród sądów, jakie o nim wypowiadali jego spowiednicy, warto przytoczyć słowa proboszcza z Forte: „Nie będzie zdradą tajemnicy, jeśli powiem, że w sierpniu 1924 roku Pier Giorgio był jeszcze niewinny jak w chwili chrztu”. Jego koledzy nie pamiętali żadnej rozmowy, podczas której z ust Piera padłoby jedno niestosowne słowo. Nie zauważyli też, aby choć jeden spośród jego niezliczonych żartów w najmniejszym stopniu był w niezgodzie z czystością.

Pier z natury był wesołego usposobienia. Tam, gdzie się znalazł, musiało być zawsze dużo śmiechu. Mało kto wiedział, że miał on więcej powodów do smutku niż wielu innych, ale tak był opanowany, że nigdy przed ludźmi nie dał poznać, że mu coś dolega. Postawił sobie za zadanie przez radość zdobywać kolegów dla Boga.

Miłość do gór

Od dziecka Pier lubił ruch na świeżym powietrzu i sport. Miał ku temu wyśmienite predyspozycje, był bowiem dobrze zbudowany i zdrowy. Jako mały chłopiec często grał w piłkę nożną. Fascynowała go jazda na rowerze, która pozwalała mu na podziwianie przepięknych krajobrazów podalpejskich. Kiedy zjeżdżał ze stromej góry, śpiewał na cały głos, rozkoszując się wspaniałą wyprawą. Świetnie jeździł konno. Był również dobrym pływakiem.

Największą pasją Piera była jednak alpinistyka: wycieczki górskie, zdobywanie szczytów oraz jazda na nartach. O tej swojej miłości opowiadał często w listach do przyjaciół: „Z każdym dniem coraz więcej zapalam się do gór. Ich czar mnie porywa. Pragnę coraz więcej je poznawać, zdobywać najmniej dostępne szczyty i tam cieszyć się czystą radością, którą tylko na górskich wysokościach odczuwać można… Gdyby nie obowiązki, to pragnąłbym całe dnie spędzać w górach, wchłaniając przeczyste powietrze, rozważać wielkość Stwórcy”.

Najpiękniejszy dzień

Po śmierci kolegi, który zmarł na gruźlicę, Pier napisał: „Śmierć to przedziwna tajemnica, nie wybiera. Zbliży się kiedyś i do mnie i w krótkim czasie zamieni moje ciało w proch. Lecz poza ciałem jest dusza i musimy skoncentrować wszystkie siły, aby mogła bez winy stanąć przed Trybunałem Bożym. Od dzisiejszego dnia będę co dzień robił małe przygotowanie do śmierci, abym nie stanął nieprzygotowany na tę chwilę, abym nie musiał żałować pięknych lat swojej młodości, zmarnowanych dla ducha”.

O głębokiej dojrzałości duchowej Piera świadczą inne słowa wypowiedziane przez niego: „Dzień mojej śmierci będzie najpiękniejszym dniem mojego życia”. A ta śmierć przyszła bardzo szybko. W wieku 24 lat Pier Giorgio ciężko zachorował na nieuleczalną wtedy chorobę Heinego-Medina, którą zaraził się od ubogiego chorego. Zmarł 4 lipca 192­5 roku.

Wieść o śmierci Piera bardzo szybko rozniosła się po Turynie. Ludzie przybyli tłumnie na jego pogrzeb i przesuwali się przed trumną nie kończącym się szeregiem. Było tam bardzo dużo ludzi biednych, którymi Pier się opiekował. Powtarzano z ust do ust: „To był święty”. Na jego grobie zostały wypisane słowa, które wypowiedział anioł po zmartwychwstaniu Chrystusa: „Czemu szukacie żywego między umarłymi?”.

Papież Franciszek tak scharakteryzował jego postać: „Pier Giorgio był młodzieńcem, który zrozumiał, co znaczy mieć serce miłosierne, wrażliwe na najbardziej potrzebujących. Ofiarowywał im o wiele więcej niż dary materialne, dawał samego siebie, poświęcał czas, słowa, zdolność słuchania. Służył ubogim z wielką dyskrecją, nigdy się z tym nie obnosząc. Prawdziwie żył Ewangelią”. Z powodu licznych zalet Piera Ojciec Święty zachęcał młodzież: „Bądźcie jak Frassati!”. Decyzją papieża relikwie bł. Piera Giorgia Frassatiego przybędą do Krakowa na Światowe Dni Młodzieży.

Źródła: J. Misiurek, Błogosławiony Piotr Jerzy Frassati (1901–1925), Lublin 2012, L. Frassati, Pier Giorgio Frassati: człowiek ośmiu błogosławieństw, Warszawa 1999, K. Strzelecka, Frassati, Warszawa 1989.