„Czas przechodzi, a nigdy nie wraca. Co w sobie zawiera, nie zmieni się nigdy; pieczętuje pieczęcią na wieki” (Dz. 62)
Liczy się dzień dzisiejszy
W jednej z rad, których udziela w książce C.S. Lewisa stary diabeł młodemu, czytamy:
„Ludzie żyją w czasie. Lecz Nieprzyjaciel [czyli Bóg – przyp. M.Z.] przeznacza ich do wieczności. Dlatego, moim zdaniem, chce On, by zwracali swą uwagę głównie na dwie rzeczy: na samą wieczność i na ten punkt w czasie, który oni nazywają Teraźniejszością. Teraźniejszość bowiem jest punktem, w którym czas styka się z wiecznością. [Bóg] chciałby, aby ich [ludzi] zainteresowania kierowały się nieustannie albo ku wieczności (co jest jednoznaczne z kierowaniem swych zainteresowań ku Niemu), albo ku Teraźniejszości – by albo rozmyślali o wiekuistej z Nim łączności lub rozłące, albo szli za aktualnym głosem sumienia, znosili aktualnie przeznaczony im krzyż w oparciu o aktualnie otrzymaną łaskę, dziękując za aktualnie przeżywane przyjemności” (C.S. Lewis, Listy starego diabła do młodego).
Szary nie znaczy gorszy
Zrobiwszy krok w stronę teraźniejszości, zauważmy, iż także ona jest darem, jaki Bóg ofiarowuje nam z miłości do nas. Czasem jest nam trudno go docenić, bo wydaje się nam, że każdy nasz dzień jest przysłowiowo „szary”: podobny do wczoraj, ginący w wirze obowiązków, bez jakichś wielkich, niezapomnianych wydarzeń.
Tęsknimy za niezwykłością, a tymczasem trzeba iść do szkoły, na uczelnię lub do pracy, ugotować obiad czy naprawić cieknący kran. Wydaje się nam, że te zajęcia nie mają dużego znaczenia.
Być może porównujemy nasze życie z życiem świętych, których Bóg obdarzył nadzwyczajnymi łaskami. Święta Faustyna rozmawiała z Panem Jezusem, ojciec Pio otrzymał stygmaty, a Bernadetcie Soubirous objawiła się Matka Boża w Lourdes.
A nasze życie? Takie normalne, złożone z trybików powtarzanych codziennie zajęć, w zasadzie bez większej wartości… A jednak nic bardziej mylnego!
To prawda, że Bóg wybrał niektóre osoby, by przez nie przekazać światu orędzie, ale one same świętość osiągnęły nie dlatego, że miały nadzwyczajne objawienia, ale dlatego, że z miłości do Boga i przy Jego pomocy wiernie, dzień po dniu, wypełniały wolę Bożą, spełniając swoje obowiązki.
Jedna ze współsióstr siostry Łucji z Fatimy przyznała, iż na początku w ogóle się nie zorientowała, iż mieszka w tym samym klasztorze co siostra Łucja. Ta bowiem niczym się nie wyróżniała spośród innych zakonnic.
Posłuchajmy też, co na temat codzienności napisała św. Faustyna: „O życie szare i monotonne, ile w tobie skarbów. Żadna godzina nie jest podobna do siebie, a więc szarzyzna i monotonia znikają, kiedy patrzę na wszystko okiem wiary. Łaska, która jest dla mnie w tej godzinie, nie powtórzy się w godzinie drugiej. Będzie mi dana w godzinie drugiej, ale już nie ta sama. Czas przechodzi, a nigdy nie wraca. Co w sobie zawiera, nie zmieni się nigdy; pieczętuje pieczęcią na wieki” (Dz. 62).
Kształtują nas czyny miłości
Każda godzina naszego życia jest darem od Boga i w każdej budujemy drogę do świętości. Nawet tak zwyczajne czynności, jakie wykonujemy w szkole, na uczelni, w pracy czy w domu, nie pozostają bez znaczenia dla naszego wnętrza.
Karol Wojtyła, jako etyk, wnikliwie przedstawił ten mechanizm w swoim największym dziele filozoficznym pt. Osoba i czyn. Powołując się na słowa św. Tomasza z Akwinu, zauważył, iż każdy czyn ma w sobie skutek przechodni (który pozostaje poza człowiekiem) i nieprzechodni (pozostający w człowieku).
Dla przykładu skutkiem przechodnim gotowania jest zupa, a nieprzechodnim jest to, iż osoba gotująca stała się przez ten czyn moralnie dobra. Skutkiem przechodnim kradzieży natomiast jest skradziony portfel, nieprzechodnim zaś – stanie się złym człowiekiem przez złodzieja.
Tak więc nie traktujmy z pobłażaniem codziennym czynności, bo i one nadają kształt naszemu życiu, zbliżając nas do Boga lub oddalając nas od Niego.
Wartość czynu – tłumaczyła św. Faustyna – mierzy się termometrem miłości: „Miłość ma wartość i ona nadaje wielkość czynom naszym; chociaż uczynki nasze są drobne i pospolite same z siebie, to wskutek miłości stają się wielkie i potężne przed Bogiem – wskutek miłości” (Dz. 889).
Dobrze wykorzystać czas
Przyjąć jako dar każdy dzień – to jedno. Spełniać w nim dobre czyny – to drugie. Pozostaje jeszcze pytanie, w jaki sposób zagospodarować dzień, by był on jak najbardziej owocny. Tutaj przydatne będzie dla nas świadectwo sługi Bożego Jerzego Ciesielskiego.
Ten chrześcijanin XX wieku (jak go nazwał Jan Paweł II) miał bowiem wyjątkowo sporo obowiązków na głowie: był inżynierem, wykładowcą na Politechnice Krakowskiej, mężem, ojcem trójki dzieci, zaangażowanym w życie Kościoła katolikiem, organizatorem wakacyjnych wypadów „Środowiska” (grupy młodych skupionych wokół duszpasterza Karola Wojtyły), instruktorem narciarskim… Czytając życiorys Jerzego Ciesielskiego, aż chce się zapytać: jak on to wszystko umiał pogodzić? W jaki sposób organizował swój czas?
Zajrzyjmy do jego zapisków, by znaleźć odpowiedź na te pytania: „Nie wolno – napisał sługa Boży – nigdy działać (przepędzać czas) bez planu i Boga. Równocześnie z uświadomieniem sobie obecności Boga trzeba sobie zdawać sprawę ze spędzonego czasu”.
Krakowski inżynier ustalał w swoim planie zajęcia na dany tydzień z realnym czasem koniecznym do ich zrealizowana. Ponadto podkreślał ważność budzenia się o ustalonej porze („dłużej w łóżku nie ma żadnego znaczenia dla zdrowia, a kolosalne dla charakteru”), zwracał uwagę, by na porannej modlitwie przedstawić Bogu plan na dany dzień, a do wieczornych zajęć zaliczał rachunek sumienia, wnioski oraz modlitwę wraz z ustaleniem programu na kolejny dzień.
Postawić na Boga
Zaplanowanie zajęć pomaga optymalnie wykorzystać czas, a jednocześnie chroni nas przed pokusą ucieczki od wyznaczonego obowiązku. Podobnie jak sportowcy, którzy bez regularnych treningów nie osiągnęliby nigdy sukcesów, tak i my musimy uzbroić się w ducha ofiary i wytrwałości, by dobiec do mety.
„Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia” – czytamy w Apokalipsie św. Jana (Ap 2, 10).
Pomocą w tym trudnym zadaniu jest dla nas zbawienna świadomość, że wykonywanie obowiązków to przede wszystkim współpraca z łaską Bożą.
„Ideał świętości można krótko określić jako »wypełnianie obowiązków stanu z nadprzyrodzoną orientacją«. Aby to było możliwe, trzeba prowadzić życie religijne wewnętrzne, będące niejako prądnicą, która ładuje akumulator mej osoby na codzienne działanie” – tłumaczył Jerzy Ciesielski.
Świętość to trwanie w winnym krzewie, którym jest Chrystus (por. J 15, 1-10). Stąd tak ważne jest nasze życie sakramentalne: udział w Eucharystii, spowiedź. Siłą, mocą i wsparciem Bóg hojnie darzy na adoracji Najświętszego Sakramentu, o czym pisał, w odniesieniu do własnego doświadczenia, Jan Paweł II (por. Ecclesia de Eucharistia, 25).
Także św. Faustyna podkreślała moc modlitwy: „Jezus dał mi poznać, jak dusza powinna być wierna modlitwie, pomimo udręczeń i oschłości, i pokus, bo od takiej przeważnie modlitwy zależy urzeczywistnianie nieraz wielkich zamiarów Bożych; a jeżeli nie wytrwamy w takiej modlitwie, krzyżujemy to, co Bóg chciał przez nas dokonać albo w nas. Niech słowa te wszelka dusza zapamięta: A będąc w ciężkości, dłużej się modlił” (Dz. 872).
W codziennej modlitwie dziękujmy Bogu za dar kolejnego dnia i zawierzajmy go Panu, prosząc o błogosławieństwo, byśmy przeżyli go owocnie i zgodnie z Jego wolą. Nudą dnia codziennego bowiem także można dojść do nieba.
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!