Nigdy nie czułam się taka wolna jak w małżeństwie

Marzenia a rzeczywistość

Zawsze marzyłam o mężu, z którym mogłabym się pomodlić i porozmawiać o Bogu, ale z którym mogłabym też się dobrze bawić. Na drugim roku studiów w Warszawie stwierdziłam jednak, że takich chłopaków nie ma – byłam rozczarowana i zrezygnowana. W tamtym czasie moje serce było złamane i nie miałam poczucia własnej wartości.

Zastanawiałam się, jak wytrzymam kolejny rok w tym mieście… Chciałam skończyć chociaż licencjat i móc potem wrócić do domu. Wszystkie znajomości zawarte na uczelni wydawały mi się wówczas bardzo płytkie. Rozmawiało się o pogodzie i o tym, jak było na ostatniej imprezie. Cały czas czułam, że czegoś mi brakuje, że pragnę czegoś głębszego…

Moja relacja z Panem Bogiem była w tamtym czasie powierzchowna, tzn. chodziłam na Msze św. w niedziele i brałam udział w rekolekcjach przed świętami, ale tak naprawdę nie wsłuchiwałam się wtedy w to, co mówi do mnie Bóg. Odmawiałam codziennie dziesiątkę różańca, ale często była ona dla mnie jak wyrecytowany wierszyk.

Starałam się jednak żyć według dziesięciu przykazań. Jednocześnie wydawało mi się, że nie ma już młodych ludzi, którzy myślą podobnie jak ja i – przykładowo – chcą czekać ze współżyciem do ślubu. Uważałam, że moja sytuacja jest beznadziejna. Pamiętam, jak się wtedy modliłam i prosiłam Boga, żeby mnie ratował…

Ruch Czystych Serc

Zaczęłam odmawiać nowennę do św. Judy Tadeusza i dziewiątego jej dnia znalazłam się na spotkaniu wspólnoty Ruchu Czystych Serc. Tutaj Pan Bóg zaczął leczyć moje poranione serce. Poznałam tam wspaniałych ludzi, przed którymi nie musiałam nikogo udawać. Zaczęłam czuć się wolna i kochana. Zrozumiałam wtedy, że tylko w Bogu jest prawdziwe szczęście.

Pan Bóg dał mi siłę do bycia sobą. Odtąd moja uwaga skupiła się przede wszystkim na relacji z Nim. Wszystko to, co mnie wcześniej przygniatało, stało się lekkie. Kiedy poczułam się w końcu dobrze sama ze sobą, zrozumiałam, że Pan Bóg chce, abym była jeszcze bardziej szczęśliwa.

Relacja z Tomkiem

Tomka spotkałam na uczelni. Zawsze się lubiliśmy, chociaż nie znaliśmy się bliżej. Tomek lubił przebywać w moim towarzystwie, bo – jak mówił – biło ode mnie ciepło. Podkreślał wówczas, jak ważne jest, aby być sobą, nie zakładać masek. Wiedziałam, że jeżeli ma z naszej znajomości wyniknąć coś głębszego, to muszę mówić otwarcie o swoich przekonaniach.

Zaczęliśmy spędzać więcej czasu razem. W pewnym momencie powiedziałam Tomkowi, że należę do wspólnoty Ruchu Czystych Serc, jeżdżę na ewangelizację i że Bóg jest dla mnie najważniejszy.

Tomek nigdy nie należał do żadnej wspólnoty. Miał też wyobrażenie, że do takich grup należą ludzie dziwni. Chodził w niedzielę do kościoła, czasami nawet się modlił, ale – jak sam mówił – niewiele wiedział o Bogu. Jego relacja z Nim była bardzo płytka. Krępowały go też wszelkie rozmowy na ten temat. Wiele z jego poglądów było sprzecznych z nauczaniem Kościoła. To, co ja mówiłam, było dla niego czymś nowym; nie rozumiał tego, ale to szanował.

Wtedy zaczął się dla nas czas poznawania siebie nawzajem i dawania sobie wolności. Byliśmy razem szczęśliwi i pomimo tego, że jeszcze wtedy Tomek nie rozumiał znaczenia czystości przedmałżeńskiej, szanował to, że chcę poczekać ze współżyciem do ślubu.

Uczyliśmy się kochać siebie nawzajem takimi, jakimi jesteśmy. Był to czas dużej kreatywności w naszym związku – wymyślania różnych ciekawych randek. To pomogło nam się jeszcze bardziej do siebie zbliżyć.

Czasami słuchaliśmy konferencji z Pachnideł o. Szustaka, a także nagrań ks. Marka Dziewieckiego czy p. Jacka Pulikowskiego.

Martwiło mnie jednak to, że nie mogę z Tomkiem porozmawiać o Bogu tak, jak ze swymi znajomymi z RCS-u. Ponadto nasze poglądy dotyczące różnych kwestii moralnych (np. aborcji) się różniły. Bardzo mnie to bolało, ale wiedziałam, że nie mogę narzucić Tomkowi swojego podejścia…

Modliłam się wręcz do Boga o to, żeby moja relacja z Tomkiem skończyła się jak najszybciej, jeżeli nic z niej nie będzie. Pragnęłam mieć obok siebie w małżeństwie mężczyznę, dla którego Bóg byłby najważniejszy i który w tym poranionym świecie walczyłby o naszą rodzinę i stał na straży naszych dusz.

Coraz częściej myślałam o tym, że to się jednak nie uda… Jak mielibyśmy budować kiedyś wspólny dom i wychowywać dzieci, jeśli każde z nas miało inne priorytety? Wiem, że niektórzy są w związku mimo takich różnic. Ale ja nie chciałam takiej relacji.

Zdałam sobie wtedy sprawę, że tyle nas różni, że nigdy nie dojdziemy do takiej bliskości, o której mówi Bóg. Człowiek, który nie czerpie ze źródła miłości, jakim jest Jezus, potrafi kochać tylko po ludzku. Ja nie chciałam takiego małżeństwa. Tomek nie rozumiał, o co mi chodzi, a ja nie potrafiłam mu tego wytłumaczyć. Stanęliśmy przed murem…

Niesamowite, że mimo tych wszystkich obaw i trudnych rozmów między nami czułam pokój. Tomek nie chciał ze mną pojechać na ewangelizację czy pójść na spotkanie wspólnoty, ale zawsze mnie motywował i mobilizował do pogłębiania swojej wiary. Było to dla mnie zadziwiające. Dzięki temu jeszcze bardziej zbliżyłam się do Boga. Uczyłam się Mu ufać. Przecież On wie, co jest dla nas najlepsze, chociaż my tego możemy nie rozumieć. Po ludzku myśląc, łatwiej by było, żeby Tomek też był od początku blisko Boga. Jednak Pan Bóg nie chciał dla nas łatwiej, ale jak najlepiej…

Trudna próba

Wtedy właśnie Tomek pojechał na pół roku na wcześniej już zaplanowany wyjazd do Belgii w ramach programu Erasmus. Obydwoje czuliśmy, że może być z nami różnie po jego powrocie… Podczas tego wyjazdu mój chłopak doświadczał wielu pokus, których do końca nie był nawet świadomy. To był niełatwy dla niego czas…

Modliłam się za Tomka każdego dnia na różańcu, często ze łzami w oczach, aby Matka Boża go chroniła i żeby doświadczył miłości Boga. Już nawet nie chodziło mi o nasz związek, ale o to, żeby Tomek mógł doświadczyć tego prawdziwego szczęścia. Mieliśmy też jedną wspólną modlitwę do Matki Bożej Pięknej Miłości, którą oboje odmawialiśmy. Co ważne, mimo przebywania w obcym kraju Tomek co niedzielę był w kościele.

Kiedy Tomasz wrócił, ja akurat jechałam na letnie rekolekcje RCS-u. Bardzo chciałam, żeby ze mną tam pojechał. Tomek powiedział jednak, że nie czuje takiej potrzeby. To był dla mnie kolejny cios… Powiedziałam Bogu, że ja już nie mam siły i nie chcę przez całe życie „ciągnąć” kogoś na rekolekcje.

Postanowiłam wtedy zacząć odmawiać Nowennę pompejańską w intencji swojego przyszłego męża – takiego, który będzie dążył do świętości. Nie wyjawiłam Tomkowi treści tej intencji. Na początku chciałam się modlić konkretnie za nasz związek, ale potem stwierdziłam, że najlepiej modlić się o realizację Bożej woli w naszym życiu.

Bierzmowanie i jego skutki

Tomek nigdy nie wypowiadał się negatywnie na temat mojego codziennego czytania Pisma św., modlitwy różańcowej czy uczestniczenia we Mszy św. w ciągu tygodnia. Nawet pilnował, żebym nie zostawiała odmawiania całej Nowenny pompejańskiej na koniec dnia.

Ja byłam sobą i on też. Pomagaliśmy sobie stawać się lepszymi ludźmi. Czułam się przy nim bezpiecznie. Ta relacja dawała dobre owoce, dlatego w niej trwaliśmy.

Po miesiącu odmawiania nowenny Tomek powiedział mi, że zapisuje się na kurs przygotowujący do przyjęcia sakramentu bierzmowania u ojców dominikanów w Warszawie, gdzie wcześniej chodził na niedzielne Msze św. Kurs ten miał trwać dziewięć miesięcy, a spotkania odbywały się raz w tygodniu. Nie wierzyłam w to, co usłyszałam… To był cud… Tomek zaproponował mi, żebyśmy razem chodzili na te spotkania.

Podczas tych dziewięciu miesięcy Bóg przemieniał serce Tomka w delikatny i czuły sposób. Nasze rozmowy na temat Pana Boga były coraz głębsze, a ja cały czas dziękowałam Mu za to wszystko. To był niesamowity czas.

Po zakończeniu przygotowań Tomek bardzo świadomie przyjął sakrament bierzmowania, a ja miałam zaszczyt być jego świadkiem. On jednak nie zatrzymał się na tym. Jego chęć poznawania Boga była od tamtej pory coraz większa. Zaczął odtąd zadawać mi coraz więcej pytań dotyczących wiary.

Nasza relacja dzięki wspólnemu odkrywaniu Boga stała się jeszcze głębsza. Pan Bóg poprzez nią nauczył mnie cierpliwości, wytrwałej modlitwy, zaufania oraz dawania wolności innym. Jeśli Bóg daje nam wolność, to dlaczego my mamy kogoś ograniczać albo coś na kimkolwiek wymuszać? Zresztą sam Tomek podkreślał, że nie chce, aby jego wiara, modlitwa i przynależność do wspólnoty były oparte na tym, że mi na tym zależy. Wówczas byłoby to wszystko oparte na nietrwałym fundamencie.

Pan Bóg nigdy się nie narzuca, ale walczy o nas każdego dnia. O każdego inaczej, bo On nas stworzył i wie, że każdy jest jedyny w swoim rodzaju. Tomek potrzebował czasu, chwil refleksji i analizy rzeczywistości. Ja natomiast potrzebowałam chwil smutku i poczucia bezsilności, żeby zwrócić się do Boga.

Tomek zawsze był dobrym mężczyzną, ale Bóg wydobył z niego jeszcze bardziej niesamowite cechy. Teraz już widziałam, że ten mężczyzna potrafi walczyć o Boga w swoim sercu. Odtąd mieliśmy wspólny cel – świętość. Wiedzieliśmy, o co chcemy walczyć…

Bóg uczy nas prawdziwej miłości

I stało się… Na kolanie klęczał przede mną chłopak, którego kocham, z którym uwielbiam spędzać czas, mam wspólne pasje, który jest przystojny oraz ma w sercu Boga. Oczywiście ze łzami w oczach powiedziałam „tak”. Myślałam, że to już koniec spełniania moich pragnień, ale się pomyliłam…

Pamiętam, że gdy wstępowałam do RSC-u, marzyłam, żeby mój przyszły mąż też do niego należał. W okresie narzeczeństwa pojechaliśmy na adwentowe dni skupienia RCS-u. Po jednej z nocnych adoracji Tomek podszedł do stolika z listą i zapisał się do wspólnoty. Pod koniec rekolekcji było uroczyste przyjęcie nowych członków, a jednym z nich był właśnie mój chłopak…

Rok później odbył się nasz ślub, a po 20 miesiącach od niego przyszła na świat nasza córeczka Sara. Teraz Tomek wychodzi często z propozycją wspólnej modlitwy czy wyjazdu na rekolekcje. Stoi na straży rozwoju duchowego naszej rodziny.

Bóg naprawdę jest niesamowity i zna prawdziwe pragnienia naszych serc. Nawet kiedy my sami o nich zapominamy czy je zagłuszamy. Tylko musimy Mu zaufać, bo On chce dla nas świętości.

Z perspektywy czasu widzimy, że Pan Bóg prowadzi nas przez te wszystkie lata, że cały czas jest obecny i uczy nas prawdziwej miłości. Bardzo się cieszymy swoim małżeństwem, które dzięki takiej historii jest wyjątkowe. Potrafimy rozmawiać ze sobą o wszystkim i jesteśmy dla siebie najlepszymi przyjaciółmi.

Ja zawsze mówię, że nigdy nie czułam się taka wolna jak w małżeństwie. Dziś oboje nie wyobrażamy sobie życia w małżeństwie bez Boga, który umacnia nas w miłości i uczy nas wyzbywania się egoizmu. Bóg jest bardzo dobry i nie ma dla Niego rzeczy niemożliwych!

Wiola i Tomek