Na początku liczyła się przyjemność

Wiedziałam, że to, co robię, jest złe, ale nie przyszło mi do głowy, aby się z tego spowiadać. Nie prosiłam też o pomoc Jezusa, bo uważałam, że muszę radzić sobie z tym sama

Mam 17 lat. Grzech masturbacji towarzyszył mi od piątego czy szóstego roku życia. Właściwie nie umiem podać powodu, dla którego zaczęłam się onanizować. Jestem jedynaczką wychowaną w katolickiej rodzinie. Nigdy niczego mi nie brakowało, a już najmniej miłości. Na początku liczyła się przyjemność, potem to był już nałóg i sposób rozładowania stresu.

Mijały lata; powoli zaczęło do mnie docierać, że powinnam z tym skończyć, ale nie potrafiłam… Przez te wszystkie lata szatan rozpanoszył się we mnie, zaślepiając również moje sumienie. Wiedziałam, że to, co robię, jest złe, ale nie przyszło mi do głowy, aby się z tego spowiadać. Nie prosiłam też o pomoc Jezusa, bo uważałam, że muszę radzić sobie z tym sama.

Na początku liceum zaczęłam działać jako animatorka w dziecięcej grupie parafialnej. Wtedy przyszło kolejne zastanowienie: mam być dla tych dzieci wzorem, a jaki ja mogę im dać przykład? Rozpoczął się Adwent. W tym okresie postanowiłam żyć w czystości. I udało mi się wytrwać przez cały ten czas bez grzechu, choć we wcześniejszych latach mimo takich postanowień upadałam.

Tak minął Adwent, Święta Bożego Narodzenia, potem karnawał i zaczął się Wielki Post. Od momentu podjęcia przeze mnie decyzji o ostatecznej walce do zwycięstwa upłynęły ponad trzy miesiące. Cały czas udawało mi się trwać w czystości, ale nadal nie potrafiłam zawierzyć się Jezusowi. Przez kolejny rok nie mogłam zdobyć się też na szczerą spowiedź.

To się zmieniło, kiedy wpadł mi w ręce numer Waszego czasopisma. Czytając świadectwa osób zniewolonych grzechem nieczystości, zrozumiałam, że muszę wyznać, co było moim grzechem przez szereg lat. Z pomocą Ducha Świętego przygotowałam się do sakramentu pojednania. Drżącym głosem opowiedziałam spowiednikowi o wszystkim, niczego nie zatajając. Ksiądz najpierw kazał mi podziękować Bogu za łaskę szczerej spowiedzi, a potem zaczął mówić mi o ogromie Bożej miłości. Wypowiedział wtedy jedno zdanie, które głęboko zapadło mi w pamięć: że nie ma miłości bez przebaczenia. Po spowiedzi upadłam na kolana przed Najświętszym Sakramentem i płakałam z radości. Dziś wiem, że nie jestem sama – Jezus dokonuje dzieła przemiany w moim życiu. Chrystus zwyciężył, On jest Panem.

Aga