Wschodnie sztuki walki

U niektórych osób zafascynowanych sztukami walki oraz filozofią i religijnością Dalekiego Wschodu pojawiają się niepokojące symptomy w sferze psychiki i duchowości. Czy za taką, popularną dziś, formą aktywności może kryć się zagrożenie duchowe?

„Problem leży nie w samym sporcie, tylko w tym, co za nim stoi. Tak jak w przypadku innych zagrożeń duchowych wszystko dotyczy pierwszego przykazania” – wyjaśnia ks. Michał Olszewski SCJ, były egzorcysta diecezji kieleckiej, wielokrotny wicemistrz Polski w taekwondo, były członek kadry narodowej. Trzeba zatem zwrócić uwagę na pochodzenie i fundamenty sztuk walki.

Korzenie

Wschodnie sztuki walki wyrastają z kultury, filozofii i religijności Dalekiego Wschodu, gdzie nie oddziela się ducha od ciała, duchowości od codzienności. Wschód nie rozumie tego rozdziału.

Fizyczny trening i zdobywanie biegłości w technikach walki zawsze łączy się z przemianą wewnętrzną, z otwarciem się na działanie duchowych energii. Sport oraz jego filozoficzna podbudowa stanowią nierozdzielną całość.

Filozofia i religijność Dalekiego Wschodu, stanowiące fundamenty sztuk walki, są nie do pogodzenia z duchowością chrześcijańską. Łączą się one z praktyką wschodnich medytacji, z wiarą we wschodnią energetykę wszechświata, otwieraniem się na „kosmiczną” energię czakramów i meridianów, z duchową inicjacją.

Buddyzm głosi, że bóg jest bezosobowy, a raczej że jest on pustką. Owocem praktykowanej przez człowieka medytacji jest rozpłynięcie się w pustce. Życie to cierpienie. Dusza cierpi i podlega ciągłej reinkarnacji, czyli znajduje się w cyklu narodzin i śmierci. Szczęście – nirwana – to wyzwolenie się z tego cyklu. Zgodnie z tymi wierzeniami świat jest nierealny, bo realna jest tylko pustka.

Chrześcijaństwo natomiast ukazuje jedynego Boga, który jest Trzema Osobami Boskimi. Zjednoczenie się z Bogiem nie jest rozpłynięciem się w Nim, nie jest utratą własnej tożsamości. Poprzez modlitwę i łaskę sakramentalną człowiek dąży do komunii z Bogiem, czyli do zjednoczenia się we wspólnocie osób. Celem życia jest zjednoczenie się z Bogiem i zbawienie. Istnienie jest dobrem, a świat, w którym człowiek żyje, jest realny i nasycony Bogiem.

Nie jest zatem możliwe połączenie nauki głoszonej w buddyzmie i chrześcijaństwie. Przyjęcie wierzeń Dalekiego Wschodu jest wyparciem się prawdy głoszonej w Kościele. Warto sięgnąć do konkretnych przykładów wyjaśniających związek sztuk walki z filozofią i religijnością Dalekiego Wschodu.

W rozwoju systemów walki kluczową rolę odegrała tzw. energia życiowa chi, która stanowi też podstawę chińskiej filozofii. Na przykład kung-fu jest ściśle związane z chińskim buddyzmem chan. Otwarcie się na energię chi (po japońsku: ki) zakłada również aikido.

Założyciel aikido, Morihei Ueshiba, który sam siebie uważał za wcielenie szintoistycznego bóstwa, „zobaczył” techniki tej walki podczas mediumicznego transu w sekcie Ōmoto-kyō. W ten sposób, jak sam zaznaczał, otrzymał od duchów „drogę zharmonizowanej energii” – aikido. Celem tej sztuki walki nie jest doskonalenie technik fizycznych, ale duchowy rozwój osobowości.

„Aikido jest taką drogą zespolenia z energią ki, która łączy człowieka z całym wszechświatem. […] Alfabet taoizmu oraz japońskiego zen mówi, że określenie ki jest synonimem taoistycznej energii życia chi. Jest to podstawa taoistycznych wierzeń oraz ćwiczeń oddechowych, dzięki którym trenujący aikido może nabyć niezwykłe umiejętności, odgrywające w sztukach walki ważną rolę. Celem ćwiczeń jest osiągnięcie stanu absolutnego relaksu i doskonałej spontaniczności, który osiągniemy tylko wtedy, gdy wejdziemy w doskonałą harmonię z tao. Owa harmonia wyraża się w nieustannym przepływie energii ki przez nasze ciało. […] Stajemy się medium dla ducha pozaziemskich sfer” – wyjaśnia prof. Eva Orbánová, wykładowczyni etyki i filozofii moralnej na Uniwersytecie Świętych Cyryla i Metodego w Trnawie na Słowacji.

Ksiądz Michał Olszewski, który sam przez wiele lat intensywnie trenował taekwondo, tak wypowiada się o tym sporcie: „Taekwondo, narodowy sport Korei, ma za podbudowę filozofię, która mówi, że w kosmosie jest równowaga sił dobra i zła. W każdym dobru jest domieszka zła i w każdym złu domieszka dobra. Energia dobra i zła ścierają się w świecie i równoważą. […]

Nie da się tego pogodzić z Ewangelią, mówiącą o Chrystusie, który pokonał zło. Nie ma równowagi we wszechświecie, Jezus zmiażdżył zło. Nie ma kropli dobra w Złym, nie ma kropli zła w Duchu Świętym. Jest to więc bałwochwalstwo, grzech przeciwko pierwszemu przykazaniu. […]

Kiedy wchodzimy do sali, gdzie na centralnym miejscu jest wywieszona flaga z symbolem yin-yang, kłaniamy się yin-yang i oddajemy cześć temu, co stoi za tym znakiem. Każdy, kto choć trochę zna Wschód, wie, że żaden gest i żaden symbol nie jest tam pozbawiony duchowego znaczenia. Ukłon w stronę flagi z symbolem yin-yang jest wyrazem podporządkowania się i wzięcia za swoje wszystkiego, co za tym idzie, całego systemu filozoficznego taekwondo”.

Tylko sport

Jest wiele osób, które mówią, że ćwiczą sporty walki, odcinając się jednak od ich duchowego elementu.

Ksiądz Dominik Chmielewski SDB, były instruktor karate combat, wskazuje na zasadniczą różnicę między technikami samoobrony, sportami walki, tradycyjnymi sztukami walki (instruktorzy w różnym stopniu wprowadzają elementy duchowości) a sztukami walki o charakterze inicjacyjnym duchowo.

Pytanie, czy możliwe jest oddzielenie techniki od duchowości, jest bardzo istotne. Zdania na ten temat są podzielone. Wypada tę kwestię odnieść do doświadczenia Kościoła.

Ksiądz Aleksander Posacki, demonolog, autor wielu książek i artykułów o zagrożeniach duchowych, przekonuje: „Duchowość wielu sztuk walki może być uwikłana we właściwą dla pogaństwa idolatrię i dlatego trudno ją przeciąć samym aktem woli, jeśli dalej czyni się te same praktyki, nawet tylko zewnętrznie.

Teologia biblijna i tradycja chrześcijańska nie akceptuje tego rodzaju rozdwojenia: Męczennicy unikali nawet udawania kultu obcych bóstw, gdyż dobrze wiedzieli, że tego rodzaju rozdwojenie byłoby zdradą Chrystusa, a nie tylko złym przykładem czy zgorszeniem”.

Nie oznacza to oczywiście, że trenowanie sztuk walki prowadzi nieuchronnie do opętania przez złego ducha. Ale ważna jest tu świadomość zagrożeń, roztropność oraz wrażliwość sumienia.

Ksiądz Michał Olszewski ostrzega: „Opętanie nie pojawia się automatycznie wraz z rozpoczęciem treningów. W ogóle nie musi się pojawić. Jednak im głębiej się w ten sport wchodzi, im wyższe szczeble się osiąga, tym zagrożenie staje się większe. Na najwyższym światowym poziomie, kiedy dokonuje się pewnych aktów inicjacji, jest już bardzo niebezpiecznie”.

W rzeczywistości duchowej nieraz trudno dostrzec granicę zła, łatwiej zobaczyć ją już po jej przekroczeniu. Pytanie, czy w ogóle warto się do niej zbliżać, czy warto ryzykować, gdy ceną może być życie wieczne…

Świadkowie

Wpływ trenowania sztuk walki na życie człowieka i jego duchowość dobrze ukazują osoby, które dzielą się własnym doświadczeniem.

Ksiądz Dominik Chmielewski przekazuje: „Wszystko zaczęło się w Medjugorie. […] Tam przeżyłem wielki wstrząs duchowy – na tyle silny, że zakwestionowałem 15 lat doświadczeń, będących połączeniem chrześcijaństwa i duchowości zen.

Po powrocie z Medjugorie nie odczuwałem żadnego problemu w związku ze sprzecznościami między tymi dwiema duchowościami. Byłem przekonany, że oddając całe życie Bogu przez ręce Maryi, będę mógł prowadzić wspaniałą ewangelizację na sali treningowej, wśród chłopaków, którzy sami nigdy nie poszliby do kościoła. […]

Z perspektywy czasu widzę, że sztuka walki odgradzała mnie od realizacji planu przygotowanego przez Maryję z dwóch powodów: po pierwsze, sprawiał to wyjątkowo brutalny charakter stylu walki, który ćwiczyłem.

Moja psychika była bardzo mocno przeniknięta złowrogą, »stalową« agresywnością i bezwzględnością. To było widać w moich oczach i uzewnętrzniało się to nawet podczas walk na treningach, kiedy koledzy przerywali walkę, mówiąc: »Człowieku, co ty masz w oczach? Chcesz mnie zabić?! Ja z tobą nie walczę«. […] z biegiem czasu zacząłem rzeczywiście zauważać coś, co było dla mnie bardzo tajemnicze.

Po drugie, sporty walki to była pasja mojego życia. W końcu pojąłem, że w istocie był to grzech idolatrii – łamanie pierwszego przykazania”.

Ksiądz Dominik ostrzega również przed problemem tzw. wizualizacji, z którym borykał się on i jego koledzy. Wizualizacja jest wypracowanym podczas treningów nastawieniem umysłu i ciągłej gotowości na atak.

„Mnie osobiście – pisze ks. Dominik – bardzo to przeszkadzało w modlitwie, podczas Mszy św., w bezpośrednim kontakcie z drugim człowiekiem. Ciągle wizualizowałem różne możliwe scenariusze walki, na wypadek gdybym został nagle zaatakowany. Podczas modlitwy byłem ciągle rozproszony mimo prób koncentracji na Jezusie. […] Ciekawe, że w czasie medytacji zen nie było problemu z tego typu rozproszeniami”.

Ksiądz Michał Olszewski opowiada o tym, dlaczego przestał trenować taekwondo: „Nawet jeżeli chcemy tylko trenować sport, ale zachowujemy wszystkie formy, regulamin, według którego zaliczamy kolejne szczeble, kłaniamy się yin-yang, to chcąc nie chcąc, identyfikujemy się z tym i grzeszymy przeciw pierwszemu przykazaniu, bo robimy coś, co jest niezgodne z Ewangelią. Robimy miejsce na działanie złego ducha.

Wiadomo, że nie każdy, kto pójdzie na taekwondo, zostanie opętany. Ja trenowałem 10 lat i dzięki Bogu nic mi się nie stało. Śmieję się czasem, że gdyby nie taekwondo, nie skończyłbym seminarium, bo to sport nauczył mnie samozaparcia, wytrwałości, dyscypliny, pokonywania samego siebie, dał kondycję. To wszystko mi się przydało, to są dobre rzeczy. Ale to daje sport w ogóle. Trenując jakikolwiek sport, osiągniemy podobne efekty. Ja ćwiczyłem taekwondo, a dopiero po święceniach Pan Bóg mnie oświecił. […]

Kiedy już jako kapłan doświadczyłem wspomnianej sprzeczności [między wykonywaniem obowiązkowego przed treningiem ukłonu przed znakiem yin-yang a wiarą w Chrystusa, jedynego Pana – przyp. M.S.], spaliłem certyfikat i przestałem uprawiać taekwondo. Była też modlitwa o uwolnienie mnie od skutków uprawiania tego sportu”.

Siostra Gabriela Cieślik, służebniczka Najświętszej Maryi Panny, była mistrzyni świata w karate shotokan, tak mówi o swoim doświadczeniu: „Mój klub karate nastawiał się przede wszystkim na sport i kładł nacisk na stronę fizyczną. Nie dało się jednak oderwać tego wszystkiego od strony duchowej, bo karate wywodzi się ze sztuk walk Wschodu. Wszystko, co robią Japończycy i Chińczycy, posiada korzenie duchowe.

Mieliśmy medytacje przed treningiem i po nim; odbywaliśmy też kurs z medytacji zen. Muszę powiedzieć, że o ile nigdy nie miałam problemów ze skupieniem się, tak np. nie mogłam tego zrobić na kursie medytacji – to było niesamowite. Żadne lekcje i ćwiczenia nie udawały się.

Dopiero po latach uświadomiłam sobie, że Pan Bóg po prostu mnie od tego uchronił. Gdybym wtedy potrafiła medytować, to prawdopodobnie zasmakowałabym w tej formie i mogłabym wejść w nią głębiej.

Jeśli chodzi o duchową stronę, to doświadczenia wyniesione z ćwiczenia karate nie były bez znaczenia dla mojej wiary. Miałam potem trudności z modlitwą – musiałam prosić o modlitwę wstawienniczą i o modlitwę o uzdrowienie. Potrzebowałam czasu, żeby mój duch uwolnił się od tego, co było związane z karate”.

Przytoczone powyżej świadectwa nie mają na celu wywołania lęku czy skłonności, by wszędzie widzieć diabła. Chodzi o rozwagę. Bać się należy grzechu i tego, co odwodzi człowieka od Boga.

Wiele osób traktuje ćwiczenie sztuk walki jako hobby, ale jeśli taki trening stwarza okoliczności, w których człowiek zaczyna otwierać się na działanie nieznanych mocy, a uprawianie sportu, doskonalenie technicznych umiejętności, przekraczanie możliwości własnego ciała staje się dla kogoś ważniejsze niż Bóg, to warto przywołać słowa Pana Jezusa: „[…] jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła” (Mt 5,30; por. Mt 18,8-9; Mk 9,43-47).

W tym kontekście przypomina się także inna nauka Chrystusa: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” (Mt 10,28).

Źródło: Sztuki walki – mistrzowie ostrzegają, Warszawa 2016.