Pierwsza myśl, jaka pojawiła się w mojej głowie, gdy dowiedziałam się o chorobie taty, to że cała nadzieja jest w Bożym miłosierdziu.
Odmawiałam koronkę, ale ilekroć brałam do ręki różaniec i obrazek Jezusa Miłosiernego, tato czuł się gorzej. Modliłam się jeszcze żarliwiej; prosiłam Boga, by oddalił od taty cierpienie. Jednak z każdym kolejnym dniem było niestety coraz gorzej…
Przestałam się modlić, nieomal bałam się wziąć do ręki różaniec. Wtedy zdrowie ojca się poprawiało.
„Dlaczego tak się dzieje…?” – myślałam.
Dopiero potem to zrozumiałam: tato, gdy czuł się trochę lepiej, nie miał zamiaru leczyć się dalej. Lekarz radził zrobić biopsję, ale ojciec od tego uciekał.
Czytałam w „Miłujcie się!” o cudach za przyczyną modlitwy do Jezusa Miłosiernego; budowały mnie postawy osób, które dawały świadectwo uzdrowień. Postanowiłam wytrwale się modlić, zaufać Bogu i zdać się na Jego wolę. Choroba taty wciąż postępowała i było już bardzo źle, ale ojciec po prośbach i namowach rodziny w końcu zdecydował się na biopsję.
Był luty. Listonosz przyniósł kopertę, na którą czekała cała rodzina. Tato codziennie pilnował, aby to on odebrał opis badania. Jednak stało się inaczej. To ja otworzyłam list, przeczytałam słowa: „…rak złośliwy prawego płata…”.
„Jak to? – pytałam z płaczem – miało być inaczej, przecież modliłam się o inny wynik…”.
Spojrzałam na zegar i usłyszałam: „Zostaw to, teraz jest godzina miłosierdzia, pomódl się! Nie bój się, będzie dobrze!”.
Potem był zabieg, następnie radioterapia. Leczenie taty trwało ponad trzy lata. Ojciec doświadczał różnych lęków, miał depresję, myślał, że z tego nie wyjdzie…
Przez cały ten czas cała moja rodzina odmawiała koronkę do Jezusa Miłosiernego oraz różaniec. Odprawiane były też Msze św. o uzdrowienie chorego.
Dziś tata czuje się znacznie lepiej. Ostatnio lekarz powiedział mu, że te wyniki, które miał przed leczeniem, były tak złe, że nie dawały mu szans na przeżycie. Obecnie wskaźnik komórek raka jest niski.
Ojciec jeździ do kontroli, a od półtora roku nie zażywa lekarstw. Jego choroba się zatrzymała, a nawet cofnęła. Jestem pewna, że stało się to za przyczyną Jezusa Miłosiernego i dzięki wstawiennictwu Maryi.
Wiem teraz także, że plany Boże są dobre, a człowiek powinien pozwolić Panu Bogu na działanie w swoim życiu. Mój tato się zmienił – teraz więcej się modli, bardziej dba o sprawy duchowe. Cud swego uzdrowienia z choroby oraz przemiany swego życia zawdzięcza Jezusowi Miłosiernemu. Dziękuję Bogu za to i wielbię Go.
Basia
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!