Wszystko zaczęło się według dobrze znanego schematu. Chodziłem do piątej klasy, gdy kolega powiedział mi o samogwałcie. Spróbowałem i… nie mogłem przestać. Jako wychowany w katolickiej rodzinie jedenastolatek zacząłem się zastanawiać, czy aby to, co robię, nie jest złe. Moje wszelkie wątpliwości rozwiała lektura „Bravo”, „Popcornu” i „Dziewczyny”.
A co ze słowami mojej katechetki, która przygotowując mnie do Pierwszej Komunii św. uczyła, że wszelki bezwstyd nie podoba się Bogu? Szybko poszły w zapomnienie. Bardziej liczyłem się z opinią autorów publikacji typu „O chłopcach dla chłopców”. Nafaszerowany pornografią myślałem tylko o jednym.
Około roku od pierwszej masturbacji pojawiły się fantazje homoerotyczne. Chciałem uprawiać seks z idealnymi mężczyznami, których widywałem w filmach i gazetach pornograficznych. W tym samym czasie, dążąc do doskonałości, postanowiłem zrzucić kilka kilogramów. Jednak nie potrafiłem zastosować żadnej diety. Popadłem w rozpacz. Objadałem się, a potem… wymiotowałem. To był początek bulimii, która zawładnęła mną na długie lata.
I tak wolne chwile spędzałem na obżeraniu się, doprowadzaniu do torsji i onanizmie. W tym czasie chodziłem do kościoła, starałem się co miesiąc przystępować do spowiedzi, ale za każdym razem świętokradzkiej. Zamiast nazwać pewne rzeczy po imieniu, używałem dwuznacznych, wymijających stwierdzeń. Mówiłem zazwyczaj Bogu, czekającemu na mnie w konfesjonale, że „nie dbam o własne zdrowie” i że „byłem bezwstydny”.
Wtedy jeszcze wydawało mi się, że trzymam rękę na pulsie. Jednak szatan szybko zawładnął mną całkowicie. Masturbowałem się do kilku razy dziennie. Marzyłem o seksie z niemal każdym mężczyzną, jakiego widziałem. Ze strachu przed samym sobą stroniłem od wszelkich kontaktów z chłopcami. Gdy nadeszła pora „chodzenia ze sobą”, nie nawiązywałem bliższych znajomości z dziewczynami. Miałem kilka przyjaciółek, ale unikałem „zakochania się”. Zamknąłem się w swojej samotni. Do bulimii i masturbacji dołączył alkohol pity w nadmiarze, ale tak, by nikt tego nie spostrzegł.
Na zewnątrz wszystko grało. Uśmiechałem się do ludzi. Przynosiłem piątki ze szkoły. Co niedziela chodziłem do kościoła. Ale wkrótce pojawiły się pierwsze oznaki kryzysu wiary. Czy Bóg mnie kocha? Czy Bóg kocha geja? Po co żyję? Czy Bóg istnieje? A potem były myśli samobójcze. Przed skończeniem z samym sobą uratowała mnie obecność przyjaciół. Do dzisiaj dziękuję za nich Bogu.
Tamta chwila to jednak nie początek mojego uzdrowienia. Alkohol, bulimia, masturbacja ciągle były obecne w moim życiu. Wkrótce pojawiła się ostra pornografia i czasopisma dla homoseksualistów, co znalazło swoje odbicie w fantazjach erotycznych. Chciałem iść do klubu gejowskiego, poderwać jakiegoś faceta, zobaczyć, jak to jest. Ale bałem się ujawnić.
Wpadła mi w ręce książka o. Harveya Prawda o homoseksualizmie. Z niej się dowiedziałem o istnieniu grupy „Odwaga” przy ośrodku Ruchu Światło-Życie. Napisałem list. Dostałem odpowiedź. Lęk. Strach przed tym, że będę musiał komuś opowiedzieć całą moją pokręconą historię.
Po roku, kiedy do moich wszystkich nałogów dołączyły jeszcze papierosy i środki uspokajające, pojechałem do Lublina. Wygadałem się. Ktoś po raz pierwszy przytulił mnie, poklepał po ramieniu, pokazał ukrzyżowanego Chrystusa i powiedział: „W Nim twoja nadzieja”.
Wróciłem do domu. Płakałem przez trzy godziny. Dostrzegłem całą swoją miernotę. Ale nie popadłem w rozpacz. Trwałem na modlitwie. Przed Wielkanocą Roku Jubileuszowego przystąpiłem do spowiedzi z całego życia. Wkrótce potem trafiłem do Ośrodka Pomocy Psychologicznej Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich, gdzie znalazłem fachową pomoc.
Dzięki specjalistycznej terapii lepiej poznałem siebie. Mój terapeuta pomógł mi zrozumieć przyczyny fantazji homoerotycznych, bulimii i alkoholizmu. Teraz Duch Święty dopełnia reszty. Uzdrawia mnie i przykłada kojący balsam do zranionych miejsc mojej duszy.
Polepszyły się moje stosunki ze światem. Mam nowych przyjaciół, zarówno dziewczyny jak i chłopaków. Nauczyłem się normalnie jeść, co wcale nie było takie proste. Nie piję, nie palę, trwam w czystości. Od pół roku nie miałem żadnego kontaktu z prasą gejowską. Należę do grupy Odnowy w Duchu Świętym. Jestem wolny, jestem szczęśliwy. Serdecznie w tym miejscu dziękuję Bogu za tych wszystkich, którzy słowem, gestem, modlitwą pomogli mi wyjść z tego bagna, a teraz umacniają w dobrym. Dziękuję Ci, Panie, za zwyczajnych niezwyczajnych.
Wszystkim, którzy borykają się z podobnymi problemami, chcę powiedzieć, że Jezus żyje. Dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. On pragnie także i Tobie ofiarować prawdziwą wolność i miłość.
Darek, 21 lat
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!