Stało się – poczęło „się” dziecko – i często w tej sytuacji ludzie odpowiedzialni za poczęcie swego dziecka nie widzą naprawdę innego wyjścia jak tylko je zabić. Weźmy taką sytuację: mąż zdradził swoją żonę, żona zdradziła swego męża, z cudzołożnego związku poczyna się dziecko, nie wiedzą, co zrobić. Są w sytuacji, w której każde wyjście jest złe. Pytanie brzmi: dlaczego stało się „to”, co się stało?
Tak naprawdę, cały problem wykroczeń przeciwko życiu bierze początek w bałaganie seksualnym (słowo „bałagan” może kogoś razić, lecz zapewniam, że i tak jest bardzo delikatne). Problem leży w niewłaściwym patrzeniu na płciowość, na współżycie płciowe i związaną z nim przyjemność. Nie wolno zatrzymać się na samej tylko przyjemności. Trzeba zdobyć się na prawdziwe spojrzenie na to, czym jest współżycie płciowe i czemu służy.
Najlepiej spytać o to dziecko. Dorośli dorabiają sobie najróżniejsze, nieraz bzdurne, ideologie – dorabiają je nawet do swoich podłości. Dziecko wie: „Oni się kochają, chcą być razem i chcą mieć dzieci”; małe dziecko już to powie.
Dwa elementy: jedność i rodzicielstwo. I nie da się tego oszukać. I nie da się tych elementów po prostu rozdzielić bez drastycznych konsekwencji. Jeżeli ktoś chce wyizolować, wydobyć ze współżycia tylko przyjemność, z pominięciem wszystkiego innego, to czy będzie tego próbował poza małżeństwem czy w małżeństwie, źle się to skończy.
Czyli w gruncie rzeczy, najważniejszą rzeczą jest, żeby młodzi ludzie wchodzili w małżeństwo ze świadomością, że współżycie ma konkretny cel i sens. Ma wyrażać jedność, ale również jest znakiem rodzicielstwa. Żeby o tym drugim nie zapominali! Jeżeli tego nie będzie, to zacznie się – przepraszam za wyrażenie – gimnastyka seksualna, koncentracja li tylko na doznaniach. Zatrzyma się to i skończy na bardzo płytkim poziomie przeżyć – doznań, co prawda silnych, lecz powierzchownych, naskórkowych, które staną się niebawem jedynym celem współżycia.
Wiadomo z psychologii, że te same bodźce wyzwalają coraz słabszą reakcję, a więc będzie trzeba wprowadzać coraz bardziej ekstrawaganckie, nowatorskie pomysły, żeby utrzymać ten sam poziom przeżyć i doznań. Okoliczności działań będą musiały być coraz „atrakcyjniejsze”.
Pojawiają się zatem pomysły korzystania z plakatów ukazujących 365 pozycji na 365 dni w roku. (Złośliwie pytam: a co z rokiem przestępnym?) W końcu – jak niektórzy mówią – już trzeba będzie wisieć z nogą na lampie, albo jeszcze coś podobnie „genialnego” wymyślić, żeby było atrakcyjniej.
Znam przypadki, gdzie mąż kazał żonie odgrywać sceny z filmów pornograficznych, których się naoglądał, i jeszcze jej wmawiał, że ją to uszczęśliwi, że sama nie wie, czego naprawdę pragnie. On wie, czego chcą wszystkie kobiety – on to przeczytał i widział na filmie. A żona czuje po prostu wstręt, już nie tylko do proponowanych działań, ale też do własnego męża. I w pozornie normalnym małżeństwie naprawdę dochodzi do obłędu.
Potem trzeba szukać nowych partnerów, tworzy się trójkąty, czworokąty czy jakieś jeszcze inne figury geometryczne. Wreszcie szuka się „wrażeń” w kontaktach w ramach tej samej płci, a może ze zwierzątkami, a może z trupami… Wszystko już ludzie wymyślili.
To są manowce, po których błądzą ludzie, dla których jedynym celem w działaniu płciowym są własne doznania. Nie ma wówczas żadnej nieprzekraczalnej bariery, która mogłaby przeszkodzić w osiągnięciu celu. Nie liczy się wyrządzana krzywda (rozbicie małżeństwa, osierocenie własnych dzieci – każdy ma przecież „prawo do szczęścia”), nie liczy się nawet życie własnego dziecka. Trzeba tylko dla uspokojenia sumienia dorobić sobie jakąś ideologię i pod żadnym pozorem nie zgadzać się, by dziecko poczęte nazywać dzieckiem („mówmy: płód, nie: dziecko” – wykrzykiwano nie raz histerycznie podczas obrad sejmu).
Ludzie się gubią zapominając, że atrakcyjność nie polega na ekscentryczności czy nawet sile doznań. I o tym nieszczęsnym nieładzie seksualnym można by znowu wiele powiedzieć – o tym, że jest on zaplanowany, że jest do nas importowany, że był i jest bardzo precyzyjnie wielkimi nakładami sił i środków w naszym kraju osadzany.
U podstaw ładu w dziedzinie płciowości leży ten podwójny sens działania: jedność i rodzicielstwo. Logiczne jest więc, że wszelkimi sposobami próbuje się tę więź rozerwać. Zobaczmy, przecież cała antykoncepcja służy temu, żeby „wysterylizować” ze współżycia samą przyjemność z jednoczesnym odrzuceniem rodzicielstwa.
Zauważmy, że działanie takie jest wbrew naturze człowieka i dlatego nie może być w efekcie szczęściodajne. Nieszczęście polega na tym, że ludzie myślą, że są mądrzejsi od Pana Boga. Już byka za rogi chwycili, już umieją „ulepszyć” Jego pomysł tak, że mają już same tylko przyjemności i żadnych konsekwencji. Ale w krótkim czasie następuje zupełna pustka i trzeba szukać nowych „atrakcji”.
Odbyłem bardzo wiele rozmów z małżeństwami porządnymi, Bogu ducha winnymi, które miały kłopoty w sferze płciowości właśnie dlatego, że małżonkowie koncentrowali się przesadnie na doznaniach. Bo oni naprawdę święcie wierzyli, że we współżyciu chodzi o to, żeby dostarczyć sobie maksimum doznań. I z definicji odcięli sobie możliwość prawdziwego przeżycia aktu małżeńskiego jako jednoczącego osoby, a nie tylko ciała. Koncentrując się na doznaniach, zapewniając sobie te doznania, wymuszając ich zaistnienie, gubili prawdziwy, głęboki sens zjednoczenia: tego, że mąż chce być dla żony, że nie chce jej pobudzić według podręcznika takiego czy innego, patrz strona ta czy tamta. On chce być dla niej czuły, chce być z nią blisko, chce jej nieba przychylić. A żona chce tego samego dla męża. Wzajemnie się sobie oddają i sobą się obdarowują, licząc się z potrzebami i ograniczeniami współmałżonka. Gdy w takiej atmosferze pojawi się doznanie orgazmu u kobiety, oznacza ono zupełnie co innego, niż ten sam orgazm osiągnięty jako cel sam w sobie, w oderwaniu od wszelkich odniesień międzyosobowych. Prawdziwe przeżycie zawiera wewnętrzną treść. Jest znakiem wzajemnego oddania się sobie, jest znakiem miłości.
Swoistym przygotowaniem do złego współżycia w małżeństwie jest samogwałt. Tworzona jest dziś cała propaganda (nie tylko chłopców, ale i dla dziewcząt) rzekomej naturalności autoerotyzmu. Pojawia się wręcz jego reklama, nie tylko w czasopismach i książkach, ale nawet w podręcznikach szkolnych i programach tworzonych przez władze oświatowe.
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!