Żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk

Ojciec powiedział mi: „To twoja ostatnia chwila. Jeśli wybierasz Allaha, pozwolę ci żyć. Jeśli wybierasz Jezusa – zabiję cię”…

„Boże, życie należy do Ciebie”

Moi pradziadkowie, muzułmanie, przybyli do Indii z Turcji i zamieszkali w stanie Kerala na południu kraju.

Zanim się urodziłem, przeszedłem poważną infekcję zagrażającą życiu. Lekarze mówili, że jej nie przeżyję, i przekonywali moją mamę do aborcji. Ona jednak była przeświadczona, że to ogromny grzech, i nie usłuchała ich rad. Modliła się:

„Boże, życie należy do Ciebie. Wiem, że możesz dać je temu dziecku” – po czym złożyła ślub, że jeśli przeżyję, odda mnie na Jego służbę. Bóg ją wysłuchał: mój poród, zdaniem lekarzy, był cudem!

Podczas gdy moi bracia, siostry i sąsiedzi chodzili do normalnych szkół, ja nie chodziłem do zwykłej szkoły, ponieważ, zgodnie ze ślubem złożonym przez moją mamę, należałem do Boga.

Gdy skończyłem osiem lat, rodzice posłali mnie więc do arabskiej muzułmańskiej szkoły na południu Kerali, żebym się tam szkolił na mawlanę, czyli muzułmańskiego duchownego. Zostałem nim przed 18. rokiem życia.

Przez pięć lat studiowałem filozofię (metafizykę, epistemologię, logikę itp.) oraz język arabski, a potem przez kolejne pięć – teologię moralną, koraniczną i prawo szariatu.

Z okresu dzieciństwa pozostało mi jedno głębokie przekonanie: religii nie można narzucać siłą. To moje wewnętrzne odczucie kłóciło się, rzecz jasna, z tym, czego doświadczałem, z historią islamu szerzonego głównie przez przymus i miecz.

Mój ojciec kazał mi chodzić do meczetu. Wiem, że gdybym tego nie robił, pobiłby mnie. Musiałem przestrzegać również postu ramadanu, bo gdybym nie pościł, nie dano by mi jedzenia po zachodzie słońca.

Mawlana

Po skończonych studiach pracowałem jako duchowny w meczecie. Pewnego razu głosiłem kazanie o Jezusie, przekonując, że nie jest On Bogiem. Dla mnie Bogiem był tylko Allah. Wierzyłem, że On nigdy się nie ożenił, więc nie mógł mieć dzieci. Tego dnia ktoś z tłumu zadał mi pytanie: „kim jest wobec tego Jezus?”.

Aby Go poznać, przeczytałem raz jeszcze cały Koran. Czytając go, zauważyłem, że Mahomet wspomniany jest w nim tylko 4 razy, a Jezus – aż 25! To odkrycie zbiło mnie z tropu… Zastanawiało mnie, dlaczego Koran poświęca więcej uwagi jakiemuś podrzędnemu prorokowi niż Mahometowi.

Koran nazywa Jezusa Kalimat Allah (Słowo Boga), Ruh Allah (Duch Boga) i Isa Al-Masih (w zniekształconej formie: Jezus Chrystus). Przedstawia też, że Jezus uczynił ptaszka z gliny i tchnął w niego życie, uzdrowił niewidomego, trędowatego oraz wskrzeszał zmarłych, wstąpił do nieba, nadal żyje i powróci w dniu ostatecznym.

Według Koranu Mahomet nie jest Słowem Boga, Duchem Boga ani Mesjaszem. Nigdy nie tchnął w nic życia, nikogo też nie uzdrowił ani nie wskrzesił. Sam umarł i nie powróci pod koniec czasów. To dzięki lekturze Koranu zauważyłem wszystkie te różnice między Jezusem a Mahometem.

Jest jeszcze druga kwestia. W Koranie nie ma mowy o żadnej kobiecie poza Maryją (arab. Mariam). Nie ma tam imion ani żon, ani dzieci Mahometa. Sura 19 nosi nazwę Maryja (Mariam), a 3 nawiązuje do jej rzekomego przodka – Imrana (sura Al Imran – Rodzina Imrana). Sura 3,42 przekazuje:

„Oto powiedzieli aniołowie: »O Mario! Zaprawdę, Bóg wybrał ciebie i uczynił cię czystą, i wybrał ciebie ponad kobietami światów«” (por. sura 21,91 i 66,12).

Słowo Boga

Pewnego dnia poszedłem do swojego nauczyciela, który przez 10 lat uczył mnie języka arabskiego.

Zadałem mu pytanie: „Nauczycielu, jak Bóg stworzył Wszechświat?”.

On na to: „Bóg stworzył Wszechświat przez swoje Słowo”.

Zapytałem więc: „Słowo jest Stworzycielem czy stworzeniem?”.

Gdyby powiedział, że Słowo jest Stworzycielem, zapytałbym, kto zatem stworzył Słowo. Nie mógł też przyznać, powołując się na Koran i tradycję muzułmańską, że Słowo jest stworzeniem.

„Słowo nie jest ani Stworzycielem, ani stworzeniem” – odpowiedział, po czym kazał mi odejść.

Przed wyjściem powiedziałem jeszcze: „Jeśli Słowo nie jest Stworzycielem ani stworzeniem, to czy nie dlatego chrześcijanie mówią, że Słowo jest Synem Bożym?”.

Wówczas powiedział mi, że jeśli Słowo jest Synem Bożym, to Bóg musi mieć żonę. Bez żony nie można mieć syna. Pokazałem mu wtedy fragment Koranu, który mówi, że Bóg widzi bez oczu, mówi bez języka i słyszy bez uszu: „Stwórca niebios i ziemi. […] Nie ma nic takiego jak On. On jest Wszystkosłyszący, Wszystkowidzący!” (sura 42,11).

Werset ten przekazuje – zgodnie z najstarszymi tafsirami (czyli obowiązującymi objaśnieniami i wykładniami tekstu Koranu) – że żadne stworzenie nie jest podobne do Boga.

A skoro stworzenia mają oczy i uszy, to Bóg ich nie ma, lecz jednocześnie słyszy wszystko i widzi. Zatem dlaczego Bóg nie mógłby mieć syna bez żony? Miałem mocny argument.

Po rozmowie z nauczycielem, rozbity, położyłem Koran na piersiach, mówiąc: „Boże, powiedz mi, co mam robić. Twój Koran mówi, że Jezus żyje, a Mahomet umarł. Powiedz mi, za kim mam pójść?”.

Po modlitwie otworzyłem księgę, a mój wzrok padł na surę 10,94: „A jeśli powątpiewasz w to, co tobie zesłaliśmy, to zapytaj tych, którzy czytają Księgę, która była przed tobą […]”.

Rekolekcje w Potta

Po przeczytaniu tego fragmentu zdecydowałem się studiować Biblię. Pojechałem do Katolickiego Centrum Rekolekcyjnego w Potta. Już pierwszego dnia ksiądz przeczytał początkowy werset z Ewangelii według św. Jana: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo”.

Od razu zauważyłem związek między tym, co o Słowie mówią Koran i Biblia. Czułem, że do dalszego studium potrzebuję obu tych tekstów.

Inny werset z tej samej Ewangelii, 12, również wywarł na mnie wielkie wrażenie: „Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego”.

W Koranie Allah nazywa ludzi niewolnikami. Jak wiadomo – pan nie kocha niewolników, ani też niewolnicy nie kochają zazwyczaj swojego pana. Nie chciałbym być nazywany przez kogokolwiek niewolnikiem, a Koran mówi, że człowiek jest niewolnikiem Allaha!

W Ewangelii według św. Jana (1,12) przeczytałem, że Jezus daje moc, abyśmy się stali dziećmi Bożymi. Zrozumiałem, że potrzebuję Jezusa, ponieważ chcę być dzieckiem Boga.

Po raz pierwszy nazwałem Boga „Tatą”; nigdy dotąd nie wiedziałem, że mogę Go tak nazywać! Jakże wielka to radość: Stworzyciel świata jest moim Tatą! Zdecydowałem się też w końcu uwierzyć w Jezusa jako Syna Bożego.

Podczas gdy byłem na rekolekcjach w katolickim ośrodku, rodzice myśleli, że jestem w meczecie, a koledzy z meczetu – że jestem w domu. Kiedy się porozumieli i wyszło na jaw, że nie ma mnie ani tu, ani tam, zaczęli mnie szukać, dając ogłoszenie do gazet i telewizji.

W końcu znaleźli mnie w Potta. Przyjechał po mnie ojciec, który z wściekłości za to, co zrobiłem, pobił mnie do nieprzytomności i zabrał stamtąd przemocą.

Uwięzienie

Gdy odzyskałem przytomność, znajdowałem się w małym pokoju – nagi i z mocno skrępowanymi rękoma oraz nogami. Nie mogłem nic mówić, ponieważ do moich ust nasypano sproszkowany czerwony pieprz. Proszek był też w moim nosie i w oczach oraz wszędzie tam, gdzie miałem rany na ciele…

Pieprz miał zwiększyć moje cierpienie. Wszystko z powodu wiary w Jezusa. W 18 miejscach Koranu napisane jest, by walczyć z „niewiernymi”, a w kilku miejscach – by zabijać tych, którzy odrzucają islam. Mój ojciec był posłuszny prawu koranicznemu, nawet za cenę zagłuszania głosu swojego sumienia…

Po kilku dniach bez jedzenia i bez picia czułem, że gardło wyschło mi na skorupę. Kiedy popękały mi usta, próbowałem zlizać nieco krwi, by zwilżyć gardło. Wtedy to mój rodzony brat, widząc to, z premedytacją na mnie nasikał…

Po wielu dniach stałem się bezbronny jak noworodek. Straciłem pamięć, nie mogłem myśleć i byłem jak umarły. Trwało to tak długo, że zupełnie straciłem rachubę czasu.

W końcu przyszedł mój ojciec. Zdjął ze mnie łańcuchy, chwycił mnie mocno za szyję i zaczął dusić. Czułem, że nie mogę oddychać… Otworzyłem oczy i zobaczyłem wielki nóż w jego ręce. Powiedział mi: „To twoja ostatnia chwila. Koniec z tobą”.

I dodał: „Jeśli wybierasz Allaha, pozwolę ci żyć. Jeśli wybierasz Jezusa – zabiję cię”.

Pomyślałem w tym momencie, że kiedy byłem zagrożony w łonie swej matki, wszyscy myśleli, że umrę, ale kochali mnie i modlili się, bym przeżył, a teraz mój rodzony ojciec chce mnie zabić – przy milczącej zgodzie całej rodziny!

Dobrze go znałem i wiedziałem, że nic go nie powstrzyma. Gdy zrozumiałem, że to moja ostatnia chwila, przez myśl przeszło mi, że Jezus umarł, ale przecież i zmartwychwstał!

Jeśli umrę, wierząc w Jezusa, również i ja będę żył! Poczułem radość z tego, że lepiej umrzeć, wierząc w Jezusa, niż żyć bez Niego. Byłem gotowy na męczeństwo.

Nagle poczułem, że dzieje się ze mną coś nieoczekiwanego. Jakieś światło padło na moje czoło, jak światło księżyca, a coś podobnego do wstrząsu elektrycznego przeszło przez moje ciało.

W jednym momencie zostałem napełniony niesamowitą siłą i nie byłem w stanie jej kontrolować! To było tak silne, że odepchnąłem rękę ojca, a z mojej piersi wyrwało się jedno słowo: „Jezu!!!”.

Ojciec runął jak długi, a upadając, zranił się nożem w klatkę piersiową. Krzyczał, krwawił, a jego usta toczyły pianę. Na ten wrzask zbiegli się wszyscy domownicy.

Nie wiedzieli, co się stało. Pomyśleli, że ojciec właśnie umiera, i natychmiast zawieźli go do szpitala. W pośpiechu zapomnieli o mnie. Ubrałem się szybko w rzeczy ojca i uciekłem z domu.

Wsiadłem do taksówki, która zawiozła mnie do Potta. Taksówkarz, chrześcijanin, wiedział o moim uwięzieniu. Widząc mój stan, zatroszczył się o mnie, kupując mi po drodze coś do jedzenia i do picia.

Tego dnia zrozumiałem, że Jezus naprawdę żyje. Od tego czasu minęło już 18 lat, a ja wciąż doświadczam, że On cały czas jest przy mnie.

Nigdy nie sądziłem, że muzułmanie pozwolą mi żyć tyle czasu. Głosiłem Ewangelię nawet na Bliskim Wschodzie i choć próbowano mnie zabić, nigdy włos z głowy mi nie spadł.

Chrzest

Po mojej ucieczce rodzice urządzili mi symboliczny pogrzeb. To bardzo smutna ceremonia wykluczenia oraz wyrzucenia z rodziny i społeczności.

Uczynili mój posąg, położyli go w grobie i pochowali, a na nagrobku wyryli datę moich urodzin i śmierci. Za datę śmierci przyjęli datę mojego chrztu.

W swym rodzinnym mieście mam swój grób. Stałem się umarły dla świata, by żyć dla Jezusa (por. Kol 3,3).

Po ludzku nie mam żadnej nadziei na kontakt z rodziną, ale Bóg może ich dotknąć w każdej chwili, dlatego modlę się za nich. Nawet jeśli nie uwierzą, zawsze proszę: „Jezu, zabierz ich do nieba. Tam też ich potrzebuję”.

Kiedy byłem mały, miałem poważną infekcję stóp. Mama zabrała mnie do szpitala, który nosił imię Fatimy, córki Mahometa. Pracowało w nim wiele katolickich sióstr i księży.

Zapytałem mamę o to, dlaczego chrześcijanie używają tego muzułmańskiego imienia. Wówczas mama wyjaśniła mi historię portugalskiej Fatimy, miejsca, gdzie objawiała się Matka Boża.

Miałem do Maryi sympatię i miłość, a później, gdy czytałem Koran, zrozumiałem, że to, co mówiła mi o Niej mama, było prawdą. Od dzieciństwa słyszałem o Maryi, a gdy zostałem katolikiem, zawierzyłem się Jej całkowicie.

Kiedy przygotowywałem się do chrztu, mój kierownik duchowy spytał mnie, jakie wybrałem sobie imię. Moje muzułmańskie imię brzmiało: Sulejman Ibn Ahmad.

Ksiądz proponował, żebym zostawił imię „Sulejman” (arab. Salomon), ale powiedziałem, że tak bardzo kocham Matkę Bożą, że chcę nosić Jej imię. Nie zrażało mnie to, że to imię żeńskie. Niedługo potem pewien kapłan z Włoch powiedział mi o istnieniu męskiej formy tego imienia: „Mario” (Marian) – i tak zostało.

Śmierć

Nie boję się śmierci. Każdy, kto się urodził, pewnego dnia musi umrzeć. To pewne na 100%. Jeśli wierzysz w Mahometa i umrzesz, to musisz wiedzieć, że on został pochowany i nikt nie wie, co się z nim stało po śmierci.

Jedynie Chrystus umarł i zmartwychwstał. Mam więc nadzieję, że jeśli umrę z Chrystusem, będę z Nim żył (por. Rz 6,8). Jezus powiedział wyraźnie, że idzie do Ojca: „[…] gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem” (J 14,3).

Nie obawiam się więc śmierci, ale myślę o tym, co będzie po niej. By mieć życie wieczne, potrzebuję Jezusa i Jego Kościoła.

Grzech

Każda religia uznaje, że grzech jest przeszkodą w relacji pomiędzy Bogiem a człowiekiem. W islamie za grzechy ofiarowuje się zwierzęta. W hinduizmie grzechy mają zostać odkupione przez kolejne wcielenia.

Tylko w chrześcijaństwie Bóg w Jezusie Chrystusie sam bierze na siebie grzechy całego świata i wieczną karę za nie, gładząc je, oczyszczając ludzi i jednając ich z Ojcem.

Konsekwencją grzechu jest śmierć. Aby usunąć ciemność, musisz wnieść światło. Aby usunąć śmierć, musisz wnieść życie. Aby zgładzić swoją śmierć, potrzebuję życia wiecznego. Mogę je otrzymać tylko od Boga, a to zostało nam dane przez Jezusa na krzyżu.

Jeśli więc uczestniczę w Jego Ciele i Krwi, przyjmując Go w Eucharystii, a wcześniej wyznaję swoje grzechy w sakramencie pojednania, mam udział w Jego życiu. Staję się wówczas częścią Jego życia.

To dlatego Jezus nazywa mnie „bratem”, a ja wraz z Nim mogę nazywać Boga „Tatą”. To jest zjednoczenie w Bogu. Aby je otrzymać, trzeba być katolikiem. Jezus jasno powiedział: „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6,54).

Przesłanie dla Europy

Obecnie pracuję w Katolickim Centrum Rekolekcyjnym, gdzie prowadzone są rekolekcje w siedmiu językach: angielskim, hindi, tamilskim, malajalam, telugu, kannada i konkani. Codziennie dzielę się z innymi słowem Bożym. Podróżuję po Indiach, ale i po całym świecie, bo Pan posyła mnie także do Europy i na Zachód.

Europa przeżywa teraz wiele kryzysów. Jednym z nich jest zanik edukacji dzieci w wierze. Ta słabość zaczęła się wtedy, gdy zaczęto dużo mówić o wolności bez wartości.

Taka „wolność” przynosi „małżeństwa” homoseksualne, zabijanie nienarodzonych, uzależnienie od alkoholu i narkotyków. Wszystko to jest legalizowane, a skoro jest legalne, to nawet rodzice nie mogą tego kwestionować. Taka „wolność” człowieka jest prawdziwym problemem i prowadzi do niewiary.

W islamie, który jest religią i polityką (arab. din wa-dawla), bezprawne jest pytanie dzieci, czy chcą uczęszczać na lekcje religii. Od dzieciństwa są one przymusowo indoktrynowane i mają w sobie wiele fanatycznej wiary.

My musimy respektować człowieka, pozostawić mu pełną wolność otrzymaną od Boga, a jednocześnie od dzieciństwa edukować swe dzieci, uczyć je mądrze korzystać z tej wolności i przekazywać im wiarę katolicką.

Jeśli to się będzie działo, Europa się zmieni. Powróci do swojej pierwotnej miłości do Pana (zob. Ap 2,4). Tylko jeśli wszyscy będziemy się o to modlić i nad tym pracować, będą dokonywać się zmiany i będziemy świadkami wielkich rzeczy.

dr Mario Joseph

(tłum. i opr. Bartłomiej Grysa)