„Wybrał mnie Pan do cudownej misji miłości w świecie, dla której życie oddać warto, a cóż dopiero talent i wszystkie siły” – tak odczytała swoje powołanie życiowe bł. Natalia Tułasiewicz, beatyfikowana w 1999 r. w gronie 108 polskich męczenników poległych za wiarę podczas II wojny światowej.
Przykład bł. Natalii Tułasiewicz niesie wielką nadzieję, że w każdych warunkach, nawet skrajnie trudnych, nasze życie może być piękne i spełnione, oraz wskazuje, jakie więzi i wartości mogą pomóc nam to życie kształtować. Natalia była „Pańską apostołką miłości w rozszalałym nienawiścią świecie”.
Swoje słowa: „służba Bogu jest służbą siły, która nie zna klęski” potwierdziła bohaterskim życiem i przypieczętowała męczeńską śmiercią 31 marca 1945 r. w niemieckim obozie koncentracyjnym w Ravensbrück.
Chcę nieść Chrystusa wszystkim ludziom
Natalia żyła 39 lat. Urodzona w 1906 r. w Rzeszowie, w zaborze austriackim, w wielodzietnej rodzinie urzędnika skarbowego, otrzymała staranne wychowanie i wykształcenie. Była aktywną członkinią Sodalicji Mariańskiej.
W młodość wkraczała w pierwszych latach uzyskanej przez Polskę niepodległości po 123 latach niewoli, w atmosferze entuzjazmu, który naznaczył jej studia i pracę zawodową.
Jako absolwentka polonistyki Uniwersytetu Poznańskiego w czasie seminariów odważnie dyskutowała z innymi studentami o wyborach światopoglądowych i obieranych postawach. Planowała napisanie pracy doktorskiej.
Po zerwanych zaręczynach z kolegą ze studiów podjęła decyzję życia w samotności, przekonana o tym, że samotność przeżywana z Bogiem otwiera niesłychane horyzonty działania.
W dwudziestoleciu międzywojennym pracowała jako nauczycielka w poznańskich szkołach. Otwarta na ducha czasu i zmiany, zdobywała autorytet poprzez stawianie sobie coraz to nowych i wyższych wymagań, zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym.
Sens swojego życia zawarła w słowach: „żyj tak, jakby tylko od jakości twojego życia zależał los świata”. Służyła ludziom pomocą i wsparciem.
Otwarta na wydarzenia dnia codziennego, entuzjastka przyrody, piękna, kultury i sztuki, poetka, czuła się „ogniwem w łańcuchu przyczyn i skutków, które sięgają nieskończoności”.
Głodna wiedzy, zafascynowana muzyką (grała na skrzypcach), kochająca podróże (płynęła promem „Batory” do Norwegii, była m.in. w Rzymie, Asyżu oraz Wenecji), przejęta ideą apostolstwa ludzi świeckich, odkrywała własną drogę ku świętości.
„Chcę wysługiwać sobie świętość na ziemi codziennym wysiłkiem dnia. Nie oddzielam szarego życia od ideałów, ku którym podążam. Wszystko: praca, nauka, sen, przyjemność, wszystko wciągam w swój program doskonalenia się”.
Tak postawiony cel wymagał od Natalii ciągłej pracy nad swoim charakterem, nad przezwyciężaniem egoizmu, takim organizowaniem codziennych zajęć, aby był konkretny czas przeznaczony na modlitwę, pracę i odpoczynek. Starała się jak najlepiej wykorzystać dane jej od Boga zdolności, możliwości i czas.
Przylgnęła całkowicie do Jezusa Chrystusa – miłości i „obrazu Boga niewidzialnego” (Kol 1,15). Pisała: „wszędzie podążam z Przyjacielem Najukochańszym”. Pragnęła się Nim dzielić ze wszystkimi ludźmi. „Chcę nieść Chrystusa […] wszystkim ludziom, spotykanym na ulicach, w tramwaju, w urzędach, […]teatrach, wszędzie!”.
W swoich zapiskach pamiętnikarskich pisała: „Płonę żądzą […] katolicko-apostolskiego czynu. Więc umartwię się chętnie w każdej dziedzinie, która mi tę pracę ułatwi, ale odrzucę każde takie umartwienie, które by mię zawracało z wyznaczonej mi przez Opatrzność drogi. Nie wyrzekam się zatem turystyki, teatru, kina, książek, studiów ustawicznych, dyskusji, koncertów, wystaw obrazów, podróży. […]
Dobry chrześcijanin ma nie tylko obowiązek cierpieć, […] ale ma także równorzędny obowiązek przykładnie się radować”.
Marzyła o „zharmonizowaniu kultury ducha z kulturą ciała” i deklarowała: „mam odwagę być świętą, nowoczesną świętą, teocentryczną humanistką. […] Cenię i kocham zgrzebny habit brata Alberta, ale również bliski mi jest święty w smokingu i święta w sukni balowej”.
Zwyciężać zło dobrem
W listopadzie 1939 r. dziewięcioosobową rodzinę Tułasiewiczów wysiedlono z mieszkania w Poznaniu do obozu przejściowego, skąd bydlęcymi wagonami wywieziono ich do Ostrowca Świętokrzyskiego.
Zaczęła się dramatyczna walka o przetrwanie rodziny, w której Natalia wykazała najwięcej inicjatywy. Wszelkim przeciwnościom i nieszczęściom przeciwstawiała się odważnie: „tu trzeba brać się w garść, trzymać głowę na karku i tak działać, by przetrwać”.
Dotarła do Krakowa, szukając środków do życia dla rodziny. Znalazła tam pracę w tajnym nauczaniu w ośrodku urszulańskim i po pewnym czasie sprowadziła rodzinę.
Był to niezwykle intensywny i dynamiczny okres w jej życiu. Wypełniała obowiązki tajnego nauczania, nawiązywała kontakty naukowe i towarzyskie, organizowała konspiracyjne spotkania poetyckie i formacyjne. Nieustannie się dokształcała.
Przekonana, że „największym darem życia jest człowiek, jego dobre, czujące serce”, była otwarta na każdego człowieka. Pomagała rodzinie, potrzebującym, chorym. Czuwała przy konającym ojcu i konającej przyjaciółce.
Okres wojny traktowała jako czas cennych, choć trudnych rekolekcji. Chciała po wojnie stanąć w awangardzie walki o nowe oblicze nie tylko Polski, ale także świata. Pragnęła być „świętym bojownikiem o Bożą codzienność”.
Doświadczając skutków wojennej zawieruchy, Natalia wskazywała: „Ludzie z zapamiętaniem pracują nad cudzą masakrą, dyszą nienawiścią, żądzą odwetu, jadem, złością, która nawet zbawienie wieczne najchętniej by wydarła. […] Wychowanie naszych pokoleń w idei odwetu przywiedzie Europę niechybnie ku trzeciej wojnie […].
Wydaje mi się obowiązkiem ostrzegać kiedyś opinię publiczną wszystkich krajów, nie tylko Polski, że fanatyzm nacjonalistyczny jest przepaścią, wciągającą w swoje czeluście najpiękniejsze wartości ludzkości”.
Czasy, w których żyła Natalia, były wielkim sprawdzianem miłości bliźniego w wymiarze heroicznym.
„Bóg widzi, ile trudności przeżywa dusza, która chce żyć duchem Jego Ewangelii. Dziś, gdy nienawiść uderza na mózgi jak wino, ileż muszę z sobą walczyć, aby tej nienawiści, mającej tyle naturalnego, ludzkiego podłoża, nie podsycać wewnętrzną aprobatą. […]
Nowy Testament pouczył nas, że […] na zło mamy […] odpłacać dobrem, to jest nie według instynktownych odruchów. Zwierzęca, doraźna reakcja siły na doznane zło jest w nas zawsze; trzeba na to naprawdę szkoły świętości Chrystusowej, żeby tę linię najmniejszego oporu przezwyciężyć. […] Nie można żyć nienawiścią, nienawiść zawsze wiedzie ku śmierci, żyje się w pełni tylko i tylko miłością” – pisała.
Nie bała się publicznie głosić swoich przekonań. Wskazywała Polakom na konieczność życia w zgodzie, bez żadnych podziałów, i marzyła o tym, żeby przyszłe pokolenia podjęły hasło uniwersalizmu chrześcijańskiego.
Misja pomocy robotnikom przymusowym
Najważniejszym celem życia Natalii była heroiczna miłość do Boga, a przez nią – do każdego bliźniego, nawet do wroga. Wielkim świadectwem tej miłości był jej dobrowolny wyjazd do Niemiec.
Gotowa wewnętrznie do złożenia Panu Bogu ofiary z życia i pragnąca pokazać „ludziom dziś i jutra, że to pokolenie, które przeżywa obecny koszmar wojny, nie tylko żyje piekielnym impetem niszczenia”, podjęła się bardzo ryzykownej misji w ramach polskiego ruchu oporu.
Na zlecenie podziemnej organizacji Zachód, po odpowiednim przeszkoleniu, jako pełnomocniczka-emisariuszka rządu londyńskiego i świecka apostołka, pojechała dobrowolnie w 1943 r. do Hanoweru, do fabryki Pelicana, by tam pomagać robotnikom przymusowym.
Drobna i słaba fizycznie (chorowała od dzieciństwa), ale silna duchem, w skrajnie trudnych warunkach bytowych, jako robotnica wśród robotnic realizowała posługę religijno-społeczno-oświatową w środowisku narażonym zarówno na naloty bombowe, jak i na upadek moralny. Swoją działalność dokumentowała w listach przysyłanych do kraju.
Groza wojny, oderwanie od najbliższych, nieustanne alarmy, bombardowania, celowa demoralizacja dziewcząt i kobiet, głód, choroby – to obozowa codzienność niosąca napięcia i konflikty. Natalia łagodziła te stany, służąc pomocą i radą.
Siłę i moc do działania czerpała z wytrwałej codziennej modlitwy, a szczególnie ze Mszy św., której teksty (przeważnie w czasie pracy) każdego dnia w myślach recytowała, oraz z przyjmowanej duchowo Komunii św. Czuła się „gorejącą miłością Pana Jezusa” i „włóknem Jego Serca”.
Pisała do matki: „Bóg tak czuwa nade mną, że nie odczuwam nigdy żadnego lęku, noszę w sobie Słońce i Ono mnie rozświetla w każdej trudności dnia. Gdybym ci, Matuś Moja, umiała powiedzieć, jak każdy z moich dni jest piękny! Zdawałoby się, sama szarość, a ja każdą godzinę żegluję w wieczność i wiem, że jestem miłowana, całym, całym Sercem przez Tego, którego miłuję ze wszystkich sił. […] Jestem dumna, że niosę ludziom Boga i moje otoczenie czuje, że mieszkam w Nim”.
Natalia realizowała tu swoje marzenie: modlitwę uczyniła życiem, a życie modlitwą. Każdego dnia, nierzadko w schronach w czasie nalotów, modliła się z pracownicami, głosiła katechezy, przybliżała im przykazania, poszczególne sakramenty oraz prawdy wiary.
Kobiety nazywały ją „apostołkiem”, „księżulkiem” i odwdzięczały się jej tak, jak potrafiły. Szczególnie cieszyły się, gdy czytała im książki (m.in. Pana Tadeusza) i pisała dla nich okolicznościowe utwory i wierszyki.
Apostołowała także wśród robotnic i robotników przymusowych innych narodowości – mówiła po niemiecku, francusku, trochę po włosku; cieszyła się, że będzie miała po wojnie znajomych w całej Europie.
Tylko jej głośnej, ufnej modlitwie przypisywano cud ocalenia baraków w czasie straszliwego bombardowania Hanoweru. Spadły wtedy na baraki bomby zapalające, które zdołano ugasić. Poruszona widokiem zbombardowanego Hanoweru pisała do siostry: „Coś ściska serce, gdy się pomyśli o tym, do czego w XX wieku są zdolni ludzie. Nie odbiegliśmy wcale od czasów Neronowych. Tylko wina większa, bo świadomość zła oczywista. […]
Tu, gdzie trudzimy się wszyscy wielce, gdzie słyszę i widzę niejedno, mogłabym stać się szowinistką, a jednak nie, te ideały, które najwięcej ukochałam, ogólnoludzkie, dogłębnie humanistyczne, żyją we mnie jeszcze pełniejszym życiem”.
Torturowana nie zdradziła nikogo
W kwietniu 1944 r., po wizycie nieostrożnego kuriera z Polski, aresztowano Natalię. Osadzono ją w gestapowskim więzieniu w Kolonii, w jednoosobowej celi, w której siedziało pięć kobiet.
Nawet w skrajnie trudnych warunkach (całkowity zakaz opuszczania celi, duchota, głód, świerzb i wszy) nie przestała być świadkiem wiary. Była przesłuchiwana, torturowana i katowana do krwi. Nie zdradziła nikogo.
Z Kolonii, we wrześniu 1944 r., z wyrokiem śmierci wywieziono Natalię do Ravensbrück. Wycieńczona ciężką pracą fizyczną na lotnisku, powracającą gruźlicą i głodem nie ustawała w swej misji ewangelizacyjnej.
Modliła się ze współwięźniarkami, odprawiała nabożeństwa i prowadziła dyskusje teologiczne. Krzewiła polskość, przygotowując młode dziewczęta do matury. Poruszona ogromem otaczających ją cierpień układała wiersze, które recytowała, leżąc w baraku dla chorych.
U schyłku wojny Niemcy masowo gazowali najsłabsze więźniarki. Natalia była wewnętrznie gotowa złożyć życie w ofierze Bogu i choć marzyła wciąż o powojennej pracy literacko-apostolskiej, nie chciała się ukrywać, całkowicie zdana na wolę Bożą.
W Niedzielę Palmową ostatkiem sił zorganizowała nabożeństwo na rozpoczęcie Wielkiego Tygodnia, by uczcić mękę Pańską.
W Wielki Piątek, 31 marca 1945 r., na porannym apelu zmuszono ją do przespacerowania się przed szpalerem Niemców. Dwie gimnazjalistki usiłujące pomóc wycieńczonej Natalii wzięły ją pod rękę, ale oprawca odepchnął je i wbił pręt w sukienkę Natalii. Zabrano ją do komory gazowej.
To był ostatni Wielki Piątek w jej życiu. Następnego dnia, w Wielką Sobotę, Niemcy rozbierali komin krematorium – alianci i Rosjanie stali już u bram obozu.
Już 70 lat temu Natalia dobitnie obwieszczała, że „czasy dzisiejsze i te, ku którym idziemy, otwierają nową epokę działania dla ludzi świeckich, dla świeckiego apostolstwa”.
W dzisiejszej rzeczywistości odkrywamy na przykładzie Natalii, że najważniejszą metodą apostołowania jest świadectwo własnego życia.
Dostrzegamy w naszej skomplikowanej rzeczywistości, jak bardzo potrzeba światu świadków Chrystusa, którzy pragną nieść nadzieję wszystkim ludziom, z różnych kultur, narodowości czy wyznań, i nie boją się dialogu z niewierzącymi.
Błogosławiona Natalia napisała, że „żyje się w pełni tylko miłością”. Ona żyła tą pełnią życia, dlatego że „modlitwę uczyniła życiem, a życie modlitwą” i wszędzie podążała ze swoim „Przyjacielem Najukochańszym” Jezusem Chrystusem, aż do męczeńskiej śmierci, wypełniając Jego wolę.
Źródło: www.blogoslawionanatalia.eu
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!