Jest to historia objawień archanioła Gabriela biednemu analfabecie mieszkańcowi wyspy Akun, na początku XIX w. Wyspa ta jest jedną ze 150 wysp aleuckich na morzu Beringa, w pobliżu Alaski. Wyspy aleuckie zostały przebadane pod koniec XVIII wieku przez Vitusa Johansena Beringa. Stoły się własnością Rosji, lecz w 1867 r. zostały odsprzedane Stanom Zjednoczonym razem z Alaską, do której przynależą.
Objawienia Archanioła Gabriela na wyspie Akun szczegółowo opisał prawosławny misjonarz Iwan Weniaminow, który 6 października 1977 roku został w Kościele Prawosławnym ogłoszony świętym. Ten święty misjonarz był również znanym naukowcem, etnografem i lingwistą.
Na początku kwietnia 1828 roku delegacja złożona z czterech łódek przypłynęła do wyspy Unalaska, aby zabrać misjonarza o. Weniaminowa na wyspę Unimak. Misjonarz jednak poprosił, żeby najpierw mógł z nimi popłynąć na wyspę Akun, której nigdy jeszcze nie wizytował. W ten sposób rankiem 12 kwietnia 1828 roku o. Weniaminow wyruszył w misyjną podróż, która stała się najważniejszą i najciekawszą w jego pracy misyjnej. Po przepłynięciu 80 mil, które ich dzieliły od wyspy Akun, ku ich ogromnemu zdziwieniu zobaczyli na kamienistym wybrzeżu oczekujących ich przybycia prawie wszystkich mieszkańców wyspy. Po przybiciu do brzegu i wyjściu na ląd przywitano o. Iwana z wielką radością. Zaskoczony misjonarz zapytał, skąd dowiedzieli się o jego przyjeździe.
„Ojcze Iwanie – tłumaczyli mu – z niecierpliwością oczekiwaliśmy ciebie. Wiedzieliśmy, że wczoraj wypłynąłeś i dzisiaj rano do nas dotrzesz. Dlatego jesteśmy tu wszyscy, aby cię z radością powitać”. „Kto wam powiedział, że przyjeżdżam właśnie dzisiaj i skąd wiecie, że mam na imię Iwan?”
„Tego wszystkiego dowiedzieliśmy się od starca Smirennikowa. Powiedział nam: »Przygotujcie się, dzisiaj przypłynie do was ksiądz, aby was uczyć, jak modlić się do Boga. Już jest w drodze, idźcie, aby, go przywitać«. Opisał nam nawet w szczegółach, jak wyglądasz, i rzeczywiście wszystko się zgadza”. „Czy mógłbym zobaczyć tego szamana?” „Oczywiście. W tym momencie nie jest z nami, ale z całą pewnością on sam do ciebie przyjdzie”.
Można sobie wyobrazić, jak bardzo o. Weniaminow był zaskoczony przyjęciem, zgotowanym mu przez mieszkańców wyspy. Jednak w miarę upływu czasu, oddany całym sercem posłudze duszpasterskiej, powoli przeszedł nad tym faktem do porządku dziennego. Następnego ranka zwołał wszystkich mieszkańców wyspy na spotkanie do ogromnego namiotu, aby ich nauczyć, w jaki sposób powinni się spowiadać. Wśród zebranych siedział milcząco również starzec Smirennikow. Po kilku dniach, kiedy już przyjął Komunię św., poszedł do przywódcy wioski żaląc się na księdza, że nawet nie zapytał się o jego imię i na dodatek nazwał go szamanem, a on przecież żadnym szamanem nie jest.
Oczywiście o. Weniaminowi przekazano skargę Smirennikowa. Wobec tego poprosił, aby go przywołano, lecz Smirennikow sam wyszedł z domu na spotkanie z misjonarzem, ponieważ został w tajemniczy sposób „poinformowany”, że o. Iwan oczekuje na jego przyjście. Najbardziej ciekawym spotkania był sam misjonarz, który od swojego tłumacza dowiedział się o dziwnych i nadzwyczajnych faktach, które się wydarzyły w życiu Smirennikowa. I tak, na przykład, w październiku 1825 r. jedna z kobiet była bliska śmierci z powodu zmiażdżenia nogi przez pułapkę na lisy. Rodzina prosiła Smirennikowa, aby pomodlił się ojej uzdrowienie. Po dłuższej modlitwie odpowiedział, że następnego dnia wyzdrowieje. Rzeczywiście, ku wielkiemu zdziwieniu i radości wszystkich, w ten dzień kobieta zaczęła normalnie chodzić, mając nogę cudownie uzdrowioną. Również zimą tego samego roku mieszkańcom wioski skończyły się zapasy żywności i zaczęli głodować. W tej dramatycznej sytuacji niektórzy z nich poprosili Smirennikowa o wieloryba. Starzec obiecał modlitwę. Po pewnym czasie dokładnie wskazał im miejsce, w którym go znajdą. Udali się tam niezwłocznie i rzeczywiście znaleźli przed chwilą zdechłego wieloryba.
Słysząc o tych wszystkich dziwnych wydarzeniach, o. Weniaminow z niecierpliwością oczekiwał na spotkanie i rozmowę z tym tajemniczym starcem. Po dłuższej rozmowie ze Smirennikowem misjonarz po prostu osłupiał ze zdumienia. Okazało się, że starzec doskonale znał Ewangelię oraz chrześcijańskie modlitwy, chociaż nigdy nie opuszczał wyspy, był analfabetą, jak wszyscy tamtejsi mieszkańcy, i nikt z ludzi nie przekazywał mu tej wiedzy. Misjonarz bardzo szybko zorientował się, że doskonałą znajomość doktryny chrześcijańskiej Smirennikownie zdobył normalną drogą, lecz w sposób nadprzyrodzony.
Weniaminow zapytał starca: „Skąd dowiedziałeś się, jak mam na imię i kto ci opisał tak szczegółowo mój wygląd, że miejscowa ludność bez problemu mnie rozpoznała? Co więcej, w jaki sposób zdobyłeś dokładną informację o czasie mojego przybycia na waszą wyspę?”
Z rozbrajającą szczerością Smirennikow odpowiedział, że tego wszystkiego dowiedział się od dwóch na biało ubranych ludzi, jego towarzyszy. „Ale gdzie są obecnie i gdzie mieszkają? Co to są za ludzie? Jak wyglądają?” „Mieszkają w pobliżu, w górach. Przychodzą codziennie, aby złożyć mi wizytę”. Starzec szczegółowo opisał wygląd jednego z tych tajemniczych osobników. Opis ten zdumiewająco dokładnie odpowiadał wyglądowi archanioła Gabriela z prawosławnych ikon: w białym stroju i z czerwoną wstęgą. „Kiedy po raz pierwszy pojawili się u Ciebie ci ludzie?” – pytał misjonarz. Wtedy Smirennikow opowiedział tak zadziwiającą historię, że o. Iwan uznał za konieczne jej spisanie i przesłanie swojemu biskupowi. A oto streszczenie tej dziwnej historii.
Smirennikow został ochrzczony przez o. Makario pod koniec XVIII wieku. Zaraz po chrzcie objawił mu się najpierw jeden anioł, a później drugi. Inni ludzie nie mogli ich widzieć, tylko sam Smirennikow. Aniołowie powiedzieli mu, że zostali posłani przez Pana Boga, aby mogli go uczyć i troszczyć się o niego. Przez prawie 30 lat ci sami aniołowie prawie codziennie zjawiali się u Smirennikowa. Przychodzili do niego tylko w ciągu dnia, a nigdy w nocy. Przez kilka godzin dziennie uczyli go chrześcijańskiej teologii oraz wyjaśniali tajemnice wiary. Kiedy wybuchały epidemie lub nastawały okresy głodu, przychodzili mu zawsze z pomocą. Kiedy Smirennikow zwracał się do nich z prośbą o pomoc dla innych ludzi, zawsze odpowiadali, że zanim to będą mogli uczynić, najpierw muszą się zapytać Pana Boga, czy jest to zgodne z Jego wolą. Czasami informowali Smirennikowa o tym, co dzieje się w innym miejscu, lub wydarzy się w przyszłości, ale pod warunkiem, że była to wyraźna wola Boża. Zawsze podkreślali, że czynią to tylko z inicjatywy samego Pana Boga.
Po wysłuchaniu opowiadania Smirennikowa Weniaminow, chcąc się upewnić, jaka jest prawdziwa natura tych duchów, zapytał: „Mówili ci, abyś się modlił do nich, czy do Boga?” „Nauczyli mnie, abym się modlił nie do nich, lecz do Stwórcy całego wszechświata, bym się modlił w duchu i sercem. Niekiedy również oni sami wspólnie długo modlili się ze mną”.
Na koniec rozmowy o. Weniaminow poprosił Smirennikowa, aby zapytał aniołów, czy on także mógłby się z nimi zobaczyć. Starzec odpowiedział spokojnie: „Zapytam ich”.
Kiedy po kilku dniach o. misjonarz spotkał Smirennikowa, natychmiast zapytał: „Czy aniołowie zgodzili się, abym ich zobaczył?” „Tak – odpowiedział starzec – powiedzieli również, że cieszą się, że będą mogli cię spotkać, lecz tylko ciebie”. I dodał z prostotą: „Dlaczego chcesz ich zobaczyć, skoro nauczasz tego samego, co oni? W każdym bądź razie, chodź, zaprowadzę cię do nich”.
Słysząc te słowa w Weniaminowie zrodziły się skrupuły. Napisał później do swojego biskupa w ten sposób: „Ogarnął mnie lęk i pokora. Pomyślałem sobie: »Co by się wydarzyło, gdybym rzeczywiście spotkał tych dwóch aniołów i gdyby potwierdzili to wszystko, co mówił Smirennikow? Jakie mam prawo, aby się z nimi zobaczyć? Jestem grzesznikiem, niegodnym, aby z nimi rozmawiać. Gdybym zdecydował się na spotkanie z nimi, byłoby to znakiem pychy i zarozumiałości. Nie, nie jestem godny, lepiej nie pójdę«”. Te skrupuły Weniaminowa sprawiły, że zdecydował się prosić o zdanie swojego biskupa, który rezydował na Syberii w Irkucku. Kiedy po trzech latach otrzymał od biskupa pozytywną odpowiedź, Smirennikow niestety już nie żył.
Kiedy nadszedł dzień jego śmierci, zebrał swoją rodzinę, zapalił świeczkę przed ikoną, po długiej i intensywnej modlitwie ze wszystkimi się pożegnał, skłonił głowę i oddał ducha Bogu.
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!