Otworzyłam serce na dar życia!

Jestem mamą kochanych dziewczynek: Hani i Oleńki. Córki są szczególnym przejawem miłości Pana Boga w moim życiu. Mam wrażenie, że przyjmując Olę, moje serce otworzyło się na Boga jak nigdy wcześniej.

„Od łona matki Pan mym opiekunem”

Cztery lata temu, będąc w ciąży, dowiedziałam się o tym, że moja młodsza córeczka, którą nosiłam pod sercem, jest poważnie chora. Kontrolne badanie ujawniło, że Ola ma wady rozwojowe mózgu. Poprzednie badania były prawidłowe i nic nie wskazywało na to, że za chwilę nasze życie całkowicie się odmieni…

Dzień diagnozy był niezwykły. To nie był czas, w którym codziennie czytałam słowo Boże, ale wtedy właśnie wyjątkowo, kilka minut przed wejściem do gabinetu lekarskiego, przeczytałam w telefonie fragment z Pisma św.: „Od łona matki Pan mym opiekunem” (Ps 71,6).

W tym dniu Kościół wspominał narodziny św. Jana Chrzciciela. Siedząc w poczekalni, myślałam o tym, jak bliskie są mi teraz te słowa i jak to dobrze, że Pan czuwa nad nami. Chwilę później widziałam, jak zmienia się twarz lekarza… Kontrolne badanie USG wykazało, że moja córka ma bardzo duże wodogłowie. Bóg wyprzedził diagnozę…

Przeczytane wcześniej słowa psalmu 71 dały mi siłę, żeby wrócić do domu. Tam zaś pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam, był mały obrazek św. Rity. Obrazek ten leżał na półce w naszej kuchni już od kilku tygodni. Znalazł się tam „przypadkiem”. Wcześniej jednak nie przeczytałam modlitwy i nie znałam św. Rity. W dniu diagnozy zrobiłam to pierwszy raz i poczułam, że św. Rita nam pomoże.

Zawierzyłam Olę Bogu

Lekarz na kilku kolejnych spotkaniach nie dawał żadnej nadziei i sugerował mi aborcję. Bardzo duże wodogłowie na tak wczesnym etapie ciąży miało w efekcie doprowadzić do tego, że Ola – o ile przeżyje – będzie dzieckiem w głębokim stopniu niepełnosprawnym fizycznie i intelektualnie. Usłyszałam też wtedy, że rujnuję sobie życie, a moja córka nie rokuje na nic pozytywnego…

Szukałam możliwości jakiejkolwiek pomocy, ale lekarz zanegował je wszystkie. Powiedział mi, że dziecko będzie dla mnie tylko „krzyżem Pańskim”, a moja nadzieja na jakąkolwiek pomoc jest iluzoryczna… Mój świat się walił, ale pomimo tego zdecydowałam się zawierzyć Olę Bogu.

Już wkrótce miało się okazać, że Pan prowadzi nas własnymi drogami. Wierzę bowiem, że to właśnie z Bożą pomocą znalazłam lekarzy, którzy tak jak ja chcieli walczyć o życie mojej Oleńki.

Zostałyśmy zakwalifikowane do operacji wewnątrzłonowej metodą otwartej chirurgii płodu. Była to pionierska operacja w Polsce. Lekarze ze Specjalistycznego Szpitala nr 2 w Bytomiu specjalnie sprowadzili dla mojej córki najmniejszą z możliwych zastawek komorowo-owodniowych i założyli ją w 24. tygodniu życia płodowego Oli. Zastawka ta odprowadzała nadmiar płynu z mózgu.

Kilka dni przed operacją w szpitalnej kaplicy prosiłam Boga o umocnienie. Ksiądz powiedział, żebyśmy wychodząc, zabrali ze sobą wyłożone tam czasopisma. Nie patrząc nawet na okładkę, wzięłam numer „Miłujcie się!”.

Dopiero na sali się zorientowałam, że okładka pisma przedstawia zdjęcie uśmiechniętej matki z nastoletnią córką oraz cytat: „Nie zgodziłam się na aborcję. Dzisiaj córka ma 17 lat”. W środku znajdował się artykuł – historia matki i jej córki – również Oli. To było niesamowite!

W numerze tym był także obszerny tekst o św. Szarbelu. Kiedy go przeczytałam, pojawiło się we mnie silne przekonanie, że ten święty nam pomoże. Było to dziwne uczucie, które towarzyszyło mi cały dzień. Myślałam dotąd, że proszę już o wstawiennictwo św. Rity i to powinno wystarczyć.

Wieczorem niespodziewanie zadzwoniła do mnie znajoma i zaproponowała, że przywiezie mi olej św. Szarbela. Zaczęła rozmowę od słów: „Wiesz, jest taki święty…”, ale ja już wtedy wiedziałam, o kim mówi, i od tamtej pory o zdrowie córki prosiłam także przez wstawiennictwo św. Szarbela.

Czułam wewnętrznie, że będzie dobrze, że Pan jest z nami… Po operacji na zdjęciach USG zaczął pojawiać się mózg naszej Oleńki. Byłam szczęśliwa i myślałam, że najtrudniejsze za nami…

Bożonarodzeniowy cud

Ola przyszła na świat w 30. tygodniu ciąży o godz. 15.04. Cud życia. Była maleńka i waleczna. Tego dnia obchodzona była 80. rocznica ogłoszenia Koronki do miłosierdzia Bożego.

Córkę przetransportowano do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Tam okazało się, że poza wodogłowiem Oleńka ma też inne wady rozwojowe mózgu, które również mogą spowodować, że będzie ona dzieckiem niepełnosprawnym intelektualnie i fizycznie. Rozwój naszej córeczki był zatem dla nas wielką niewiadomą. Najtrudniejsze było dopiero przed nami…

Ola pierwsze miesiące swego życia spędziła w szpitalu, gdzie przechodziła kolejne zabiegi chirurgiczne. Kiedy mogliśmy już wziąć ją do domu, po dwóch tygodniach okazało się, że cały układ zastawkowy u naszej córeczki skolonizowały bakterie. Czekały nas kolejne tygodnie hospitalizacji i kolejne zabiegi chirurgiczne…

Patrzyłam na ból swojego dziecka i myślałam, że serce mi pęknie. To było niewyobrażalnie trudne doświadczenie macierzyństwa… Antybiotyki podawano dożylnie. Kolejne wkłucia powodowały, że córeczka bała się dotyku.

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia, a ja kłóciłam się z Bogiem. Prosiłam, żeby zabrał Oleńkę, jeżeli jej życie ma być ciągłą walką z bólem i strachem… Lekarz powiedział nam, że prawdopodobnie przyjdzie Oli zmierzyć się jeszcze z sepsą, co stanowiło zagrożenie dla jej życia.

19 grudnia nasza córeczka, Aleksandra Katarzyna, przyjęła w szpitalu sakrament chrztu św., a pięć dni później, w Wigilię, Oleńka została wypisana do domu. Jej stan zdrowia oraz wyniki stopniowo się poprawiały. To był nasz bożonarodzeniowy cud…

„Szarbel był”

Za nami już blisko cztery lata walki o życie i zdrowie córki. Mamy za sobą częste pobyty w szpitalu i intensywną rehabilitację. Jednak wbrew temu, co mówili lekarze, Oleńka dzisiaj mówi, ma niesamowitą pamięć i jest bardzo radosnym dzieckiem. Każdego dnia się śmieje i śpiewa piosenki, także w języku angielskim. Nie mam wątpliwości, że jest szczęśliwa.

Dzielnie mierzy się z trudami choroby i swoimi ograniczeniami, również intelektualnymi. Towarzysząc Oli w tym doświadczeniu, obserwuję, w jak bliskiej jest relacji z Bogiem. Sprawia wrażenie, jakby widziała i wiedziała więcej.

Gdy nasza córka miała dwa latka, na szpitalnym łóżku wielbiła Boga. Patrząc w okno, zaczęła śpiewać, klaskać. Skończyła, mówiąc: „Amen”. Słyszałam również, jak w szpitalnej kaplicy, spoglądając na ołtarz, Ola wypowiedziała słowa: „Dziękuję, Tato!”. Nie miała wtedy nawet trzech lat… Takie sytuacje przerastały moje dotychczasowe doświadczenie wiary.

Pewnego razu na oddziale neurochirurgii, kiedy czytałam Oli książkę, moja córka niespodziewanie oznajmiła: „Szarbel był”. Powiedziała to dwa razy i bardzo wyraźnie, mimo tego, że nie wymawiała wtedy jeszcze „r”.

Podobna sytuacja wydarzyła się później także w domu. Byłam zdziwiona. Nie opowiadałam Oli o tym świętym pustelniku z Libanu, który niespodziewanie pojawił się w moim życiu, kiedy byłam jeszcze w ciąży. Nie mamy też w mieszkaniu wizerunku św. Szarbela.

Z niedowierzaniem zapytałam ją wtedy, czy ten święty ma brodę. Oleńka, ciesząc się, odpowiedziała: „Tak – i połaskotał mnie”. Po chwili dodała, że św. Szarbel ją kocha. Bez chwili zastanowienia rozpoznała wizerunek świętego na obrazku, który jej później pokazałam. Innym razem wspomniała o tym, że „Święty Szarbelek pięknie pachnie”.

Pan przywrócił mi radość życia

Minione lata, od momentu diagnozy, były najtrudniejszymi w moim życiu. Choroby i niepełnosprawność córki wiążą się z różnymi ograniczeniami i niepewnością. Jest to jednak dla mnie także czas szczególnej bliskości Boga. Przeżywam ciągłe nawracanie się.

Przez to trudne doświadczenie macierzyństwa Pan uczy mnie zaufania, cierpliwości i pokory. Bóg uzdrowił mnie także z bólu minionych doświadczeń.

Pewnego razu po Tyskim Wieczorze Uwielbienia otrzymałam takie słowo: „Słyszałem twoją modlitwę, widziałem twoje łzy. Oto uzdrowię cię” (Iz 38,5).

Następny ranek był pierwszym dniem, w którym nie prosiłam Boga o siły. Pan przywrócił mi radość życia. Wiem, że On prowadzi nas swoimi drogami, że nam błogosławi. Każdego dnia doświadczam ogromu miłości i odczuwam wdzięczność. Pan przemienia moje serce.

Cieszę się, że mogę być częścią Kościoła Świętego. Cieszę się ze świętych obcowania. Ostatnie lata bardzo mnie zmieniły. Dzisiaj, mimo trudu, jestem szczęśliwą mamą dwóch niezwykłych córek. Jestem szczęśliwą córką Boga Ojca.

Paulina Łopatka