W wieku około 40 lat miałam troje dzieci, za sobą dwie aborcje i jedną ciążę obumarłą…
Ponieważ moja matka była osobą bardzo religijną, na Mszę św. uczęszczałam od dzieciństwa. Uczęszczałam, lecz sercem swym byłam daleko od Boga. Przeważnie dwa razy w roku spowiadałam siępodczas rekolekcji, bo czułam, że tak trzeba.
W wieku około 40 lat miałam troje dzieci, za sobą dwie aborcje i jedną ciążę obumarłą. Moi rodzice nie żyli. Za wszystko winiłam swego męża – za te ciąże, za jego niezaradność.
Zazdrościłam koleżankom, które miały po dwoje dzieci, rodziców, którzy im pomagali, pieniądze, samochód. Nas nie było stać na nic.
Ja nie pracowałam, gdyż zajmowałam się dziećmi. Potem nie mogłam znaleźć pracy. A jeszcze potem przyszła choroba i dopiero wtedy tak naprawdę poczułam, że tylko On może mi pomóc.
Kiedy przeczytałam Wasze czasopismo, wiedziałam, że to jest to, czego mi było trzeba. Ujrzałam wtedy w świetle dziennym swoje grzechy (o niektórych nawet nie wiedziałam, że są grzechami). Zrozumiałam, że chociaż uważałam się za katoliczkę, to moim Bogiem były koleżanki, plotki, telewizja i ciągłe pretensje do mojego męża.
Duch Święty powoli prowadził mnie przez czytanie Waszej gazety i przez lekturę książek. Odsłaniał przede mną moje grzechy, z których oczyściłam się w spowiedzi św.
Od tamtej pory zaczęłam czytać Dzienniczek św. Faustyny, Pismo św., odmawiałam Koronkę do miłosierdzia Bożego, adorowałam Pana w Najświętszym Sakramencie. To Jemu powierzyłam wszystkie swoje troski i kłopoty; całkowicie Mu zaufałam.
Odmawiałam też modlitwę przebaczenia i wybaczyłam wszystkim i sobie to, co leżało mi na sercu.
Wzięłam w duchową adopcję już drugie dziecko, należę też do różańca rodziców za dzieci. Moją ogromnąradością było to, że moja nastoletnia córka, z którą miałam kłopoty, także zaczęła czytać Wasze czasopismo i przystąpiła do RCS. Bardzo się zmieniła na lepsze.
Zawsze marzyłam o pracy w swoim zawodzie, lecz w moim wieku nie miałam na to szans. Jednak Pan postawił na mojej drodze ludzi, którzy sami zaproponowali mi taką pracę.
Moje koleżanki bardzo mi zazdrościły i coraz rzadziej mnie odwiedzały. Lecz ja byłam szczęśliwa, bo miałam więcej czasu dla Boga. Pan nie uzdrowił jeszcze mojego ciała (wierzę, że to uczyni), ale uzdrowił mojąduszę. Wlał w moje serce ogromną miłość do Niego i bliźniego.
Dziś mogę powiedzieć za św. Pawłem: „Dziś nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (por. Ga 2,20).
Moje życie zmieniło się na lepsze. Mam dobre dzieci i dobrego męża, który zawsze taki był, tylko ja tego wcześniej nie widziałam, dopóki Pan nie otworzył moich oczu.
Staram się, choć raz w miesiącu, przystępować do sakramentu pokuty i spędzać swój wolny czas z rodzinąi z Bogiem. Dziękuję Bogu za tę chorobę, bo jak wszyscy mówią: „jak trwoga, to do Boga” – i tak było w moim przypadku. Lecz Pan tylko na to czekał i złapał mnie za wyciągniętą rękę jak najlepszy Ojciec, bo tak długo mnie wypatrywał. Napełnił mnie pokojem i radością.
Proszę, nie czekajcie tak długo jak ja. Otwórzcie już dziś swoje serca Chrystusowi, a On zdziała cuda. Bo tylko w Nim znajdziecie radość i szczęście.
Marnotrawna córka
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!