Mam na imię Aldona, mam męża i czwórkę dzieci. Chciałbym opowiedzieć o tym, co wydarzyło się w moim życiu 16 lat temu.
Byliśmy szczęśliwą, praktykującą rodziną. Ja – po ponad pięcioletnim oczekiwaniu – w stanie błogosławionym. W związku z ciążą miałam bardzo dużo planów – dotyczących porodu, a także tego, co będzie później. Moja modlitwa była listą życzeń. Ponieważ nasz parafialny kościół został spalony, często odwiedzaliśmy sąsiednie świątynie. Tak się składało, że zwykle w każdym kościele staliśmy w pobliżu obrazu Jezusa Miłosiernego. Kiedy spoglądałam na ten obraz, za każdym razem miałam wrażenie, że Jezus czegoś ode mnie oczekuje, że patrzy na mnie z jakimś przynagleniem. Wówczas jednak nie wiedziałam, o co chodzi…
Nie miałam zwyczaju chodzenia w dni powszednie do kościoła, ale gdy nadszedł 5 października – wspomnienie św. Faustyny – postanowiłam pójść na Eucharystię. Podczas Mszy św. zrozumiałam, że źle się modlę, że powinnam odłożyć na bok wszystkie swoje plany i bezgranicznie zaufać Bogu. Wtedy w naturalny sposób odnosiłam to głównie do swojego stanu. Nie był to łatwy czas, bo wyobraźnia podsuwała mi różne scenariusze…
Półtora miesiąca później (była to już końcówka ciąży) byłam umówiona na wizytę lekarską. Wszystkie wyniki badań miałam prawidłowe i dobrze się czułam. Lekarz w czasie badania stwierdził jedynie, że dziecko ułożone jest poprzecznie, więc prawdopodobnie czeka mnie cesarskie cięcie, a skoro tak, to dobrze by było, gdybym znalazła się w szpitalu na obserwacji. Pomyślałam sobie: „Jezu, nie tego dziś się spodziewałam, ale zgadzam się, ufam Tobie i oddaję się w Twoje ręce”. Jak się okazało, miałam przy sobie jedynie dokumenty i trochę pieniędzy. Mimo to zamiast wrócić komunikacją miejską do domu i przygotować się do pobytu w szpitalu, od razu zamówiłam taksówkę.
Na wymarzony oddział mnie jednak nie przyjęto, tylko przewieziono mnie karetką do innego szpitala. Tam również przywitano mnie bez specjalnego entuzjazmu, informując, że jutro lekarze zobaczą, co dalej ze mną zrobić. Przez cały dzień pomogło mi kilka nieznajomych osób. Jedni pożyczyli mi swoje telefony, bym mogła skontaktować się z rodziną, ktoś przyniósł mi coś do jedzenia. Pod wieczór przyjechała do mnie rodzina. Krótko porozmawialiśmy, planując dłuższą wizytę kolejnego dnia. Marzyłam o tym, żeby odpocząć.
W pewnym momencie usiadłam na łóżku i poczułam, że coś złego zaczyna się ze mną dziać. Nie czułam żadnego bólu, ale zrobiło mi się mokro. Odeszły wody? Nie. Okazało się, że cała podłoga była… we krwi. Trafiłam na stół operacyjny. Wiedziałam, że jest źle… Powtarzałam tylko: „Jezu, ufam Tobie!”. Dziecko zostało natychmiast wyjęte. Już nie oddychało – było w stanie zamartwicy, reanimowane… W pierwszej minucie otrzymało tylko dwa punkty w skali Apgar.
Ze mną też nie było najlepiej: straciłam bardzo dużo krwi, operacja przebiegała z komplikacjami… Dostałam trzy jednostki krwi. Kolejne trzy czekały w pogotowiu, ponieważ mój stan był na tyle poważny, że lekarze uznali, iż mogę ich potrzebować.
Doktorzy powiedzieli mi potem, że z nieznanych przyczyn wystąpiło u mnie odklejenie 30% łożyska. Gdyby stało się to gdziekolwiek poza szpitalem, także w karetce, którą jechałam, to wtedy ani ja, ani tym bardziej moje dziecko nie mielibyśmy żadnych szans na przeżycie…
Dzisiaj wiem, że żyję dzięki niezmierzonej łasce Bożej, sprawnym rękom i wiedzy lekarzy oraz nieznanym mi osobom, które, oddając swoją krew, przyczyniły się do uratowania mojego życia.
A dziecko? Jest w pełni sprawne pod względem fizycznym i psychicznym. Nigdy nie wymagało żadnej rehabilitacji. Chwała Panu!
Aldona
„Pisz i mów o Moim miłosierdziu…” (Dzienniczek, 1448)
Tymi słowami Pan Jezus apeluje do wszystkich Czytelników, by spisywali i przysyłali na adres redakcji podziękowania i świadectwa doznanych łask, nawróceń i uzdrowień, które dokonały się dzięki ufnemu powierzeniu się miłosierdziu Boga.
Jak się modlić Koronką do Miłosierdzia Bożego?
- Ojcze nasz…
- Zdrowaś Maryjo…
- Wierzę w Boga…
Na dużych paciorkach różańca:
- Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa – na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata
Na małych paciorkach:
- Dla Jego bolesnej Męki – miej miłosierdzie dla nas i całego świata! (10 razy)
Na zakończenie:
- Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami i nad całym światem! (3 razy)
- Jezu, ufam Tobie! (3 razy)