Dlaczego Bóg nie objawia się w sposób bardziej wyraźny? – pytał Ojca Świętego Vittorio Messorii w książce – wywiadzie „Przekroczyć próg nadziei” – Dlaczego nie dostarcza namacalnych i dostępnych dla wszystkich dowodów swojego istnienia? Dlaczego tajemnicza strategia Boga wydaje się przypominać zabawę w chowanego ze stworzeniami? Oczywiście, istnieją racje, by wierzyć, ale – jak pokazuje doświadczenie dziejów – istnieją również dla wielu racje, by wątpić lub wprost przeczyć. Czyż nie byłoby rzeczą prostszą, gdyby Jego istnienie było bardziej oczywiste?
Odpowiedź Jana Pawła II: On jest Tym, kim jest, czyli niestworzoną Absolutną Tajemnicą. Gdyby nie był Tajemnicą, nie potrzeba by było Objawienia. Ściślej mówiąc – samo-objawienia się Boga.
Gdyby człowiek mógł swoim rozumem stworzonym i ograniczonym do wymiaru własnej podmiotowości przekroczyć całą tę odległość, jaka dzieli stworzenie od Stwórcy – byt przygodny i niekonieczny, od Bytu Koniecznego („tę, która nie jest – według znanych słów, skierowanych przez Chrystusa do św. Katarzyny Sieneńskiej – od Tego, który Jest”; por. Raimondo da Capua, Legenda maior, I, 10, 92), wówczas Pańskie pytania mogłyby być uzasadnione.
Nurtujące Pana myśli, zawarte także w Pańskich książkach, wyrażają się szeregiem pytań. Pan nie stawia ich tylko od siebie, ale stara się Pan być rzecznikiem ludzi naszej epoki. Szuka Pan sposobu, jak im dopomóc w ich trudnych nieraz i zawikłanych drogach do Boga, zwłaszcza gdy drogi te wydają się im bezdrożem.
Pański niepokój wyraża się w pytaniu: dlaczego brak jest pewniejszych dowodów na Jego istnienie? Dlaczego zdaje się ukrywać, jakby igrając ze swoim stworzeniem? Czy wszystko nie powinno być o wiele prostsze, czy Jego istnienie nie powinno być oczywistością?
Wszystkie te pytania należą do repertuaru współczesnego agnostycyzmu. Agnostycyzm nie jest ateizmem, nie jest w szczególności programowym ateizmem, tak jak był nim ateizm marksistowski, a w innym wydaniu, ateizm Oświecenia.(…)
Samo-objawienie się Boga łączy się z Jego „uczłowieczeniem”. Tu znów wielka pokusa, ażeby słowami Ludwiga Feuerbacha dokonać klasycznej redukcji tego, co Boskie, do tego, co człowiecze.
Słowa są Feuerbacha, ateizm marksistowski pochodzi od niego, ale jeśli tak można się wyrazić – ut minus sapiens (por. 2 Kor 11, 23), wypowiadam szaleństwo – prowokacja pochodzi od Boga samego, bo przecież On naprawdę stał się człowiekiem w swoim Synu i narodził się z Dziewicy i właśnie w tym narodzeniu, a w szczególności poprzez mękę, krzyż i zmartwychwstanie, samo-objawienie się Boga w dziejach człowieka osiągnęło swój zenit: objawienie się niewyrażalnego Boga w widzialnym człowieczeństwie Chrystusa.
Jeszcze w przeddzień męki Apostołowie prosili Chrystusa: Pokaż nam Ojca (J 14, 8). Odpowiedź Chrystusa pozostaje kluczowa: Dlaczego mówicie: »Pokaż nam Ojca?«, Czy nie wierzycie, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? […] Choćby dla samych uczynków wierzcie […] Ja i Ojciec jedno jesteśmy (por. J 14, 9. 11; 10, 30).
Słowa Chrystusa idą bardzo daleko. Mamy do czynienia prawie że z taką oczywistością, o jaką zabiega współczesny człowiek. Lecz oczywistość ta nie jest poznaniem Boga twarzą w twarz (1 Kor 13, 12), poznaniem Boga jako Boga.
Czy jednak – starajmy się być bezstronnymi w naszym rozumowaniu – Bóg mógł pójść dalej w swojej kondescendencji, w swym zbliżaniu się do człowieka, do jego ludzkiej kondycji, do jego możliwości poznawczych? Wydaje się, że poszedł najdalej jak tylko mógł, dalej już iść nie mógł. Poszedł w pewnym sensie za daleko…!
Czyż Chrystus nie stał się zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan (1 Kor 1, 23)? Właśnie przez to, że Boga nazywał swoim Ojcem, że tego Boga tak bardzo objawiał sobą, iż zaczęto odnosić wrażenie, że za bardzo…! W pewnym sensie człowiek już nie mógł tej bliskości wytrzymać i zaczęto protestować.
Ten wielki protest nazywa się naprzód Synagogą, a potem Islamem. I jedni, i drudzy nie mogą przyjąć Boga, który jest tak bardzo ludzki. Protestują: „To nie przystoi Bogu”. „Powinien pozostać absolutnie transcendentny, powinien pozostać czystym Majestatem – owszem, Majestatem pełnym miłosierdzia, ale nie aż tak, żeby sam płacił za winy swojego stworzenia, za jego grzech”.
W pewnym sensie słusznie więc można mówić, że Bóg za bardzo się odsłonił człowiekowi w tym, co jest najbardziej Boskie, co jest Jego wewnętrznym życiem; odsłonił się w swej Tajemnicy. I nie zważał na to, że to odsłonięcie się przesłoni Go poniekąd w oczach człowieka, bo człowiek nie jest zdolny znieść nadmiaru Tajemnicy. Nie chce, ażeby ona tak bardzo go ogarniała i przytłaczała.
Owszem wie, że Bóg jest tym, w którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17,28), ale dlaczego ma to być potwierdzone przez Jego śmierć i zmartwychwstanie? A jednak św. Paweł pisze: Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara (1 Kor 15,14)”.
Święty Jan Paweł II, „Przekroczyć próg nadziei”, s. 47– 49.
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!