Siedzimy w holu jednego z jordańskich kościołów. Jest 22 lutego, zimny dzień, jak na Jordanię, choć poświęcony szczególnie św. Szarbelowi. To chyba on zgotował nam prezent w postaci tego niezwykłego świadectwa. Cichym głosem, ale z błyskiem w oczach, Maria opowiada nam o swoim największym sekrecie – spotkaniu z Jezusem.
„Moja rodzina nie była religijna. Byliśmy muzułmanami »od święta«. To sprawiło, że sprawy religii szybko przestały dla mnie istnieć. Już w wieku 18 lat żyłam jak osoba niewierząca.
Później nawet uważałam, że Boga nie ma, zwalczałam Go. Musicie wiedzieć, że w islamie to straszne przestępstwo, ilhad – ateizm, niewiara, dlatego nie obnosiłam się z tym, udając dalej muzułmankę. Nie odbiegałam wtedy za bardzo swoim zachowaniem od reszty rodziny, dlatego krewni nie robili mi problemów z powodu tej gry pozorów.
Pomimo tego wszystkiego byłam dobrą uczennicą. Po maturze zaczęłam studiować grafikę użytkową. W 2009 r., podczas wycieczki uniwersyteckiej, trafiłam do sanktuarium maryjnego Sajjidat Al-Dżabal (Pani Góry) w Andżarze w rejonie Adżlunu. Wracałam tam jeszcze dwa razy i przy każdej wizycie czułam coś szczególnego.
Ta ciekawość miejsca, atmosfery pchnęła mnie do lektury oraz badań nad religijną historią mojego regionu. O chrześcijaństwie nie wiedziałam wtedy praktycznie nic, prócz mitów, które krążą wśród muzułmanów. O islamie w sumie też niewiele.
Zdobyłam trochę książek z Syrii i Libanu na temat obu religii i zabrałam się do lektury. Pamiętam, że odkryciem był dla mnie wówczas fakt, iż wieki przed islamem cały Bliski Wschód był praktycznie chrześcijański!
Chrześcijaństwo rozprzestrzeniało się w tamtych czasach na teren Arabii Saudyjskiej, Kataru, a nawet Jemenu! Islam zapanował nad tym terenem po podbojach i po krwawych wojnach, nie wskutek debat teologicznych.
Wzięłam do ręki Koran i Biblię. Zaczęłam je czytać i porównywać ze sobą, ale miałam mnóstwo pytań, na które nikt nie był w stanie mi wtedy odpowiedzieć. Odpowiedzi imamów nie satysfakcjonowały mnie, a duchowni chrześcijańscy bali się mnie wówczas, sądząc, że jestem z muchabarat (służb bezpieczeństwa) i stosuję takijję (okłamywanie niewiernych, ukrywanie swoich prawdziwych poglądów).
Ten zarzut słyszałam później wiele razy z ust chrześcijan… W końcu niebezpodstawny, skoro wielu muzułmanów tak robi… Nie było łatwo, dlatego w 2011 r. postanowiłam przenieść się do Ammanu”.
Wielkie miasto
Amman to jedno z największych miast arabskich. Mieszka tu blisko cztery miliony mieszkańców, połowa obywateli Jordanii. W takiej masie łatwiej być anonimowym.
W stolicy Maria znalazła chętnych do dyskusji o swoich religijnych dylematach. Te rozmowy oraz lektura Pisma Świętego doprowadziły ją 19 maja 2011 r. do decyzji o chrzcie w Kościele katolickim. Wtedy przyszedł czas na jej pierwszy krzyż…
„Czytając Koran, nie doświadczałam spotkania z Bogiem. Lektura Biblii natomiast wlewała w moje serce pokój, którego wcześniej nie zaznałam. Po wielu dyskusjach i rozmowach zrozumiałam, że Bóg czeka na mnie właśnie tam, w Kościele katolickim, w osobie Jezusa Chrystusa.
Od strony rodziny nie miałam wówczas żadnych problemów. Rozmawialiśmy przy różnych okazjach, utrzymywaliśmy kontakt. Do czasu… W końcu jakoś się dowiedzieli o moich poszukiwaniach i donieśli na mnie służbom specjalnym. Zaczęły się przesłuchania, nękanie…
Moi znajomi z parafii, do której wtedy uczęszczałam, prosili, bym więcej nie przychodziła do kościoła. W pracy też działo się źle. Słyszałam, jak niektórzy chrześcijanie zaczęli mówić, że jestem »wtyką« ze służb specjalnych… Musiałam opuścić tutejszy Kościół, opuścić Amman.
W pewnym momencie zostałam całkiem sama. Wyszłam z domu i zostawiłam dosłownie wszystko. Nie mając się gdzie podziać, spędziłam trzy dni na ulicy. Na szczęście Bóg o mnie nie zapomniał”.
Pomoc nadchodzi
„Pewien proboszcz, który znał moje tragiczne położenie, przygarnął mnie. Wynajął dla mnie pokój w hotelu. Ktoś jednak się dowiedział, że jestem byłą muzułmanką, i znowu się wszystko zaczęło… Na dodatek proboszcz zmarł, a jego rodzina zaczęła mnie oskarżać o to, że do tego doprowadziłam…
Zwróciłam się wtedy z całą sprawą do biskupa. On pomógł mi wyjechać do Libanu. Pojechałam tam na zaproszenie ks. Elii, który ochrzcił mnie 3 września 2015 r. Musiałam jednak wrócić do Jordanii, a wtedy zaczął się mój drugi krzyż…
Zaczęłam wówczas pracować w pewnej organizacji kościelnej, ale któregoś razu powiedziano mi, że nie są w stanie dłużej mnie kryć. Ponownie zatrzymały mnie wtedy służby specjalne. Zabrali mi paszport, przesłuchiwali mnie przez wiele godzin, a na koniec wtrącili mnie do więzienia.
Powodem tego wszystkiego było złożenie na mnie skargi do sądu z powodu zmiany religii przeze mnie. Jordania »słynie«, niestety, z tzw. honorowych zabójstw. Jeśli rodzice mają podejrzenia co do zmiany religii przez swoje dziecko, mogą je zabić – w zasadzie bez żadnych konsekwencji…
Przypuszczam, że wskutek intensywnych zabiegów innego kapłana jakiś czas potem zwolnili mnie i zwrócili mi paszport. Ksiądz ów poradził mi jednak, abym wyjechała z kraju. Zdecydowałam się wtedy opuścić kraj dzięki pewnej organizacji, udając się do Hiszpanii”.
Ucieczka do Hiszpanii
„Pod pretekstem potrzeby odpoczynku i aby uniknąć postępowania sądowego, które nade mną wisiało, wyjechałam do Hiszpanii w czerwcu 2016 r. Tam jednak moja sytuacja była jeszcze gorsza niż w Jordanii.
Trafiłam do mieszkania, w którym przebywało dwóch Irakijczyków. Jeden z nich od początku nie ukrywał swoich zamiarów… Wychodziłam wcześnie rano do kościoła, wracałam i natychmiast zamykałam za sobą drzwi swojego pokoju. Ze wspólnej łazienki korzystałam bardzo rzadko.
W tym czasie pewna moja znajoma przeprowadziła kilka rozmów z pewnymi protestantami. Kiedy ci ludzie dowiedzieli się o moim położeniu, zgodzili się mi pomóc. Postawili jednak przy tym jeden warunek: przejście na protestantyzm.
Modliłam się wówczas gorliwie kilka dni, pytając Boga o to, co mam zrobić. Dlaczego stawia mnie On w takiej sytuacji – w sytuacji po ludzku bez wyjścia? Duch Święty dał mi jednak przekonanie, że mam pozostać wierna, i zdecydowałam, że mimo wszystko nie opuszczę Kościoła katolickiego. Wróciłam zatem do Jordanii”.
Boża ingerencja
„Po przylocie do Ammanu nie miałam gdzie się udać. Pozostałam więc na lotnisku, czekając na Bożą interwencję. Wówczas zadzwoniła do mnie przyjaciółka. Została sama w domu z powodu wyjazdu rodziny i zaprosiła mnie do siebie, a ja z radością się zgodziłam”.
Maria nadal przebywa w Jordanii. Dzięki dobrym ludziom ma gdzie mieszkać i pracować, ale ukrywa się przed swoją rodziną, która w ostatnim czasie stała się bardzo religijna.
Możesz pomóc, modląc się o ochronę dla Marii oraz o nawrócenie jej bliskich, by tak jak Maria odkryli oni w sobie pragnienie oddania swojego życia Jezusowi – jedynej Drodze, Prawdzie i Życiu.
Świadectwo Marii spisał i opracował Bartłomiej Grysa
- Zainteresował Cię ten tekst? Zobacz też: Więźniowie Iranu
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!