Wywiad z Markiem Laaserem (+2019 r.), autorem książki Faithful and True: Sexual Integrity in a Fallen World, który był terapeutą uzależnień specjalizującym się w leczeniu erotomanii i przyjacielem National Association for Christian Recovery (NACR) od chwili powstania. Znał tę chorobę i proces zdrowienia zarówno z osobistych doświadczeń, jak i pracy z erotomanami, których leczy w kilku ośrodkach. Jego książki i seminaria dają nadzieję tysiącom uzależnionych od seksu nieszczęśnikom.
National Association for Christian Recovery: Jednym z mitów, dość dziwnym, jak sądzę, jest powszechne myślenie, że uzależnienie od seksu to wspaniała rzecz. Ktoś mi niedawno powiedział, że jeśli istnieje taka choroba, to on chciałby wiedzieć, jak ją złapać. Jego rozumowanie – oparte zapewne na niedoinformowaniu – zakładało, że erotomani to ludzie mający najwięcej frajdy z seksu.
Mark: To pachnie starym żartem, który wcale nie śmieszy. Myślenie, że erotomani mają z seksu samą rozkosz, mija się z prawdą. Ciągle powtarzane seksualne zachowania szybko tracą swoją nośność, sens oraz spontaniczność i stają się bardzo destrukcyjne.
Przypuszczam, że takie opinie rodzą się u tych, którzy są poza karuzelą seksualnych rozkoszy, stawianą w centrum i czczoną przez dzisiejszą kulturę – ale gdybyście na nią wsiedli, szybko przeszłaby wam ochota.
Erotomania to jest ból, a nie przyjemność. Po chwilowej rozkoszy przynosi cierpienie – osamotnienie, pustkę, poczucie beznadziejności i rozpacz, a nie stany, których człowiek by pragnął.
Pracowałem ostatnio z mężczyzną, którego rodzina posiada jedną z największych wytwórni pornografii w Stanach Zjednoczonych. Był on przy produkcji tych filmów, widział i w konsekwencji sam uprawiał wszystko, co tylko ludzki umysł może sobie w tej dziedzinie wyobrazić. Doświadczył każdego rodzaju seksu, o którym ludzie zwykle tak marzą.
Po dwudziestu latach takiego życia zaczął mówić, że jedyne, za czym dziś tęskni, to normalny, stały związek z jedną kobietą. Twierdzi, że oddałby wszystkie dawne doświadczenia i cały majątek za prostą, zwykłą radość z wiernej, heteroseksualnej monogamii. Podobnie jak my wszyscy, którzy zdrowiejemy z erotomanii, nie wspominał on lat nałogu z rozmiłowaniem, lecz jako koszmar, lata pustki i bólu.
NACR: Jakie cechy pomagają Ci odróżnić erotomanię od innych problemów?
Mark: Klasyczne cechy, które ma każde uzależnienie, ma także erotomania. Po pierwsze, daje o sobie znać utrata kontroli. Widzimy ją w licznych próbach kontrolowania lub zaprzestania swoich kompulsywnych zachowań.
Uzależnieni próbują odzyskać władzę nad sobą na wiele różnych sposobów, które pomimo całego ich wysiłku nie działają: obietnice, postanowienia, silna wola, spowiadanie się, małżeństwa, rozwody, zmienianie jednych praktyk na inne itd.
Z czasem wciąż powracają do zachowań, które chcieli porzucić. Ciągnie się to zwykle przez parę lat. Jeśli oglądałeś materiały pornograficzne raz czy dwa razy w życiu i to cię wciągało, to może masz jakiś problem, ale nie jest to uzależnienie.
Jeśli twoje kontakty z pornografią trwają i powtarzają się co pewien czas – jeśli czyniłeś sobie obietnice niesięgania po nią więcej i nie udało ci się ich dotrzymać – wtedy wkraczamy na teren seksualnego uzależnienia.
Powtarzalność nie oznacza, że musisz robić to codziennie, co tydzień czy co miesiąc. Są erotomani, którzy trzymają się wzorca rozpusta – pokuta: są poza kontrolą przez dzień – dwa, lub dłużej, a potem przestają na pewien okres, po którym znowu wracają do swoich zachowań. Powtarzalność w nałogu nie oznacza robienia czegoś dzień w dzień, choć może być i tak, oznacza przede wszystkim, że po pewnym czasie nieuchronnie do tego wracasz.
Inną cechą erotomanii jest jej narastająca z czasem destruktywność. Są konsekwencje i one zwiększają się z czasem. Ponieważ każde uzależnienie ma służyć do znieczulania jakiegoś bólu lub pozwala unikać emocjonalnej rzeczywistości, pierwszą konsekwencją jest uczuciowe odrętwienie osoby uzależnionej. Jednak konsekwencje tworzą długie pasmo – od spustoszenia w sferze duchowej i wstydu po fizyczne choroby. Jeśli jest erotomania, zawsze są konsekwencje.
Trzecią cechą jest rosnąca z czasem intensywność czy drastyczność zachowań – zwiększanie dawek. Na przykład onanizujesz się najpierw co kilka miesięcy, potem co miesiąc, potem co tydzień, a potem niemal każdego dnia, czy jeszcze częściej. Leczyłem osoby, które robiły to nawet po wiele razy na dzień.
Tak samo rośnie drastyczność fantazjowania. Postępujący charakter choroby niekoniecznie jednak oznacza, że rozwijasz nowe wzorce zachowań. Może tak być, ale też możesz trzymać się stale jednego typu zachowań, których częstotliwość narasta, na przykład kupujesz taką samą pornografię, ale wydajesz na nią coraz więcej pieniędzy.
Wreszcie znaną cechą jest to, że seksem czy miłosnymi zachowaniami erotoman próbuje „uleczyć” jakoś swoje niechciane uczucia czy uciec przed trudami życia. Ponieważ nie jest w stanie znieść przykrych emocji, szuka ulgi w aktywności seksualnej.
Badania dowodzą, że aktywność seksualna, zauroczenie miłosne i fantazjowanie zmieniają – każde w określony sposób – chemię mózgu, produkując przyjemność, energię, rozkosz, by być na haju.
Mogą to być bardzo piękne doznania, jeśli dzieją się między dwojgiem wiernych sobie i związanych na stałe ze sobą ludzi, jednak erotomanom instynktownie chodzi o ciągłe zmienianie sobie chemii mózgu, a więc nastroju czy stanu świadomości. Używają erotyki jak narkotyków – głównym celem jest być na haju.
W miarę jak rozwija się ich choroba, coraz mniej interesują się tym, kto jest ich partnerem – ważne staje się tylko to, aby pomógł wyprodukować następną dawkę haju.
W dodatku zagrożenie, z jakim wiąże się wiele niewybrednych zachowań seksualnych, zwiększa produkcję adrenaliny, co również uzależnia. Mogą podrywać niebezpiecznych, nieobliczalnych kochanków lub, tak jak w przypadku znanego mi mężczyzny, uprawiać seks w sytuacji, gdy współmałżonek partnera ma zaraz wrócić do domu. Erotoman ma wtedy haj z seksu, haj z nowego partnera i haj z niebezpieczeństwa. W stanie podniecenia chwilowo nie odczuwa zagrożenia i lęku, a także bólu, osamotnienia, złości itd.
NACR: Tak więc erotomania ma wiele wspólnego z uzależnieniem od substancji. Musi więc być częsta u osób mających nałogi chemiczne – tworzyć uzależnienie krzyżowe, jak np. u osób zniewolonych przez picie i seks.
Mark: Tak, erotomania jest uzależnieniem chemicznym i często krzyżuje się z innymi nałogami. Wyniki badań dowodzą, że ponad połowa alkoholików zmaga się z niekontrolowanymi zachowaniami w dziedzinie tzw. miłości; w większości są oni wtedy erotomanami. Wśród uzależnionych od innych substancji odsetek erotomanów jest jeszcze wyższy.
Na przykład na podstawie badań kokainistów leczących się w ośrodkach zamkniętych ustalono, że wśród nich ponad 80% jest nałogowcami seksu. To olbrzymia korelacja. Nie dziwi ona jednak, gdy weźmiesz pod uwagę, że tzw. speed (przyspieszenie) działa neurochemicznie na te same ośrodki w mózgu co miłosne uniesienia, heroina znieczula te same receptory co uprawianie fizycznego seksu, a fantazjowanie działa na te ośrodki co THC [tetrahydrokannabinol – główna substancja psychoaktywna zawarta w konopiach indyjskich. – przyp. red.].
Istnieje wiele innych krzyżowych uzależnień, a także zjawisko multiuzależnienia. Także zaburzenia pokarmowe, od obżarstwa po anoreksję, są bardzo częste wśród erotomanów. Bardzo mało jest uzależnionych osób, które rozwinęły tylko jeden ciężki nałóg.
NACR: Pamiętam, że w swojej książce powoływałeś się na dra Patricka Carnesa i jego porównanie erotomanii do zaburzeń jedzeniowych.
Mark: Tak, chodzi o to, że erotomania ma zasadniczo dwa przeciwstawne bieguny. O jednym właśnie mówimy, a drugi… Opisuje go najnowsza książka Pata Carnesa, która nosi tytuł Seksualna anoreksja.
Mówi o tym, że są ludzie, którzy usiłują odzyskać kontrolę nad swoją seksualnością poprzez jej kompletne zduszenie – odcięcie się od erotyki, zamrożenie w sobie jej impulsów i niewchodzenie w żadne związki.
Przypomina to dokładnie żarłoka, który próbuje zapanować nad swoim obżarstwem poprzez odmawianie sobie jedzenia. Drugi biegun tworzą ci, którzy nie przestają kompulsywnie jeść – są w ciągu obżarstwa. Przypominają erotomana, który nie może przestać wyjść z seksualnych zachowań.
Są jeszcze przypadki pośrednie, przypominające bulimię, kiedy erotoman, który po tzw. uruchomieniu (okresie wzmożonej aktywności) chce jakby „zwymiotować” rozpustę i robi różne rzeczy, aby się za nią ukarać czy ją odpokutować (co najczęstsze jest wśród chrześcijan, również ja należę do tej kategorii). Potem znów się uruchamia. Uzależnienie polega na skrajnościach.
Normalne, zdrowe odżywianie i normalna, zdrowa seksualność, zgodna z wolą Stwórcy, leży gdzieś w środku.
«Doktor Patrick Carnes w książce Don’t Call it Love (Od nałogu do miłości. Jak wyzwolić się z uzalżenienia od seksu i odnaleźć prawdziwe uczucie) pisze o częstych u erotomanów cyklach wstyd – bezwstyd, czyli rozpusta – pokuta lub uruchomienie się – unieruchomienie się».
NACR: Powiedz mi coś więcej na temat postępującego charakteru erotomanii. Wyobrażam to sobie jako kogoś, kto wspina się dalej po drabinie, choć wyłamał już wszystkie szczeble.
Mark: Myślę, że postępujący charakter tej choroby ma wiele wymiarów. Obraz wspinania się po drabinie oddaje to, że erotoman potrzebuje coraz więcej, aby uzyskać podobny haj i zmianę nastroju, a wzrasta daremność jego usiłowań.
Jego utrata kontroli nad sobą i własnym życiem wynika stąd, że wciąż powtarza te same zachowania, wierząc, że tym razem osiągnie odwrotny skutek i poczuje się szczęśliwy.
Ale możesz równie dobrze przedstawić sobie progresywność erotomanii nie za pomocą wspinania w górę, lecz osuwania się w dół – spirali prowadzącej do degradacji i poczucia beznadziejności. To również potężna metafora.
Kiedy raz zgrzeszyłeś, łatwiej ci zrobić to znowu i jeszcze łatwiej znowu. To jeden element progresji. Kiedy przekroczyłeś pierwszą barierę, łatwiej ci przekraczać następne. Kiedy złamałeś jeden zakaz, coraz łatwiej będziesz łamał następne.
Innym czynnikiem jest podniecenie, jakie daje aktywność seksualna. Twój pierwszy pocałunek mógł cię obdarzyć totalnym poczuciem rozkoszy, ale następnym razem musi on trwać trochę dłużej, by dać ten sam efekt, ten sam poziom haju.
Ten sam rodzaj pułapki, w jaką wpadają erotomani, dotyczy każdego rodzaju erotycznej aktywności, która staje się u nich coraz śmielsza, a z czasem coraz drastyczniejsza. Potrzebują coraz więcej, by uzyskać takiego samego „kopa”.
Erotoman głęboko wierzy, że jeśli coś jest dobre, to więcej jest jeszcze lepsze. W tym postępującym procesie bierze udział również neurochemia seksualności, gdyż mózg adaptuje się do wytwarzanych przez siebie narkotyków. Progresywność zaznacza się więc także wzrostem tolerancji, jak u alkoholika, gdy jego ciało adaptuje się do alkoholu.
Nieraz postępujący charakter erotomanii zaznacza się w inny, ciekawy sposób. Ktoś, kogo leczyłem, wszedł w pewnym okresie życia w anonimowy seks. Zaczął podrywać ludzi w stosunkowo spokojnych barach. Ale to wkrótce zaczęło go nudzić; stopniowo przenosił się z polowaniem na partnerów do barów w śródmieściu, gdzie nie było już tak spokojnie. Zanim trafił na leczenie z erotomanii, krążył już po barach w najbardziej niebezpiecznej z dzielnic.
Bazując stale na jednorazówkach, nie zmieniał on seksualnego wzorca, ale progresywność widać było w zwiększaniu ryzyka i można było nawet sporządzić jej graficzny wykres na planie miasta. Potrzebował coraz niebezpieczniejszych sytuacji, by uzyskać potrzebny mu poziom stymulacji.
NACR: Wyraziłeś przekonanie, że progresja nałogu nie zawsze oznacza zmianę zachowań na coraz drastyczniejsze, ale czyż nie jest prawdą, że erotomani generalnie idą ścieżką eskalacji: od fantazjowania, przez onanizm do pornografii, od dłuższych romansów do jednorazówek i anonimowego seksu?
Mark: Większość erotomanów podlega pewnym podstawowym schematom. Myślę, że fantazjowanie jest u nich regułą. Dlatego w terapii głównym ich zadaniem jest prześledzić, jakie są ich korzenie. Na co wskazują? Kiedy się zaczęły? Czego, jakich tematów dotyczą? Co mówi to o duchowym i emocjonalnym stanie danej osoby?
W każdym przypadku fantazjowanie jest ścianą konstrukcyjną budowli, jaką tworzy uzależnienie od seksu. Bardzo blisko spokrewniona z nim jest masturbacja. Jest ona również niemal regułą i można porównać ją konstruktorsko do tzw. ściany nośnej.
Również szeroko rozpowszechnione są wśród erotomanów i obsesyjne zauroczenia, i używaniepornografii – od materiałów erotyzujących po tzw. twardą pornografię.
Na warsztatach, jakie prowadzę w ramach Amerykańskiego Stowarzyszenia Rodzin, te wzorce pokazują się stale.
Niektórzy erotomani „dojrzewają” do prostytucji, do licznych romansów czy innych zachowań na jeszcze wyższych poziomach eskalacji. Zazwyczaj odsłaniają się też inne emocjonalne i duchowe problemy u tych, którzy dochodzą do ekshibicjonizmu, podglądactwa itd. – co Pat Carnes nazywa przejściem na tzw. drugi poziom erotomanii (Patrick Carnes: Out of the shadows, 1983). Trzeci poziom to pedofilia, gwałty i sadyzm. Jednak wiele uzależnionych osób nigdy nie przekracza granic fantazjowania, masturbacji oraz pornografii.
NACR: Mimo to poziom krzywd czynionych sobie przez te osoby tak samo je zaburza i niszczy.
Mark: Absolutnie tak. Wszystkie te podstawowe czy powszechne składowe erotomanii tak samo izolują erotomana od leżących u podłoża problemów emocjonalnych i duchowych. Są włączone w proces nieodczuwania. A takie odrętwienie i brak kontaktu z samym sobą działa niszcząco na życie uczuciowe, duchowość i relacje międzyludzkie.
NACR: Wiele uzależnionych osób, które dowiadują się czegoś o erotomanii, ma poczucie przytłoczenia i braku nadziei, opowiedz więc jeszcze o źródłach nadziei. Czy jest dla nich jakiś ratunek i gdzie mogą znaleźć pomoc. Bo przecież dziś ich sytuacja nie jest bez wyjścia.
Mark: Na szczęście jest ratunek. Przez ostatnie dwadzieścia lat dowiedzieliśmy się bardzo wiele o erotomanii i o tym, jak się z niej leczyć.
Pierwsze programy w tym zakresie zaczęły się tworzyć z końcem lat siedemdziesiątych. Przedtem terapia nie miała prawie nic do zaoferowania erotomanom, nie umieliśmy nawet choroby zdiagnozować. Budowanie form pomocy i leczenia to kwestia ostatniego dwudziestolecia, ale wiele programów już się ukształtowało.
Dzisiaj istnieją w USA różnorodne wspólnoty adaptujące do leczenia erotomanii Program 12 krokówAnonimowych Alkoholików, są już także ośrodki leczenia zamkniętego i liczne poradnie prowadzące ambulatoryjne warsztaty.
Rośnie też liczba terapeutów pracujących w tej dziedzinie, wielu z nich poznało proces trzeźwienia na własnej skórze i trudno o lepsze praktyczne wyszkolenie.
Kiedy ja trafiłem na leczenie, w całym kraju (i świecie) istniał tylko jeden ośrodek: Golden Valley Treatment Center w Minneapolis i trochę grup SLAA w Massachusetts. Dziś ośrodek w Golden Valley nie istnieje, ale zdążył wyszkolić różnych klinicystów, którzy rozjechali się po kraju i zaczęli zakładać własne poradnie i programy.
NACR: Jakie rady dałbyś tym, którzy chcieliby znaleźć terapeutę kompetentnego w dziedzinie erotomanii?
Mark: Po pierwsze zadzwoniłbym do Państwowego Centrum Leczenia Erotomanii, gdzie dysponują listą terapeutów na całe USA. Także Oddział Informacyjny Amerykańskiego Stowarzyszenia Rodzin ma listę przeszkolonych terapeutów chrześcijańskich, którzy są w stanie pomóc.
NACR: Jest też dla chcących zdrowieć erotomanów kilka wspólnot Anonimowych Erotomanów opartych na programie Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików. (W Polsce Anonimowi Erotomani – samopomocowa wspólnota osób leczących się z uzależnienia od seksu i od miłości – istnieją od 1993 r. Obecnie grupy AE spotykają się w kilkunastu większych i mniejszych miastach). Co powiesz o różnicach między nimi i jak wybrać najodpowiedniejszą dla siebie?
Mark: Pewne różnice leżą w sposobie, w jaki te wspólnoty definiują trzeźwość. Trzeba pamiętać, że definicja seksualnej trzeźwości jest w przypadku erotomanii bardziej złożona niż w przypadku uzależnienia od alkoholu czy narkotyków.
Możesz nie pić czy nie brać do końca życia, ale celibat do końca życia nie zawsze jest najszczęśliwszym wyjściem dla erotomanów.
To jest jeszcze jedno podobieństwo między tą chorobą a obżarstwem. Żarłocy nie mogą przestać jeść na zawsze, ale mogą nauczyć się jeść tylko wtedy, gdy potrzebuje tego ich ciało, a nie emocje czy duchowa pustka.
Podobnie erotomani, którzy są w związkach małżeńskich, mogą odkryć, że seks ze współmałżonkiem, gdy przestaje być ucieczką przed bliskością, problemami czy negatywnymi uczuciami, a zaczyna tę bliskość dopełniać i wyrażać, jest na miejscu i jest bardzo pięknym przeżyciem.
Ponieważ zdefiniowanie seksualnej trzeźwości jest trudne, różne grupy różnie ją określają. Ale i tak zawsze decyduje o tym zbiorowe sumienie, coś w rodzaju grupowej dyskusji, która nadaje wspólnocie charakter narady, za którą stoją osobiste doświadczenia uczestników.
Anonimowi Seksoholicy mają najbardziej rygorystyczną definicję trzeźwości; dla nich każdy seks poza heteroseksualnym małżeństwem jest przekreśleniem trzeźwości i mimo to uczęszcza do SA wiele osób o orientacji homoseksualnej.
SAA (Sex Addicts Anonymus) nie mają tak moralizatorskiego podejścia i mówią o stałym związku partnerskim.
Wspólnota SLAA (Sex & Love Addicts Anonymus) jest jeszcze bardziej elastyczna: każdy sam określa swoją trzeźwość. Uczestnicy mają więc tutaj największą przestrzeń, ale i największą odpowiedzialność; jeśli nie będą wobec siebie bezwzględnie uczciwi, choroba boleśnie im to wytknie.
(W Polsce Anonimowi Erotomani rozróżniają przede wszystkim dwa pojęcia: abstynencję i trzeźwość, która jako proces postępujący – duchowo-mentalno-emocjonalne wzrastanie – nie daje się zdefiniować. Precyzyjnie określają tylko zasady abstynencji seksualnej.
Na podstawie własnych doświadczeń nie wątpią oni, że seks, który nie zaburza procesu zdrowienia, możliwy jest tylko w parze z partnerem w stałym i zawierzonym Sile Wyższej związku. Uczestnicy budujący związek po okresie odstawienia i wewnętrznej odbudowy wybierają taki sposób zawierzenia swojego partnerstwa Bogu, jaki odpowiada ich przekonaniom religijnym czy duchowym; jest to kontynuacja Kroku Trzeciego).
Generalnie jednak jest tak, że erotomani, którzy są na początku zdrowienia, tak ciężko przeżywają swoje obsesje i kompulsje, że nieważne są dla nich spory na temat szczegółów definicji trzeźwości. Dla nich marzeniem jest każda seksualna trzeźwość.
Jeśli więc masz w okolicy jakąkolwiek grupę AE, to już masz niezastąpioną pomoc. Jeśli w twoim rejonie jest wiele grup i działa kilka wspólnot AE, odwiedź wszystkie i wybierz tę, której charakter najbardziej ci odpowiada.
Pamiętaj, że potrzebni ci są ludzie, którym w praktyce od długiego czasu udaje się trzymać z dala od nałogowego seksu i nałogowej „miłości”, a nie zaciekli teoretycy od określonego typu przekonań. Trzymaj się osób, które w czynnej erotomanii były kiedyś tam, gdzie ty, a dziś funkcjonują w bez porównania zdrowszych obszarach.
NACR: Kiedy zaczynałeś swoją drogę, nie miałeś pewnie dostępu do takich grup?
Mark: To prawda. Istniały one w niektórych częściach kraju, ale nie tam, gdzie mieszkałem. Chodziłem więc przez pewien czas do klubu Anonimowych Alkoholików, choć nigdy nie miałem problemów z alkoholem i prawie nigdy go nie używałem.
W końcu paru facetów mnie zapytało: „co ty właściwie tutaj robisz?”. Wyjaśniłem, że jestem uzależniony od seksu i na czym to polega, a wtedy się okazało, że wszyscy oni też byli erotomanami. Stworzyliśmy więc swoją grupę Anonimowych Erotomanów, to było najlepsze, jedyne wyjście.
Do dziś erotomani w pewnych częściach kraju muszą się wykazywać taką przedsiębiorczością i zaczynać sami, we własnych grupach.
Inną możliwością jest znalezienie chrześcijańskich grup stosujących Program 12 kroków, takich jak OO (Overcomes Outreach), które są otwarte dla ludzi z każdym typem uzależnienia. Po więcej informacji na temat chrześcijańskiego zaplecza terapeutycznego dla osób borykających się z erotomanią odsyłam do internetowej strony Christian Alliance for Sexual Recovery.
NACR: Dziękuję za rozmowę.
Podobają Ci się treści publikowane na naszej stronie?
Wesprzyj nas!