Wielu ludzi zatraciło świadomość, że centrum chrześcijańskiej wiary jest osoba ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Chrystusa, a nie jakieś wzniosłe idee, kultura, zwyczaje czy postawy etyczne. Aby pomóc nam w nawiązaniu osobistego kontaktu ze Zbawicielem, Opatrzność Boża zachowała do naszych czasów wstrząsający obraz Jego cierpienia i śmierci, utrwalony na płótnie grobowym, które jest jakby piątą Ewangelią, napisaną nie atramentem, lecz krwią przelaną dla naszego zbawienia.
Czy można pozostać obojętnym wobec tego szczególnego świadka męki, śmierci i Zmartwychwstania Jezusa? Całun ukazuje ogrom cierpienia, któremu dobrowolnie poddał się, z miłości do nas, sam Bóg, który stał się prawdziwym człowiekiem, aby nas wybawić z niewoli szatana, grzechu i śmierci.
„To drogocenne płótno grobowe Jezusa – powiedział Jan Paweł II – może nam dopomóc w lepszym zrozumieniu tajemnicy miłości Syna Bożego do nas. Przed Całunem, wymownym i wstrząsającym wizerunkiem nieopisanej boleści, pragnę dziękować Bogu za ten szczególny dar, nad którym chrześcijanin musi się z miłością pochylić, okazując pełną gotowość do pójścia śladem Chrystusa. (…) Całun pozwala nam odkryć tajemnicę cierpienia uświęconego przez ofiarę Chrystusa, które stało się Źródłem zbawienia dla całej ludzkości” (Turyn, 24 maja 1998 roku).
Został poddany straszliwej męce
Badania naukowe Całunu wykazały, że znajduje się na nim wizerunek mężczyzny o wzroście 1,81 m, który nosił brodę i długie włosy, miał mocną i proporcjonalną budowę ciała oraz piękne semickie rysy twarzy. Człowiek ten został poddany straszliwym torturom biczowania, koronowania cierniem oraz ukrzyżowania. Na całym jego ciele naliczono blisko 600 ran i różnych obrażeń. Jednak odbicie wizerunku martwego ciała nie wskazuje na żadne znaki jego rozkładu. Dane te są zgodne z opisami ewangelicznymi, ale uzupełniają je bardzo ważnymi szczegółami. W ten sposób Całun niejako namacalnie ukazuje, do jakiego stopnia Chrystus cierpiał i wyniszczył się aż „do końca” (J 13, 1) z miłości do nas.
Twarz Jezusa
Pomimo tylu cierpień fizycznych i duchowych wizerunek twarzy na Całunie zadziwia niepowtarzalnym pięknem i pokojem. Ogrom cierpienia na krzyżu z takim pokojem mógł znieść tylko Ktoś, kto miał świadomość, że przez cierpienie i śmierć dokona ostatecznego zwycięstwa nad śmiercią.
Odbicie twarzy na Całunie świadczy o śladach torturowania. Jest widoczna rana na nosie i prawym policzku, od uderzenia kijem. Są obecne rany powiek i łuków brwiowych, obrzęk na prawej kości jarzmowej, strużki krwi wydobywające się z nosa, wgniecenia z lekkim przesunięciem czubka nosa, ślady wyrywania włosów wraz z wierzchnią warstwą skóry. Czytamy w Ewangeliach: „Przy tym bili Go trzciną po głowie, pluli na Niego” (Mk 15,19); „I policzkowali Go” (J 19,3).
Cierniem ukoronowanie
„Żołnierze, uplótłszy koronę z cierni, włożyli Mu na głowę” (J 19,2). Ten rodzaj tortury wymyślono tylko dla Jezusa. W żadnym źródle historycznym nie ma wzmianki o stosowaniu tego rodzaju tortur przed ukrzyżowaniem. Na Całunie widać liczne wypływy krwi na czaszce, która na płótnie tworzy plamy w pozytywie. Zostały one spowodowane przebiciem naczyń krwionośnych na głowie przez kolce korony cierniowej. Korona cierniowa była w kształcie czepca, który opinał całą głowę. Chirurdzy naliczyli 13 ran na czole i 20 z tyłu głowy spowodowanych przez kolce cierni, ale przypuszczają, że mogło być ich około 50. Ponieważ pod skórą na głowie znajduje się sieć unerwienia i naczyń krwionośnych, korona cierniowa spowodowała rozdzierający ból oraz obfite krwawienie.
„Jeżeli weźmie się pod uwagę, że na skórze głowy na 1 cm2 znajduje się ponad 140 punktów wrażliwych na ból, to można sobie wyobrazić ogrom cierpienia Chrystusa w czasie tragicznej koronacji” – tak napisał L. Coppini, dyrektor Instytutu Anatomii Uniwersytetu Bolońskiego.
Badania stwierdziły zgodność miejsc wypływów z anatomią tętniczek i żyłek znajdujących się na głowie. Jest to kolejny dowód przemawiający za autentycznością Całunu, ponieważ obieg krwionośny został opisany i poznany dopiero w 1593 roku.
Biczowanie
Jezus został poddany okrutnemu biczowaniu. Na całym ciele widoczne są rany od uderzeń rzymskiego bicza flagrum, również na pośladkach, co świadczy o tym, że był biczowany nago. Była to straszna kara, niekiedy powodowała śmierć. Bicz miał trzy dłuższe rzemienie zakończone kawałkami metalu, które uderzając, wyrywały cząsteczki ciała. Doliczono się na całym ciele 120 ran spowodowanych uderzeniami bicza. Był zwyczaj, że biczowaniu byli poddawani tylko ci, których nie skazano na śmierć. Po wymierzeniu kary wypuszczano ich na wolność. Początkowo Piłat chciał tylko ubiczować Jezusa: „Każę więc Go wychłostać i uwolnię” (Łk 23,16). Stąd się tłumaczy wielką liczbę uderzeń oraz niezwykłe okrucieństwo, z jakim żołnierze biczowali Jezusa. Potraktowali to jako karę samą w sobie. Było ich dwóch, ten z prawej strony był wyższy i uderzał z wyraźnym sadyzmem. Jezus stał lekko pochylony, z rękami przywiązanymi do słupka. Rzemienie biczów zawijały się i raniły również przód ciała, brzuch, szczyty klatki piersiowej, golenie i uda.
Dźwiganie krzyża
Odczytując ślady ran na Całunie (nad lewą i prawą łopatką), naukowcy są zgodni, że Jezus niósł na miejsce ukrzyżowania belkę poprzeczną krzyża, tzw. patibulum, i miał ręce do niej przywiązane. Przypuszcza się, że belka ważyła około 30 kg, a jej długość wynosiła 1,80 m. Krańcowo wyczerpany po biczowaniu, Jezus z wielkim trudem szedł na miejsce ukrzyżowania. Musiał pokonać drogę długości około 0,5 km. Upadając, upadał na twarz, gwałtownie uderzając kolanami o kamienistą drogę. Naukowcy stwierdzili duże rany twarzy, nosa (na czubku nosa znaleziono zmieszane z krwią drobiny ziemi i cząsteczki kamienia) oraz na kolanach, szczególnie na prawym, spowodowane przez upadki. Ponieważ Jezus nie mógł sam donieść krzyża, dlatego setnik przymusił niejakiego Szymona z Cyreny, aby go niósł za Jezusem (Łk 23,26).
Ukrzyżowanie
Ukrzyżowanie było najokrutniejszym i najhaniebniejszym rodzajem tortur, jakie stosowano w czasach Jezusa. Na Całunie widać ranę po przebiciu gwoźdźmi nadgarstków. Natomiast z odbicia stóp wnioskuje się, że zostały one przybite jednym gwoździem do pionowego pala krzyża. Przebił on kość stępu. Stopy są ułożone lewa na prawej.
Ręce przybijano do krzyża gwoźdźmi w nadgarstkach, a nie w dłoniach, bo tylko wtedy mogły utrzymać ciężar ciała wiszącego na krzyżu. Dłonie przebite gwoździem i obciążone wagą ciała rozrywają się. Gwoździe wbijano więc w przestrzeń zwaną szczeliną Destota, znajdującą się pomiędzy kośćmi nadgarstka. W tym miejscu nie przebiega żadne większe naczynie krwionośne, ale przechodzi nerw pośrodkowy, kierujący ruchami kciuka. „Nerwy pośrodkowe – pisze dr P. Barbet – do których dotarł gwóźdź, pełnią funkcję ruchową, ale są równocześnie sygnalizatorami bólu. Jest on straszliwy, ale do wytrzymania. W przeciwnym razie człowiek straciłby przytomność”.
Z rany na lewym nadgarstku są widoczne dwa krwotoki. Dzięki temu uczeni mogli odtworzyć pozycję rąk przybitych do belki poprzecznej krzyża. Ich kąt rozwarcia wynosi 10 stopni, a więc Jezus, wisząc na krzyżu, co pewien czas usiłował się unieść, aby nabrać powietrza, i wtedy przyjmował pozycję 65 stopni od osi ramienia, a kiedy opadał – 55 stopni. Na kilka chwil kąt nachylenia ramion się zmieniał i wtedy Jezus mógł nabrać powietrza. Ból i wyczerpanie zmuszały Go do ponownego opadnięcia. Ten rytm podciągania się i opadania na przybitych gwoździami do krzyża rękach i nogach trwał około 3 godzin i powodował straszliwe cierpienie. W miarę upływu czasu stawał się coraz częstszy, aż do całkowitego wyczerpania sił i śmierci.
Pęknięcie serca
Analiza rany prawego boku o szerokości 1,5 cm i długości 4,5 cm oraz obfity wypływ krwi i płynu nagromadzonego w jamie opłucnej wskazują, że bezpośrednią przyczyną śmierci było pęknięcie mięśnia sercowego na skutek zawału, po którym nastąpiło przedostanie się krwi do osierdzia (mogło się tam zgromadzić nawet do 2 litrów), a następnie do jamy opłucnej, wywołując hemoperikardię. Gwałtowne rozerwanie osierdzia pod wpływem silnego ciśnienia nagromadzonej tam krwi wywołuje porażający ból w okolicy mostka. Spowodowało to natychmiastowy krzyk, po którym Jezus umarł. „A Jezus jeszcze raz zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha” (Mt 27,50). Gwałtowna śmierć, do której doszło w stanie pełnej świadomości, przy skrajnym wyczerpaniu, zazwyczaj powoduje natychmiastową pośmiertną sztywność (stężenie pośmiertne). Tłumaczy to wyprężoną pozycję ciała na Całunie.
Przebite serce Zbawiciela
W krótkim czasie po śmierci doszło do podziału nagromadzonej w osierdziu krwi na czerwone ciałka, które zgromadziły się w dolnej części, i bezbarwne osocze, które pozostało w górnej części opłucnej. Po przebiciu klatki piersiowej włócznią doszło do gwałtownego wylewu na zewnątrz najpierw czerwonych ciałek krwi, a następnie osocza: „krwi i wody” – jak napisał w Ewangelii św. Jan (19,34).
Przebite serce Zbawiciela jest znakiem, do jakiego stopnia Bóg nas umiłował. Stając się prawdziwym człowiekiem, dobrowolnie „ogołocił samego siebie” i przyjął prawdziwą ludzką śmierć oraz grzechy wszystkich ludzi. On, całkowicie niewinny, jako Bóg-Człowiek, który nie znał grzechu, doświadczył w czasie męki i śmierci krzyżowej, jak straszliwym cierpieniem jest grzech.
„On się obarczył naszym cierpieniem. On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy” (Iz 53,4-5).
W tym doświadczeniu strasznego cierpienia grzechu i śmierci Jezus był doskonale posłuszny Ojcu. Przez to doskonałe posłuszeństwo przezwyciężył wszelki grzech i śmierć. Cierpienie Jezusa osiąga swoje apogeum w momencie agonii na krzyżu, kiedy woła: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27,46). Swoim cierpieniem Jezus dociera wszędzie tam, gdzie działa niszcząca siła grzechu i ją przezwycięża, mocą nieskończonej synowskiej miłości i posłuszeństwa Ojcu. Przez doskonałą miłość i posłuszeństwo Ojcu Jezus w swojej śmierci i Zmartwychwstaniu ostatecznie zwycięża śmierć i wszelki grzech.
„Całun pozwala nam odkryć tajemnicę cierpienia uświęconego przez ofiarę Chrystusa, które stało się Źródłem zbawienia dla całej ludzkości – mówił Jan Paweł II w Turynie – Całun jest także obrazem miłości Boga, a zarazem grzechu człowieka. Wzywa do odkrycia najgłębszej przyczyny odkupieńczej śmierci Jezusa. To świadectwo niezmierzonego cierpienia sprawia, że miłość Tego, »który tak (…) umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał« (J 3,16), staje się namacalna i ujawnia swoje zdumiewające wymiary. W obliczu takiego cierpienia człowiek wierzący musi zawołać z głębokim przekonaniem: »Panie, nie mogłeś umiłować mnie bardziej!«, a zarazem uświadomić sobie, że przyczyną tego cierpienia jest grzech: grzech każdego człowieka.
Całun wzywa nas wszystkich, byśmy wyryli w naszych sercach wizerunek Bożej miłości i usunęli z nich straszliwą rzeczywistość grzechu. Kontemplacja tego udręczonego Ciała pomaga współczesnemu człowiekowi uwolnić się od powierzchowności i egoizmu, które bardzo często kształtują jego stosunek do miłości i grzechu. W cichym przesłaniu Całunu człowiek słyszy echo Bożych słów i wielowiekowego doświadczenia chrześcijańskiego: uwierz w miłość Boga, największy skarb ofiarowany ludzkości, i broń się przed grzechem, największym nieszczęściem ludzkich dziejów” (Turyn, 24 maja 1998 roku).
- Zainteresował Cię ten tekst? Zobacz też: Spotkałam Człowieka z Całunu
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!