Naprotechnologia – służba miłości

Kiedy prowadzę pary, porównuję swoją pracę do poszukiwań detektywa. Czasem jedno słowo wypowiedziane na końcu wizyty jest kluczem, czasem konieczna jest długotrwała analiza historii pacjenta.

Obecnie obserwuje się stale rosnącą liczbę par niepłodnych oraz kobiet, które nie są w stanie donosić dziecka do czasu, aby mogło się ono zdrowo urodzić.

Ból spowodowany brakiem potomstwa jest porównywany z cierpieniem w chorobie nowotworowej. Odbiera on radość życia, pogarsza w znacznym stopniu samoocenę. Czasami wymaga terapii psychologicznej lub farmakologicznej.

Wyróżnia się etapy: buntu, zaprzeczania, agresji i złości oraz akceptacji problemu. Nie wszystkie jednak pary dochodzą do tego ostatniego etapu, najbardziej dojrzałego, postrzegania swoich trudności.

Od zawsze istniały osoby borykające się z tym problemem. Znajdujemy takie sytuacje w źródłach historycznych. Długie oczekiwanie na potomka, szczególnie męskiej płci, miało bardzo znaczący wpływ na dzieje narodów.

Zmieniano żony – dawniej na płeć żeńską zrzucano odpowiedzialność za brak potomka – zmieniano wyznanie, stosowano matki zastępcze, leczono ziołami, szukano pomocy w magii. Znacznie też większa była umieralność okołoporodowa dzieci i matek.

Pomimo wyraźnej poprawy warunków życia, higieny oraz jakości odżywiania problem zaburzeń prokreacji ulega niestety nasileniu. Niektórzy autorzy opisują to jako epidemię.

Każdy z nas zna kogoś, kto nie może mieć dzieci albo ma problem z utrzymaniem ciąży. Są kraje, w których liczba niepłodnych par sięga 20% (co piąta para!).

Istnieją hipotezy, że ludzkość wyginie tylko z tego powodu, że przestanie się rozmnażać (szczególnie dotyczy to wpływu toksyn w środowisku na płodność męską, która systematycznie się pogarsza).

Pary dotknięte tak wielkim cierpieniem wymagają kompleksowej opieki oraz terapii na wielu poziomach. Jest to wielkie wyzwanie dla świata medycyny.

Konieczne jest opracowanie przyczyn niepłodności, leczenie pary i opieka nad nią, analiza jej warunków życia, pracy, czynników rodzinnych, diety, aktywności fizycznej oraz leczenie zaburzeń, które często długo nie były diagnozowane. Wszystko to wymaga bardzo dużego wysiłku zespołu opiekującego się daną parą.

Moja osobista droga do pracy z parami z zaburzeniami prokreacyjnymi zaczęła się już bardzo wcześnie. Kiedy rozpoczęłam naukę na Uniwersytecie Medycznym, wiedziałam, że to jest moja misja. Cały przebieg mojej drogi zawodowej, każda praktyka i staż, konferencje przygotowywały mnie do tego, aby jak najwięcej wiedzieć i później pomagać innym.

Jednym z ważnych momentów w moim życiu było szkolenie z naprotechnologii – pierwszy etap w Galway w Irlandii, a drugi w Omaha w USA. Naprotechnologia jest systemem diagnostyczno-terapeutycznym opracowanym przez prof. Hillgersa, który można stosować u par odkładających poczęcie, par z niepłodnością oraz do oceny stanu zdrowia prokreacyjnego.

Polega ona na ocenie cyklu kobiecego według tzw. modelu Creightona – obserwacji śluzu szyjkowego z ewentualnym pomiarem podstawowej temperatury ciała – oraz na dokładnym badaniu lekarskim, zarówno podmiotowym (wywiad lekarski), jak i przedmiotowym. Wykorzystuje się do tego badania dodatkowe – laboratoryjne i obrazowe. W razie konieczności stosuje się także metody operacyjne, naprawiające to, co anatomicznie lub czynnościowo jest zaburzone.

Kiedy prowadzę pary, porównuję swoją pracę do poszukiwań detektywa. Niepłodność traktuję jako objaw, a należy znaleźć przyczynę. Czasem wystarczy jedna godzina, czasem są to tygodnie szukania w literaturze, w internecie, przeprowadzania wielu rozmów ze specjalistami, uczestniczenia w konferencjach.

Uważam, że nie ma niepłodności idiopatycznej (niewyjaśnionej), tylko jeszcze jej nie odkryliśmy, nie znaleźliśmy tropu. Czasem jedno słowo wypowiedziane na końcu wizyty jest kluczem, czasem konieczna jest długotrwała analiza historii pacjenta.

Moim zadaniem jest rozpoznać chorobę i poprawić stan zdrowia, a także przygotować małżonków do tego, aby byli gotowi przyjąć maleństwo i pomóc im stać się dobrymi rodzicami.

Jedna z moich pierwszych par, która szczęśliwie doczekała się poczęcia dziecka, to małżonkowie od początku otwarci na życie, którzy nigdy nie stosowali antykoncepcji. Po trzech latach rozpoczęli starania o dziecko.

Wizyty u ginekologa nie wykazały u żony żadnej patologii. Późniejsze badania męża ujawniły jednak zmniejszoną liczbę plemników, brak ich ruchu oraz bardzo dużo form uszkodzonych. Dodatkowo obserwowano u mężczyzny znaczną ilość bakterii i leukocytów.

Skierowany do urologa, otrzymał kilka razy antybiotyk. Mijały miesiące… Lekarz wysłał małżonków na zabiegi inseminacji. Przeszli tych zabiegów pięć.

Mąż w osobnym pokoju, drogą masturbacji, oddawał nasienie, potem żona miała je podawane domacicznie. Każdy zabieg kosztował fortunę. Niestety, ani razu test nie pokazywał dwóch kresek – ciąży nie było.

Kiedy ci pacjenci trafili do mnie, byli bardzo smutni. Nie wierzyli, że ktoś może im pomóc. Po analizie wyników podjęłam decyzję, że poszukam przyczyny infekcji – to było najważniejsze. Równocześnie zajęłam się mężem i żoną.

Posiew nasienia wykazał bakterie beztlenowe. To znak, że początek infekcji, pierwotne ognisko, jest w miejscu gdzieś ukrytym. Po zbadaniu pacjenta, od czubka głowy po palce stóp, znalazłam to, czego szukałam – zęby. Osiem bardzo zniszczonych próchniczo zębów.

W trybie pilnym pacjent został skierowany do stomatologa i każdy zabieg przeprowadzono w osłonie antybiotykowej. Równocześnie leczenie przeciwbakteryjne otrzymała żona – małżonkowie w leczeniu zawsze funkcjonują jako jeden organizm. Niezbędne jest równoległe podawanie leków. W trakcie leczenia pacjent gorączkował i bardzo spuchł; trzeba było rozłożyć w czasie etapy działania.

Minęły trzy miesiące. Kiedy wszystkie problemy mężczyzny zostały uporządkowane, żona otrzymała leki, które miały w razie ciąży pomóc ją bezpiecznie utrzymać. Doszło do poczęcia. Przez dziewięć miesięcy pilnowaliśmy wszystkich parametrów, aby dziecko było bezpieczne.

W 39. tygodniu, drogami natury, urodził się Adaś. Ważył 3200 gramów. Po półtora roku, bez żadnego leczenia, poczęła się siostrzyczka Adasia i niedługo oczekujemy jej narodzin.

Przykład tej rodziny pokazuje, jak ważna jest rzetelna diagnostyka oraz leczenie przyczynowe niepłodności.