„Jesteś moim Bogiem. Masz się o mnie troszczyć. Jak możesz pozostawić mnie w tych złych rękach? Nie wiem, co ci ludzie próbują ze mną zrobić, ale wiem, że Ty będziesz ze mną i pewnego dnia ujrzę Cię i spotkam”.
„Noszący w sobie” Koran
Ponad dwa miliardy ludzi na świecie nigdy nie słyszało prawdy o Jezusie Chrystusie. Do takich osób należał również Mustafa, którego dzieciństwo przebiegało w religijnej atmosferze muzułmańskiego domu w południowym Egipcie.
W wieku pięciu lat chłopiec rozpoczął edukację pod kierunkiem swojego wujka. Polegała ona na czytaniu i pamięciowym opanowywaniu całego Koranu w klasycznym języku arabskim. Wcześniej Mustafa już wielokrotnie słyszał tę księgę w meczecie czy przez radio. Ponadto jego rodzice zapraszali czasem do swego domu ludzi specjalizujących się w deklamowaniu Koranu, płacąc im za to sowicie.
Mustafa był zdolnym uczniem, pomimo że język, którym posługiwał si na co dzień, mocno odbiegał od tego, z którym zetknął się w Koranie, a opanowanie całej księgi na pamięć zajęło mu siedem lat. Dzięki temu, gdy Mustafa miał 12 lat, zaczęto nazywać go hafizem – „noszącym w sobie” Koran, choć do ukończenia szkoły średniej, jak przyznaje, nie znał znaczeń wielu słów tej księgi. Kariera muzułmańskiego uczonego stała przed nim otworem, a w okolicy zaczęto nazywać go małym szejkiem (muzułmańskim duchownym).
Gdy chłopak miał 13 lat, wydarzyło się coś, co znacząco wpłynęło na jego późniejsze życie duchowe. Jak przyznaje Mustafa w jednym z wywiadów, czuł wówczas spory gniew na chrześcijan i żydów, który rodził się w nim pod wpływem nauczania odbieranego w szkole. Wiele razy słyszał, zwłaszcza od nauczycieli religii, że źródłem wszystkich problemów, z jakimi borykają się Egipcjanie, są żydzi i chrześcijanie. W młodym chłopcu zaczęło wrzeć. Okazja, by odpłacić za „krzywdy” doznane z ręki chrześcijan, nadarzyła się bardzo szybko. W okolicy, w której żył, mieszkał pewien koptyjski ksiądz. Codziennie szedł on drogą ze swojego domu do kościoła. Mustafa postanowił to wykorzystać. Pewnego dnia zaczął rzucać w niego kamieniami. Ksiądz z zakrwawioną głową trafił do szpitala. Po wyjściu przyszedł do jego domu – znał bowiem jego rodzinę – by porozmawiać z chłopcem. Dla Mustafy spotkanie to było zaskoczeniem: po raz pierwszy zobaczył, że chrześcijanie nie szukają zemsty, ani też nie chcą go potraktować w taki sam sposób jak on ich. Ksiądz przyszedł do Mustafy, by powiedzieć, że mu przebacza. „Jest w Tobie ogień – powiedział do chłopaka – który wpierw musi cię strawić, zanim będzie spalał innych”. To spotkanie wywarło na Mustafie ogromne wrażenie.
Uczciwość intelektualna
W szkole średniej Mustafa kontynuował poznawanie tradycji muzułmańskiej przez pamięciową naukę hadisów – krótszych bądź dłuższych wypowiedzi lub historii z życia Mahometa i jego towarzyszy. Przez ten okres opanował ich na pamięć kilka tysięcy. Niczym dziwnym nie był więc fakt, że po liceum zdał na studia do Al-Azhar, uczelni cieszącej się największym autorytetem w świecie islamu.
Pierwszy dzień zajęć na uczelni był wielkim zaskoczeniem dla Mustafy: „Szejk, który prowadził wykład, (…) powiedział nam: «To, co wam powiem, powinno być uznane za prawdę. Nie zezwalam na żadną formę dyskusji w klasie. To, czego wam nie mówię, nie jest warte poznania. Słuchajcie i bądźcie posłuszni, i nie zadawajcie żadnych pytań»”. Tak butna postawa wykładowcy do żywego dotknęła dopiero co przyjętego studenta. Mustafa zgłosił się i zadał pytanie: „Szejku, jak można uczyć się bez zadawania pytań?”. Zamiast odpowiedzi usłyszał obraźliwą ripostę. Student poskarżył się dziekanowi uczelni, który zręcznie załagodził konflikt. Od tego czasu, jak pisze, wszedł „na drogę ciszy i podporządkowania, których wymagano na uniwersytecie”. Metoda studium opierała się na czytaniu dzieł muzułmańskich uczonych, z których następnie sporządzano kluczowe punkty, by uczyć się ich na pamięć. Nie pozwalano na żadną krytykę ani dyskusje.
Wkrótce jednak doszło do kolejnych nieporozumień Mustafy z wykładowcami. Jednym z nich był Omar ‘Abd Ar-Rahman, organizator zamachu bombowego na World Trade Center w 1993 roku, który na uczelni Al-Azhar zajmował się zagadnieniami interpretacji Koranu. O dziwo, dał on okazję studentom do zadawania pytań. Mustafa stanął wobec pięciuset innych i zapytał: „Dlaczego uczy nas pan cały czas o dżihadzie? A co z innymi wersami Koranu mówiącymi o pokoju, miłości i przebaczeniu?”. W odpowiedzi usłyszał: „Dżihad i zabijanie to podstawa islamu. (…) W Koranie jest sura o nazwie Łupy, ale nie ma sury o nazwie Pokój”. Ta przerażająca, kategoryczna odpowiedź nie dawała studentowi spokoju…
Po czterech latach Mustafa ukończył studia jako drugi na kursie wśród sześciu tysięcy studentów. Rozpoczynając pracę na uczelni, zdecydował, że odtąd sam będzie szukał odpowiedzi na nurtujące go pytania, dostrzegając coraz większy dysonans pomiędzy tym, co oferował mu prawdziwy islam, a tym, co mówiło mu własne sumienie…
Jego praca magisterska dotyczyła zagadnień związanych z historią i kulturą islamu. Zbierając materiały i badając temat rządów muzułmańskich, Mustafa stanął w obliczu niezaprzeczalnego faktu, „że muzułmańska historia jest opowiadaniem o przemocy i rozlewie krwi od czasu Mahometa do obecnych czasów”. Pomimo tego postanowił nie kwestionować otwarcie islamu, co do którego miał coraz więcej wątpliwości. Jego badania zainteresowały rząd Egiptu, który chciał transmitować na żywo relację z jego obrony przez jedną z rozgłośni radiowych.
Sukces i duchowa pustka
W swoim środowisku religijnym Mustafa odniósł niewątpliwie wielki sukces. Rozpoczął pisanie doktoratu i prowadzenie wykładów na Al-Azhar i innych uczelniach Bliskiego Wschodu. Postanowił jednak pozwolić swoim studentom na dyskusje, chcąc otworzyć ich na krytyczne myślenie bez obawy o represje. Wkrótce radykalni studenci donieśli na niego do władz uczelni. Poczuli się bowiem urażeni tym, że na podstawie ogólnie znanych źródeł muzułmańskich wykazywał okrucieństwo i niekonsekwencję islamu jako ideologii religijnej.
Mustafa został wezwany na spotkanie z Uniwersytecką Komisją ds. Realizacji Programu Nauczania. Zgromadzonym powiedział o swoich wątpliwościach co do boskiego pochodzenia Koranu. Wspomniał, iż zaczął dostrzegać w nim więcej ludzkich idei niż Bożych słów. Nie trzeba było długo czekać na reakcję: jeden z członków komisji wstał z krzesła i plunął mu w twarz, mówiąc: „Ty bluźnierco!”.
Kilkanaście godzin później, w środku nocy, do domu Mustafy wtargnęło egipskie komando, zabierając go na przesłuchanie. Młody muzułmanin trafił do więzienia z podejrzeniem „zdrady islamu” i zostania chrześcijaninem. Taka „zbrodnia” w Egipcie jest karana śmiercią. Tortury, których doświadczył, były, jak później pisał, „ostatecznym bodźcem, gwoździem do trumny, który odseparował mnie od islamu, religii, którą kwestionowałem wiele lat przed moim uwięzieniem. Moje pytania nie były oparte o czyny muzułmanów, ale o czyny Mahometa i jego następców i o nauczanie Koranu”.
W więzieniu próbowano spowodować „naturalną” śmierć Mustafy, zamykając go w cysternie pełnej głodnych szczurów. Policjanci byli bardzo uprzejmi. „Ten facet to myśliciel muzułmański – powiedzieli – niech więc szczury zeżrą mu głowę”. Kiedy jednak do rana ani jeden szczur nawet nie ugryzł Mustafy, zamknięto go w celi z ogromnym dzikim psem. Pełen rozpaczy Mustafa modlił się: „Jesteś moim Bogiem. Masz się o mnie troszczyć. Jak możesz pozostawić mnie w tych złych rękach? Nie wiem, co ci ludzie próbują ze mną zrobić, ale wiem, że Ty będziesz ze mną i pewnego dnia ujrzę Cię i spotkam”.
Następnego dnia zdumieni policjanci zobaczyli modlącego się Mustafę i siedzącego obok niego psa. Z przerażeniem mówili: „Tego człowieka chroni niewidzialna moc. Ale czyja to moc? Przecież to jest odstępca, niewierny!”. Zdecydowanie Allah nie mógł być tym, który chroni odstępcę.
Dzięki mocnym koneksjom jego wujka po dwóch tygodniach spędzonych w więzieniu i wielu bolesnych torturach Mustafa został zwolniony i oczyszczony z wszelkich zarzutów. Wolność nie była dla niego prostym powrotem do normalnego życia. Jego życie legło w gruzach. Dla mieszkańca Bliskiego Wschodu brak religii i zanegowanie własnego dziedzictwa jest bowiem strasznym ciosem. Islam – zaczynając od jego założyciela i kończąc na wykładowcach uniwersyteckich – zupełnie skompromitował się w oczach tego człowieka, szukającego prawdy. Dlatego zaczął on badać inne religie, przede wszystkim hinduizm i buddyzm, ale nie znalazł w nich odpowiedzi na swoje poszukiwania. Mustafa przechodził okres prawdziwych zmagań i ciemności, gorszych niż egipskie więzienie. Jednocześnie w jego sercu wzmagał się głód poznania tego Boga, który go nie opuścił, lecz dał mu cudownie przetrwać psychiczne i fizyczne tortury w więzieniu i w ten sposób okazał, że troszczy się o niego. „Siadałem na łóżku lub przy swoim biurku, modląc się, by objawił mi się prawdziwy Bóg, który mnie ocalił, gdy byłem w więzieniu, kimkolwiek by był. Czasem nie byłem w stanie powiedzieć słowa, po prostu siedziałem i płakałem”.
Bóle głowy
W tym czasie nasiliły się też u Mustafy powracające bóle głowy. Wracały do niego koszmary życia więziennego. W ciągu dnia ból był do zniesienia i Mustafa mógł pracować w firmie swojego ojca, ale wieczorami i nocami nie mógł z tego powodu długo zasnąć. Zaczął więc często odwiedzać pewną aptekę, którą prowadzili, jak to często bywa w jego kraju, chrześcijanie. Pewnego dnia właścicielka, widząc jego wewnętrzne rozdarcie, zaczęła z nim rozmawiać na temat wiary. Znając go jako religijnego muzułmanina, ze zdziwieniem słuchała jego historii o poszukiwaniu Boga. Zrozumiała, że w swojej dotychczasowej religii odkrył on pustkę, którą chciał zapełnić. Zdecydowała się więc podarować mu swoją Biblię. „Zanim weźmiesz dzisiejszego wieczoru tabletki, spróbuj przeczytać jakiś fragment i zobacz, jak się poczujesz” – powiedziała przy tym do pacjenta.
To był przełomowy wieczór w życiu Mustafy. Tak wspomina ten dzień: „Była letnia noc, około 22. Miałem intensywny ból głowy, ale nie wziąłem tabletek. Położyłem je na biurku i spojrzałem na Biblię. Nie wiedziałem, gdzie czytać, tak więc po prostu otworzyłem na chybił trafił. Była to osobista Biblia farmaceutki, z notatkami zrobionymi przez nią na marginesach stron. Otworzyłem na piątym rozdziale Ewangelii według św. Mateusza, Kazaniu na górze. Zacząłem czytać. Zobaczyłem obraz: Jezus nauczający tłumy zebrane wokół Niego na górze. (…) Mój mózg zaczął pracować jak komputer. W książce na biurku naprzeciw mnie zobaczyłem obraz Jezusa. W umyśle widziałem obraz Mahometa. Cały czas porównywałem te dwie postacie. Tak dobrze znałem Koran i historię życia Mahometa, że nie musiałem czynić żadnego wysiłku, by przywoływać te rzeczy ze swojej pamięci. One tam po prostu były”.
Do tego momentu Jezus był dla Mustafy jedynie opisanym przez Koran Isą, jednym z proroków, który go nigdy nie interesował. Czytając Pismo św., tego wieczoru zrozumiał, że to Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem, którego szukał przez całe życie. Najbardziej szokującym odkryciem były dla niego słowa Jezusa: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół”. Do tej pory Mustafa był bowiem przekonany, że wrogów należy zabijać. Jezus poruszył jego serce mocą swej przebaczającej miłości, której nic nie było w stanie powstrzymać. Czytając Ewangelię, Mustafa odkrywał pełną mocy miłość Syna Bożego wobec grzeszników, których Jezus nie kazał kamienować, ale których przygarniał, przyjmując ich łzy nawrócenia.
Nowe życie i nowa tożsamość
Lektura Ewangelii pochłonęła Mustafę tak mocno, że skończył ją czytać dopiero o świcie. Do tego stopnia zafascynował się osobą Chrystusa, że zawierzył Mu całe swoje życie, mając świadomość tego, że może zapłacić za to wysoką cenę. Wiedział jednak, że Jezus Go nigdy nie zawiedzie – przekonał się już o tym w więzieniu i ta pewność rosła w nim w miarę czytania Pisma św. Słowa psalmu 91 odczytał jako odpowiedź Boga skierowaną do niego: „On sam cię wyzwoli z sideł myśliwego i od zgubnego słowa. Okryje cię swymi piórami i schronisz się pod Jego skrzydła: Jego wierność to puklerz i tarcza. W nocy nie ulękniesz się strachu ani za dnia – lecącej strzały, ani zarazy, co idzie w mroku, ni moru, co niszczy w południe. Choć tysiąc padnie u twego boku, a dziesięć tysięcy po twojej prawicy: ciebie to nie spotka”.
Przez następny rok Mustafa próbował przyłączyć się do jednej ze wspólnot chrześcijańskich w swoim regionie. Spotykał go jednak gorzki zawód, gdy kolejni duchowni odmawiali mu, z obawy o życie swoje i swojej wspólnoty. Jako były wykładowca Al-Azhar był zbyt dobrze rozpoznawalną postacią w wielu kręgach. W końcu ktoś zaufał mu i pozwolił uczęszczać do swojego kościoła. Dbając o bezpieczeństwo własne i wspólnoty chrześcijańskiej, która go przygarnęła, Mustafa musiał zachowywać daleko posunięte środki ostrożności. Jadąc, zmieniał środki lokomocji. Omijał też miejsca, gdzie ktoś mógłby go rozpoznać. Jednak nie da się „ukryć światła” (zob. Mt 5,15)…
Wspomina: „Było tylko kwestią czasu, kiedy moja rodzina dowie się o wszystkim. Pewnego dnia, w sposób całkowicie nieplanowany, wyjawiłem wszystko swojemu ojcu. Natychmiast wyciągnął swój rewolwer z kabury i wystrzelił w moją stronę pięć kul”. Żadna z kul nie trafiła jednak w Mustafę. Bóg kolejny raz go ochronił.
Mustafa musiał opuścić swój kraj w szybko zorganizowanej ucieczce, przedostając się w ciągu trzech miesięcy przez całą Afrykę z Egiptu do RPA. Ale również tam ścigali go płatni zabójcy. Mustafa ponownie doświadczył nadzwyczajnej ochrony Jezusa Chrystusa, który prowadził go do zbawienia, zgodnie z własną obietnicą: „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony” (Mk 16,16). Dopiero teraz, w jednym z kościołów w Johannesburgu, mógł on przyjąć chrzest. Na cześć św. Marka Ewangelisty przybrał imię „Mark”, a ze względu na przyjaciela, który pomógł mu w RPA – nazwisko „Gabriel”. W ten sposób zanurzony w śmierć Chrystusa, został zrodzony przez Jego Zmartwychwstanie do nowego życia. Stając się nowym człowiekiem, przybrał nową tożsamość, by odtąd służyć całym swoim życiem tylko Jezusowi.
Żniwo jest wielkie
Poznając Jezusa Chrystusa, Mustafa wciąż porównywał Go z dobrze sobie znanym prorokiem Mahometem, aż ostatecznie kochający i przebaczający Syn Boży odniósł jednoznaczne zwycięstwo w życiu muzułmańskiego naukowca. To On zwyciężył śmierć i powiedział: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą” (Mt 10,28). Dlatego dr Mark A. Gabriel wybrał trudną drogę wiary w Chrystusa. Świadomy tego, że ciąży na nim fatwa (wyrok śmierci za porzucenie islamu), odważnie dzieli się swoim świadectwem wiary, by przyciągnąć do Zbawiciela jak najwięcej swoich braci i sióstr muzułmanów.
Mark wyznaje: „Przez 34 lata żyłem w lęku przed karą Allaha. Oddając swoje życie Jezusowi, zostałem odkupiony Jego Krwią”. Spotykając Jezusa, po raz pierwszy w życiu poczuł wielką ulgę, gdyż został uwolniony od brzemienia winy, która ciążyła na nim, pomimo przestrzegania przezeń zasad islamu. Badając tradycję muzułmańską, Mark odkrył, że sam Mahomet nie był pewien tego, czy zostanie zbawiony i przyjęty do raju. Skoro więc prorok islamu nie miał tej pewności, to cóż ma powiedzieć zwykły muzułmanin?
Mark A. Gabriel zwraca się do wszystkich ludzi: „Bracie i Siostro! (…) Tylko Jezus Chrystus może dać Ci pokój i przebaczyć Twoje grzechy. Zastanów się nad tym, w jak złych warunkach żyją muzułmanie na całym świecie: nienawiść, rozlew krwi, zabójstwa, konflikty i terroryzm. Jedyną drogą wyjścia z tego chaosu jest przyjęcie Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela”.
Największym nieszczęściem ludzkości jest grzech, z którego mógł nas odkupić jedynie bezgrzeszny Syn Boży. Jezus Chrystus jest rozwiązaniem każdego problemu pojedynczego człowieka i wszystkich ludzi. Zaufajmy Mu, pojednajmy się z Nim oraz głośmy innym zbawienie przez Jego odkupieńczą śmierć i zmartwychwstanie. Spoczywa na nas wielka odpowiedzialność za zbawienie tych wszystkich, którzy nie mieli okazji usłyszeć Ewangelii. A przecież nie musimy płacić tak wysokiej ceny, jak Mark A. Gabriel.
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!