Aż 33 lata przyszło mi czekać na tego jedynego. Wcześniej miałam za sobą serię nieudanych związków. Podejmowałam nierozsądne decyzje i popełniałam błędy, próbując przyspieszyć swoje wyjście za mąż. Pan Bóg jednak jest najlepszym reżyserem naszego życia i czyni wszystko w odpowiednim czasie.
Teraz, z perspektywy czasu, widzę, że Jezus musiał najpierw przygotować mnie do roli żony i matki, ponieważ byłam niedojrzała i niegotowa na to, aby zrealizować to ważne zadanie. Przez długi czas praca i moje ambicje były dla mnie najważniejsze. Uciekałam przed odpowiedzialnością w pracoholizm i perfekcjonizm. Musiałam przepracować w sobie wiele wad oraz uzdrowić trudne relacje z bliskimi.
Jak stwierdził kiedyś zaprzyjaźniony ksiądz: „Gdybyś wcześniej poznała swojego przyszłego męża, to zniszczyłabyś wszystko i nic by z tego nie wyszło”. Dlatego cieszę się, że Pan Bóg postawił Michała na mojej drodze dopiero wtedy, kiedy byłam na to naprawdę gotowa.
Początek drogi – Ruch Czystych Serc
Wcześniej przez pięć lat budowałam relację z Bogiem w Ruchu Czystych Serc, do którego przystąpiłam w 2013 r. Wtedy to właśnie nastąpił w moim życiu największy przełom. Podczas rekolekcji Ruchu Czystych Serc w Gródku nad Dunajcem przeżyłam nawrócenie. Przystąpiłam do spowiedzi z całego życia, podczas której Bóg uzdrowił moje chore i poranione serce. W czasie jednej z nocnych adoracji po raz pierwszy w życiu doświadczyłam realnej obecności Jezusa Chrystusa.
Po tych rekolekcjach zaczęłam w końcu żyć w pełni, uczestnicząc przez pięć lat prawie każdego dnia w Eucharystii i starając się cały czas żyć w stanie łaski uświęcającej. Zdecydowałam się na stałego spowiednika i kierownika duchowego, który w ogromnym stopniu wpłynął na mój dalszy postęp w wierze, ale też na rozeznawanie mojego powołania. Pogłębiałam wiarę poprzez codzienne czytanie Pisma św., modlitwę i regularne uczestnictwo w rekolekcjach.
Bardzo ubogacające było dla mnie również to, że wkrótce zapoczątkowałam spotkania wspólnoty Ruchu Czystych Serc w swojej miejscowości i zaczęłam sama posługę jako animator tej wspólnoty oraz podczas letnich rekolekcji w Gródku nad Dunajcem. Pan Bóg nie daje się prześcignąć we wdzięczności i kiedy dzielimy się dobrem z innymi, otrzymujemy po stokroć więcej. Przekonałam się o tym bardzo szybko…
Przygotowanie do przyszłej roli żony i matki
Ważnym krokiem było również to, że znalazłam się na studiach nauk o rodzinie. Podobnie jak konferencje podczas rekolekcji RCS studia te otworzyły mi oczy na sprawy dotyczące relacji, życia w małżeństwie i rodzinie oraz na inne niezwykle istotne kwestie. Wcześniej ten obraz został u mnie zniekształcony i wypaczony przez nurt gender i literaturę feministyczną, którymi przesiąkłam podczas studiów magisterskich.
Kolejnym uzdrawiającym doświadczeniem okazały się dla mnie rekolekcje ignacjańskie. Decyzje, które podjęłam pod ich wpływem, były niezwykle istotne dla dobrego realizowania mojego powołania w przyszłości.
List do św. Józefa
W rozeznaniu powołania bardzo pomogły mi siostry józefitki. Pierwszy raz zabrała mnie do nich moja koleżanka, dzięki której trafiłam na RCS. Potem już regularnie odwiedzałam siostry, wstąpiłam do Wspólnoty św. Józefa, uczestniczyłam w dniach skupienia i rekolekcjach razem z siostrami.
Przede wszystkim modliłam się do św. Józefa najpierw o dobre rozeznanie powołania, a potem o dobrego męża. Siostry poradziły mi ponadto, abym napisała list do niego z prośbą o dobrego męża, a przede wszystkim z konkretnymi oczekiwaniami co do swego przyszłego męża, bo jak mnie uświadomiły – św. Józef lubi konkrety.
Wcześniej modliłam się już do tego niezawodnego Orędownika modlitwą, którą otrzymałam na rekolekcjach RCS. Do tych modlitw dołączyłam potem jeszcze Nowennę pompejańską o dobrego męża oraz kolejną o cechy dobrej żony. I czekałam cierpliwie…
Moje oczekiwanie jednak bardzo się wydłużało, więc próbowałam brać sprawy w swoje ręce. Wchodziłam w relacje, ale każda z nich okazywała się kolejną pomyłką. W tym rozeznawaniu stale towarzyszył mi kierownik duchowy, którego zdanie było dla mnie zawsze ostateczne i starałam się być posłuszna jego radom.
Wiedziałam dokładnie, czego oczekuję, nie chciałam iść na żadne kompromisy w związku ze swoim systemem wartości, a przede wszystkim z tematem czystości. I to było najlepszym sposobem na wyeliminowanie niewłaściwych kandydatów. Chciałam czekać na takiego mężczyznę, który nie tylko uszanuje moje poglądy w tej kwestii, ale będzie mnie również wspierał w trwaniu w czystości.
Lata biegły, minęła już trzydziestka… Na ponaglanie czy kąśliwe uwagi ze strony innych odpowiadałam, że Święta Joanna Beretta-Mola wyszła za mąż w wieku 33 lat, zdążyła urodzić czwórkę dzieci i jeszcze zostać świętą. Święta Joanna zawsze była dla mnie wzorem i często zwracałam się do niej ze swoimi modlitwami.
„Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Zacznij planować”
I tak oto 28 czerwca 2017 r. poznałam Michała. Zawsze planowałam i rozmyślałam o tym, że spotkam swojego przyszłego męża na jakichś rekolekcjach, ale teraz rozumiem powiedzenie: „Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Zacznij planować”.
Poznanie mojego męża wyglądało zupełnie inaczej, niż myślałam. Tego dnia moja przyjaciółka usilnie namawiała mnie na wyjście nad zalew w naszym miasteczku, ale że jako nauczycielka przestałam chodzić tam jakieś 10 lat temu, to nie miałam też na to najmniejszej ochoty i tym razem. Ostatecznie uległam jej namowom i zgodziłam się na krótkie wyjście na rowery wodne.
Tak się złożyło, że tego właśnie dnia podczas naszej wizyty na plaży poznałam Michała, który od 10 lat przyjeżdżał tam z Warszawy na obozy sportowe z dziećmi. Michał spodobał mi się nie tylko fizycznie, ale też urzekło mnie od początku jego poczucie humoru, inteligencja i wspaniałe podejście do dzieci, co mogłam zaobserwować już pierwszego dnia.
Michał natomiast stwierdził, że kiedy mnie zobaczył, to od razu miał przekonanie, że zostanę jego żoną. Utwierdził się w nim zupełnie, kiedy podczas naszej pierwszej randki w cztery oczy powiedziałam mu o swoich przekonaniach i wartościach – o tym, że chcę do ślubu żyć w czystości.
Nie odstraszyło go to, ale wręcz utwierdziło w przekonaniu, że to na mnie czekał tyle lat. A ja czekałam właśnie na niego. Nasza znajomość rozwijała się szybko. Oboje mieliśmy już po 33 lata, wiedzieliśmy, czego chcemy od życia, zgadzaliśmy się w fundamentalnych sprawach i chociaż Michał nie był tak gorliwy w wierze, to był otwarty i chciał się duchowo rozwijać.
Budowanie relacji na czystości
Żyjąc w czystości, nie byliśmy zaślepieni sferą zmysłową. Mieliśmy za to dużo czasu, aby dobrze się poznać i dużo ze sobą rozmawiać na ważne tematy dotyczące planowania i budowania wspólnej przyszłości.
Oczywiście nie zawsze było idealnie i w sferze czystości często przychodziły pokusy, ale przezwyciężaliśmy je przede wszystkim poprzez unikanie okazji do grzechu. Postanowiliśmy nie wyjeżdżać wspólnie przed ślubem, a kiedy się spotykaliśmy, spaliśmy zawsze oddzielnie. Kiedy odwiedzałam Michała, on szedł spać do swoich rodziców. To było też bardzo dobre świadectwo dla innych.
Ponadto mieliśmy takie postanowienie i praktykę, że gdy tylko pojawił się najmniejszy grzech, od razu oboje biegliśmy do spowiedzi świętej. Często uczestniczyliśmy wspólnie we Mszy św., nie tylko w niedziele. Michał wiedział, jak ważna jest dla mnie Eucharystia każdego dnia, i dlatego tak planował nasze spotkania, abyśmy zawsze mieli możliwość w niej uczestniczyć.
Już miesiąc od naszego poznania Michał dołączył do mnie na rekolekcje RCS w Gródku, gdzie posługiwałam jako animator grupy anglojęzycznej. Te rekolekcje okazały się przełomowe dla Michała (tak jak parę lat wcześniej dla mnie); otworzyły jego oczy na wiele istotnych kwestii, szczególnie tych dotyczących wiary i systemu wartości, i bardzo pomogły nam obojgu w budowaniu naszej relacji od samego początku na solidnym fundamencie – na Bogu. Na koniec rekolekcji pojechaliśmy do Zabawy do sanktuarium Błogosławionej Karoliny, patronki RCS, gdzie zawierzyliśmy siebie, modląc się przy jej grobie.
Okres narzeczeństwa
Po trzech miesiącach znajomości, 6 października, Michał oświadczył mi się. Zrobił to w nietuzinkowy sposób. Od początku nieustannie mnie czymś zaskakiwał. Tym razem również poruszył mnie do głębi piękną, romantyczną aranżacją, którą przygotowywał od dawna, ale przede wszystkim cudownymi listami, które do mnie napisał przy tej okazji.
Nasze zaręczyny miały miejsce w naszym przyszłym domu, który Michał budował przez ostatnie lata, zanim jeszcze się poznaliśmy. Poprosił mnie o rękę, a ja bez cienia wątpliwości powiedziałam „tak” mężczyźnie mojego życia, na którego czekałam tak długo.
Zaczęliśmy planować ślub. Nie chcieliśmy długo czekać, dlatego zdecydowaliśmy się pobrać już w czerwcu kolejnego roku. Mieliśmy siedem miesięcy na przygotowania. To był przepiękny czas wspólnego poznawania się, ale też wspólnego budowania relacji z Bogiem. Michał w tym czasie przystąpił do sakramentu bierzmowania, na którym przyjął imię Józef, a ja byłam świadkiem tego wspaniałego wydarzenia.
Następnego dnia pojechaliśmy do Częstochowy na Adwentowe Dni Skupienia RCS, gdzie podziękowaliśmy naszej Jasnogórskiej Królowej za ten ogrom łask i zawierzyliśmy Jej okres naszego narzeczeństwa oraz naszą wspólną przyszłość. Zaraz potem wzięliśmy też udział w programie Westerplatte Młodych w TV Trwam, gdzie mówiliśmy o naszym poznaniu się i o narzeczeństwie jako czasie szczególnego oczekiwania.
Święty Józef przypomniał o sobie
W międzyczasie przydarzył mi się dziwny incydent. Nad moim łóżkiem wisiał obrazek św. Józefa, za którym był schowany mój list do niego z prośbami o dobrego męża. Któregoś ranka się obudziłam, a obraz leżał obok mojej poduszki.
Gdyby spadł, musiałby w nocy uderzyć mnie w głowę, bo spałam dokładnie pod nim, ale tak się nie stało. Ponadto nigdy się nie zdarzyło, żeby spadł, bo był mocno przytwierdzony do ściany. Powiedziałam o tym swojemu spowiednikowi, a on odpowiedział, że św. Józef upomina się, abym nie przestawała się do niego modlić, ale też, abym mu podziękowała.
Niedługo po tym zdarzeniu wybraliśmy się z Michałem na Radną Górę do zaprzyjaźnionych sióstr józefitek, ażeby tam podziękować św. Józefowi za nasze spotkanie się i zawierzyć mu naszą relację.
W lutym wróciliśmy kolejny raz do Gródka nad Dunajcem, do tego samego ośrodka, w którym co roku odbywają się letnie rekolekcje RCS. Tym razem przyjechaliśmy na wspaniałe rekolekcje dla narzeczonych, które były dla nas nieocenionym przygotowaniem do przyszłego małżeństwa.
Najpiękniejszy dzień w naszym życiu
17 czerwca 2018 r. nadszedł ten cudowny dzień, jeden z najpiękniejszych w naszym życiu – dzień naszego ślubu. Dopiero ten dzień pokazał nam w pełni, że nie zmarnowaliśmy czasu narzeczeństwa, że dobrze przygotowaliśmy się do sakramentu małżeństwa.
Przede wszystkim pokazał jednak, nie tylko nam, ale wszystkim zaproszonym gościom, że warto żyć w czystości przed ślubem. To było świadectwo dla innych, którzy o tym, jak wyglądało nasze narzeczeństwo, mogli przekonać się z filmu przygotowanego przez Michała; ale i tak najpiękniejszym świadectwem oraz zwieńczeniem wszystkiego była sama ceremonia zaślubin i wesele. Dla nas natomiast był to najwspanialszy prezent od Pana Boga za to, że wytrwaliśmy do końca.
Na swój ślub zaprosiliśmy wcześniej najważniejsze osoby – Jezusa i Maryję, i choć może się to wydawać niektórym niedorzeczne, to naprawdę czuło się Ich wyjątkową obecność.
Mszę koncelebrowało trzech bliskich memu sercu kapłanów w uroczystej asyście ceremoniarza, subdiakonów, lektorów i ministrantów, z których wszyscy byli moimi obecnymi lub dawnymi uczniami. Na ślub przybyli również uczniowie i zawodnicy Michała, którzy przygotowali dla nas niespodzianki.
Wesele było równie piękne, niczego na nim nie zabrakło. No bo jak mogłoby zabraknąć, skoro byli na nim obecni sam Jezus i Maryja? Naprawdę warto żyć blisko Boga, Jemu zaufać i wszystko zawierzyć. On jest najlepszym reżyserem naszego życia.
Początek wspólnej drogi w RCSM
Niedługo po ślubie wybraliśmy się razem z Michałem w cudowną podróż poślubną, a także do Gródka nad Dunajcem na letnie rekolekcje. Tym razem już jako małżeństwo wzięliśmy udział w rekolekcjach Ruchu Czystych Serc Małżeństw, do którego przystąpiliśmy, aby od samego początku budować swoje wspólne życie na Bogu.
Ale to nie był koniec niespodzianek od Pana Boga… Podczas tych rekolekcji poczęło się nasze pierwsze dzieciątko, co było dla nas kolejnym cudownym prezentem od Boga, bo poczęło się ono w tym samym czasie, kiedy my podjęliśmy adopcję duchową nienarodzonego dziecka.
Maria
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!