Będziesz iskrą dla kapłanów

Zapytani o mistyków XX wieku bez trudu wymienimy siostrę Faustynę czy ojca Pio. Tymczasem Pan Jezus objawiał się także siostrze Wandzie Boniszewskiej CSA (1907–2003), obdarzając ją również darem stygmatów i krwawych łez.

Boże wybranie

Już w dzieciństwie Wanda – jedna z dziesięciorga dzieci Franciszka i Heleny Boniszewskich – nie była obojętna na sprawy ducha. Zanim przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej, miała pragnienie praktykowania umartwień oraz adorowania Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie.

W Dzienniku duszy wspominała: „Obecność Pana Jezusa w tabernakulum głęboko wpadła do serca i bardzo pragnęłam Go ujrzeć i przyjąć do serca […]. W wolnych chwilach od zabaw dziecinnych zastanawiałam się nad życiem Pana Jezusa w tabernakulum, w tej ciemnej małej szafce, zamkniętego nawet pod kluczykiem”.

Kult eucharystyczny został Wandzie do końca życia. Nazywała Jezusa Więźniem Miłości i starała się wynagrodzić Mu chwile samotności, kiedy nikt Go nie nawiedzał w kaplicy. Szczególną bliskość z Bogiem, który z miłości do człowieka daje się zamknąć w tabernakulum, s. Wanda odczuła, kiedy sama spędziła w sowieckim więzieniu kilka lat.

Dzień Pierwszej Komunii Świętej, 19 maja 1918 r., przyniósł Wandzie nie tylko spełnienie pragnienia przyjęcia do serca Pana Jezusa, lecz także wiązał się z otrzymaniem przez nią pierwszego mistycznego daru. 11-letnia dziewczynka usłyszała wtedy bowiem po raz pierwszy głos Pana Jezusa. Od tego czasu rozmawiała z Chrystusem, później Go także widziała.

Bardzo wcześnie otrzymała od Boga zaproszenie do szczególnej misji ofiarowania cierpień za kapłanów i zakony: „Pan Jezus mi też mówił o swym Boskim pragnieniu dusz i zachęcał do cierpień, które w przyszłości mnie spotkają, mówił o braku zrozumienia wiary św., nawet w duszach Jemu szczególnie oddanych”.

Nastolatka chętnie podejmowała wyrzeczenia, regularnie przystępowała do Komunii Świętej. Po przyjęciu sakramentu bierzmowania, kiedy prosiła o światło Ducha Świętego do rozeznania swojego powołania, usłyszała: „Oddaj się całkowicie Mnie”.

Rok później, w wieku 15 lat, podjęła decyzję o wstąpieniu do zakonu. Spotkała się jednak ze sprzeciwem rodziców i pozostała w domu jeszcze dwa lata.

Próg Zgromadzenia Sióstr od Aniołów przekroczyła w lipcu 1924 r. W zakonie spędziła 76 lat życia, choć początek jej drogi powołania wcale tego nie zapowiadał.

Ciemna noc

Pierwsze lata życia zakonnego to dla Wandy czas wielkiej udręki duchowej. W efekcie ciągłego utyskiwania na siostrę ze strony współsióstr i przełożonych, a także pragnienia życia bardziej kontemplacyjnego obudziły się w niej wątpliwości co do słuszności wyboru zgromadzenia.

Wanda nie była przekonana, czy dobrze rozpoznała wolę Bożą; nie dowierzała swemu spowiednikowi, przeżywała oschłości na modlitwie i bardzo z tego powodu cierpiała.

Podjęła nawet kilka prób zmiany zakonu, ale ostatecznie wróciła na łono macierzystej wspólnoty. Przyznała: „Widzę, Jezu, że chcesz mnie mieć w tym Zgromadzeniu. Chcesz mnie przeprowadzić przez ogień i miecz, a w końcu chcesz mnie ukrzyżować dla innych, aby Ciebie nie zdradziły. Zdaję się na wolę Twoją”.

W czasie swej formacji zakonnej s. Wanda uzupełniła wykształcenie i wzięła udział w kursach ogrodniczo-gospodarskich. Zdobyte umiejętności przydały jej się na placówkach zakonnych w Kalwarii, Wilnie i Pryciunach, w których pełniła posługę m.in. kucharki, ogrodniczki oraz pracownicy w polu.

Mało kto wówczas zdawał sobie sprawę, że tej prostej siostrze objawiał się Pan Jezus. Co więcej, że w swoim ciele nosiła ona znaki Jego męki…

Stygmaty

Jeszcze przed swym wstąpieniem do zakonu Wanda kilkakrotnie odczuwała silny ból w głowie, boku oraz w tych miejscach rąk i nóg, w których Pana Jezusa przebito gwoźdźmi.

W zgromadzeniu cierpienia siostry się nasiliły. Szczególnie mocno doznawała ich w pierwsze czwartki i piątki miesiąca (w pozostałe piątki w mniejszym stopniu), w czasie Mszy św. i po Komunii w karnawale, a także podczas rozważania męki Pańskiej.

Początkowo były to cierpienia wewnętrzne, z czasem stały się one widoczne na zewnątrz. Ból stygmatów był ogromny – prowadził siostrę nieraz do utraty przytomności i stanu konania.

Podczas Wielkiego Postu rany s. Wandy obficie krwawiły. Sporadycznie pojawiały się u niej również krwawe łzy.

Choć s. Wanda prosiła Chrystusa, by pozostać w ukryciu, stygmaty widzieli przełożeni zakonni, spowiednicy, pielęgniarka, a w końcu lekarze, którzy badali to niezwykłe zjawisko.

Cierpieniom fizycznym, jakich doznawała siostra Boniszewska, towarzyszył ból duchowy.

„Czułam, że idę śladami prześladowanego Chrystusa. Ból duszy brał górę nad bólem ciała” – pisała.

W mistycznych wizjach dane jej było zobaczyć poszczególne sceny męki Pańskiej od trwogi męki w Ogrodzie Oliwnym do śmierci krzyżowej. Patrzyła także na zniewagi i obrazy, jakich Jezus doznawał od grzeszników, w tym także od swoich współsióstr czy biskupów oraz kapłanów.

Wizje te były okropne i przeszywały serce siostry. Zgadzała się jednak na zaproszenie od Jezusa do szczególnego zjednoczenia się z Nim w cierpieniu dla zbawienia dusz. Przyznała: „Tak, słyszę, że Jezus żąda: ofiary, ofiary. Natura wzdryga się, ale ufam, że Pan mi da – siłę i męstwo”.

W duchu ofiary

Pan, prosząc s. Wandę o przyjęcie wielkich cierpień, podał także intencję, w jakiej mistyczka ma ofiarować swój ból. W 1926 r. Zbawiciel powiedział: „Wszystkie te chwile […] masz ofiarować za kapłanów i zakony”.

Poleceniu Chrystusa siostra pozostała wierna do końca. Jej szczególna wrażliwość na zadośćuczynienie za grzechy osób konsekrowanych została wzmocniona licznymi wizjami mistycznymi.

Siostra Boniszewska widziała w nich nie tylko nieprawości, jakich się dopuszczały osoby poświęcone Bogu, ale też i ból, jaki ich niegodziwe czyny i zaniedbania wywołały u Jezusa i Jego Matki. W październiku 1941 r. – uczestnicząc w sposób nadprzyrodzony w męce Chrystusa – siostra zanotowała: „Wyczuwam, że dziś muszę zadośćuczynić za kapłanów i zakony. […] Kapłani tak postępują, jak z najgorszym stworzeniem: kopią butami, drwią ze mnie, a właściwie z mojej ofiary. […] Jezu, Ciebie Judasz zdradził, a tu kapłani. Ach, jak strasznym jest splugawienie kapłaństwa, zbezczeszczenie sakramentu kapłaństwa”.

Siostra Wanda poznała, iż szczególnego wynagradzania wymagały grzechy nieczyste oraz grzechy obojętności i zniewagi uczynione w Eucharystii.

Zakonnica dowiedziała się także od Pana Jezusa, na czym polega istota kapłaństwa i jaki powinien być kapłan: „Stale ma tonąć w Mojej miłości, w ofierze do zniszczenia. Stale ma umierać sobie, jak Ja konam dla dusz, by im niebo otworzyć. Musi mieć wiarę silną i niezachwianą, na burze odporny, w krzyżu ufność i siłę. Kapłan ma być według mojej myśli i pragnień. Pismo św. to wzór mój, od niczego nie odchodzę. Mniej mądrości, więcej miłości, a z miłości pełnienie Mojej woli i ofiarę, aż do zniszczenia”.

Piekło

Troska o uratowanie jak najwięcej dusz kapłańskich i zakonnych zaprowadziła siostrę Wandę do dobrowolnego poddawania się przez nią coraz większym cierpieniom fizycznym i duchowym.

Nie buntowała się także przeciwko doświadczeniom zewnętrznym, które wymagały z jej strony wielkiej ofiary. Tak było nie tylko w czasie upokorzeń doznawanych przez nią w zgromadzeniu, ale przede wszystkim w okresie kilkuletniego osadzenia jej w sowieckim łagrze.

Siostra Wanda trafiła do obozu w 1951 r. wraz z kilkoma innymi osobami, posądzona o ukrywanie w czasie II wojny światowej kapłana („agenta Watykanu”) i o inne działania antykomunistyczne.

Skazana w Rosji na wulgarne i nieludzkie traktowanie jej przez strażników, upokarzające badania jej stanów mistycznych przez więziennych lekarzy oraz na samotne noce w karcerze, nie straciła godności ani ducha zawierzenia. Miała jednak świadomość, że spełniają się słowa Pana Jezusa o niej, iż znajdzie się w „piekle cierpień”.

Piekło nie było dla siostry Boniszewskiej pustym słowem nie tylko ze względu na jej pięcioletnie pozbawienie wolności. Wśród nadprzyrodzonych darów, jakie polska mistyczka otrzymała, była także wizja piekła. Zakonnica tak wspominała to doświadczenie:

„Noc z soboty na niedzielę przebyłam niby w piekle. Dusze kapłanów widziałam w strasznej walce z grzechami, swoimi namiętnościami i z chwilowym poddaniem się pod władzę szatanów.

Stanęłam do walki między niebem a piekłem. Woń nieba zginęła, a ja znalazłam się w smrodliwej atmosferze. Szatan chwilami miał prawo do mnie i kiedy tylko przychodził, to niby król królów. […]

Król – złudnik stawał się wstrętny niby gnijące mięso, rozkład smrodliwy, aż dusił. Wtedy jeszcze pamiętałam o Niepokalanej i Ta swoim płaszczem mnie okryła”.

Nie była to jedyna noc, w której siostra Wanda doświadczyła obecności szatana. Diabeł wielokrotnie dręczył ją fizycznie i psychicznie, nienawidząc jej za to, że tyle dusz kapłańskich i zakonnych wyrwała z jego szponów.

Szatan – nieprzypadkowo zwany ojcem kłamstwa – próbował przekonać ją, że piekła nie ma, że nie warto przystępować do Komunii św. ani słuchać spowiednika czy przełożonych. Zachęcał ją do rezygnacji z cierpień, wyśmiewał jej pokorę i posłuszeństwo.

Pokusy diabelskie, choć bardzo silne, udało się jednak siostrze Boniszewskiej pokonać dzięki modlitwom do Matki Bożej oraz do Michała Archanioła i Aniołów Stróżów zgromadzenia.

Mistyczne zjednoczenie

W 1956 r. s. Wanda wróciła do Polski jako repatriantka. W kolejnych placówkach zakonnych (w Białymstoku, Lutkówce, Częstochowie i Konstancinie) spełniała obowiązki zakrystianki, opiekunki chorych, kucharki oraz przełożonej.

Umarła 2 marca 2003 r. w wieku 96 lat. Jej życie nie było jednak tylko pasmem cierpień i udręczeń. Pan Jezus pozwalał siostrze Wandzie odpocząć w swoich ramionach, obdarowywał ją doświadczeniem miłosnego zjednoczenia z Nim. Przekonywał ją o swojej miłości. Mówił: „Myślałem o tobie wcześniej niż ty o Mnie, wcześniej, niż przyjąłem człowieczeństwo. Myślałem o każdej poszczególnej duszy i pragnę ich szczęścia dla siebie, dla was”.

Pan Jezus pozwolił także s. Wandzie zobaczyć niebo. W mistycznej wizji zakonnica widziała Trójcę Świętą, Maryję, świętych i aniołów. Odczuła przepiękny zapach, nie do porównania z niczym na ziemi. Z woni tej „wzrastała miłość Boża i miłość nieba całego”. Siostra Wanda rozmawiała także ze zmarłymi współsiostrami.

I choć s. Boniszewskiej dane było doświadczyć wielu nadprzyrodzonych łask i wizji mistycznych, to jej duchowość polegała przede wszystkim na wierności na co dzień Panu Bogu: na życiu sakramentami, na spełnianiu obowiązków stanu i na przyjmowaniu w duchu ofiary cierpień. Spełniła tym samym pragnienie Pana Jezusa: „Pragnę, abyś żyła życiem moim, chcę, byś spoczęła tu we Mnie, życie twoje ma być życiem Mszy św. […] Będziesz iskrą dla kapłanów i nigdy nie zgaśniesz”.