Przemek pochodzi ze Szczecina, ja jestem warszawianką. Nasza znajomość rozpoczęła się na letnich rekolekcjach RCS w Gródku nad Dunajcem w 2014 r.
Dla mnie było to kolejne letnie spotkanie naszej wspólnoty, na których byłam animatorką grupy dzielenia. Przemek pojawił się tam pierwszy raz i zaczynał swoją rekolekcyjną przygodę. W pierwszym dniu pobytu został przypisany do grupy, którą prowadziłam.
Jak się później okazało, nie byłam dla niego zupełnie obca, ponieważ pół roku wcześniej zobaczył mnie w Częstochowie na adwentowych dniach skupienia RCS-u. W tamtym czasie nie poznaliśmy się jednak osobiście.
Na letnich rekolekcjach dzięki temu, że znaleźliśmy się w jednej grupie dzielenia, mieliśmy okazję poznać się lepiej, posłuchać swoich wypowiedzi, zobaczyć, jak się zachowujemy w grupie oraz jak przeżywamy swoją wiarę.
Wcześniejsze doświadczenia i praca nad sobą
Podczas pierwszych spotkań nie patrzyłam na Przemka jak na kogoś, z kim mogłabym spędzić resztę życia. Wprawdzie zawsze bardzo chciałam poznać kogoś we wspólnocie i budować relację na chrześcijańskich wartościach, ale wtedy byłam na etapie, w którym nie koncentrowałam się na chłopakach z uwagi na swoje wcześniejsze trudne doświadczenia.
Wcześniej przez wiele lat modliłam się do św. Józefa o dobrego męża. Podejmowałam tę modlitwę w przekonaniu, że św. Józef mi pomoże i na pewno będzie dobrze. Jednak to moje ówczesne przekonanie było niedojrzałe, pozbawione prawdziwego zaufania Bogu, który kieruje życiem człowieka i stawia na jego drodze właściwe osoby we właściwym czasie. Byłam niecierpliwa, miałam określone oczekiwania oraz wyobrażenia o związku i realizowałam swoje pomysły.
Niestety, przez długi czas moje życie nie układało się według wymarzonego scenariusza… Kolejno zawierane znajomości się nie udawały, zostawiając większe lub mniejsze poczucie rozczarowania.
Raz zaangażowałam się w relację, która, jak wierzyłam, będzie już na zawsze. Jednak tamten związek zakończył się po czterech latach. Tamto rozstanie wywołało u mnie kryzys, który okazał się przełomem w moim życiu. Po tych doświadczeniach w końcu uznałam, że muszę zawierzyć i oddać swoją przyszłość Panu Bogu całkowicie.
Przez następne lata byłam sama i pracowałam nad sobą. W głębi serca wciąż się martwiłam, że mijają lata, a na mojej drodze nikt się nie pojawia. Mimo tych obaw, dzięki modlitwie, oddałam te pragnienia Panu Bogu; pozwoliłam Mu działać i sama się wycofałam, mówiąc sobie, że już nie będę szukać. Dlatego tym razem na rekolekcjach nie byłam nastawiona na znajomości damsko-męskie, lecz na posługę animatorki.
To oddanie, wewnętrzne uwolnienie się od wypatrywania przyszłego męża dało mi poczucie wolności i swobodę w relacjach z innymi uczestnikami rekolekcji, a w szczególności z chłopakami. Okazało się, że dopiero wtedy mogłam otworzyć się na pomoc z nieba oraz na realizację Bożego zamysłu względem mojego życia.
Zrozumiałam, że Bóg, który jest miłością, bardzo poważnie traktuje wolność człowieka i nie narusza jej. Kiedy w swojej wolności nie otwierałam się na głos Boga, to On milczał i czekał na moje przyzwolenie. Pomimo iż wcześniej wiedziałam to wszystko w teorii i pragnęłam współpracy z Bogiem w budowaniu mojego życia, to nie potrafiłam całkowicie oddać Mu steru, zwłaszcza w dziedzinie relacji.
W tamtym czasie wszystko zaczęło się zmieniać. Prosiłam Boga o nowe serce, które będzie wolne od egoizmu, postawy roszczeniowej, które będzie umiało prawdziwie kochać. Prosiłam Pana, aby pokazał mi moje wnętrze, moje cechy charakteru, zwłaszcza moje wady, nad którymi powinnam pracować. Był to niesamowity czas, bo Pan Bóg naprawdę odpowiedział na moją prośbę.
W czasie adoracji Najświętszego Sakramentu Bóg powoli uzdrawiał moje serce, pokazując mi również zranienia, które wpływały na moje zachowanie, a których wcześniej nie byłam świadoma. W czasie tego procesu musiałam przebaczyć innym, ale także sobie – co było chyba najtrudniejsze… Teraz dziękuję Mu za te wszystkie łaski, którymi mnie wtedy obdarzył.
Rekolekcje w Gródku
Po takim procesie wewnętrznej przemiany znalazłam się na letnich rekolekcjach, na których poznaliśmy się z Przemkiem. W trakcie kolejnych dni miałam przedziwne uczucie, jakby ktoś wbijał mi szpilkę w serce. Te ukłucia jak gdyby dawały mi znać, że mam zwrócić na Przemka uwagę.
Na przykład jednego dnia w grupie dzielenia rozmawialiśmy o działaniu świętych w naszym życiu. Przyznałam się przed swoją grupą, że nie potrafię nawiązać relacji z bł. Karoliną Kózkówną, która jest patronką naszego ruchu, i że nie wiem, jak miałabym ją naśladować w swoim życiu.
Jeszcze tego samego dnia Przemek podszedł do mnie i powiedział, że przyglądał się bł. Karolinie, która została uwieczniona na obrazie w naszej kaplicy, i myśli, że mogę się od niej uczyć szacunku do siebie jako kobiety. Bardzo mnie to dotknęło, bo przypomniałam sobie sytuacje, kiedy w moim zachowaniu brakowało takiego szacunku do siebie.
Podobnych momentów i szpileczek wbijanych w moje serce było jeszcze kilka w czasie tych rekolekcji. I za każdym razem zwracało moją uwagę zachowanie Przemka, które było delikatne, szczere i nienarzucające się. Widziałam, że ma on czyste intencje, wypływające z czystego serca, i to zaczęło mnie do niego przyciągać.
Przemek również na tych rekolekcjach miał niesamowite doświadczenia. Jedno było związane z modlitwą do św. Józefa o dobrą żonę. Pewnej nocy, adorując Pana Jezusa w kaplicy, Przemek zadał pytanie dotyczące rozeznania swojego powołania. Pytał Pana Boga o to, co On chce, żeby w życiu robił. Postanowił otworzyć Biblię na przypadkowej stronie i przyjąć słowo Boże do serca.
Odpowiedź bardzo nim wstrząsnęła. Wśród wielu stron tekstu Pismo św. otworzyło się na początku Księgi Kapłańskiej. Przemek z wrażenia aż wypuścił je z rąk, wraz z licznymi zakładkami, które były w środku. W domu rekolekcyjnym panowała cisza nocna, a w kaplicy przebywało zaledwie kilka osób. Ten hałas zwrócił uwagę modlących się. Przemek wyskoczył z ławki jak porażony prądem. Wrócił do pokoju, wziął obrazek z modlitwą do św. Józefa i gorliwie modlił się o dobrą żonę.
Nazajutrz, zmęczony po nieprzespanej nocy i przestraszony swym nowym powołaniem, modlił się z różańcem przed kaplicą, prosząc Boga, aby pokazał mu inną życiową drogę. Prosił o możliwość poznania kogoś. Zobaczyłam go w trakcie tej modlitwy przed drzwiami kaplicy, wychodząc wcześniej z jakiegoś powodu. Pamiętam dobrze, jak przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały…
Rozwój relacji
Po rekolekcjach rozpoczęliśmy długie rozmowy telefoniczne, w trakcie których się zorientowaliśmy, jak różne są nasze historie i z jak odmiennych środowisk pochodzimy. Zastanawiałam się, czy da się to pogodzić i czy będzie możliwe, żebyśmy byli razem.
Dużą niedogodnością była dla nas choćby odległość: Szczecin – Warszawa. Dlatego naszą znajomość rozwijaliśmy powoli, najpierw zaprzyjaźniając się ze sobą. Przyciągało nas do siebie to, iż w swoim towarzystwie czuliśmy, że możemy być w pełni sobą i dajemy sobie wolność.
W trakcie spotkań doświadczaliśmy Bożego wsparcia; okoliczności układały się pomyślnie, a my mogliśmy rozwijać naszą relację. Kilka miesięcy później, na rekolekcjach zimowych, zostaliśmy parą. Przez kolejne miesiące staraliśmy się widywać jak najczęściej, mieliśmy też okazję poznać swoje rodziny.
Ważnym elementem naszego związku stała się wspólna modlitwa. Przemek pierwszy zaproponował, abyśmy codziennie się razem modlili. Było to też moje pragnienie i cieszyłam się, że ta propozycja padła pierwsza od mężczyzny.
Najczęściej modliliśmy się przez telefon z racji odległości, która nas dzieliła. Ta wspólna modlitwa stała się dla nas nieodłącznym elementem dnia i do dziś tak właśnie każdy dzień kończymy. Jest ona jednym z fundamentów naszej relacji, dzięki któremu zawsze odnosimy wspólne życie do Pana Boga. Kiedy mamy trudniejsze momenty, wspólne klękanie do modlitwy mobilizuje nas do wykonania rachunku sumienia oraz do pogodzenia się.
Kiedy się poznaliśmy, Przemek był w armii, służył w jednostce w Dziwnowie. Dla mnie bycie w związku z żołnierzem wiązałoby się z wyjazdem i zupełną zmianą trybu życia. Parę lat wcześniej pewnie od razu zrobiłabym krok wstecz i wycofałabym się z takiej relacji, bojąc się zmian. Tym razem jednak miałam całkowity pokój serca i jakąś wewnętrzną pewność, że nie muszę się niczego lękać.
W końcu wszystko tak się potoczyło, że to Przemek był gotowy na zmiany oraz rewolucję w swoim życiu. Zrezygnował z wojska, przeniósł się do Warszawy i znalazł tam pracę.
To był kolejny ważny etap w naszym związku. Dzięki temu, że odtąd mieszkaliśmy blisko siebie, mogliśmy jeszcze lepiej się poznać i zobaczyć, jacy jesteśmy na co dzień. Z każdym dniem utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że chcemy być razem. Po kilku kolejnych miesiącach Przemek mi się oświadczył. Od razu zaczęliśmy planować ślub, który odbył się 15 października 2016 r.
Ze względu na trwający wtedy generalny remont naszego mieszkania postanowiliśmy, że odłożymy na jakiś czas plany powiększenia rodziny. Pan Bóg miał jednak inny pomysł i znów dał nam znak. W czasie podróży poślubnej, jadąc do kościoła na Mszę św., rozmawialiśmy o tym, że na razie nie będziemy planować powiększenia rodziny.
Gdy weszliśmy do świątyni, okazało się, że Msza św. jest odprawiana w intencji małżeństw pragnących potomstwa. Spojrzeliśmy na siebie wymownie, a ja znowu poczułam to ukłucie w sercu, oznaczające, że Ktoś z nieba chce nam dać jakiś znak. I faktycznie, niedługo potem byłam już w ciąży z naszym synem Antonim. Od niedawna cieszymy się także córeczką Ulą.
Przez cały czas trwania swego małżeństwa bardzo mocno odczuwamy opiekę z nieba nad nami i jesteśmy o niej przekonani. W czasie codziennej modlitwy bardzo często dziękujemy za tę opiekę i powtarzamy Panu Bogu, jak Mu ufamy.
Również jesteśmy wdzięczni Ruchowi Czystych Serc, ponieważ ta wspólnota stała się ważną częścią naszego życia. Możemy powiedzieć, że jest też ona częścią naszej rodziny.
Maria