Cztery warunki żalu za grzechy

Świętemu o. Pio czy św. o. Leopoldowi Mandiciowi zdarzało się nieraz stosować terapię szokową, by wzbudzić w wiernych skruchę. Obaj wielcy spowiednicy XX wieku wiedzieli bowiem, jak ważny jest żal za grzechy.

Najczęściej wstrząsu duchowego wobec osób lekceważących grzechy i niewyrażających skruchy za popełnione zło ojcowie kapucyni dokonywali poprzez twarde, jednoznaczne słowa, a w skrajnych sytuacjach również poprzez odmowę rozgrzeszenia.

Ojciec Robert Krawiec OFMCap przypomniał następującą scenę z życia o. Pio: „Pewien człowiek miał opinię dobrego katolika, był zawsze podziwiany i szanowany przez wszystkich, którzy go znali. Ale naprawdę żył w grzechu. Zaniedbał swoją żonę, a później swoją samotność rekompensował związkiem z inną kobietą. Pewnego razu poszedł do spowiedzi do o. Pio. Aby się usprawiedliwić, zaczął mówić o duchowym kryzysie. Nie zdawał sobie sprawy, że spotkał się z niezwykłym spowiednikiem. Ojciec Pio nagle wstał i krzyknął: »Jaki duchowy kryzys?! Zdradzasz żonę i Bóg jest bardzo zły na ciebie! Idź stąd!«” (Rachunek sumienia z ojcem Pio, s. 43).

Od krat konfesjonału bez rozgrzeszenia odchodzili także inni spośród licznych penitentów, którzy wiedzeni zwykłą ciekawością czy chęcią zdemaskowania niezwykłego stygmatyka przybywali do Pietrelciny, nie przygotowawszy się należycie do sakramentu pojednania.

Co jednak ciekawe, osoby, którym o. Pio nie udzielał rozgrzeszenia, wracały później do spowiedzi, uświadomiwszy sobie ogrom popełnionego zła i pragnąc rozpocząć nowe życie.

Żalu za grzechy i mocnego postanowienia poprawy wymagał także od wiernych pochodzący z chorwackiej rodziny, a posługujący w Padwie o. Leopold Mandić.

„Pewna osoba opowiadała mi – relacjonował jeden ze świadków w procesie kanonizacyjnym o. Mandicia – że podczas spowiedzi u o. Leopolda, po wyznaniu grzechów, ojciec się podniósł i chciał ją wyprosić z konfesjonału bez rozgrzeszenia. Mówił: »proszę stąd wyjść […]«.

Penitent nalegał, ale ojciec mu powtarzał te same słowa. Kiedy jednak [człowiek] zaczął płakać i upadł na ziemię, mówiąc, że żałuje za swoje grzechy i że jest gotowy na wszystko, żeby tylko nie upaść powtórnie w grzech, o. Leopold podniósł go i przygarnął do siebie, mówiąc: »Teraz jesteś moim bratem« i udzielił mu rozgrzeszenia” (M. Miszczyński OFMCap, Święty Leopold Mandić, s. 47–48).

Czym jest skrucha?

Nie każdy dyskomfort emocjonalny odczuwany wobec popełnionego zła jest skruchą w sensie właściwym.

Poucza o tym Katechizm Kościoła katolickiego, który żal za grzechy definiuje za Soborem Trydenckim jako: „ból duszy i znienawidzenie popełnionego grzechu z postanowieniem niegrzeszenia w przyszłości” (KKK 1451).

Jakie warunki muszą być spełnione, by można było mówić o prawdziwej skrusze?

Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w pismach innego wielkiego spowiednika – św. Jana Marii Vianneya. W książeczce zatytułowanej O skrusze i miłosierdziu proboszcz z Ars podał cztery cechy tej postawy.

„Po pierwsze, powinien on [ból – przyp. red.] być wewnętrzny, to znaczy powinien być odczuwany w głębi serca. Nie zawiera się więc we łzach: są one dobre i pożyteczne, to prawda, ale nie są konieczne”.

Innymi słowy, zewnętrzny wyraz skruchy nie świadczy automatycznie, że ktoś żałuje za grzechy. Można bowiem wyrażać głęboką skruchę bez fizycznych objawów. Tak było w przypadku dobrego łotra, który choć nie płakał nad swoim marnym życiem, żałował za nie i prawdziwie nawrócił się w ostatniej chwili życia, wyznając wiarę w Chrystusa i prosząc Go o przyjęcie do Jego królestwa (por. Łk 23,39–43).

„Po drugie, trzeba, by ból, jaki powinniśmy odczuwać z powodu naszych grzechów, był nadprzyrodzony, to znaczy, by wywołał go w nas Duch Święty, a nie przyczyny naturalne”.

Święty Jan Vianney przywołał znane w Kościele rozróżnienie między tzw. żalem doskonałym i niedoskonałym. Żal doskonały ma miejsce wówczas, kiedy skruchę odczuwamy ze względu na Boga – tzn. że ból duszy wywołuje w nas świadomość, że poprzez nasze złe myśli, słowa, czyny i zaniedbania obraziliśmy Pana Boga. Naszą pobudką jest zatem „miłość Boga miłowanego nade wszystko” (por. KKK 1452).

Żal doskonały porównywany jest więc do bólu, jaki odczuwa zakochana osoba, która uświadomiła sobie, że sprawiła przykrość oblubieńcowi.

Z kolei żal niedoskonały nie wypływa z miłości do Boga, lecz wynika najczęściej ze strachu przed karą (wieczną – piekłem lub doczesną, czyli konsekwencjami naszych czynów). Jest to sytuacja, kiedy ktoś, kto został przyłapany przy okradaniu sąsiada, żałuje za czyn nie dlatego, że skrzywdził bliźniego, ale dlatego, że boi się, iż sam pójdzie do więzienia.

Taki żal może prowadzić do przemiany serca i doprowadzić do sakramentu pojednania, stąd też żal niedoskonały jest darem Bożym, poruszeniem Ducha Świętego (por. KKK 1453).

„Po trzecie, trzeba, aby ból był najwyższy, czyli największy ze wszystkich, większy nawet niż ten, którego doświadczamy, tracąc rodziców, zdrowie i właściwie wszystko, co mamy najdroższego na tym świecie”.

Proboszcz z Ars tłumaczył, że cierpienie to powinno być tak wielkie, ponieważ winno ono być współmierne do wielkości straty, jaką powodujemy, i nieszczęścia, w jakie wpędza nas grzech. Ta cecha skruchy odwołuje się do pewnej logiki: im mniejsza jest wartość straconej rzeczy, tym mniejszy nasz żal z tego powodu.

Strata zegarka mniej boli niż strata samochodu. A skoro grzech sprawia, że tracimy największe szczęście, czyli przyjaźń Pana Boga i niebo, a skazujemy się na największe nieszczęście – piekło, to też skrucha winna być najwyższa.

„Po czwarte, ból musi obejmować wszystkie grzechy”.

Prawdziwa skrucha nie może dotyczyć tylko niektórych grzechów, ale musi odnosić się do wszystkich, jakie wyrzuca nam sumienie. Święci żałowali za każdy, nawet najdrobniejszy, grzech.

Ojciec Pio pisze: „Spowiednik zapewnia mnie, że popełniam najwyżej grzechy lekkie. Co to jednak za znaczenie, skoro one powodują płacz Jezusa? Mówię Jezusowi, że nie chcę Go obrażać grzechami” (Rachunek sumienia z ojcem Pio, s. 57).

Święta Faustyna z kolei zostawiła w Dzienniczku takie wyznania: „Mam to przyzwyczajenie, że po najmniejszym uchybieniu ćwiczę się w skrusze” (Dz. 612); „Czuję w swej duszy wielką odrazę nawet do najmniejszego grzechu” (Dz. 1334).

Ze wstrętu do grzechu i z pragnienia doświadczenia Bożego miłosierdzia rodziła się praktyka częstego przystępowania do sakramentu pojednania.

Święty Jan Paweł II spowiadał się co tydzień, a także przed większymi uroczystościami i ważnymi okresami liturgicznymi. Jeszcze jako metropolita krakowski ustawiał się w kolejce do konfesjonału wraz z innymi penitentami w kościele oo. Franciszkanów.

Jak wzbudzić skruchę?

Co jednak zrobić, gdy jesteśmy świadomi popełnionych grzechów, a jednak brakuje nam żalu za wyrządzone zło? Święty Jan Vianney zachęcał, by prosić wówczas Ducha Świętego o łaskę skruchy. Ona bowiem jest Bożym darem.

Zwrócenie się do Boga o pomoc w jej wzbudzeniu znamy choćby z nabożeństwa wielkopostnego, podczas którego śpiewamy m.in.: „Gorzkie żale, przybywajcie, serca nasze przenikajcie. […] Uderz, Jezu, bez odwłoki w twarde serc naszych opoki”.

I choć nabożeństwo gorzkich żali odnosi się przede wszystkim do rozważania męki i śmierci Pana Jezusa, to nie jest ono bez znaczenia dla wzbudzenia skruchy za nasze grzechy. Święta Faustyna zawsze żal za własne grzechy łączyła z pasją Pańską.

W Dzienniczku zanotowała: „Przy każdej spowiedzi wspomnieć na mękę Pana Jezusa, i w tym obudzę skruchę serca. O ile to możliwe za łaską Bożą – zawsze się ćwiczyć w żalu doskonałym. Na tę skruchę poświęcę większą chwilę czasu” (Dz. 225).

Innym razem napisała: „Wtem nagle ujrzałam Pana Jezusa ukrzyżowanego, który mi rzekł: »W męce Mojej szukaj siły i światła«. Po skończonej spowiedzi rozważałam straszną mękę Jezusa i zrozumiałam, że to, co ja cierpię, jest niczym w porównaniu z męką Zbawiciela, a każda, nawet najmniejsza, niedoskonałość była przyczyną tej strasznej męki. Wtem duszę moją ogarnęła tak wielka skrucha i dopiero w tym odczułam, że jestem w morzu niezgłębionego miłosierdzia Bożego” (Dz. 654).

Obok świadomości cierpień, jakie Pan Jezus poniósł za nasze grzechy, pomocą we wzbudzeniu skruchy – jak podpowiada św. Ignacy z Loyoli – jest też wyobrażenie sobie obrzydliwości samego grzechu.

W jednym z ćwiczeń duchowych założyciel zakonu jezuitów zachęcał, by – poprosiwszy Boga o wielką i głęboką boleść i łzy za własne grzechy oraz po zrobieniu rachunku sumienia – „rozpatrywać grzechy i spojrzeć na brzydotę i przewrotność, jakie każdy popełniony grzech śmiertelny niesie ze sobą, nawet gdyby nie był zakazany” (Ćwiczenia duchowe, 57).

Wreszcie ćwiczeniu się w skrusze służy także odmawianie aktu żalu: „Ach, żałuję za me złości, jedynie dla Twej miłości, bądź miłościw mnie grzesznemu, całym sercem skruszonemu” (w innej wersji: „dla ciebie odpuszczam bliźniemu”).

Niezależnie od tego, jaką formę wzbudzenia skruchy przyjmiemy, najważniejsze, żeby przyniosła ona upragniony żal za grzechy, prowadzący do pozostałych warunków dobrej spowiedzi: rachunku sumienia, szczerej spowiedzi, mocnego postanowienia poprawy i zadośćuczynienia Bogu i bliźniemu.

Niech pociechą będą dla nas słowa Pana Jezusa skierowane do św. Faustyny: „Napisz: Jestem święty po trzykroć i brzydzę się najmniejszym grzechem. Nie mogę kochać duszy, którą plami grzech, ale kiedy żałuje, to nie ma granic dla Mojej hojności, jaką mam ku niej. Miłosierdzie Moje ogarnia ją i usprawiedliwia. Miłosierdziem swoim ścigam grzeszników na wszystkich drogach ich i raduje się serce Moje, gdy oni wracają do Mnie. Zapominam o goryczach, którymi poili serce Moje, a cieszę się z ich powrotu” (Dz. 1728).