„Takiego prymasa Bóg daje raz na tysiąc lat” – powiedział o kard. Stefanie Wyszyńskim św. Jan Paweł II, wyrażając tym zdaniem powszechne przekonanie wiernych o jego świętości.
Stefan Wyszyński urodził się 3 sierpnia 1901 r. we wsi Zuzela na Mazowszu, w wielodzietnej rodzinie. Kiedy miał dziewięć lat, zmarła jego matka. To bolesne wydarzenie wycisnęło piętno na dalszym życiu chłopca. Już wcześniej wychowywany w duchu religijnym, po stracie matki jeszcze bardziej pogłębił więź z Bogiem i Maryją.
Decyzję o rozpoczęciu drogi kapłańskiej przyszły prymas Polski podjął w młodym wieku. Ukończywszy seminarium duchowne we Włocławku i przyjąwszy święcenia kapłańskie, kontynuował studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
Po obronie doktoratu z prawa kanonicznego i rocznej podróży po krajach Europy oddał się pracy duszpasterskiej we Włocławku, a także głosił wykłady z nauki społecznej Kościoła dla kleryków, inteligencji oraz dla robotników.
W 1937 r. kard. August Hlond – ówczesny prymas Polski – zaprosił ks. Wyszyńskiego do współpracy w prymasowskiej radzie społecznej, a 11 lat później, na łożu śmierci, w tajnym liście do papieża wyraził swoją wolę, by jego następcą został właśnie hierarcha pochodzący z Zuzeli.
Tymczasem wybuch II wojny światowej sprawił, że ks. Wyszyński opuścił Włocławek i w ukryciu sprawował posługę duchową, głównie w Laskach – ośrodku dla osób ociemniałych, będącym jednocześnie zapleczem formacyjnym dla katolickiej inteligencji. Tam też kapłan wstąpił do Armii Krajowej i jako kapelan tej formacji służył powstańcom warszawskim w 1944 r.
Dwa lata później został nominowany na biskupa lubelskiego. Sprawując funkcję gospodarza diecezji, energicznie zabrał się do odbudowy struktur kościelnych po wojnie oraz do rozwoju duszpasterstwa.
Prymas Polski
W 1948 r. rozpoczął się nowy etap w życiu bpa Stefana Wyszyńskiego. Dotychczasowy włodarz Lublina i najmłodszy biskup w kraju został ustanowiony przez papieża Piusa XII arcybiskupem warszawskim i gnieźnieńskim, prymasem Polski.
Ponad 40-letnie prymasostwo arcybiskupa mogłoby się jednak zakończyć już trzy dni po ingresie w Gnieźnie, gdyby powiodła się pułapka komunistów. 5 lutego 1949 r. bowiem, po zmierzchu, na drodze przejazdu samochodu prymasa do Warszawy rozciągnięto między drzewami stalową linę na wysokości kierowcy i pasażerów auta osobowego. Zderzenie z nią doprowadziłoby do śmierci lub poważnych obrażeń podróżnych.
Opatrznościowo chwilę przed zastawioną zasadzką prowadzący samochód dostawczy wyprzedził auto prymasa – i to on odczuł na sobie skutki tej pułapki, szczęśliwie nie aż tak bolesne ze względu na wyższe podwozie pojazdu.
To wydarzenie spod Wrześni było symbolicznym preludium intryg i szykan ze strony przedstawicieli systemu marksistowskiego, jakie miały spotkać hierarchę przez cały okres jego posługi jako widzialnej głowy Kościoła w Polsce.
Prymasostwo abpa Wyszyńskiego (od 1953 r. kardynała) przypadło bowiem na bardzo trudne dla Ojczyzny czasy komunizmu. Programowa ateizacja społeczeństwa od 1947 r. zakładała zawłaszczanie mienia kościelnego, wyrugowanie wiary z życia publicznego, likwidację stowarzyszeń katolickich i lekcji religii w szkole, niezgodę na budowę nowych świątyń, wpływ komunistów na obsadzanie stanowisk kościelnych, dyskryminację duchowieństwa i wiernych, wprowadzenie cenzury i ograniczenie prasy oraz książek chrześcijańskich. Ta antykościelna linia państwa polskiego w różnym stopniu realizowana była aż do upadku komunizmu w 1989 r., który nastąpił osiem lat po śmierci prymasa.
W pierwszych latach urzędowania abp Stefan Wyszyński skupił się na doprowadzeniu do powstania kościelno-państwowej komisji mieszanej oraz do podpisania w 1950 r. tzw. Porozumienia, które regulowało prawnie stosunek Kościoła i państwa.
Jak szybko się okazało, członkowie PZPR nie tylko łamali Porozumienie, ale trzy lata później ogłosili dekret mający na celu podporządkowanie Kościoła władzy komunistycznej.
W odpowiedzi episkopat z prymasem na czele wystosował do premiera Bolesława Bieruta memoriał sprzeciwiający się postanowieniom kierownictwa partii i kończący się znamiennymi słowami: „Rzeczy Bożych na ołtarzu cesarza składać nam nie wolno. Non possumus! (Nie możemy!)”.
Taka postawa biskupów nie mogła się podobać budowniczym totalitarnego, ateistycznego państwa. Nastąpiła eskalacja antykościelnej polityki rządu, której szczytem było aresztowanie prymasa.
25 września 1953 r. funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa pod osłoną nocy wtargnęli do siedziby prymasa z nakazem natychmiastowego opuszczenia przez niego Warszawy i zakazem wykonywania przezeń dotychczasowej funkcji. Rozpoczął się trzyletni okres uwięzienia prymasa Polski najpierw w Rychwałdzie Królewskim, a potem w Stoczku Warmińskim, Prudniku i Komańczy.
Trzy lata w więzieniu
O ile w ostatnim roku, spędzonym w Komańczy w Bieszczadach, prymas miał więcej swobód i mógł chodzić na długie spacery po okolicy oraz być odwiedzanym przez rodzinę, przyjaciół czy członków episkopatu, to pierwsze dwa lata spędził wewnątrz otoczonych drutem kolczastym murów (w Stoczku dodatkowo mocno niedogrzanych), jedynie z małym ogrodem, i pod stałą kontrolą 90 oficerów i żołnierzy służb państwowych.
Za towarzyszy niedoli miał siostrę zakonną i księdza, którzy – jak wykazały po latach dokumenty Instytutu Pamięci Narodowej i czego prawdopodobnie domyślał się sam prymas – byli agentami komunistycznego rządu.
W czasie osadzenia kard. Wyszyński podupadł na zdrowiu fizycznym, a dodatkowo był stale narażony na cierpienie psychiczne wynikające z regularnego upokarzania go przez komunistów.
Człowiek piastujący najwyższy urząd w Kościele w Polsce nigdy nie otrzymał wyroku skazującego go na uwięzienie, nie miał procesu sądowego ani prawa do obrony.
„Zadano mi śmierć cywilną” – powtarzał hierarcha.
Jego ojcu odmówiono możliwości odwiedzania syna, a listy od prymasa czytane były rodzinie (i to w formie ocenzurowanej) przez funkcjonariusza UB, bez możliwości zobaczenia czy zachowania korespondencji.
Te i inne sposoby ciemiężenia kardynała bolały go wewnętrznie, tym bardziej że nie traktował ich tylko jako zniewagi wyrządzonej jemu prywatnie, ale całemu Kościołowi w Polsce.
Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że prymas przeszedł trzyletnią próbę zwycięsko. Nie tylko się nie ugiął (zwłaszcza że za różne ustępstwa proponowano mu lepsze warunki osadzenia czy uwolnienie), ale mężnie znosił przeciwności i przebaczył swoim oprawcom. Cały czas ufał Bożej opatrzności oraz Matce Bożej, codziennie przystępował do Eucharystii.
W nieuleganiu przygnębiającym myślom z pewnością pomógł prymasowi plan dnia, który sobie narzucił i z żelazną dyscypliną go przestrzegał. Dzień rozpoczynał o piątej rano dwugodzinną modlitwą i Mszą św.
Po śniadaniu, spacerze, modlitwie brewiarzowej i różańcowej oddawał się pracy (pisał artykuły i książki, czasem porządkował ogród czy odśnieżał w nim ścieżki) aż do obiadu. W czasie posiłków czy spacerów wraz z księdzem współwięźniem rozmawiał po łacinie, włosku lub rosyjsku oraz dyskutował na tematy z historii i nauki Kościoła.
Popołudnie rozpoczęte spacerem i odmawianiem różańca prymas poświęcał na pracę. Po kolacji, nabożeństwie różańcowym i modlitwach wieczornych był czas na lekturę osobistą, zakończoną o godz. 22 udaniem się na spoczynek.
Prymas został uwolniony 28 października 1956 r. po zmianie kierownictwa władzy ludowej w Warszawie. Trzyletnie osadzenie prymasa Wyszyńskiego nie odniosło zamierzonego przez komunistów skutku, zaowocowało natomiast wzrostem autorytetu hierarchy w oczach społeczeństwa oraz wielkimi łaskami dla Kościoła w Polsce.
Dzieło życia
Po uwolnieniu prymas Polski wrócił do publicznego sprawowania sakramentów oraz do pracy apostolskiej, za którą tęsknił w odosobnieniu. Związana była ona z przypadającymi w tamtym czasie dwoma jubileuszami: 300-lecia wybrania Maryi na Królową Polski przez króla Jana Kazimierza (1956 r.) oraz 1000-lecia chrztu Polski przyjętego przez pierwszego władcę Polski Mieszka I (1966 r.).
Mostem między tymi uroczystościami była tzw. Wielka Nowenna. Nie była to skromna inicjatywa, lecz akcja zakrojona na ogromną skalę. Trwała ona dziewięć lat i obejmowała wszystkie parafie.
Wielka Nowenna, przygotowując duchowo Polaków do obchodów Milenium, czerpała z napisanych przez prymasa i złożonych przez mniej więcej milion wiernych 26 sierpnia 1956 r. w Częstochowie Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego (prymas złożył je tego dnia w Komańczy).
Śluby wyrażały zobowiązanie do trwania przy Bogu i Kościele, do obrony życia, nierozerwalności małżeństwa i służby rodzinie, do rozwijania cnót, a także do podjęcia trudu zwalczania wad narodowych, takich jak pijaństwo, marnotrawstwo czy lenistwo.
Celem Wielkiej Nowenny było wprowadzenie w życie deklaracji Ślubów. Pomagały w tym głoszone w tym czasie kazania oraz rozprowadzane materiały duszpasterskie dobrane tematycznie do każdego roku tych narodowych rekolekcji.
Wielkiej Nowennie towarzyszyła peregrynacja obrazu Matki Bożej po całej Polsce (która trwała jeszcze do 1980 r., a od 1985 r. po raz drugi jest kontynuowana). Poświęcona przez papieża Piusa XII kopia obrazu jasnogórskiego przemierzała szlak od parafii do parafii, witana przez rzesze wiernych.
Nawet „aresztowanie” obrazu przez Milicję Obywatelską nie przerwało nawiedzenia Maryi – po Polsce peregrynowała pusta rama, pobudzając do jeszcze większego zaangażowania religijnego katolików.
Uroczystości milenijne z 1966 r. (centralne na Jasnej Górze i lokalne w diecezjach), w których mimo szykan ze strony władzy ludowej brały udział setki tysięcy wiernych, były wielkim sukcesem prymasa. W ciemnej nocy komunizmu udało mu się nie tylko zachować wiarę Polaków, ale także ją umocnić i pogłębić.
Nieprzypadkowo zaczęto wówczas nazywać kard. Wyszyńskiego Prymasem Tysiąclecia, nawiązując zarówno do daty jego posługi z przełomu tysiącleci wiary w Polsce, jak i do jego osobistej wielkości.
Wokół Soboru Watykańskiego II
W 1967 r. prymas ogłosił Społeczną Krucjatę Miłości, w której ewangeliczne przykazanie miłości Boga i bliźniego przekuł na proste reguły i wskazówki do stosowania w życiu codziennym. Takie praktyczne podejście współbrzmiało z linią duszpasterską zakończonego dwa lata wcześniej Soboru Watykańskiego II (a także stanęło u podstaw powstania w 1975 r. czasopisma „Miłujcie się!”, a później także „Trwajcie w miłości”).
Kardynał Wyszyński wraz z innymi biskupami z Polski brał udział we wszystkich sesjach soboru. Niewątpliwą zasługą episkopatów Polski, Belgii i Brazylii było ogłoszenie przez papieża Pawła VI 21 listopada 1964 r. Maryi Matką Kościoła.
Polscy biskupi złożyli prośbę o nadanie takiego tytułu Matce Bożej, przedstawiając argumenty biblijne, dogmatyczne i duszpasterskie. Musieli mierzyć się przy tym z perfidną grą komunistów, którzy poprzez swoich agentów rozprowadzali w Rzymie oszczercze ulotki przedstawiające w fałszywym świetle prymasa i jego religijność maryjną.
Komuniści wykorzystali do swojej propagandy także napisany pod koniec Soboru List biskupów polskich do biskupów niemieckich, w którym w kontekście trudnej historii narodów (zwłaszcza II wojny światowej) padły słowa: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”.
List, który w swoim założeniu miał być gestem pojednania polsko-niemieckiego przed uroczystościami Milenium, został wykorzystany w kraju do podgrzania antyniemieckich nastrojów oraz do osłabienia autorytetu biskupów.
Liczna obecność katolików na obchodach tysiąclecia chrztu Polski pokazała jednak, że komunistom nie udało się poróżnić wiernych z hierarchią Kościoła, tak jak nie powiodło się im skłócenie ze sobą dwóch kardynałów: Wyszyńskiego i Wojtyły.
Dwóch kardynałów
Latem 1958 r. prymas wezwał do swojej siedziby ks. Karola Wojtyłę, by powiadomić go o papieskiej nominacji na biskupa krakowskiego.
Kiedy kapłan z Wadowic, zaskoczony desygnacją, wyraził obawy, czy podoła obowiązkom biskupim, mając zaledwie 38 lat, usłyszał od warszawskiego dostojnika: „To jest taka słabość, z której się szybko leczymy. Proszę się nie sprzeciwiać woli Ojca Świętego”.
Później więź prymasa z przyszłym papieżem rozwijała się przy okazji regularnych spotkań episkopatu Polski, szczególnie w latach 1966-1967.
Prymas, któremu zawsze zależało na jedności biskupów, zarządził, by w uroczystościach diecezjalnych tysiąclecia chrztu brali udział wszyscy hierarchowie, nie tylko z danej diecezji. W ciągu roku były aż 24 takie okazje do wspólnego świętowania.
Od 1967 r., kiedy to abp Karol Wojtyła został kardynałem, współpraca dwóch wielkich Polaków się pogłębiła. I choć komuniści na różne sposoby próbowali zasiać niezgodę między purpuratami, żaden z nich nie dał się sprowokować.
Kiedy kard. Wyszyńskiemu władze odmówiły zgody na wyjazd na synod biskupów do Rzymu w 1967 r., kard. Wojtyła w geście solidarności z nim nie pojechał na obrady do Watykanu.
Również w innych sytuacjach metropolita krakowski był lojalny wobec prymasa. Dodatkowo każdego lata przyjeżdżał na kilka dni odwiedzić starszego o 19 lat hierarchę w miejscu jego odpoczynku, by świętować z nim jego urodziny i imieniny.
Wybór kard. Karola Wojtyły na papieża ukazał całemu światu, jak wielkim szacunkiem Ojciec Święty darzył prymasa Polski. Do historii przeszła scena z inauguracji pontyfikatu 22 października 1978 r., w której Jan Paweł II, odbierając od kard. Wyszyńskiego homagium (hołd kardynałów składany nowo wybranemu papieżowi), sam klęka i całuje dłonie wielkiego prymasa. Nie dziwiły też słowa osobistego wyznania papieża skierowane następnego dnia do prymasa:
„Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego papieża Polaka, […] gdyby nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem”.
Kardynał Wyszyński w 1979 r. jako prymas Polski witał św. Jana Pawła II w czasie jego pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, a przez kolejne dwa lata wielokrotnie odwiedzał Ojca Świętego w Watykanie.
Szczególnego zbliżenia z papieżem hierarcha doświadczył w godzinie swojej śmierci. Kiedy bowiem w wieku 80 lat prymas umierał w Warszawie, św. Jan Paweł II walczył o życie po zamachu przeprowadzonym 13 maja 1981 r. przez Alego Agcę.
Kardynał Wyszyński, dowiedziawszy się o wydarzeniach na placu św. Piotra w Rzymie, poprosił, by Polacy swoje modlitwy i cierpienia ofiarowywali już nie w jego intencji, ale Ojca Świętego.
Obaj wielcy Polacy zdołali jeszcze połączyć się na chwilę telefonicznie na trzy dni przed odejściem prymasa, by przekazać sobie słowa umocnienia i wzajemnej wdzięczności. Prymas poprosił o papieskie błogosławieństwo.
Kardynał Wyszyński zmarł 28 maja 1981 r., w święto Wniebowstąpienia Pańskiego. W uroczystej Mszy św. pogrzebowej, podczas której odczytano homilię św. Jana Pawła II, brało udział pół miliona Polaków.
Źródło: Ewa K. Czaczkowska, Kardynał Wyszyński. Biografia, Kraków 2013.
- Zainteresował Cię ten tekst? Zobacz też: Czego możemy się nauczyć od kardynała Wyszyńskiego?
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!