W słońcu Eucharystii

Aby się opalić, wystarczy jedynie stanąć w słońcu. Reszta to tylko kwestia czasu, którego potrzebują słoneczne promienie, aby dokonać swego dzieła. Lecz dusza także potrafi się opalać! Wystarczy jej jedynie znaleźć się w promieniach Eucharystii. W chrześcijańskiej duchowości znajdujemy bardzo piękny i zarazem głęboki teologicznie temat Eucharystii jako słońca.

Ojciec Przedwieczny sam posługuje się tym porównaniem, zwracając się do św. Katarzyny Sieneńskiej: „Ciało eucharystyczne mego Syna jest słońcem, ponieważ stanowi ono jedno wraz ze Mną – Słońcem prawdziwym. Tak jak w słońcu nie można rozdzielić ciepła od światła ani światła od jego koloru – tak też nie można rozdzielić Mej doskonałej jedności z eucharystycznym Ciałem Syna. To prawdziwe i niepodzielne Słońce oświeca świat i ogrzewa wszystkich tych, którzy zechcą ogrzać się w jego promieniach (…). Mówię ci, że Ciało to jest słońcem niepodzielnym. W ten sposób nie możecie przyjąć Ciała Syna Bożego bez jednoczesnego przyjmowania Jego Krwi ani Ciała i Krwi bez Duszy Słowa, ani też Ciała bez mego odwiecznego Bóstwa, albowiem jedno jest nierozdzielne od drugiego (…). Tak więc w tym słodkim sakramencie, pod postacią białego chleba, otrzymujecie samo Bóstwo”.

Na przestrzeni stuleci miało miejsce wiele cudów polegających na przekształceniu się Hostii w słoneczną kulę. Na przykład w 878 r. w dłoniach patriarchy z Konstantynopola św. Ignacego Hostia „zalśniła jak błyskawica”. Czegoś podobnego w trakcie sprawowania Eucharystii doświadczył św. Yves w XI w. Sześć stuleci później, gdy św. Michał (święty z VIII wieku) uniósł biały chleb w momencie konsekracji, wierni zobaczyli „koronę ze wspaniałych promieni, które wychodziły z Hostii, jaśniejącej jak słońce. Światłość ta rozlała się na kapłana i ołtarz, i pozostała tak aż do komunii”.

Nadzwyczajnych doświadczeń tego typu wielokrotnie doznawała siostra Yvonne Aimée, francuska zakonnica i kandydatka na ołtarze. Zaledwie kilka tygodni temu zmarł w wieku dziewięćdziesięciu sześciu lat jej spowiednik. Był on naocznym świadkiem tajemniczego odszukiwania przez zakonnicę sprofanowanych Hostii. Kapłan miał zdjęcie, na którym widnieje mała, świetlista i przebita przez złoczyńców Hostia.

Porównanie Eucharystii do słońca zakorzenione jest w Biblii. W kantyku Zachariasza Jezus nazwany jest „Słońcem, które wschodzi z wysoka, aby zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają” (Łk 1, 78-79).

Szaweł, udający się do Damaszku z zamiarem prześladowania tamtejszych chrześcijan, ujrzał jaśniejsze od słońca światło z nieba. Ta tajemnicza światłość sama jemu się przedstawia: „Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz” (Dz 26, 13. 15).

W Apokalipsie św. Jan opisuje Niebieskie Jeruzalem, w którym nie trzeba słońca ni księżyca, by mu świeciły, bo chwała Boga je oświetla, a jego lampą jest Baranek (Ap 21, 2).

Obraz słońca doskonale pasuje do Eucharystii, ponieważ Hostia – to Jezus, Baranek Boży i Wschodzące Słońce. Porównaniu temu sprzyja fakt, że od wielu wieków Hostia ma kształt białej, słonecznej tarczy. Wiadomo, jak ważną funkcję w naturze spełnia słońce… Eucharystyczne Słońce pełni również niezastąpioną rolę dla życia duchowego: nadaje duszy blask, oświeca sumienie, rozgrzewa serce, umożliwia wzrost całej osoby ku Bogu.

Księga Malachiasza mówi o jeszcze jednej, ważnej funkcji: „A dla was, czczących moje imię, wzejdzie Słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego skrzydłach” (Ml 3, 20).

Tak więc promienie „Słońca sprawiedliwości” niosą ze sobą przede wszystkim uzdrowienie: duszy, ciała, serca.

Jezus jasno o tym mówi do św. Gertrudy: „Tu, w Eucharystii, w hojnej dobroci mego Serca, uzdrawiam rany każdego człowieka: podnoszę na duchu grzesznika, duchowe ubóstwo wzbogacam darem cnót i pocieszam każdego w jego utrapieniach”.

Z głębi swej wiary w uzdrawiającą moc Eucharystii św. Jan Chryzostom tak przemawiał do wiernych: „Przybliżając się do Eucharystii, niech każdy przystąpi ze swoją chorobą, ponieważ dostąpić tu możemy także uzdrowienia ciała”.

Istnieje już tak wiele świadectw na temat cudownych uzdrowień w promieniach Eucharystii, że każdy kolejny cud właściwie nie wywiera na nas głębszego wrażenia. Czasami bardziej dziwią się ludzie dalecy od Kościoła, na przykład tacy jak Wolter, który całą swą inteligencję włożył w walkę przeciwko chrześcijaństwu w czasach francuskiego Oświecenia. W liście do pewnej damy wyznaje – nie bez emocji, a nawet wzruszenia – że był naocznym świadkiem cudu, mającego miejsce 31 maja 1725 r. w paryskiej parafii św. Małgorzaty. Mieszkanka Paryża, Anna Lafosse, od dwudziestu lat cierpiała na upływ krwi. Z powodu wyczerpania prawie nie opuszczała swego łóżka.

W uroczystość Bożego Ciała postanowiła błagać o uzdrowienie, lecz kiedy procesja z Najświętszym Sakramentem zbliżała się do jej ulicy, ogarnęły ją wątpliwości i lęk. Akurat w tym momencie zjawiła się u niej przyjaciółka, która była protestantką i nie wierzyła w rzeczywistą obecność Chrystusa w Hostii. Widząc cierpienie i obawy chorej, zaczęła ją zachęcać do całkowitej ufności wobec Zmartwychwstałego, którego moc w niebie nie jest mniejsza od tej, z jaką uzdrawiał na ziemi. W zachęcie tej Anna odczytała upragniony znak z nieba. Kazała więc znieść się na fotelu na ulicę, którędy miała przechodzić procesja.

Gdy monstrancja znajdowała się najbliżej, rzuciła się na kolana i zaczęła wołać: „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie uzdrowić; wierzę, że w Hostii jesteś Tym samym, który wkraczał do Jerozolimy: przebacz mi moje grzechy, a zostanę uzdrowiona!”.

Ludzie próbowali usunąć ją z drogi myśląc, że jest niezrównoważona psychicznie. Ona jednak podążała za monstrancją, najpierw na kolanach, a potem idąc. Przybywało jej coraz więcej sił, choć przecież po drodze traciła bardzo wiele krwi. Po procesji odbyło się nabożeństwo, w czasie którego kobieta została kompletnie uzdrowiona. Po uznaniu nadprzyrodzoności cudu biskup zarządził, aby historię tę spisano i zamieszczono w kościele. Według archiwalnych zapisów pomiędzy rokiem 1725 a 1789 miało miejsce ponad siedemdziesiąt cudownych uzdrowień w czasie procesji Bożego Ciała.

A co z Wolterem? Co z jego wiarą? Może nie czymś cudownym, ale zastanawiającym, w kontekście jego ateistycznego pisarstwa, jest wyznanie: „Wydarzenie to przyprawiło mnie o cienki blichtr pobożności, mnie, który służy Bogu tak samo byle jak, jak i diabłu”.

Zdumiewające, ile cudownych uzdrowień w Słońcu Eucharystii dokonuje się w obecnych czasach w ramach charyzmatycznej odnowy Kościoła i we wszelkiego rodzaju oazach kultu eucharystycznego. Siostra Briege McKenna, irlandzka zakonnica, która od ponad dwudziestu pięciu lat sprawuje posługę słowa i modlitwy wstawienniczej wśród kapłanów na całym świecie, napisała książkę, w której przedstawia konkretne przykłady uzdrawiającej mocy Chrystusa w Eucharystii.

„Któregoś razu – pisze siostra – po skończonej liturgii modliłam się wraz z ks. Kevinem o uzdrowienia. Pośród zgromadzonych było dziecko wraz z rodzicami, które cierpiało na ciężką chorobę mózgu. Podczas podniesienia Najświętszego Sakramentu dziecko podniosło głowę i wyciągnęło ręce w kierunku Hostii. Nazajutrz choroba całkowicie ustąpiła. Na tym samym nabożeństwie była dziewczyna, która należała do mormonów. Mówiłam o rzeczywistej Obecności zmartwychwstałego Pana w Eucharystii, usilnie zachęcając do przyglądania się Mu w Hostii. Przyprowadzono tę dziewczynę, abym modliła się wraz z nią. Miała ona sparaliżowane ręce. Gdy Hostia została uniesiona, dziewczyna wyciągnęła swe zdeformowane ręce, świadoma, że dzieje się z nią coś nadzwyczajnego. W istocie, jej ręce stały się zupełnie normalne”.

Nie znaczy to jednak, że nic się w nas nie dzieje, gdy brak jest tego typu spektakularnych uzdrowień. Promienie Słońca-Eucharystii zawsze ogarniają duszę swym blaskiem i ciepłem miłości, choć rozum wielokrotnie nie jest świadomy tej czynności. Dokonuje się w nas przemiana, która nie od razu się ujawnia. Podobnie jak owoce, które w promieniach słonecznych dojrzewają nie natychmiast, lecz stopniowo – nasze dojrzewanie do wieczności w blasku Eucharystii dokonuje się powoli i dogłębnie. Świadomość tej prawdy dyktuje przede wszystkim cierpliwość i wytrwałość w adoracji. Belgijski król Baudouin wolał abdykować, niż podpisać ustawę zezwalającą na aborcję. Spędzał wiele godzin przed Najświętszym Sakramentem.

Tak opowiada o swoim doświadczeniu modlitwy: „Prawie zawsze trudno mi było trwać bez ruchu i kontemplować Boga w ciszy i posusze wiary. Pomimo to wiem, że trzeba wystawiać duszę na działanie Słońca i nie obawiać się, że traci się czas w kaplicy, gdy się nic nawet nie czuje. Trzeba Słońcu dać czas, aby mogło opalić; to wymaga trochę cierpliwości”.

W trakcie cierpliwej adoracji Boga w Hostii przemieniają nas Promienie, które pozostają niewidzialne dla oczu. Jeśli niektórym osobom Pan pozwala ujrzeć tę duchową rzeczywistość, to po to, aby ich świadectwo jeszcze bardziej ugruntowało nas w wytrwałej wierze.

W tym duchu s. Faustyna dzieli się następującym przeżyciem: „Kiedy byłam w kościele, czekając na spowiedź, ujrzałam promienie wychodzące z monstrancji, które rozchodziły się po całym kościele. Trwało to przez czas całego nabożeństwa. Po błogosławieństwie (promienie te rozeszły się) na obie strony – i wróciły do monstrancji. Widok ich był jasny i przeźroczysty jak kryształ. Prosiłam Jezusa, aby raczył zapalić ogień swojej miłości we wszystkich duszach oziębłych. Pod tymi promieniami rozgrzeje się serce, chociażby było zimne jak bryła lodu, chociażby było twarde jak skała” (Dz 370).

Siostra Maria-Teresa Dubouché, założycielka instytutu Adoracji Wynagradzającej, z zachwytem wołała: „Jakież stworzenie, jeśli tylko wystawi się na działanie tego Słońca, nie doznałoby Jego rozgrzewającego i ożywiającego działania? Jakaż dusza pod spojrzeniem Jezusa-Eucharystii mogłaby się wymknąć spod Jego opieki? Pozwolić się opalać w milczeniu i pochłaniać przez przepaść Miłości Jezusa: oto sekret adoracji w duchu i prawdzie, który polega na dobrowolnym wchodzeniu w adorację samego Jezusa wobec Ojca”.

Eucharystia lśni szczególnym blaskiem w godzinach ciemności, gdy gasną wszelkie inne światła ludzkiej nadziei i mocy.

W Dzienniczku s. Faustyny znajdujemy zdumiewającą notatkę: „Dziś ujrzałam, jak święte tajemnice były spełniane bez szat liturgicznych i po domach prywatnych, dla chwilowej burzy, i ujrzałam słońce, które wyszło z Najświętszego Sakramentu, i zgasły, czyli zostały przyćmione, inne światła, i wszyscy mieli zwrócone oczy ku temu światłu, lecz znaczenia tego nie rozumiem w tej chwili” (Dz. 991).

Tego widzenia s. Faustyna nie pojęła, ponieważ odnosiło się ono do zawieruchy wojennej, której ona już nie doczekała. Jej proroctwo jednak się spełniło: zagasł w końcu blask zbrodniczych ideologii, a wzeszło „Słońce Sprawiedliwości”.

 Eucharystia nieustannie świeci na niebie męczenników Kościoła. Liczne dokumenty z czasów pierwotnego chrześcijaństwa świadczą o łączności sprawowania Eucharystii z męczeństwem za wiarę. To drugie wynika z pierwszego: ofiara chrześcijanina czerpie swą moc z ofiary Chrystusa; wierność w miłości aż do końca karmi się miłością Tego, który nas pierwszy umiłował w swojej Eucharystii. Tak działo się na początku chrześcijaństwa, tak było wczoraj i jest dzisiaj: w Chinach, Afganistanie, Libanie, na Wschodzie i Zachodzie… Dziesiątki katolików w Dżakarcie (Indonezja) zostało zmasakrowanych w czasie celebracji ostatniej pasterki.

 W promieniach eucharystycznego Słońca znajdują swą moc chrześcijanie, którzy opierają się totalitarnej i wyprutej z Prawdy konstrukcji „nowoczesnej Europy”. Żaden z pomysłów duszpasterskich nie zdoła ożywić Kościoła tak owocnie, jak czyni to Eucharystia. Po okresie „rewolucyjnych” przemian w Kościele francuskim w wielu świątyniach pozostały pustki.

Gdzie szukać ludzi szukających Boga? Tam, gdzie On naprawdę pozwala się znaleźć, gdzie staje się Pokarmem i Światłem. Kościół monastycznej wspólnoty Jeruzalem, znajdujący się w sercu Paryża, przedstawia w trakcie eucharystycznej liturgii widok, który zapiera w piersiach dech: jak wielu przychodzi tam ludzi, aby się pomodlić! Oto jeden z kilku terenów prawdziwej odnowy chrześcijaństwa w Paryżu, jeden z wielu we Francji, a na Zachodzie – jeden z bardzo wielu…

Tajemnica przyciągającej mocy tych duchowych oaz kryje się w stałej adoracji, w wiernym i odważnym otwarciu serca na „Światłość świata” – na Chrystusa, który wywiązuje się z danego kiedyś słowa: „Kto idzie za Mną, nie będzie kroczył w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8, 12).