W obecnych czasach niezbyt często można spotkać ludzi, którzy bez namysłu mogą powiedzieć, że są szczęśliwi w małżeństwie. Zazwyczaj mówią o tym, jak to wspaniale było przed ślubem, ewentualnie w pierwszych miesiącach po ślubie, a potem wszystko niestety zaczynało się psuć. Jesteśmy małżeństwem blisko dziewiętnaście lat i z całą pewnością możemy stwierdzić, że jest ono szczęśliwe.
Z perspektywy wspólnie przeżytych lat widzimy, że nasze szczęście małżeńskie nie „ułożyło się” samo z siebie. Startując do małżeństwa, byliśmy przekonani, że sam fakt istnienia wielkiej miłości gwarantuje rozwiązanie i pokonanie wszystkich napotkanych problemów. Radość płynąca z bycia ze sobą i ze wzajemnego obdarowywania się swoją osobowością wypełniała nam okres narzeczeństwa i pierwsze lata po ślubie. Jednak życie szybko pokazało nam, że wyłącznie takie relacje wcale nie są gwarantem trwałego szczęścia.
Zorientowaliśmy się, że nasze oczekiwania wobec współmałżonka znacznie różnią się między sobą. Nie docenialiśmy wagi naszego bagażu doświadczeń wyniesionego z rodzinnych domów. W rezultacie dochodziliśmy do wniosku, że często się nie rozumiemy, dlatego bardzo dużo rozmawialiśmy ze sobą – i czynimy to do dziś. Jest to ważny krok w budowaniu wzajemnego zrozumienia. Pojawiające się trudności udawało nam się przezwyciężać głównie dzięki naszej wierze. Jesteśmy przekonani, że bez odniesienia naszego życia do prawd Ewangelii nie byłoby możliwe porządkowanie życia małżeńskiego. Czerpiąc z tych prawd, uczyliśmy się w swoim życiu przebaczać i kochać ofiarnie.
Na fundamencie wiary budowaliśmy ufność, że druga osoba, niezależnie od naszej subiektywnej oceny, zawsze pragnie tylko dobra współmałżonka. Te postawy towarzyszą nam przez całe życie. Nie wyobrażamy sobie pogłębienia naszej więzi bez wzajemnego szacunku i całkowitego zaufania.
Wspaniałą inwestycją, która owocuje do dziś, było wspólne ukończenie Studium Rodziny przy Papieskim Wydziale Teologicznym w Poznaniu. Okazało się ono dla nas kopalnią wiedzy, którą chłonęliśmy z radością „odkrywców”.
„Dla mnie jako męża ważnym momentem życiowym, zmuszającym mnie do weryfikacji własnych postaw, stało się rodzicielstwo. Nasza wspólna miłość wzbogacona została pojawieniem się nowych osób – naszych dzieci, które poprzez potrzebę szczególnej opieki, pielęgnacji, częstego kontaktu uczyły mnie jeszcze pełniejszej miłości, polegającej na rezygnacji z siebie dla drugiej osoby. Rodzicielstwo wzbogaciło i nadal wzbogaca moją miłość do żony.
Ważnym motorem rozwoju dojrzałej miłości mężczyzny są stawiane mu wymagania. W moim rozwoju bardzo pomaga mi żona, która cierpliwie stawia wymagania, oczekując ich spełnienia, niekiedy czekając nawet latami. Musimy pamiętać, że dojrzewanie do miłości jest długotrwałym procesem dokonującym się w każdym z nas i do jego realizacji potrzebna jest cierpliwa miłość drugiego człowieka”.
Mamy czworo dzieci. Każde kolejne rodzicielstwo przynosiło nam coraz większą radość, gdyż byliśmy bardziej dojrzali. Dziecko jest wspaniałym darem, który ubogaca nasze człowieczeństwo. Miłość dziecka, jego szczerość i niepowtarzalność wywołują tęsknotę – chciałoby się przeżywać to wciąż na nowo.
„Jako matka otrzymuję od swoich dzieci znacznie więcej, niż im daję. Moje macierzyństwo rozwija się z roku na rok. Po ślubie nie myślałam o jakiejś konkretnej liczbie dzieci, ale teraz wiem, co tracimy, kiedy nie możemy powołać do życia następnego dziecka, nie jestem w stanie nawet tego opisać. Przecież każde z nich jest takie inne i swoją osobowością wnosi tak wiele do naszej rodziny”.
Nie boimy się problemów – nie tylko w życiu małżeńskim, ale również tych zewnętrznych. Uważamy, że różnego rodzaju trudności rozwijają naszą miłość. Właśnie w trudnych sytuacjach możesz najlepiej odczuć, że nie jesteś sam, że jest ktoś, kto za ciebie ciągle się modli, kto trwa przy tobie. Dopiero w ciężkich chwilach odczuwasz, że w osobie współmałżonka masz przyjaciela, który cię wspiera gestem, uśmiechem, słowem…
Miłość małżeńska wymaga trudnej i cierpliwej pracy, ale obficie owocuje szczęściem. Wspaniałe jest to, że widzimy, jak z roku na rok tego szczęścia przybywa. Realizując naszą miłość, jesteśmy ciągle jeszcze w drodze, i cieszy nas fakt, że nie tęsknimy do tego, co było, tylko do tego, co będzie, bo dzięki tej tęsknocie nabieramy pewności, że nasza miłość się rozwija.
Bogusia i Paweł
Przeczytaj też: Boży cud odbudowy małżeństwa
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!