Najszczęśliwszy człowiek na ziemi

Mam na imię Jan i jestem alkoholikiem z 25-letnim „stażem” picia. Od 23 lat trzeźwieję.

Moje dzieciństwo przebiegało szczęśliwie aż do czasu, kiedy opuścił nas ojciec. Ciężar wychowania mnie spadł wtedy na chorą mamę. Była ona człowiekiem o wielkim sercu, więc dorastałem pod jej czułą opieką.

W okresie dorastania pojawiły się u mnie kompleksy, głównie poczucie niższości i niedowartościowania. Myślę, że wynikały one z braku wsparcia ze strony ojca.

Mama z powodu przewlekłej choroby często przebywała w szpitalu. Zacząłem szukać miłości oraz chciałem realizować swoje młodzieńcze marzenia i plany na przyszłość. Szukałem ich w tym świecie – znalazłem środowisko „luzaków”, którym radość i spełnienie dawał alkohol, życie bez odpowiedzialności, seks. Imponowało mi to; uznałem, że taka forma życia jest właściwa.

Skończyłem szkołę i podjąłem pracę, w której także nie stroniono od alkoholu. Dobrze płatna praca, odpowiednie towarzystwo – było super: wesoło i żadnych trosk.

Wszystko wyglądało na pozór pięknie, ale szatan prowadził mnie drogą samozniszczenia oraz otworzył przede mną bramy piekła: stopniowo narastała we mnie nienawiść do bliskich, zaczęły się awantury – aż nastąpił upadek na samo dno…

Wizyty z chorą mamą u bioenergoterapeutów i pseudouzdrawiaczy pogorszyły tylko mój stan ciała i ducha. Po jednym z wybryków poalkoholowych na krótki okres trafiłem do aresztu.

Podczas spacerów odmawiałem tam Zdrowaś Maryjo, a w niedzielę słuchałem Mszy św. Jezus pukał do drzwi mojego serca, ale ja uparcie mówiłem „nie”.

Po wyjściu na wolność brnąłem dalej w egoizm i pychę… Zły z coraz większą siłą wzbudzał we mnie nienawiść do Boga, który dla mnie był kimś bardzo odległym. Jednak miłość Boga Ojca pokonała mój grzech: pychę i nienawiść do Niego i ludzi.

W Środę Popielcową w 2000 r. powiedziałem Jezusowi „tak”, które trwa do dnia dzisiejszego. Bóg stał się moim wszystkim i kocham Go.

Przez 11 lat trzeźwienia odbyłem kursy organizowane przez Odnowę w Duchu św. i rekolekcje, a sakrament pojednania i pokuty stał się dla mnie sakramentem miłości, który leczy moje ciało i duszę. Codziennie odmawiam różaniec. Wszystko zawierzyłem Maryi Niepokalanej – „Totus Tuus”. Od trzech lat codziennie przyjmuję do serca Jezusa – moją miłość, bez której nie potrafię żyć.

Moje oddanie się Maryi zaowocowało tym, że po pięcioipółletniej formacji, 8 grudnia, złożyłem śluby wieczyste w III Zakonie św. Franciszka. Będę już cały dla Jezusa i Maryi.

Wam, którzy czytacie to świadectwo, życzę tego samego i ze św. Franciszkiem proszę: „kochajcie Miłość, bo nie jest kochana. Oddajcie się Chrystusowi, a staniecie się najszczęśliwszymi i najbogatszymi ludźmi na ziemi”.

Jan, alkoholik