Wśród 108 błogosławionych męczenników polskich, ofiar hitleryzmu, znajduje się Natalia Tułasiewicz, 39-letnia nauczycielka i konspiratorka.
Jest to postać niezwykła, gdyż nie tylko śmierć za wiarę i ojczyznę stanowi przyczynę jej chwały, ale nie mniejsze znaczenie ma jej życie, krótkie, a duchowo tak bogate, że może być źródłem refleksji, inspiracją oraz zachętą dla współczesnych chrześcijan świeckich. W Natalii, na długo przed Soborem Watykańskim II, ujawniła się myśl pochodząca od Ducha Świętego, którą potem zapisały dokumenty soborowe mówiące o misji i apostolstwie świeckich.
Dziewczyna do tańca i do różańca
Natalia Tułasiewicz urodziła się 9 kwietnia 1906 r. w Rzeszowie w wielodzietnej rodzinie urzędnika skarbowego. Ojca tak scharakteryzowała: „Prawdziwy Tułas do tańca i do różańca”. W 1912 r. rodzina przeniosła się na Śląsk, aby po dwóch latach osiąść w Krakowie. Ostatecznie od 1921 r. zamieszkała w Poznaniu i tu dotrwała do 1939 r. Natalia zdała maturę w Gimnazjum Sióstr Urszulanek w 1926 r. i w tym samym roku rozpoczęła studia polonistyczne na Uniwersytecie Poznańskim. Interesowało ją wszystko: filozofia, estetyka, psychologia, muzykologia. Działała w Kole Polonistów i w sodalicji mariańskiej.
Od 16. roku życia postawiła Boga na pierwszym miejscu i pragnęła wszystkie dziedziny swych zaangażowań przeżywać razem z Nim. Cieszyła się życiem, pisała wiersze, wszędzie było jej pełno. W czasie studiów poznała kolegę ateistę, sympatyka komunizmu, człowieka o trudnym charakterze, i zaręczyła się z nim. Osiem lat trwające narzeczeństwo było źródłem problemów. Nata pragnęła skierować Janka na myśl o Bogu, aby mógł się do Niego zbliżyć. Niekończące się dyskusje i spotkania ujawniają jednak, że to trud daremny i że nie tego związku Bóg pragnie dla Natalii.
Na przełomie 1928/29 r., po stwierdzeniu początków gruźlicy, Natalia wyjechała na urlop zdrowotny do Rabki; tam w miarę możności uczyła przyrody i geografii w Gimnazjum Sióstr Nazaretanek. Po polepszeniu się jej zdrowia wróciła na studia i w 1932 r. obroniła pracę magisterską pt. Mickiewicz a muzyka, napisaną pod kierunkiem prof. Romana Pollaka, który uznał ją za tak dobrą, że jej fragment zamieścił w czasopiśmie Ruch Literacki. Natalia po ukończeniu studiów rozpoczęła pracę nauczycielską, najpierw w szkole powszechnej, a po zdaniu egzaminu państwowego w Gimnazjum Prywatnym Sióstr Urszulanek w Poznaniu.
W 1934 r. zrywa z narzeczonym. Jest to krok, który ją wiele kosztuje. Zostawiając za sobą burzliwe, 8-letnie narzeczeństwo, zaczyna rozumieć, że Bóg ma dla niej inne plany: „Chcę nieść Chrystusa, który obrał serce moje za mieszkanie dla siebie, chcę Go nieść wszystkim ludziom spotkanym na ulicach, w tramwaju, w urzędach, w sklepach, w restauracjach, kinach, teatrach, wszędzie!”. Życie zakonne jej nie pociąga. Mając na co dzień kontakt z duchowością urszulańską, ucząc w szkole urszulanek Unii Rzymskiej i utrzymując zażyłe stosunki z urszulankami szarymi w Pniewach, miała możność rozważenia swego miejsca w tej formie życia konsekrowanego, ale nie widziała siebie w niej.
Nauczycielka z zamiłowania
Chwilowo pochłonęła ją całkowicie praca nauczycielska, której zadania i realia oceniała trzeźwo: „Być polonistką »wyczerpuje do szpiku«, poprawianie zeszytów to »gwóźdź do trumny«. Nie cierpię omawiania dzieł sztuki w szkole na modłę stereotypową: ogłupiająco pochwalną – sama prowokowałam moje wychowanki do ostrej krytyki”.
Jedna z jej uczennic tak ją zapamiętała: „Była niewysoka, jakby drobna i krucha. Wyróżniało ją wśród innych nauczycielek ogromne poczucie sprawiedliwości”. A tak inna koleżanka: „W pokoju profesorskim bywało gwarno i wesoło. Niewątpliwie Nata wprowadzała wiele humoru i dowcipu do grona. Liczono się z nią i poważano… Dowcip miała cięty”. Nauczycielstwo rozumiała jako służbę prawdzie, bezkompromisowej, odkrywczej i twórczej. „Polonista to właściwie człowiek, który powinien mieć renesansowy rozmach życia” – pisała już podczas wojny do profesora Pollaka.
Natalia bardzo wysoko ceniła powołanie nauczycielskie. Udzielała się więc z zapałem w Towarzystwie Nauczycieli Szkół Średnich i Wyższych. Wygłaszała odczyty, podwyższała swoje kwalifikacje. Namawiana przez prof. Pollaka podjęła myśl o doktoracie na temat Karola Huberta Rostworowskiego. Odbyła podróż do Norwegii i do Włoch; w Rzymie przeżyła kanonizację św. Andrzeja Boboli.
Powoli zaczyna rozumieć, że Bóg jeden jedyny może wypełnić jej życie: „Chrystus z oleodruków, ten z oczyma zawsze zwróconymi od ziemi, ten byłby nam wygodny! Ale On, Miłosierdzie wcielone, nie zna miłosierdzia dla wygodnictwa i lenistwa ducha” – zapisała w swoich notatkach duchowych. A kilka tygodni później: „Uczę się z radością stawać zawsze do apelu w szeregi Boże. Każdy z nas jest ogniwem w łańcuchu przyczyn i skutków, które sięgają nieskończoności”.
Potrzebna Mi jest twoja miłość…
Wybuch wojny 1 września 1939 r., wysiedlenie całej rodziny do obozu przejściowego 10 listopada, a po 3 tygodniach wywiezienie w bydlęcych wagonach do Ostrowca Świętokrzyskiego, tam pozostawienie całego transportu na łasce losu, Natalia rozumie jako wezwanie, że trzeba „(…) porzucić wszystko i iść z Tobą na Kalwarię”. Ponieważ w Ostrowcu nie było warunków do utrzymania się z 9-osobową rodziną, Natalia z wrodzoną energią udała się do Krakowa, by poszukać tam lokum i środków do życia. Na początku 1940 r. udało jej się sprowadzić wszystkich do Krakowa. Nata starała się utrzymać siebie i rodzinę pracą nauczycielską na tajnych kompletach oraz ucząc dzieci z różnych podkrakowskich miejscowości.
W lipcu 1940 r. umarł ojciec. W notatkach Natalii widać ciągły wysiłek, aby we wszystkich tragicznych wydarzeniach odczytywać wolę Bożą i z nią się jednoczyć: „Najdroższy mój Przyjaciel mówi mi: »Nie oburzaj się, nie złorzecz, potrzebna Mi jest twoja, właśnie twoja miłość. Dziś (…) potrzebna Mi jest twoja miłość więcej niż kiedykolwiek. Módl się przede wszystkim za nieprzyjaciół, albowiem taka modlitwa jest miłością najwyższej próby«”.
Lata wojny i życia pod okupacją niemiecką są wypełnione pracą, a równocześnie modlitwą i refleksją nad swoją drogą życiową, taką, jakiej Bóg od niej pragnie. Nata szybko dojrzewała duchowo. Już wie, że jedyną miłością jest Jezus. Jego chce nieść ludziom, ale w sposób nowy: „Nie negatywna asceza, nie »porywanie« Chrystusa ze środowisk prawie pogańskich ku zaciszom domowym serca, ale przeciwnie (…) – przenoszenie Chrystusa w zaciszu swojego serca ku środowiskom i ludziom odwróconym od Niego”.
W tym duchu kształtuje swój osobisty styl świętości: „Moim przeznaczeniem jest tkwić w życiu, w jego konfliktach, jego rozmaitościach… (…) Nie oddzielam życia szarego od ideałów, ku którym podążam. Wszystko – praca, nauka, sen, jedzenie – wszystko wciągam w swój program doskonalenia się (…). Trawi mnie w życiu głód podwójny. Głód świętości i piękna. W istocie jest to jedno i to samo (…) Świętość prawdziwa o cechach renesansowych, oto, co mnie absorbuje wewnętrznie”.
Powołanie w sercu świata
Tak Natalia odczytała wolę Bożą. Widzi już swoje powołanie coraz konkretniej – jako drogę bardzo własną, drogę celibatu, apostolstwa, wierności prawdzie, pogłębianiu wiedzy i kontemplacji, by doszukiwać się prawdy zdarzeń, więc coraz lepiej odczytywać świat w świetle Bożym. „Głos wewnętrzny mówi mi, bym szła własną, przez Chrystusa dla mnie wytyczoną drogą (…). Modlę się serdecznie, bym czyniła to tylko, co Bóg zechce”. Jej droga duchowa prowadzi od miłości narzeczeńskiej ku umiłowaniu wszystkich w Bogu. Słyszy głos: „Żyj tak, jakby od jakości twego życia zależał los świata”.
Odkrycie tego swojego, indywidualnego powołania napełnia ją pewnością, że żyje w prawdzie i zgodzie z samą sobą: „W samotności, w wolności zupełnej znajduję rację swojego istnienia poza małżeństwem i macierzyństwem. Idąc po tej linii, pełnię wolę Bożą tak, jak mi się jawi dla realizacji w codzienności mojej (…). Żadnych osobistych ambicji, żadnych koturnów. Prostota jedynie ma ten rodzaj patosu, który nie budzi uśmiechu. Ma patos prawdy (…). Jest we mnie zawsze przemożna tęsknota do pogłębiania wiary uczciwymi, ustawicznymi do ostatniego tchu życia studiami. Przecież właśnie rozum nasz czyni nas stworzeniami na obraz i podobieństwo Boże. (…) Staje przede mną przyszłość tak pasjonująca, co wyrosła z prawdy mego wnętrza. (…) Z pomocą Bożą mogę przeróść samą siebie”.
Bogu, apostolstwu, pracy nauczycielskiej, drugiemu człowiekowi chce poświęcić wszystkie swoje talenty, siły, energię. Pragnąc spełnić się też jako artystka, postanowiła napisać Psalmy współczesne. Jak świadczy korespondencja z prof. Pollakiem, układali razem plany współpracy naukowej na Uniwersytecie Poznańskim po wojnie. Myśleli o zorganizowaniu tak studiów polonistycznych, aby dawały nie tylko szeroką i krytyczną wiedzę o literaturze, ale ukazywały ją na tle całej kultury polskiej. Profesor widział w Natalii przyszłą asystentkę. Wszechstronność zainteresowań Natalii predysponowała ją do tej roli.
Tajna misja
O pracy konspiracyjnej Natalii jej rodzina nic nie wiedziała; w jej notatkach osobistych jest oczywiście na ten temat głucha cisza. O niebezpieczeństwo łapanek, wywiezienia na roboty przymusowe, przyłapania na tajnym nauczaniu ocierała się na co dzień.
Organizacja „Zachód”, powołana w 1942 r. przez Rząd Londyński, miała na celu niesienie pomocy Polakom wywożonym na roboty do Niemiec. „Pomoc ta miała polegać na wysyłaniu do większych skupisk polskich wolontariuszy, którzy umieliby oddziaływać na biednych, zagubionych w obozach pracy ludzi, podnosić ich na duchu, zwiększać ich morale, pobudzać ich religijność i duchowość, a wreszcie – po zakończeniu wojny – przyprowadzić ich do kraju”.
Wynajdywaniem i werbunkiem wolontariuszy zajmowali się m.in. dwaj kapłani znający Natalię: ks. prałat Ferdynand Machay i chrystusowiec ks. Kazimierz Świetliński. Uznali ją za wymarzoną do tej misji. W lipcu 1943 r. Natalia wzięła udział w szkoleniu ochotników w Warszawie. Przed wyjazdem do Niemiec przeprowadziła do krewnych w Warszawie swoją matkę, aby jej nie zostawiać bez opieki w Krakowie. W sierpniu Natalia została przyłączona do transportu przymusowych robotników i wywieziona do Hanoweru.
W ostatnich notatkach na polskiej ziemi pisała: „Mam odwagę chcieć być świętą. (…) Tylko świętość jest najpełniejszą miłością, więc nie tylko chcę, ale muszę być świętą, nowoczesną świętą, teocentryczną humanistką! (…) Cóż Ci mam, Panie mój, rzec w tej godzinie wołania Twego? Znasz mnie, bo modlę się do Ciebie ustawicznie, modlę się całym życiem. Wiem, że modlitwa milczenia mego i słuchania Twego głosu najpiękniejszą jest dla Ciebie modlitwą. Że raczysz do mnie mówić, miłuję Cię ponad wszystko. Ale gdy skrywasz się przede mną, utajasz, milczysz, o, nawet wtedy po stokroć Cię miłuję goręcej. Wtedy wiem, że mnie uważasz za wartą Getsemani, za kogoś, kto nie śpi, gdy Ty czuwasz, za kogoś, kto wówczas umie być z Tobą. Miłości moja! Jestem. Idę!”.
Na chwilę przed wyjazdem znajomy ksiądz dał jej malutki obrazek Jezu, ufam Tobie. Z Niemiec Natalia pisywała często do rodziny i przyjaciół. Z tych szczęśliwie zachowanych listów można odtworzyć częściowo obraz jej misji. Została zakwalifikowana jako robotnica fizyczna i skierowana do fabryki Günther-Wagner „Pelican”. Kwaterę miała w przyfabrycznych barakach dla kobiet różnej narodowości, ale w baraku Natalii mieszkały same Polki. Trafiła do pokoju 6-osobowego; obok Natalii same młode dziewczyny, dwudziestolatki. Wśród 300 Polek zatrudnionych w „Pelicanie” przeważały robotnice, bez wykształcenia, solidarne, o dobrych sercach, ale często moralnie zagubione. Miała więc Natalia piękne pole do tak ukochanej pracy nauczycielskiej i ewangelizacyjnej. „Po godzinach pracy [na 3 zmiany] nikt się do nas nie wtrąca” – pisała w liście. Noce – i nie tylko – „urozmaicały” naloty i bombardowania. W czasie ich trwania Natalia organizuje wspólną modlitwę, by barak ocalał. Chodząc po mieście, widziała coraz większy obszar zniszczeń i ludzkiego nieszczęścia.
Apostołek
Natalia dość szybko zyskała sympatię i autorytet otoczenia, nie tylko wśród Polaków, więc udało jej się wprowadzić zwyczaj wspólnego pacierza, co dzień w innym pokoju baraku. Potem przyszedł czas na katechezy, pogadanki, głośną lekturę (zaczynając od Pana Tadeusza). Na ołtarzyku w jej pokoju stał obrazeczek Jezu, ufam Tobie. To przed nim mieszkanki pokoju klękały do wspólnego pacierza. Z czasem Natalia zorganizowała chórek, potem było śpiewanie kolęd, opłatki, w końcu przedstawienie Jasełek hanowerskich jej autorstwa, a w Wielkim Poście rekolekcje. Do końca 1943 r. przeprowadziła 60 katechez, zachęcała do modlitwy, zakładała kółka różańcowe, pomagała w dostępie do sakramentów, umacniała na duchu, nawracała. Oddziaływała też na ludzi innych narodowości. Zwano ją „apostołkiem”.
Tak dobrze rozwijająca się praca ewangelizacyjna zostaje nagle przerwana. Na skutek nieostrożności kuriera z Polski Natalię, zdekonspirowaną, aresztuje gestapo 29 kwietnia 1944 r. Przesłuchania mają miejsce w Hanowerze, potem w więzieniu w Berlinie, Kolonii, Brauweiler, gdzie była torturowana w czasie śledztwa. Nie wydała nikogo.
Jesienią 1944 r. skierowano ją do obozu w Ravensbrück. Chociaż więzienie i warunki obozowe fatalnie odbiły się na jej zdrowiu, Natalia jest oddana woli Bożej i cała dla innych. Czerpie siły z Komunii św. duchowej, którą zawsze bardzo ceniła. Teraz to dla niej sposób codziennego jednoczenia się z Umiłowanym. W obozie wypełnia dalsze zadania: pracuje fizycznie, ewangelizuje, naucza, szczególną opieką otacza dziewczyny z powstania warszawskiego, które po strasznych dniach walk i klęsk są częstokroć załamane.
Mija kilka miesięcy życia w ciężkich warunkach obozowych. Jest rok 1945. Natalia jest już bardzo chora. Odnowiona gruźlica czyni groźne postępy, szybsze niż zbliżanie się wojsk alianckich. Już raz ze względu na stan zdrowia została wyselekcjonowana do gazu. Uratowana przez „lagerpolicję” wraca na rewir. W Niedzielę Palmową 1945 r. organizuje jeszcze wspólną modlitwę więźniarek różnych narodowości.
W Wielki Piątek, 30 marca, przewidując ewakuację obozu, komendant przeprowadza ostrą selekcję najsłabszych więźniarek. Pomimo że koleżanki podtrzymują chorą Natalię, jak mogą, zostaje zauważona, wyciągnięta z szeregu i odesłana do komory gazowej. Następnego dnia wojska amerykańskie wyzwoliły obóz w Ravensbrück.
Życie Natalii Tułasiewicz zostało napisane ręką Boga, aby dać przykład, jak wiele może dokonać On przez człowieka, który Mu się oddał bez reszty – zwykłego, świeckiego człowieka, rozmiłowanego w Bogu, swej pracy i bliźnich. Dzięki siostrze błogosławionej, Zofii, świadomej, że Natalia była niezwykłą postacią, ocalały cztery zeszyty jej notatek duchowych, rękopisy, korespondencja, pamiątki, wspomnienia przyjaciół z różnych okresów jej życia. Dzięki tej zapobiegliwości możemy dziś dysponować sporym materiałem, ukazującym duchowość Natalii w całym jej bogactwie. Wyjątki z jej pism już ukazały się drukiem (Przeciw barbarzyństwu, Wydawnictwo „M”, Kraków 2003). Na wydanie pełniejsze czekamy.
Natalia Tułasiewicz, na kilka lat przed ustanowieniem przez Kościół nowego powołania do konsekracji w świecie (konstytucja Provida Mater, 1947 r.), ukazała wzór człowieka świeckiego, który obrał drogę rad ewangelicznych, aby pełnię swego serca oddać Bogu i ludziom, ewangelizując ich przykładem, pracą nauczycielską, słowem, pięknem, entuzjazmem dla sprawy Bożej. Przykład zaiste porywający, więc można Natalię uważać za prekursorkę tak rozumianego apostolstwa świeckich.
„Nie oddzielam modlitwy od życia, aby codzienność była ustawiczną, pełną żarliwości modlitwą” – pisała. Widziała też palącą potrzebę nowej ewangelizacji świata: „Trzeba odnowić zakon życia”. Część jej krótkiego życia przebiegła w warunkach ekstremalnych. Nigdy nie poddała się pokusie nienawidzenia kogokolwiek, nawet katów. Ekstremalność naszych czasów przebiega w innych realiach, ale o owoce nienawiści nietrudno. Inny rodzaj barbarzyństwa nam zagraża. Byłoby dobrze, aby błogosławiona nauczycielka udzieliła nam wszystkim swojej żarliwości w kształtowaniu i obronie człowieczeństwa tych, którzy na nas patrzą z nadzieją.
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!