Kiedy Maria Vallejo-Nágera skończyła 35 lat, miała wszystko, czego pragnęła: szczęśliwe życie rodzinne, urodę modelki oraz sławę powieściopisarki. Nie wiedziała jednak, że najważniejsze spotkanie jest jeszcze przed nią…
Mecz najważniejszy
Maria Vallejo-Nágera przyszła na świat w 1964 roku w Madrycie. Pochodzi z katolickiej rodziny, w której chrzczono dzieci i zwykło się chodzić w niedzielę na Eucharystię. W jej rodzinnym domu uważano jednak, że nie należy przesadzać z religijnością: na Msze św. z reguły się spóźniano, różaniec traktowano jak rekwizyt z epoki średniowiecza, a księży za dziwolągów żyjących w celibacie.
Nic więc dziwnego, że Maria ze swojej Pierwszej Komunii Świętej zapamiętała tylko dziecięce przyjęcie w gronie przyjaciółek, piękne prezenty oraz pyszne ciasta. A także fakt, że jej ojciec nie zjawił się wówczas w kościele, bo wolał w tym czasie obejrzeć mecz piłki nożnej…
Kolejne lata dziewczyny nie przyniosły w tym względzie rewolucji. Stało się to, co zwykle się dzieje, kiedy Boga stopniowo wyprasza się z życia. Letniość wiary przerodziła się najpierw w obojętność na sprawy Boże, a potem w chlubienie się z tego, że nie ulega się „zabobonom”.
Ostatnim – jak się wówczas Marii wydawało – przesądem, któremu się poddała, był ślub kościelny. Potem wszystko w jej życiu miało się potoczyć tak, jak rozum każe: żadnych mglistych i zagadkowych postaci Jezusa i Jego Matki, żadnej religii, żadnych księży i zakonnic. Można powiedzieć, że prawie udało się jej tak żyć. Do czasu jednak…
Intrygujące zaproszenie
Preludium do przełomu nastąpiło parę lat później i miało miejsce w londyńskiej restauracji w pewien listopadowy dzień 1999 roku. Maria, będąca już wówczas matką trójki dzieci i sławną powieściopisarką mieszkającą w Wielkiej Brytanii, przyszła tu na spotkanie z dwiema przyjaciółkami. To one, dzwoniąc do niej wcześniej z zaproszeniem na obiad, podekscytowanymi głosami mówiły:
„Jest coś ważnego i nadprzyrodzonego, czym chcemy się z tobą podzielić… To fascynująca sprawa, związana z katolicyzmem”.
Maria nie czuła przynależności do wiary, a do tego nie miała najmniejszej ochoty ruszać się z domu w tak wietrzny i deszczowy dzień, jednak jej ciekawość ostatecznie wzięła górę. Włożyła więc kalosze, założyła płaszcz i z parasolem w ręku opuściła ciepłe mieszkanie.
Czekam tu na ciebie
W restauracji szybko się okazało, że owa intrygująca sprawa miała związek z niedawną podróżą przyjaciółek Marii na Bałkany. Co więcej, trop tajemnicy prowadził do górskiego miasteczka zwanego Medjugorje.
To tam – tłumaczyły entuzjastycznie Kristina i Angie – sześciorgu młodym ludziom ukazała się Matka Boża.
„Pojedziesz, bo to jest wasza Maryja, was, katolików; Maryja, Matka Boża, czeka tam na ciebie…” – powiedziała na koniec Kristina.
Maria nie kryła rozczarowania. Spodziewała się jakiejś niesamowitej historii, a tymczasem musiała wysłuchać bajdurzenia swych przyjaciółek, które uległy kolejnemu kłamstwu Kościoła katolickiego!
Przecież te całe „objawienia” – przekonywała – mogły zostać wymyślone w porozumieniu z tamtejszymi franciszkanami tylko po to, by zarabiać na pielgrzymach!
Miała kontynuować swój wywód, gdy nagle zdarzyło się coś niezwykłego… Po 15 latach tak opisze ten niespodziewany powiew łaski:
„Zwróciłam spojrzenie na talerz i wtedy właśnie zauważyłam, jak jakieś dziwne i obce mojej woli odczucie dotknęło mi serca. Co to było i skąd się wzięło?
Coś nieznanego kiełkowało w moim wnętrzu, otulone dziwnym, a zarazem jasnym światłem poznania… Było to coś, co przypominało poruszenie miłości, które niczym koncentryczne fale zaczęło zajmować mój umysł, szukając schronienia w inteligencji, rozumie i emocjach. Roztaczało poświatę nieskończonej czułości, która wzrastającą falą miłości pomnażała moje zdumienie i zmieszanie.
Wówczas, w mgnieniu oka, zauważyłam, iż coś lub ktoś obcy mojej osobie owocnie wchodzi w relację z najgłębszymi pokładami mojej duszy. Usłyszałam jasno brzmiące i łagodne słowa:
»Moja córko, dlaczego się Mnie lękasz? Przyjdź: czekam tu na ciebie«.
Skamieniałam. To był kobiecy głos”.
Wstrząśnięta do głębi mocnym doświadczeniem Maria wybąkała po chwili do Kristiny:
„Cóż… Nie wiem, dlaczego ci to mówię, ale pojadę z wami do Bośni. Załatwcie mi bilet”.
Witaj, Medjugorje!
Parę miesięcy później, w lipcu 2000 roku, Maria przybyła z grupą pielgrzymów do Medjugorja. Miniony czas nie przyniósł nawrócenia. Pierwsze dni pielgrzymki również nie wskazywały na to, by miało dokonać się uzdrowienie duchowe kobiety. Na Mszach św. Maria demonstrowała znudzenie, nie widziała też powodu, by przystąpić do sakramentu pojednania.
Ekscytację wzbudziło w niej dopiero czekające pielgrzymów spotkanie z Jakovem – jednym z sześciu widzących. Maria szła na spotkanie z nim kierowana nie tyle ciekawością zobaczenia człowieka, z którym rozmawia Matka Boża, ile chęcią zdemaskowania fałszerstwa. Była przekonana, że mając narzędzia z dziedziny pedagogiki i psychologii, obali wreszcie tę wielką machinę manipulacji.
Boża miłość
Pan jednak miał inny plan. Wkroczył w życie Marii w sposób prosty, mocny i bezpośredni. Kobieta, idąc na spotkanie, nagle została ogarnięta Bożą miłością. Straciła poczucie czasu i przestrzeni. Świat ziemski przestał dla niej istnieć.
Kiedy później próbowała opisać to doświadczenie, porównywała je do łagodnego powiewu, dziwnej mgły przepełnionej Boskim bytem, spadającej jak rosa i osiadającej na niej, jak płatki śniegu zimą. Tłumaczyła:
„Była to miłość przeogromna i nieogarniona, rzeka występującego z brzegów uczucia, absolutnego i doskonałego, tak wspaniałego w swej świetlistości, że w żadnym języku nie ma ludzkich słów mogących je opisać.
Nie można go było porównać z żadnym rodzajem czułości, której doświadczyłam wcześniej: pozostawiało ono daleko w tyle ogromną miłość, którą odczuwałam w stosunku do męża i dzieci”.
Po chwili usłyszała Głos:
„Córko moja, tak właśnie Ciebie kocham. Tak kocham wszystkich ludzi na tym świecie, lecz nikt nie odpowiada Mi wzajemnością”.
Zaraz potem Maria zobaczyła w prawdzie całe swoje życie – uczucia, błędy, grzechy, słowa… Przed jej oczami przewinęły się jak w filmie najważniejsze chwile jej życia oraz wszystkie niewierności, jakimi zraniła Boga i ludzi.
Kiedy to nadprzyrodzone doświadczenie przeminęło – a trwało ono dokładnie trzy sekundy – Maria nie miała już wątpliwości, że sprawiedliwy Bóg wszystko widzi i że interesuje Go tylko miłość.
Zrozumiała, że zbawienie człowieka zależy od tego, czy potrafi on kochać wszystkich ludzi, a nie tylko tych, którzy go kochają. W sercu Marii zrodziły się dwa pragnienia: ażeby zadośćuczynić Jezusowi za wyrządzone zło oraz by zabrał On ją już teraz ze sobą. Usłyszała jednak:
„Nigdy nie będziesz w stanie dostatecznie zapłacić za moją miłość. Powinnaś nadal kroczyć swoją drogą. Twoja godzina jeszcze nie nadeszła. Lecz teraz powinnaś wykrzyczeć światu prawdę: głoś, że Ja jestem Prawdą”.
Pierwsze kroki
Kiedy Głos zamilkł, Maria wróciła do normalnego stanu. Oszołomiona usiadła na ławce i oddała się refleksji. Ignorowała natarczywe pytania swej przyjaciółki:
„Co ci jest? Co się z tobą dzieje?”.
Jeszcze było za wcześnie, żeby dzielić się z ludźmi dotykiem Bożej miłości i opowiadać o trzech sekundach, które zmieniły jej życie. Na razie zgodnie z programem pielgrzymki Maria udała się na spotkanie widzącego Jakova, a następnie poprosiła kapelana ks. O’Malleya o spowiedź. To na niej wyznała wszystkie swoje grzechy, a także opowiedziała o doznanej łasce.
Długa spowiedź, w której irlandzki akcent spowiednika spotkał się z hiszpańskim temperamentem i wybuchami płaczu penitentki, rozpoczął etap powrotu Marii do Boga, do Kościoła katolickiego, do sakramentów i do modlitwy.
W tej drodze szczególną rolę odegrała Matka Boża oraz jej „kałasznikow”, jak Maria zwykła nazywać różaniec, widząc w każdym paciorku kulę zdolną powalić szatana i każdego innego wroga.
Modlitwa różańcowa
O ile bowiem wcześniej Maria uznawała różaniec za relikt rodem ze średniowiecza, to teraz poznała jego wielką moc. Zapamiętała słowa spowiednika:
„Czy cię to nudzi, czy nie, musisz wiedzieć, że za każdym razem, gdy się na nim modlisz, zakładasz demonowi na szyję niezniszczalny łańcuch, którego koniec trzyma Matka Boża. Ona go kontroluje i nie pozwoli, aby cię zniszczył […]”.
Na ataki szatana Maria nie musiała zresztą długo czekać. Po powrocie do Londynu zaczęły ją spotykać cierpienia, choroby, prześladowania i kpiny.
Większość jej przyjaciół odwróciła się od niej, uważając, że straciła w Medjugorju rozum, a jej nawrócenie było efektem podanych jej przez żołnierzy narkotyków.
Stała się też przedmiotem oszczerstw i pomówień ze strony bliskiej jej osoby. Opatrunkiem na rany stał się dla Marii różaniec oraz rada ks. O’Malleya:
„Za każdym razem kiedy odmawiasz różaniec, bądź pewna, że Ona będzie trzymać cię za rękę. Każdy paciorek to pełen miłości uścisk twojej Matki. Nigdy o tym nie zapominaj, dziecko. W przyszłości uratuje cię z wielkich niebezpieczeństw”.
Życie duchowe
Z czasem okazało się, że ksiądz O’Malley sprawdził się nie tylko jako kapelan pielgrzymki do Medjugorja, ale także jako kierownik duchowy, który czuwał nad rozwojem wewnętrznym Marii.
Z jego pomocą kobieta zaczęła nadrabiać braki w katechezie, a także sięgać po takie lektury, jak Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny św. Ludwika Marii Grignion de Montforta czy książki świętych: siostry Faustyny i ojca Pio.
To sprawiło, że sławna powieściopisarka weszła w inny wymiar życia. Odtąd przestały ją interesować przyjęcia, ładne ubrania czy puste rozmowy. Wolny czas wolała spędzać w kościele niż w galeriach handlowych.
Wkrótce regularny udział we Mszy św. oraz przystępowanie do sakramentu pojednania stały się filarami życia duchowego Marii. Odkryła także wartość adoracji Najświętszego Sakramentu. Tak opisała towarzyszące jej przeżycia na adoracji:
„Moja dusza doznaje poruszenia, odżywa i staję się bardzo czujna na to, co Bóg pragnie mi przekazać, mimo że czyni to w najgłębszej ciszy. Trudno to wytłumaczyć: mamy bardzo cichego Boga, lecz On nie jest głuchy…
Ten sposób modlitwy i otrzymywanie Jego miłości poprzez Jego ciszę stanowi część największej tajemnicy mojego życia duchowego, podobnie jak stała i wyczuwalna obecność Matki Bożej w kluczowych momentach zagrożenia. Dokładnie wtedy zawsze przychodzi mi z pomocą. Jest Matką, która nigdy nie zawodzi”.
Maria zrozumiała także, że Matka Boża prowadzi zawsze do Jezusa i do Jego Mistycznego Ciała, jakim jest Kościół.
Kiedy ksiądz O’Malley wyjaśnił jej, że wszyscy wierni tworzą ciało Chrystusa oraz że On wszystkich mieści w swej miłosiernej duszy, Maria – podobnie jak św. Tereska od Dzieciątka Jezus i wielu innych świętych – odczuła potrzebę poszukania swojego szczególnego miejsca w ciele Chrystusa.
Pragnienie jej serca nie pozostało bez echa. W czasie adoracji otrzymała od Maryi odpowiedź, że jest to rana z boku Chrystusowego powstała na skutek przebicia włócznią przez setnika.
„Od tamtej pory bardzo kocham tę ranę. […] Tysiące razy ukrywałam się w niej. To mój dom, światło, pociecha i ucieczka… Gdy wzmaga się wicher i czuję zagrożenie, biegnę do niej. Wówczas proszę Go, by przyjął mnie w swoim wnętrzu i całą zanurzył w swej Krwi i zbawczej Wodzie”.
„Niewinny” grzech przeszłości
Po kilku latach Maria czuła się już osadzona w religii katolickiej i z niemałym zadowoleniem uznała, a raczej przyjęła za pewnik, podszept szatana, że jest już świętą. Wszystkie grzechy odpokutowała, nie ma też komu zadośćuczynić. Dodała jednak na odchodne Bogu:
„Jeśli tak nie jest, uświadomisz mi to i zaradzimy temu, dobrze?”.
Na odpowiedź Jezusa nie musiała długo czekać… W parku przypomniała sobie zdarzenie sprzed prawie 30 lat, gdy jako studentka i modelka stała się obiektem zainteresowania ze strony niezbyt urodziwego, a do tego nieśmiałego chłopca.
Dowiedziawszy się przypadkiem o uczuciu swego kolegi, dziewczyna wyśmiała go i doprowadziła do tego, że chłopak ów stał się przedmiotem kpin oraz niewybrednych żartów ze strony studenckiej braci.
Nie tylko zawiedziony w swoim uczuciu, ale i potwornie upokorzony chłopiec przez kilka miesięcy – bo tyle trwała „zabawa” towarzystwa – w milczeniu znosił katusze.
Przypomniawszy sobie historię sprzed lat, Maria zapragnęła odszukać kolegę i przeprosić go za wyrządzone mu przed laty zło. Od swej dawnej znajomej dowiedziała się, że jest on żonaty i ma dziecko oraz że „nadal jest bardzo nieładny…”.
To, co najważniejsze, czyli jego aktualny adres, był jednak poza zasięgiem wiedzy koleżanki, a era Facebooka jeszcze wtedy nie nadeszła. Maria powierzyła więc owego mężczyznę Matce Bożej, prosząc o błogosławieństwo dla niego i jego rodziny oraz obiecując codzienną modlitwę wynagradzającą na różańcu w jego intencji.
Modliła się wytrwale przez kolejne dni, tygodnie, miesiące i lata. W tym czasie zrozumiała moc modlitwy wynagradzającej, a także wyzbyła się przekonania o własnej doskonałości.
Nauczyła się w tym czasie z pokorą, ale i z wielkim zaufaniem odnosić się do Boga. Wciąż pragnęła jednak spotkać tego kolegę osobiście.
Tajemniczy list
W 2007 roku Maria zdecydowała się podwoić modlitwę w tej intencji i gorąco prosiła Matkę Bożą o pomoc.
Tydzień później otrzymała dziwny list. Jego autorka poinformowała w nim o niebywałym zachowaniu jednego ze współparafian, który najpierw ze zdziwieniem przeczytał nazwisko Marii na jednej z książek religijnych (miał bowiem o niej niemiłe wspomnienie z przeszłości), a następnie stał się jej zagorzałym czytelnikiem.
„Prosi mnie – kończyła list kobieta – żebym Panią pozdrowiła i pogratulowała twórczości, którą obecnie śledzi z wielkim zainteresowaniem. Osoba, o którą chodzi, nazywa się […] i sądzi, że być może Pani go nie pamięta”.
Po tym liście historia potoczyła się szybko. Maria nawiązała kontakt z autorką listu i za jej pośrednictwem poprosiła o adres owego mężczyzny.
Po modlitwie zadzwoniła do niego, a kiedy ten skojarzył, z kim rozmawia, wówczas przystąpiła do „długiej litanii” przeprosin. On jednak przerwał jej, mówiąc z sympatią, że dawna rana już się zagoiła i wszystko zostało przebaczone.
Radość Marii była wielka. Dziękowała Matce Bożej za pomoc w załatwieniu tej sprawy, która ciągnęła się za nią przez parę lat. Po raz kolejny kobieta została utwierdzona w przekonaniu o mocy wytrwałej modlitwy za wstawiennictwem Maryi.
Rewizja życia
Dziś Maria jest osobą, która skarbem odkrytej wiary dzieli się zarówno podczas prelekcji wygłaszanych na całym świecie, jak i w swoich książkach, które szybko stały się bestsellerami.
O ile wcześniej znana była jako autorka antyklerykalnej powieści, nominowanej do prestiżowej nagrody literackiej w Hiszpanii, to teraz jej dar lekkiego pióra służy do głoszenia prawdy o Bożej miłości skierowanej do wszystkich ludzi.
Każdego dnia stara się realizować wezwanie, które usłyszała w Medjugorju:
„Głoś, że Ja jestem Prawdą”.
- Zainteresował Cię ten tekst? Zobacz też: Różaniec ratunkiem dla człowieka i świata
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!